Udostępnij:

Wiersze wybrane w grudniu 2019

Michał Krawczyk, Monika Maciasz, Krzysztof Pruśniewski ,Weronika Romańska

 

 

Michał Krawczyk

 

 

ELEUTERIA

 

Nie daj się porozlewać do szkatuł. Nie daj się zamknąć w pucharach świata. Twoje przepływy nie dzielą się na przeloty, ani przeloty na punkty do klasyfikacji. Szemrzące potoki idą w objęcia prądu, a prąd zawsze wie, co robi. W zasadzie to wszystko. Wszystko, płyń, i nie oglądaj się, kiedy niemieccy kibice krzyczą „zieh, Martin, zieh!”

 

KASZALOT

 

Wieloryb ale trójdzień jednorok

a w trzewiach umieszczon prorok

Niepotrzebny on trzewiom

 

Niniwitom był wyplut

jak glut

 

BEZ TYTUŁU

 

Mogą dziać się cuda, oczywiście, i – przynajmniej

nominalnie – wszystko się może zdarzyć. Czy jednak

rzeczy są odpowiednio skanalizowane, żeby mogły

bez żadnych kombinacji zadbać o swoją jednostkowość?

Kto wie, może w rozciągłość przestrzeni inwestuje

właśnie ten sojusz, na mocy którego wszystko się

tak ofiarnie darzy. Ktoś wie? Cisza. Legendarna

cisza wiekuistych przestrzeni.

 

 

ŻYLETA

 

Orzełek czy reszka. Przejmujemy część boiska mocniej oblodzoną. Zignorujmy linie – będziemy ćwiczyć wyłącznie stałe fragmenty. Zapóźnieni nowicjusze intensywnie trenują ostatnie podrygi. Żadnych doliczonych czasów, ani jednej zupełnej klasyfikacji. Liczy się tylko ćwiczenie fragmentów. Tak stanowi kodeks. Nie możesz wychodzić swoim pionkiem poza pole ani machać apaszką na znak rozgoryczenia. Wtedy traci się kolejkę. Potem trwa przeliczanie żetonów i robi się purpurowo, kiedy wychodzi na jaw, że znowu jest manko. Stabilni utracjusze stoją na jednej nodze i nie dają się sprowokować pytaniom obserwatora ze związku. Stoją i ronią, ale ani drgną. Kompozycja jest wciąż otwarta, tłumaczą sobie towarzyszki i towarzysze, transkrybując materiał wewnętrzny na kulturę fizyczną.

 

TROCHY

 

Promień przecięcia prostej

jak pół niczego

jak zegarynka

jak walki o flagę Antarktydy

jak błąd ortograficzny w języku Braille’a

jak zmienianie linii zmiany daty

jak spór o filioque

jak domeny internetowe wysp niezamieszkałych

jak nadawać telegram

jak znaczenia płynące drogą kropelkową

 

jak to tak? no jak?

 

ano jakoś tak.

chyba tak

 

.aq

 

 

 

 

 

Monika Maciasz

 

ZABAWA W POCHOWANEGO

 

lato było śmiałe a czereśnie pękały od światła

schodziła ze mnie skóra i lepiej rozumiałam jego krew

lubiłam jej słodycz biegać kwitłam nocą co dobra jak chleb

moje włosy jaśniały liczyliśmy je

spłynęły wodospadem napełnił nimi stągwie

zamieniliśmy je w wino piliśmy wieczorami

 

 

ŚWIATŁO SPÓJNE

 

geometria fal co mnie budzi tłum porusza się w próżni

tańczy a to mi w sercu zakwitło wrzosem i wrzaskiem

otwieram oczy większe od planet widzę tabernakulum

miasta bez tła peryferii chcę ten obraz zdjąć z oczu i

wiatr niech zniesie horyzont bo cień jest zazdrosny o czas

cień jest z konfliktu światła i nocy cień jest podobny do dymu

larwy wychodzą nam z płuc by stukrotne dzięki zanieść do

słońca sól w nasze mięso światło z solnej lampy światło

zbliżasz się po mlecznej drodze z piersi pełnej pożywnej bieli

 

 

KRONOS KAIROS I BURZA

 

patrzę w przestrzeń czyli w czas i trzymam kciuki

na koronce. słowo stało się zgodą i ciałem

(koraliki

pachniały różą)

przy pierwszej komunii razem z rowerem dostaję

lanie bombonierkę i tamagotchi

cała alba pachnie ogrodem (lat

9)

dziś wszystkie sukienki pachną ziemią (lat

25)

 

 

RÓŻOWE TRÓJKĄTY 2.0

 

poziom męstwa określa skala krzyku

pamiętaj synku jesteś tarczą

sterem białym żołnierzem

nosisz spodnie więc wpierdol

jesteśmy białą rasą białą siłą

na białku na białym koniu na białym

z okazji dnia lamusa zapal na torcie race

husaria nadchodzi tęcza

płonie babilon płonie

płoną nasze polskie serca w nich bozia

płonie że wstydu nie masz

tu się zaczyna polska tu się kończy

 

 

PATRZYŁ W PRZESTRZEŃ CZYLI W CZAS

 

lato było śmiałe a czereśnie pękały od światła schodziła

ze mnie skóra i lepiej rozumiałam jego krew lubiłam jej

słodycz biegać kwitłam nocą co dobra

jak chleb moje włosy jaśniały liczyliśmy je (spłynęły

wodospadem) napełnił nimi stągwie zamieniliśmy je

w wino piliśmy wieczorami

woń ciągnie się jak rozprute prześcieradło

a źrenice są większe od nieba

wraz z wiekiem zmieniłam kolor zyskał barwę

czystość zmieniłam na karmazyn

już dawno wyrosłam (z) a(l)by

zachować fason wciąż noszę sukienki

 

 

LA PETITE MORT

 

śmierć (kto widział od takiego słowa zaczynać wiersz?

Rafał Wojaczek

 

najpierw była mała późnej urosła jak mi

zakwitniesz niepotrzebnie śpiewałam

kołysankę szybko pożałowałam piosenki

bałam się że nie jestem trawą bałam się że zaświecę

chwasty wysoko ponad pszenicą więc się nie boję

to jedyne co zostało po małej duża zasiała

popłoch duża dojrzewa pod ziemią na niej

czarne orchidee zasadziłam kwiaty

dzisiaj brak mi pieniędzy i woli ale mam

kilka anegdot czyste ręce wolność i wonność

rodzi muzykę nadaje zapach dużej na jego

ciele wspina się robak karmię go jabłkiem

podobno włosy rosną nawet umarłym

 

 

 

 

Krzysztof Pruśniewski

 

SYZYFOWY LIST

 

nikomu niepotrzebną garść słów do niczego

wrzuciłem w kompletnie zbędne

zdanie bez sensu

 

nikogo nieobchodzącą treść o niczym ważnym

przekazałem do akceptacji

nikomu szczególnemu

 

nic nieznaczący urywek moich nic niewnoszących przemyśleń

zostawiłem do własnej

niesprawdzonej wiadomości

 

 

 

PORZĄDEK

 

odchodzili nieliczni

w chwale przy wtórach

marszów żałobnych z lamentem

pozostałych

 

pozostali umierali niesprawiedliwie

w słusznych sprawach

za kawałek wolności

ochłap chleba

za innych

 

wszyscy inni

po prostu zdychali

bez wieści

 

 

MIGAWKA

 

zaglądam głębiej

w rozmazany obraz

lekko dotykam nieostrych konturów

badam szerzej poruszone tło

 

niewyraźne postacie

machają do mnie na powitanie

lub pożegnanie

 

gdybym tylko miał trochę więcej czasu

przestałbym patrzeć

przez palce

 

 

 

W SZTUCZNYM ŚWIETLE

 

zgęstniało nam

poruszamy ciałami tylko trochę

dając michę psu

przewracając kartkę od niechcenia

nucąc

 

brodzenie daje czas

na inne zajęcia

zdalnie sterowane zainteresowania

przełykanie

 

co się stanie mimo to?

wylosujemy jeśli podpełznie

 

 

W OBJĘCIACH

 

już pędzę już mnie nie ma

kiedy minę kiedy dotrę

zostaw uchylone zostań

to się uda to wszystko

na pewno na zawsze

obiecaj

 

 

 

 

 

ANKIETA

 

w czym chcesz być dobry?

 

w byciu człowiekiem

w mówieniu prawdy

w ciszy

 

to się nie może udać

w jednym życiu

 

 

 

PODSTAWA PROGRAMOWA

 

wieczorem odmówić wiersz

lub wyrecytować modlitwę

rano dyktować

warunki

 

 

 

WSZYSTKO JUŻ BYŁO

 

Czas leniwie wisi sobie na trzepaku

głową w dół

długimi włosami bujając w Obłokach

 

Spokój parzy w Dal

która jest bliska płaczu

z powodu zdartego kolana

 

Sen objął Śmierć

drugą rękę kładąc na jej udzie

co wywołało Śmiech grający

w kapsle na trasie pochodu

 

 

SPEKTAKL

 

siedzę w dobrym czterdziestym czwartym rzędzie

kat prowadzi skazańca

szubienica zdecydowanie za wątła

żeby udźwignąć wszystkie jego winy

brawa jeszcze przed egzekucją

rzucanie obraźliwych okrzyków otuchy

nie czekam na odczytanie wyroku

wychodzę przed końcem i wtedy

zdejmują mi kaptur

 

DEPOZYT

 

ci którzy daliby się pokroić

za swoje słowa

są cieczą

 

 

SKANDAL W NEKROLOGACH

 

zlot podmiotów lirycznych

zakończył się bez słowa

poobrażano się

na śmierć

 

 

UNIKI

 

Jak zwykle

nastały ciężkie czasy teraźniejsze,

dlatego szczęśliwi, którzy

już byli

lub dopiero będą.

 

 

 

 

Weronika Romańska

 

 

 

DLA PRZYSZŁYCH PRZYKROŚCI

 

Zdarza się ciemność nachodząca na siebie

w nieskończoność. Pełnia to jedyny święty

w którego wierzę, patron wszystkich samobójców.

Podobni do maku, tak samo przechylają głowy

 

na cienkich szyjkach. Łamią się pod naporem

światła i pędu przejeżdżającego autobusu. Nocą

coś w nich rozkwita. Cały mikroklimat. Świat

niełatwopalny bez podlania paliwa.

 

 

***

 

Zawsze kiedy modliłam się żebyś przyszedł,

byłam bardziej sama. Jeśli błagałam o pomoc,

cierpienie stawało się nie do zniesienia. Teraz

 

o nic nie proszę. Ból utwardza coś co istnieje

poza ciałem, kruszeją kości. Pode mną tyka bomba

i w końcu pierdolnie, po to żeby zalać cały syf, który wylazł

na wierzch, bo śnieg rozpuściła wiosna.

 

 

 

 

BEZ TYTUŁU

 

W chwili kiedy pomyślisz, że nic cię już nie wystraszy

okazuje się, że przechodzisz przez

miasteczko, gdzie w każdym domu widnieją puste

okna, a na wszystkich parapetach lepiona matka

 

boska. Od progu do progu leci ta sama

melodia i nikt nie śpiewa jej tekstu, bo

się przejadł. Dostatek to podobno błogosławieństwo

i bezpieczeństwo. Wierzących łączy

lęk, żelazny knebel, krzyż. Wiążę: nie

 

bluźnij. Cierpiących, a potem klęczących:

to musi być szereg zaburzeń. Tutaj

w nie twoim świecie anioły wywleczone

na lewą stronę, spacerują tyłem do przodu.

 

 

ZAKLUCZENIE

 

Granica lamperii prowadzi wzrok na przybrudzoną, dwuwarstwową

tafle. Pierwsza to szkło, druga to deszcz. W powietrzu mokro i dym

spaceruje w kierunku rozszczelnionego okna. Zamknięte

tak dawno, że nikt już nie pamięta gdzie klucz. Zamek

którejś zimy ktoś próbował zakleić taśmą, bo wpadał tamtędy

chłód. Teraz w miejscu dziur jedynie zakurzony klej uwypukla

 

miejsce defektów o które i tak nikt nie dba. Siedzisz przy stole,

dłońmi kartkujesz niewielki notatnik i masz plany ze mną

na wieczór, noc, dłużej. Bardzo chciałeś się ogolić, ale zabawne,

bo awaria wody na całej ulicy nie pozwala ci się ruszyć i wiem,

że to moja głowa. Nasączony obraz pęcznieje i pęka.

 

 

 

RÓŻNICA MIĘDZY NAMI JEST TAKA, ŻE KTÓREŚ NIE ISTNIEJE

 

Wiersze mogą jeszcze trochę pożyć

w czystym krwiobiegu. Świat,

a w nim idealny podział

 

na lepszych i gorszych.

Wiem, że Bogu na podobieństwo ludzi

tak samo wszystko przecieka

przez palce. Majaczył, że dotyka ukochanej

buzi. Tak powstały pola, góry i wiatr. Wokół szyi

coraz więcej pętli. Poznałam pana

 

raka, jego smutne oczy i złośliwy

uśmiech, kiedy się mówi, żeby korzystać

ile można,

a on ma głowę w chmurach

i myśli, czy niebo jest ciężkie.

 

 

 

KLUCZENIE

 

Wiem, że nie przyjdziesz, więc układam

 

ubrania na półkach, przecieram kurze

z okładek książek, zmywam wszystko

i ściele, a potem wymiotuję. Któregoś dnia

 

to mi się popierdoli i poukładam kurz

na ubraniach, poprzecieram kolana

okładkami książek, później zwymiotuję

 

pachnącą i czystą pościelą. Noc

jest, żeby przetrwać widoczne. W ciemniach

wywołuje się najlepsze zdjęcia. Mogę myśleć

 

o dotykaniu majaków. Perfekcyjne zabijanie czasu.

 

 

ODPŁYWY

 

Powódź wyrwała ze snu lwią część miasta. Koty

wybudziły bocianie gniazda. O drugiej nad ranem

brzmią płaczem niechcianego dziecka. Noc – czarna

nalewka przed którą strach nie pozwoli nazwać siebie

wybrańcem, popaprańcem. Głusi mogą spać w naznaczonych

miejscach, nawet jeśli wtedy najgłośniej słychać szept

 

modlitwy, to i ja modlę się, żebym ogłuchła. Zaczynam

wierzyć, że nigdy nie przyjdziesz. Zmyślam twój wygląd

i to jak wokół świat przeistoczysz, jedynie patrząc. We mnie

pojawia się drzewo, jego zbyt cienkie gałęzie

nie udzwigną tylu samobójców.

 

 

Odsłuchaj treść artykułu
Skip to content

Zapisz się do naszego newslettera

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych (pokaż całość)