Udostępnij:

Dodano:

22.01.2018 15:03

1/2018: Agnieszka Sabor: SILVA RERUM

O trwającej właśnie w krakowskim Muzeum Narodowym wystawie # dziedzictwo pisze się, jak na polskie warunki, całkiem sporo – przy czym częściej dają się słyszeć głosy krytyczne. Moim zdaniem: zbyt krytyczne. Być może bierze się to z pewnego nieporozumienia. Komentatorzy wpisują przedsięwzięcie w kontekst bieżącego, jakże ostrego sporu politycznego; chcieliby też, by stanowiła ona kolejny element rozliczenia się z przeszłością. Jedni wskazują więc na zbyt idylliczne potraktowanie kwestii wieloetniczności dawnej Rzeczypospolitej, inni twierdzą, że nie uwzględniono problemów społecznych, które zdeterminowały naszą historię (dlaczego nie ma tu Jakuba Szeli?, pytają), jeszcze inni mówią o martyrologiczno-mocarstwowej wizji polskości.

 

Obawiam się, że mimowolnie pewną rolę w kształtowaniu się recepcji krakowskiej prezentacji w naszych szalonych czasach mógł odegrać fakt, że jej autor, Andrzej Szczerski – jeden z najzdolniejszych i najwszechstronniejszych historyków sztuki młodszego i średniego pokolenia, mocno podkreślający swoją apolityczność – jest w życiu prywatnym bratem bliskiego współpracownika prezydenta Andrzeja Dudy. Przyznaję również, że kurator sam podsunął interpretatorom fałszywy trop, w licznych komentarzach (ale także w finale ekspozycji), odwołując się do legendarnego Polaków portretu własnego Marka Rostworowskiego, który w 1979 roku obejrzało ponad 81 tysięcy widzów; wydaje mi się, że obecne przedsięwzięcie ma zupełnie inną naturę (a jednocześnie porównywalną już chyba frekwencję).

Wreszcie pewnym obciążeniem wydaje mi się sam tytuł – inaczej niż autor wystawy rozumiem bowiem pojęcie „dziedzictwa”. Ma ono dla mnie charakter bardzo ambiwalentny, mieści się w nim zarówno to, co dobre, jak i to, co złe: a więc i Wawel, i poniemieckie budownictwo krakowskiej ulicy Królewskiej z czasów okupacji. I warszawski Pałac Kultury, oczywiście. W moim przypadku kilkakrotna wizyta na wystawie w MNK była raczej wędrówką przez fascynujący „las rzeczy”, jakże ważny dla naszej tradycji: od podczaszego żmudzkiego Medekszy, żyjącego w czasach Jana Kazimierza, aż po Konwickiego i Stachurę – posługujących się od czasu do czasu tą samą, niejednorodną, wielowątkową formułą literackiego silva rerum, która łączyła odświętność z codziennością, a banał z oryginalnością i która pozwalała na tej samej stronie zapisać recepturę na domową nalewkę oraz wersety miłosnego sonetu wysokiej próby.

Miałam też poczucie przechodzenia przez labirynt polskości, trochę jakby z gry komputerowej, w którym co jakiś czas znajduje się jakiś „bonus” albo zadanie do wykonania (widzu, skonfrontuj się z obiektem, który właśnie zobaczyłeś – skoro znajdziesz tu egzemplarz Biblii Ostrogskiej w języku starocerkiewnosłowiańskim, to może zastanowisz się, zanim napiszesz kolejny antyukraiński komentarz w internecie; jeśli przyjrzysz się pomysłom Edmunda Erdmana, wołomińskiego Żyda, który na długo przed wynalezieniem internetu tworzył podstawy współczesnej infografiki, to może następnym razem zamalujesz antysemickie hasło na murze). Wrażenie przechodzenia przez gęsty las albo gigantyczny labirynt musiał mieć również kurator wystawy, penetrując nieprzebrane magazyny krakowskiego Muzeum Narodowego – pełne arcydzieł, ale i przedmiotów na pierwszy rzut oka niepozornych, które z jakichś powodów uznano za ważne do tego stopnia, by przechować je w „skarbnicy zbiorowej pamięci”.

Bo też # dziedzictwo to przede wszystkim wielki hołd dla tej instytucji, zwłaszcza zaś dla jej obywatelskiego charakteru. Autorzy wystawy, na której znalazło się ponad sześćset obiektów – wyłącznie z kolekcji MNK – zaznaczyli to już na wstępie, otwierając ją trzema wzruszającymi dokumentami: pierwszą księgą darów dla muzeum (z lat 1879‒1894), gdzie pod numerem pierwszym zapisano Pochodnie Nerona Henryka Siemiradzkiego, dalej Statutem Muzeum Narodowego w Krakowie uchwalonym przez Radę Miejską w 1883 roku, wreszcie: aktem erekcyjnym Gmachu Muzeum Narodowego z 1934 roku.

To coś bardzo ważnego: dziś zdajemy się zapominać, że Muzeum Narodowe w Krakowie nie powstawało jako instytucja państwowa, ale jako inicjatywa oddolna, obywatelska. Tolerowana co prawda przez władze zaborcze, ale możliwa tylko i wyłącznie dzięki staraniom samorządu miejskiego, artystów i mecenasów, tych wielkich, jak Feliks Manggha Jasieński, Emeryk Hutten-Czapski czy Erazm Barącz, ale i tych, którzy przekazywali jedynie „drobiazgi”. Pytanie, które powraca podczas zwiedzania wystawy, brzmi więc: co sprawiało, że darczyńcy Muzeum przekazywali mu takie właśnie, a nie inne obiekty? Nie decydowały przecież o tym ani względy polityczne, ani propagandowe, ani wyznaniowe. Powtórzyć trzeba: wydaje mi się, że o scenariuszu decydował chyba przede wszystkim szacunek wobec szeroko rozumianego poczucia obywatelskości twórców Muzeum, wobec imaginarium zdeterminowanego czasami, w których przyszło im żyć. A także chęć przypomnienia zapomnianych czy niedocenianych dzisiaj cywilizacyjnych osiągnięć Polaków – dokonywanych w nader niesprzyjających warunkach zaborów, odbudowy niepodległego państwa po 1918 roku czy peerelowskich ograniczeń.

Niewątpliwie jest to wystawa trudna w odbiorze: nonszalancka wystawienniczo, z jednej strony gęsta, niestroniąca nawet od efektu horror vacui, z drugiej natomiast jakby płynna, niedookreślona. Kolejne segmenty, opatrzone odpowiednim hasztagiem: #geografia, #język, #obywatele, #obyczaj, #sztukawspółczesna, pozostają obszerne i niejednorodne. I tak np. w części poświęconej geografii znajdziemy zarówno mapy dowodzące zmienności polskich granic (aż do całkowitego zniknięcia Rzeczypospolitej), jak i pamiątki związane z eksploracją przez Polaków dalekich lądów, przywołujące takie postaci jak Ernest Malinowski, Jan Kubary, Paweł Strzelecki czy Adam Joachim Kulczycki (kto dziś pamięta, że ten ostatni założył pierwsze w Oceanii obserwatorium astronomiczne?).

Duże wrażenie robią fotografie Stefana Szolca-Rogozińskiego, Polaka niemieckiego pochodzenia, członka towarzystw geograficznych w Paryżu i Londynie, który na statku „Łucja Małgorzata” (pod banderą z warszawską Syrenką!) popłynął do Kamerunu. Portretował tamtejszych mieszkańców, przedstawiając ich z szacunkiem, a nawet podziwem – w pełnych godności, dumy pozach. A pamiętajmy, że były to czasy brutalnego kolonializmu, czasy, kiedy w nieodległym Kongu w imię belgijskiego zysku dokonywało się ludobójstwo.

Czyżby za tą postawą kryło się poczucie pewnej solidarności polskiego badacza, który sam wywodził się przecież z kolonizowanej w XIX wieku kultury? W tym kontekście zestawienie kartograficznego zapisu wzrostu i upadku Rzeczpospolitej z dowodami na międzynarodową aktywność Polaków – przymusowych, popowstaniowych emigrantów staje się logiczne i uzasadnione. Tak jak logiczne jest dołączenie do tego zestawu arabskojęzycznych plakatów, którymi na Bliskim Wschodzie opowiadała o Polsce armia Andersa podczas II wojny światowej.

Takich nieoczywistych powiązań, zaskakujących zestawień jest zresztą na wystawie więcej. Bo czy na co dzień zdajemy sobie sprawę, że naszym dziedzictwem – jeśli idzie o język, czy szerzej: komunikację – są nie tylko dzieła Kochanowskiego, Mickiewicza czy Norwida (prezentowane w MNK w autografach bądź w zaskakujących nieraz wydaniach), ale także esperanto stworzone przez białostockiego okulistę Ludwika Zamenhofa, wspomniany już wcześniej system ideogramów Edmunda Erdmana czy mnemotechniczne tablice Antoniego Jaźwińskiego, którego metoda zapamiętywania faktów była niezwykle popularna w szkolnictwie Europy i Ameryki w połowie XIX wieku?

Zresztą, tak objawia się najbardziej znaczący aspekt tej wystawy: zaciekawienie światem. Pełno tu polskiej „lokalności”, czasem wręcz stereotypowej: akwarel z widokami dworków, cerkiewek i synagog, swojskich krajobrazów z wierzbami i malwami wspartymi o płoty… Ale owa lokalność otwiera się na świat, pozwala np. odkryć paralele między piktorialnymi pejzażami fotograficznymi Jana Bułhaka a… drzeworytami Utagawy Hiroshige z serii Sto słynnych widoków Edo (pamiętajmy, że propagator grafiki japońskiej w naszym kraju, Feliks Manggha Jasieński, widział w niej dobry wzorzec dla polskiej sztuki narodowej).

Oczywiście, wśród sześciuset prezentowanych obiektów znaleźć można sporo arcydzieł czy przedmiotów „ikonicznych”. Jest tu słynny denar Bolesława Chrobrego, są obrazy Michałowskiego, Sichulskiego, Waliszewskiego, Nowosielskiego, są wspaniałe Planty o świcie Wyspiańskiego… Ale to nie one budują trzon narracji – co zresztą wydaje się świadomym zabiegiem, skoro Matejko nie jest reprezentowany np. monumentalnym Hołdem Pruskim, ale dokumentacyjnymi fotografiami Awita Szuberta, których celem było upowszechnienie cyklu Dzieje cywilizacji w Polsce.

Wielką, największą chyba frajdę na tej wystawie daje wyszukiwanie drobnych, ale znaczących „smaczków” – niegdyś reprodukowanych w sporych nakładach, całkiem niedawno dość powszechnie dostępnych. Takich jak cykl ilustracji, które Jan Marcin Szancer przygotował do książki Wandy Chotomskiej pt. Abecadło krakowskie: każdej literze odpowiadał w niej wizerunek jednego z krakowskich zabytków. I uwaga: jeden z nich przedstawia modernistyczny blok z Nowej Huty.

Autorzy wystawy nie uciekają bowiem od dziedzictwa PRL-u, wprost przeciwnie, starają się je dowartościować – przede wszystkim architekturę (przypomnijmy, że Muzeum Narodowe w Krakowie stało się ostatnio właścicielem budynku dawnego hotelu Cracovia, arcydzieła późnego modernizmu, które o mało nie zostało zniszczone przez poprzedniego inwestora) oraz szeroko rozumiane sztuki użytkowe. Przyznaję: dopiero na wystawie # dziedzictwo dostrzegłam geniusz projektu meblościanki stworzonej na przełomie gomułkowszyczny i gierkowszczyzny przez Bogusławę i Czesława Kowalskich. Ten paździerzowy, przaśny mebel okazuje się arcydziełem ergonomii i czułości wobec człowieka wtłoczonego w peerelowskie blokowisko. Śmiało odnajduje swoje miejsce wśród słynnych, zakopiańskich mebli, które zdobiły niegdyś wille Pawlikowskich, czy Korwin-Kossakowskich.

Kiedy przechodzimy przez zaproponowany przez Andrzeja Szczerskiego labirynt, zaczynamy dostrzegać coś jeszcze. O ile bowiem często myślimy o naszej współczesności w kategoriach zerwania, ruptury, wypalonej ziemi, o tyle #dziedzictwo pozwala nam zauważyć ciągłość, następstwo, kontynuację.

Patrząc na równie ascetyczne co tajemnicze sitodruki Władysława Pluty, ukazujące zimę w Tatrach za pomocą surowych, ostrych, lakonicznych eksperymentów literniczych, zastanawiam się, czy mogłyby powstać, gdyby nie stary i młody Witkiewicz, gdyby nie Skoczylas i Stryjeńska, gdyby nie międzywojenna architektura schronisk górskich, gdyby nie atmosfera Kasprowiczowskiej Harendy… Podziwiając dojrzale naiwne, odnoszące międzynarodowe sukcesy ilustracje małżeństwa Aleksandry i Daniela Mizielińskich, zastanawiam się, czy byłyby możliwe bez tradycji Jana Marcina Szancera, Bohdana Butenki, Józefa Wilkonia.

Jest coś jeszcze. Wskazówka, którą dostajemy dopiero na końcu: instalację złożoną z kostek przypominających nieco te z gier hazardowych. Na ścianach każdej z nich znalazły się kadry ze znanych polskich filmów, podobizny popularnych postaci (także celebrytów), zdjęcia z koncertów rockowych i akcji społecznych. Spróbuj odnaleźć w tym wszystkim siebie – oto zadanie.

 

Agnieszka Sabor

 

# dziedzictwo, Muzeum Narodowe w Krakowie. Kurator: Andrzej Szczerski. 23 czerwca 2017–14 stycznia 2018; wystawie towarzyszy obszerny katalog.      

Odsłuchaj treść artykułu
Array ( [post_type] => post [posts_per_page] => 8 [post_status] => publish [orderby] => Array ( [meta_value_num] => DESC [date] => DESC ) [meta_key] => sticky_post [ignore_sticky_posts] => 1 [tax_query] => Array ( [0] => Array ( [taxonomy] => category [field] => term_id [terms] => Array ( [0] => 470 ) [operator] => NOT IN ) ) [category__in] => Array ( [0] => 15 ) [category__not_in] => Array ( [0] => 470 ) )

AKTUALNOŚCI

Dodano: 08.01.2025 10:57

Koncert wokalny „Droga do Betlejem”

19 stycznia w Żórawinie odbędzie się koncert "Droga do Betlejem - z kolędą przez świat" w wykonaniu Kwartetu Głosów z wrocławskim basem-baytonem, prof. Bogdanem Makalem, na czele. pokaż więcej »

Dodano: 07.01.2025 13:36

MIESIĘCZNIK „ODRA” 1/2025

Ile koalicji w koalicji? • Czy Polacy się zmieniają? • Świat z Trumpem na czele Rozmowa z prof. GOŁATĄ: O przyszłości ludzkości • Rosja donosząca • SZPET Nad „Notesami” Wajdy • JASTRUN: Opowiadania • TURANT: Z podróży Było nie było GRZYWACZA • HARLENDER • Biennale Musica w Wenecji Wiersze: SENDECKI, WILDEN • Literatura w „niebycie” […] pokaż więcej »

Dodano: 03.01.2025 01:00

WARSTWY Sinta Werner

Narracja wystawy „Warstwy“ niemieckiej artystki Sinty Werner zbudowana została wokół wrocławskiego modernizmu jako kulturowej spuścizny Wrocławia i istotny element tożsamości tego miasta. Zachęcamy do obejrzenia nowej wystawy w Galerii FOTO-GEN. 18 stycznia o godz. 19.00 zapraszamy na UKRYTY WYMIAR | Pruski live act - koncert ambientowy, który w dialogu z wystawą Sinty Werner, przeniesie ideę przenikających się warstw na grunt muzyczny. pokaż więcej »

Dodano: 16.12.2024 08:56

Wystawa: Glass without Borders

W Muzeum Karkonoskim w Jeleniej Górze trwa wystawa dzieł szkła artystycznego powstałych w ramach tegorocznej edycji projektu "Glass without Borders. Dolnośląskie Warsztaty i Sympozjum Szkła Artystycznego i Designu". pokaż więcej »

Dodano: 30.11.2024 00:00

Karolina Jaklewicz. Geometria w stanie napięcia

Wystawa będzie pokazem retrospektywnym obrazów, wybranych ze wszystkich cykli artystki namalowanych pomiędzy 2002 i 2022 rokiem. Towarzyszy jej w pełni ilustrowany, dwujęzyczny katalog, wydany przez OKiS pod redakcją Doroty Monkiewicz z tekstami Leszka Koczanowicza, Luizy Nader, Piotra Lisowskiego i Doroty Monkiewicz. pokaż więcej »

Dodano: 26.11.2024 00:00

4th Jeju Biennale 2024 w Korei Południowej

26 listopada rozpoczęło się 4th Jeju Biennale 2024 w Korei Południowej. Do udziału w tegorocznej edycji zaproszeni zostali Anna Pilawska-Sita oraz Michał Sita, którzy odbyli podróż badawczą w głąb południowo-koreańskiej wyspy śladami bunkrów, jakie pozostawiła cesarska armia japońska podczas kontrolowania Jeju w latach 1910-1945. Mieliśmy ogromną przyjemność wspierać ten projekt i uczestniczyć w wystawie Biennale w Jeju Museum of Art. pokaż więcej »

Dodano: 25.10.2024 13:00

Maria Michałowska. Na końcu tej drogi być może znajdę lustro

W Muzeum Architektury we Wrocławiu trwa wystawa „Na końcu tej drogi być może znajdę lustro", która prezentuje najważniejsze prace ze wszystkich okresów twórczości wrocławskiej artystki Marii Michałowskiej - obrazy, rysunki, fotografie oraz liczne autoportrety. pokaż więcej »

Skip to content

Zapisz się do naszego newslettera

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych (pokaż całość)