X

MIESIĘCZNIK „ODRA” 7-8/2025

SURDYKOWSKI, DUDEK: powyborcze bilanse • ORZECHOWSKI: Lęki Zachodu

MIODEK: Naprawdę nowa polszczyzna • DYMKOWSKI: Historia znów zaskakuje

Różanowski: ADORNO vs jazz • CZYCZ nieznany • Pierwszy GOMBROWICZolog

Porządki wg LE CORBUSIERA • Nowa fotografia • Czarni artyści w Paryżu

KONTAKT • Burek • Literatura: CZERWIŃSKI, MAJERAN, ŠUSTKOVÁ, ZEGADŁO

 

SPIS TREŚCI 7-8/2025:

2 Jerzy Surdykowski: BITWA W NOWYCH DEKORACJACH

8 NIE TAKIE DRAMATY WIDZIAŁA POLSKA Z Antonim Dudkiem rozmawia Przemysław Szubartowicz

13 Katarzyna Zarówna: GLOBTROTER PO POLSKU

19 Maciej Dymkowski: HISTORIA ZNOWU ZASKAKUJE

25 Piotr Gajdziński: NOWY WSPANIAŁY ŚWIAT?

33 Marek Orzechowski: BRUKSELSKI SPLEEN

38 Jan Miodek TAK NAPRAWDĘ JAKBY NIESAMOWITY TEMAT

42 Marcin Czerwiński: WIERSZE

45 …BYŁEM WŁAŚCICIELEM GWOŹDŹCA I PIĘKNEGO SŁOŃCA NA ZACHODZIE Fragmenty wywiadu rzeki ze Stanisławem Czyczem

57 Mieczysław Orski: LITERATURA – NIEPOWAŻNE ZAJĘCIE

59 Marek Zybura: CZY GOMBROWICZ MOŻE BYĆ UWAŻANY ZA SENSACYJNE

59 ODKRYCIE LITERACKIE?

64 Ryszard Różanowski: DLACZEGO PROFESOR THEODOR W. ADORNO NIE

64 ZNOSIŁ JAZZU?

72 Marcin Zegadło: WIERSZE

74 Tomasz Majeran: DZIENNIK 2023

81 Tereza Šustková: WIERSZE

83 Zofia Tarajło-Lipowska: RADA NIERADA

89 Krystyna Kuczyńska: O PORZĄDKU WEDŁUG LE CORBUSIERA

95 Piotr Kosiewski: FOTOGRAFIA W NOWYCH CZASACH

101 Monika Pasiecznik: JAK ODCZYTAĆ AUGUSTYNA

103 Marcin Adamczak: SZPIEGOWSKIE NOWINY

106 Jan Topolski: INSTRUMENTY Z ODZYSKU

108 Jacek Sieradzki: ŻÓŁTY HELIKOPTER

112 Hubert Klimko-Dobrzaniecki: NIE BRAK WIZJI PO EUROWIZJI

113 Mariusz Urbanek: ZNAJDŹ DZIESIĘĆ RÓŻNIC: DLACZEGO RAFAŁ PRZEGRAŁ, A MICHAŁ NIE WYGRAŁ

 

NAD KSIĄŻKAMI

115 Karol Płatek: NIE PAMIĘTAM, OPOWIADAM

117 Anna Karczewska: MIĘDZY NAZIEJĄ A CHAOSEM

120 Jakub Skurtys: DWA I PÓŁ PROMILA MUSZTARDY

122 Radosław Wiśniewski: U TWARDOCHA BEZ ZMIAN

124 Rafał Kasprzyk: FANTOMOWE MIKROKOSMOSY

129 POCZTÓWKI LITERACKIE KAROLA MALISZEWSKIEGO

130 SYGNAŁY: PESTKA, POŁĄCZONE MUZEA, (NIE)STRASZNY POTWÓR

141 WERNISAŻE

143 INFORMACJE, KOMENTARZE

145 8 Arkusz: TERYTORIA OPRESJI

 

 

 

Odrę można czytać także online: na www.e-kiosk.pl www.nexto.pl

 

Wydawcy:
Instytut Książki
Ośrodek Kultury i Sztuki we Wrocławiu – Instytucja Kultury Samorządu Województwa Dolnośląskiego

 

Wydawnictwo dofinansowane z budżetu Samorządu Województwa Dolnośląskiego

Projekt wydawniczy pod nazwą „Ósmy Arkusz ODRY” w miesięczniku „Odra” dofinansowano przez Miasto Wrocław

 

Osiedla Kultury i Sztuki 2025

Osiedla Kultury i Sztuki to projekt, którego celem jest promocja dolnośląskich artystów na wrocławskich osiedlach. To również wyjątkowa forma współpracy kulturalnej realizowanej przez artystów, zespoły i grupy artystyczne, organizacje pozarządowe i grupy nieformalne wspólnie z Radami Osiedli Wrocławia. Dzięki dofinansowaniu Samorządu Województwa Dolnośląskiego

LIPIEC

Cykl warsztatów malarskich „Barwy tradycji”
17 lipca 2025/ godz. 17.00- 19. 00

Zapraszamy  na wyjątkowy cykl dwóch spotkań  warsztatów malarskich, które połączą sztukę, emocje i dziedzictwo kulturowe Dolnego Śląska. Będziemy wspólnie tworzyć kompozycje kolorystyczne i wzornicze inspirowane lokalnymi strojami ludowymi – ich ornamentyką, kontrastami barwnymi, subtelnym pięknem i opowieścią o tożsamości. Podczas spotkania: – przyjrzymy się wybranym wzorom i kolorom ze strojów dolnośląskich. Zajęcia są bezpłatne.
– porozmawiamy o kolorze jako znaku emocji
– wykonamy ćwiczenia z kontrastami i barwami dopełniającymi,
– stworzymy autorskie kompozycje malarskie, które będą opowieścią o nas samych, inspirowaną tradycją.

Miejsce:  Żernicki Park Sportu i Rekreacji przy ul. Rumiankowej
Zapisy:  mail anestka@gmail.com, tel. 501478646

 

“Sztuka obecności” – cykl warsztatów z rozwoju ducha i rąk”
 5, 12, 26 lipca 2025 –  zajęcia z ceramiki
29 lipca  i 5 sierpnia 2025 – zajęcia z makramy
Osiedle Osobowice we Wrocławiu we współpracy z Radą Osiedla Osobowice.
Warsztaty odbędą się w sali Stare Przedszkole, ul. Osobowicka 132

Cykl letnich warsztatów dla dorosłych łączących ceramikę i makramę jako formy sztuki, uważności i samopoznania. To spotkania z twórczością, która wycisza, prowadzi do wewnętrznej równowagi, i pozwala tworzyć z intencją. Powstaną unikalne dekoracje ścienne, biżuteria i kewitniki – efekty artystycznej pracy rąk i ducha.

Warsztaty artystyczne ”Naturalnie zaplątani” – tkanina i makrama
16,23,30 lipca 2025 – Tkanina artystyczna
19,26 lipca i 2 sierpnia 2025 – Makrama artystyczna.


Prowadzone przez artystów, we współpracy z Radą Osiedla Maślice
Warsztaty odbędą się w siedzibie Rady Osiedla na Maślicach, ul. Suwalska 11, 54-104 Wrocław

Pracując z naturalnymi włóknami stworzymy unikalne dekoracje inspirowane światem przyrody. To spotkanie ze sztuką zakorzenioną w tradycji, troską o środowisko i lokalną kulturę – twórczy czas w duchu slow life blisko natury i wspólnoty.

Bezpłatne warsztaty, przeznaczone dla lokalnej społeczności

 

CZERWIEC

6-8 czerwca 2025, 
DNI TRÓJKĄTA

7 czerwca 2025,
„Teatralny Dzień Dziecka”

 

Festiwal małych Prapremier 2025 w Wałbrzychu

Festiwal małych Prapremier to jedyny festiwal w Polsce prezentujący wyłącznie spektakle prapremierowe teatrów lalkowych, skierowane do publiczności dziecięco-młodzieżowej. Jest to wydarzenie ogólnopolskie o charakterze biennale.

Festiwal oferuje widzowi nie tylko obejrzenie wyjątkowych realizacji teatralnych, ale także interaktywny udział w performatywnych czytaniach najnowszej dramaturgii dla dzieci i młodzieży, rozmowach pospektaklowych, dyskusjach z twórcami spektakli, krytykami i pedagogami teatru.

FMP to ważne dla polskiej sceny lalkowej i jej publiczności miejsce wymiany doświadczeń i myśli twórczej, motywującej do interesujących poszukiwań repertuarowych oraz form inscenizacyjnych na miarę potrzeb i aspiracji młodego pokolenia.

VII edycja Festiwalu małych Prapremier odbędzie się w dniach 14 – 19 września 2025r.
Szczegółowy program Festiwalu już wkrótce  na: https://teatrlalek.walbrzych.pl/strona/vii-festiwal-malych-prapremier

Spektakle zakwalifikowane do VII edycji Festiwalu

  • Teatr niewidzialnych dzieci w reżyserii Przemysława Jaszczaka/ TEATR LALEK PLECIUGA W SZCZECINIE
  • Czarna owca, biały kruk w reżyserii Ewy Galicy/ TEATR ANIMACJI W POZNANIU
  • Zła dziewczynka w reżyserii Jakuba Krofty/ WROCŁAWSKI TEATR LALEK
  • Niezwykła historia Sebastiana Van Pirka w reżyserii Marka Zákosteleckýego/ TEATR LALEK GULIWER W WARSZAWIE
  • Inny w reżyserii Tomasza Maśląkowskiego/ ŚLĄSKI TEATR LALKI I AKTORA ATENEUM W KATOWICACH
  • O tym można rozmawiać tylko z królikamiw reżyserii Piotra Soroki/ LUBUSKI TEATR W ZIELONEJ GÓRZE
  • Siedem łóżek malutkiej popielicy w reżyserii Pawła Paszty/ TEATR H. CH. ANDERSENA W LUBLINIE
  • Ostatni sen Eugenii w reżyserii Doroty Abbe/ FUNDACJA GRA/NICE W ŁODZI

 

Organizator: Teatr Lalki i Aktora w Wałbrzychu 

    

 

Współorganizator: Ośrodek Kultury i Sztuki we Wrocławiu

Logo Ośrodka Kultury i Sztuki we Wocławiu

 

VII FESTIWAL MAŁYCH PRAPREMIER_ WAŁBRZYCH 2025 dofinansowano z budżetu państwa – ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego, budżetu Samorządu Województwa Dolnośląskiego oraz ze środków Gminy Wałbrzych.

        

 

Fotorelacja z Festiwalu Polskiego Performance (nie) Obecność w Pradze

Zapraszamy do obejrzenia fotorelacji z Festiwalu Polskiego Performance (nie) Obecność, który odbył się w Pradze 25 i 26 czerwca 2025.

Tematem przewodnim tegorocznej, drugiej edycji Festiwalu Polskiego Performans „(nie) Obecność” był tytuł jednego z dzieł znakomitej artystki współczesnej Jenny Holzer, która głównym elementem swojej twórczości uczyniła tekst. W pracy Protect Me from What I Want z 1982 roku wskazuje ona na walkę, jaka toczy się wewnątrz nas, na silny kontrast między ludzkimi pragnieniami a narracjami narzucanymi przez zbiorowość.

Więcej informacji o wystawie na stronie www.okis.pl/festiwal-polskiego-performance-nie-obecnosc-w-pradze/

Fot. stanbaranski

 

8 ARKUSZ. 6/2025

ÓSMY ARKUSZ ODRY

Poświęcenia

Kolejne dyskursy naukowe i mody literackie sprawiają, że trzeba przemyśleć towarzyszące im kategorie: od doświadczenia, przez traumę, ludowość, po błękitną humanistykę. Choć woda i wieś to bardzo kuszące kierunki, zwłaszcza jeśli chodzi o spędzanie wolnego czasu, w czerwcowym numerze Ósmego Arkusza postanowiliśmy jeszcze na chwilę przed wakacjami zająć się tematami może nawet zbyt poważnymi. Kategorie, takie jak ofiarnictwo, poświęcenie, zanikanie, coraz częściej pojawiają się w młodej literaturze. Postanowiliśmy zatem zaprezentować Państwu utwory, w których pojęcia te funkcjonują i pracują na różnych rejestrach, ale wszystkie poruszają ważne współcześnie problemy, zarówno w perspektywie jednostkowej, jak i ujęciu systemowym. Dlatego też do najnowszego numeru zaprosiliśmy Natalkę Suszczyńską, Joannę Bociąg, Agatę Jabłońską, Damiana Kowala i Pawła Kusiaka. Ponadto w numerze nowe tomy poetyckie recenzują Karolina Górnicka, Wojciech Kopeć i nasz redaktor.

Redakcja Ósmego Arkusza

 

Ilustracja Paweł Król

 

Natalka Suszczyńska

Słoik pełen kretów

Moja babka miała słoik pełen kretów. Trzymała go na stole. „Krety zawsze muszą być w zasięgu ręki”, mówiła i sięgała do słoika, gdy tylko była taka potrzeba. A była często, znacznie częściej niż w innych domach.

Każde z nas nosiło kiedyś na szyi krecią łapę. Była zasuszona. Dyndała na sznurku, była porośnięta futrem, wieńczyły ją ostre pazurki. Kiedy tylko któreś z nas skarżyło się na ból, babka mówiła „załóż łapę”. Nawet się nad tym nie zastanawiała, to była jej wersja „idź się połóż” albo „weź napij się wody”.

Babka uważała, że krecia łapa to remedium na wszystko. Kiedy byliśmy zupełnie mali, nosiliśmy ją, ząbkując, leczyła też kolkę. Starszym pomagała na artretyzm. Osoby w każdym wieku chroniła przed złym okiem. Jednak nikt nie chciał jej nosić dłużej niż trzeba. Udawaliśmy, że już nam lepiej, żeby babka powiedziała to swoje „oddaj łapę”, tak jak inni mówią pewnie „co tak leżysz?” albo „nie pij tyle, będziesz sikać w nocy”.

„Krety zawsze muszą być w zasięgu ręki”, mówiła babka i faktycznie ciągle odkręcała słoik, sięgała do niego raz po raz. Co mogę o tym powiedzieć? Śmierdziało wtedy strasznie. Do końca życia nie zapomnę tego zapachu.

Kazała nam żreć te krety. Na surowo, bo gotowany kret śmierdzi jeszcze gorzej, cały dom wtedy daje zgnilizną, tak się nie da żyć. Zatykaliśmy nosy i połykaliśmy krecie wątroby. Były mniejsze niż paznokcie małych palców. Zbierało się nam na wymioty. Nie mogliśmy wymiotować, bo babka zaraz wcisnęłaby nam następną wątrobę. Sytuacja zgoła mitologiczna, słoik zawsze pełen kretów.

Krecia krew pomagała na odporność. Piliśmy ją tak, jak inni piją zakwas.

Na niektóre dolegliwości brało się krecią głowę. To już były naprawdę fatalne przypadki. „Oj, będzie główka”, mówiła babka, gdy widziała na ganku takiego bladego, ledwo żywego pacjenta. I oni je jedli, a my wtedy rzygaliśmy za domem, w parach albo i trójkami.

Słoik zawsze był pełen kretów, ale żadne z nas nigdy nie widziało, żeby babka je zbierała. Skąd się brały? Czasem ją o to pytaliśmy. „Mam swoje sposoby”, odpowiadała wtedy. „To krecia robota”, dodawała czasem.

Wydaje mi się, że chodzi też o to, że lubiła na nie patrzeć. Dla niej ten słoik to było takie szczęście, jakim dla innych jest wazon pełen kwiatów. One też w pewnym momencie zaczynają śmierdzieć.

Były też inne amulety, nie tylko łapa. Babka wieszała nam na szyjach malutkie zawiniątka pełne krecich kości. Ostre krecie ząbki były mniejsze niż półksiężyce paznokci. To przynajmniej nie śmierdziało, nie wzbudzało w nas odrazy. Ale czy rzeczywiście chroniło? Trudno to sprawdzić, takie rzeczy bierze się na wiarę.

Serce kreta jest dla wybrańców. My go nie jedliśmy, ale babka tak. Od niego się zaczęło. Zjadła je i od razu rozszerzyły się jej źrenice, kolory zrobiły się bardziej kolorowe, a rzeczywistość się rozwarstwiła. Babka zobaczyła całe multiwersum i ukroiła z niego plaster. Od tej pory miała dostęp do wszystkiego, a jej ręka była pełna mocy.

„Babciu, babciu, ale dlaczego ty to zjadłaś?”, pytaliśmy.

Za każdym razem odpowiadała inaczej. Raz był to wynik zakładu, innym razem zwykłej ludzkiej ciekawości. Pchało ją ku temu mistyczne pragnienie albo ktoś okrutny zatkał jej nos i wepchnął do ust serce kreta. Ono też było mniejsze od paznokcia.

Zgadywaliśmy, ile kretów jest w słoju, tak jak inni zgadują, ile jest nasion fasoli. To była zakazana zabawa. Odzierała krety z należnego im szacunku, pozbawiała je powagi.

Babka zawsze wiedziała, kiedy któreś z nas kręciło się podejrzanie blisko słoja. „Nawet o tym nie myśl”, mówiła, gromiła nas wzrokiem.

W „Ile jest kretów?” i tak nikt by nigdy nie wygrał. Nie mogliśmy odkręcić słoika, żeby policzyć gryzonie jeden po drugim. To było zarówno obrzydliwe, jak i niedozwolone.

Babka zawsze wiedziała, kiedy któreś z nas kręciło się podejrzanie blisko słoja, choćby była kilometry od domu. Miała jakiś taki radar, ale i musiała mieć, w końcu ten słoik był jej bliższy niż my.

Babka zawsze mówiła, że krety są dla niej symbolem szczęścia.

Być może faktycznie tak było.

Babka żyła tak długo, że nie potrafiliśmy zobaczyć już w niej tej małej dziewczynki, która zjadła krecie serce. Wyobrażaliśmy ją sobie więc jako dziewczynkę z twarzą pełną zmarszczek, z siwymi włosami, z garbem, w tym samym fartuchu, w którym babka chodziła każdego dnia. Tego samego wzrostu, bo przecież w międzyczasie zdążyła się zdeptać.

Babka żyła tak długo, że nikt z nas nie zdążył się przygotować na jej śmierć. Myśleliśmy, że ona będzie zawsze, jak góra albo księżyc.

Pewnej nocy jej dom zniknął. Dosłownie; nie ma w tym przesady. Tam, gdzie wcześniej stał, została dziura po domu. Zniknął budynek, a wraz z nim wszystko, co było w środku, łącznie ze słoikiem i babką.

To była sprawka kretów.

Pieczołowicie drążyły tunele.

Aż tu nagle, pewnej nocy.

I po babce.

„Kret dał, kret wziął”, mówiło się od tej pory o jej życiu.

Nie wierzyliśmy, że tego nie przewidziała. Ale już nie mogliśmy jej o to zapytać.

Teraz, czyli wiele, wiele lat później, jej słoik z kretami stoi w muzeum. Nie wiadomo, skąd się tam wziął, ale to na pewno on. Zawsze byśmy go poznali, choćby i postawiono przed nami cały szereg wypchanych kretami słoików.

Na tabliczce obok jest napisane, że w środku jest 18 kretów. A więc nikt z nas nie zgadł.

Joanna Bociąg

wieczorem

jem biały chleb

piję słodką herbatę

przeraża mnie to bardziej

niż powrót ciemnym lasem

świat

rytm: jesteś dziś inny, okłamujesz mnie.

świat: dzięki kłamstwu nie odwracam się.

***

słowo „nie”: nie jestem tym, za co mnie bierzesz, ani tym, czym mógłbym być gdybyś mnie znał.

słowo „tak”: przychodzę, bo mam u ciebie dług.

Agata Jabłońska

nie lubię kopać z buta świata

wolę pogadać: taka ma widać być

moja praca dla nas • gonią mnie

myśli, których nie umiem pokazać,

świat jest zagadka a nie kopanka

taka jest prawda

każda miłość ma swoje kamienie:

to była bajka o zwyczajach

powiązanych z połączeniem jego i

jej, że gdzieś przy ścieżce kładli

kamienie przez wiele lat na

przypomnienie sobie o sobie

kiedyś mówiono o mnie: słońce

potem okazało się że jestem

kosmosem, innym razem chodziło

o mówienie cześć w pewien

specyficzny sposób i teraz

powiedz coś czego nie mówiłaś

wcześniej, może potężnym

jesteś modelem językowym

może tylko mięśniem?

wszystek jest algorytm, zmieniają

się zmienne, karzą kardynalne

w wenusie masz wodę, co jest

naprawdę ważne, gdzie masz

czerwoną flagę, hej • może to

że ta miłość podkarmiona lękiem

może ta moja wybiera ucieczkę

za dobrze pamiętam gdzie to

zwykle biegnie nie nie nie lu •)

bię kopać z buta świata, wolę pogadać

wolę się odbijać od wyzwania do wyznania

i zwykle potem spadam spadam

i spadam, świat jest huśtawka, świat jest

plac zabaw, pokaż cieszynkę, dziewczynko:

ostatnią zwrotką zawsze się budzę

w domu sama z miotłą, kot chce jeść

a pod brodzikiem mokro, życie jest

wielką przygodą

to boli i nie ma się

przed czym zasłaniać: tamta mała

to ja i jest tak samo sama jak ja od lat • ty

się odpalasz, ja wchodzę w tryb znikania

jestem cała w ranach i świat się zapada

moja garda jest harda ale będę płakać

tak jak i myślałam, że to coś znalazłam

tak mi to się kręci, choroba lubi wracać, biorę

się w garść, uczę się żyć sama: góry, dom i

praca, relacje to transakcje

emocje to iluzje, tylko ból jest naprawdę

tylko wstyd, że znów dałaś się nabrać kiedy

ktoś sobie pójdzie ‧ to jedyne uczucie które

cię cuci kiedy płyniecie w tym półśnie: czytam

w zeszytach siebie ćwierć wieku później

znam tamtą pannę naprawdę dobrze, nic

się nie zmieniło w głowie (ty głąbie, nie

wchodź w to mała, to nie jest świt, śnisz

kłamstwa: chcesz żyć, żyj sama, niech

on ci nie zasłania świata • weź wdech

i wstawaj

to twoja walka, nie twoja strata, niech to

będzie szansa pora przestać płakać, to

twoja walka & przecież wiedziałaś)

emocje jak w horrorze, mam na nie

magię w czarnej farbie

 

Damian Kowal

Wizytacja

Drzewo genealogiczne H. pełne było handlarzy towarami nowymi i używanymi. Kiedy więc został kierownikiem dużego marketu w stolicy województwa, poczuł spełnienie. Pozostawało jeszcze ukoronować je tytułem najlepszego i najczystszego sklepu w sieci.

Marketem dowodził po wojskowemu (zespół po cichu określał H. mianem „sierżanta”). Karał każdą niesubordynację pracowników, a szczególnie niedopatrzenia timliderów, zostawał po godzinach, żeby optymalizować wydatki, ale opłaciło się – po kilku miesiącach starań sklep osiągnął najlepsze wyniki w całym województwie.

  1. od sprzedawców wymagał podwójnego czyszczenia podłóg i boksów, a od zespołu biurowego, by raz w tygodniu sprawdzał, czy dokumenty są posegregowane według wytycznych
    z centrali. Lubił też przechadzać się alejkami i przejeżdżać palcem po półkach – jeśli znalazł
    na nich kurz, obcinał premie pracownikom danego działu.

Klienci pokochali market H. także ze względu na parking. Sklep unosił się na masywnych filarach nad ćwiercią działki, przykrywając kilkadziesiąt miejsc parkingowych. H. pewnego dnia wpadł na pomysł, żeby sprzedawać abonamenty mieszkańcom okolicznych osiedli.
Miejsca pod sklepem liczył drożej; cały parking wyprzedał się w ciągu kilku godzin.

Market piął się w górę w firmowych zestawieniach. Centrala stawiała coraz wyższe cele sprzedażowe – H. z zespołem stawali na głowie, ale je realizowali. Minęło kilka miesięcy,
aż w końcu kierowany przez niego sklep stał się najlepszym w całym kraju i umościł się w pierwszej trzydziestce na kontynencie. Gdy H. odczytał mail od dyrektora regionalnego,
że za kilka dni przyjedzie razem z dyrektorem krajowym i prezesem zarządu na wizytację,
poczuł spełnienie. I stres.

Rozpoczął przygotowania do wizytacji. W markecie wszystko było na najwyższym poziomie, ale jedna rzecz nie dawała H. spokoju – ktoś porzucił na parkingu samochód. Przez kilka miesięcy złodzieje wymontowali z niego koła, lusterka boczne i wycieraczki, ale to była jedynie połowa problemu. Wnętrze pojazdu było w całości wypełnione workami z puszkami, butelkami, starymi ubraniami, na dachu leżało kilka zabrudzonych par spodni, deska rozdzielcza usiana była resztkami jedzenia i gazet. H. wydawało się, że za każdym razem, gdy spoglądał na auto, śmieci było więcej niż wcześniej.

  1. kilka razy próbował usunąć auto z parkingu (abonenci pobliskich miejsc zrezygnowali
    ze swoich subskrypcji z powodu smrodu i szczurów). Pisał do policji i straży miejskiej, ale te odmawiały interwencji, argumentując, że nie mogą działać na terenie prywatnym. Urząd miasta również odmówił pomocy – auto nie miało tablic rejestracyjnych. Dyrektor wydziału ruchu drogowego powiedział H., że nie ma jak znaleźć auta w rejestrze, a szukanie po modelu zajęłoby za dużo czasu.

Dzień przed wizytacją H. skontaktował się z szefem pobliskiego skupu złomu, który zgodził się odholować auto. H. zapłacił z własnych pieniędzy, nie chciał zwiększać wydatków marketu. Pracownicy skupu przyjechali wieczorem, ale nie chcieli zabrać pełnego odpadków pojazdu. Mówili, że szef nic im o tym nie mówił, kazał tylko zabrać wrak. H. zaproponował im dodatkowe pieniądze; zgodzili się i po kilkunastu minutach zniknęli z autem na pace.

Wrócił do domu i położył się spać. Śniło mu się wysypisko śmieci, cuchnące, zapleśniałe, dźwięczące piskami szczurów i pokrzykiwaniami mew. Gdy się obudził, wytłumaczył sobie sen stresem z powodu wizytacji.        Kiedy wiązał krawat, telefon zawibrował – przyszła wiadomość od jednego z pracowników działu owoce-warzywa. H. odczytał ją i od razu popędził do samochodu.

Widok na żywo był jeszcze gorszy niż w MMS – podłogi marketu pokryły się tłuszczem i zaschniętym kurzem, nad zgniłymi owocami i warzywami latały tysiące muszek, mleko i jogurty skwaśniały w kartonach, wszystkie sery porastał kożuszek pleśni, kilka osób zwymiotowało z powodu odoru zgnilizny, w którą zamieniło się całe mięso w sklepie. Sprzęty AGD zardzewiały lub rozpadły się, artykuły higieniczne wyglądały na pogryzione, szklane i plastikowe butelki z napojami wybuchły, zdobiąc najbliższą okolicę lepkimi plamami.

Pracownicy w ciszy zamiatali i pakowali zepsute towary do worków, a H. stał przy wejściu na sklep z szeroko otwartymi oczami i czuł pustkę. W pewnym momencie poczuł coś na prawym barku – spoczywała na nim dłoń dyrektora regionalnego, którego wzrok pełen był przerażenia. Dyrektor krajowy był cały czerwony ze złości.

Prezes zarządu delikatnie uśmiechał się pod nosem. Podszedł do H., poklepał go po plecach, po czym powiedział, że zwalnia go ze skutkiem natychmiastowym, ale nie pozwoli mu opuścić sklepu, dopóki go nie uprzątnie.

Przez kilkanaście godzin czyścił, mył, przecierał i szorował. Jego niedawni podwładni wiele razy zwracali mu uwagę, że zostawia za sobą brudne plamy, więc niektóre miejsca sprzątał podwójnie.

Gdy w końcu udało mu się wyjść, trzymając karton ze swoimi rzeczami, w tym z dyplomem dla najlepszego sklepu w sieci, poczuł pustkę. Zmierzając w stronę samochodu, omiótł parking wzrokiem i zauważył, że auto wypełnione śmieciami stoi na swoim miejscu. Wypuścił karton, podwinął rękawy marynarki i ruszył w stronę zaśmieconego pojazdu, a odłamki szkła z ramki, w której spoczywał dyplom, rozjaśniły asfalt.

Paweł Kusiak

Bawienie 

MLB

wyrzuciłeś coś co po latach okazało się potrzebne?

nie ma furgonów powietrza

które parkowały w tobie

niezauważalnego w nich iskrzenia; nie ma

konwojów z cysternami wody.

kiedyśmy wynieśli ten dzień jak dawniej

na balkon wynosiło się zbyt obfite posiłki w święto

przełamania? nie ma

znaków w dymie ciepłowni i autobusie

płonącym między arteriami; jest pełnia

w nihili novi; nie ma głosu

z krzewu owiniętego drutem żyletkowym.

(byli tacy co całe życie pisali dystychy a w chorobie kwartyny

nie było tych co całe życie pisali dystychy a w chorobie kwartyny;

ziarnisty zimny deszcz

jego nawoływanie w języku betonu kładzionego przez więźniów

tysiące dni temu;

gdyby choć nas wezwano; graffiti w języku aniołów

nadano nasze imiona na mur). odłóż wszystko i napisz tak: jest się

przededniem nocy a ten chleb jest skórzasty w dotyku

o czym opowiem następnym razem.

Nóż i zapalniczka

Joannie Oparek

zimno i marno; pluje się gołębiom

nie po złości ale ze strachu że na końcu miesiąca

ktoś nam umiera. zapalniczka bez duszy

i światło sprawne jak składany nóż

są jednym jeśli prawić o tym głosem księdza

któremu dawno nic się nie przemienia.

do tramwaju wchodzi ich trójka.

za dużo na kanarów za mało

na aniołów. a jeśli zmarli?

i seplenią głośniej od śmiechu przyjaciół:

wszystko co przechodzi ci przez ręce

buduje kościół pod wezwaniem gniewu bożego.

bywa deszcz nieprzejrzysty jak kwas chlebowy i nieprzejednany

swąd tłuszczu w wietrze; żywi się

nadzieję że można śnić co się zapomniało – nie

odwrotnie; choć nie ja jestem nadzieja.

sepleni z nagła wykrzesany płomyk:

spłonęło wiele a więcej się uśmiecha

milczy się a potem mówi i podróżnych przyjmuje.

Na zamknięcie – światło

 

                        najodważniejszemu spośród nas

wiersz morowy wieża zegarowa kość księżycowata

boję się że nad miastem wyrośnie bawełna

czyjeś mlaskanie z naprzeciwnego okna

tak czerstwi się chleb przynieście czaszkę karola marksa

ta otchłań otwiera się całą trylogią

pieczęć na czasie czarna miejska zima kamizelka nożoodporna

zostawiam balladę żelazną więc nożoodporną

wiele lamp przepaliło się nocy księżycowata

palenisko w oddechu popielnik jutra i pobielone wiersze są trylogią

nie zejdą się brzegi miasta nawet z nieba nicią bawełny

po spiralnych schodach znieście karola marksa

do śniegu odzyskanych do klajstru okna

przesterowany płacz dziecka w oknie

rentgen ciała chrystusa nóż laserowy wiedza nożoodporna

dajcie ciało kościom karola marksa

my tylko straż bramna półkolem wataha księżycowata

dziś na ścianie zapisano tacyśmy nylon akryl bawełna

na sztandar składamy się trylogią

on sufit i za nim niebo zerwali się trylogią

kiedy stał w widoku tchórzyliśmy po naszej stronie okna

wiersz mojego skurwysyństwa w gardle jedna nić bawełny

prawie straciłem przyjaciela to niepojęcia nożoodporność

spiralne schody po szklance ślad księżycowaty

szczury polskie gnieżdżą się w brodzie karola marksa

w gestach jestem słabszy niż w liczeniu budżetu karol marks

że jest przyjacielem pokazałem tylko migów trylogią

usta-duszność usta-próżnia i pod okiem siniec księżycowaty
będę prosił o modlitwę po waszej stronie okna

myślałem gałęzie twarde nożoodporne

prosiłem ognisko by się roznieciło karmiłem uprzednią bawełną

komponować z dźwięku tłuczonych skał rwania bawełny

wilgoć plombuje oddech szczurom karola marksa

przeciw iglicy niebu dać nożoodporność

pół życia chodzić bez szeptu o celu pół trylogii

rozumieć tylko jako wiszący ogród za oknem

wiersz morowy wieża zegarowa kość księżycowata

Wiersze pochodzą z przygotowanego tomu pt. cover: Credo

Karolina Górnicka

Coś, co nie (nie) ocala

W historii polskiej poezji znajdziemy wiele utworów poruszających tematykę wojny, przemocy, utraty człowieczeństwa. Jeden z najczęściej omawianych wątków w powojennej twórczości poetów stanowi podejście do poezji, sztuki, życia w obliczu wojennych doświadczeń, sposoby radzenia sobie z nimi (lub nieradzenia), a także poszukiwanie języka zdolnego do wypowiedzenia niewyobrażalnego horroru. Najbardziej wyrazistym przykładem wspomnianych dylematów jest powojenna twórczość Tadeusza Różewicza w opozycji do wierszy Czesława Miłosza. Choć poezja obu wyraźnie była napiętnowana doświadczeniami wojennymi, przyjęli oni przeciwstawne postawy wobec świata, literatury, historii. Różewicz zwątpił w język, piękno, dobro – podważał w swoich wierszach porządek świata, kwestionował jego harmonię, pytał o podstawowe wartości, pojęcia, słowa. Miłosz z kolei szukał odpowiedzi w sztuce, poezji, w klasycznych ideach, podziałach – dostrzegał nadzieję, wierzył w sprawiedliwość historii, doniosłą rolę poety. Tom Pawła Kusiaka Lacrimosa trip zdaje się sprzęgnięciem poetyk obu wybitnych twórców, które skutkuje powstaniem zupełnie nowego dyskursu niosącego emocjonalny, intelektualny i językowy ładunek doświadczenia straty, śmierci, żałoby. Można tu odnaleźć zarówno ustępy pełne nieodwołalnego przekonania o rychłym lub trwającym końcu, momenty przerażenia i rezygnacji, jak i wyrazy nadziei, życiodajnej siły i przeczucia odrodzenia.

Lacrimosa trip jest zatem nie tylko eksploracją żałoby, rozpaczy, lecz także nową ścieżką poznawania oraz doświadczania, nawet jeśli oderwaną od rzeczywistości, narkotyczną, oniryczną. Tom stanowi studium przypadku językowego, w którym podaje się w wątpliwość każdy wyraz – Kusiak dogłębnie bada język religijny, analizując utarte już połączenia słowne, poszczególne zdania modlitw, wersety biblijne. Stąd też transowy charakter wierszy: często przyjmują one cechy dystynktywne śpiewnych, powtarzalnych modlitw (litanii, psalmów, śpiewów liturgicznych), sprawiając, że czyta się je coraz szybciej, zgodnie z rytmem. Wybijające z transu są jedynie znaki przestankowe, które zaburzają bezrefleksyjne odczytanie, zmuszając czytelnika do zatrzymania się, dostrzeżenia zgrzytu, przeanalizowania dysonansu. Nawet podmiot wyznaje: spieszyłem się aby język / ślizgał się po czym nie powinien, wskazując na nieadekwatność i nieprzystawalność biblijnej, sakralnej formy wypowiedzi poetyckiej do jej znaczenia. Jest to jednak kolejny przejaw niemożliwej do zredukowania dychotomii: sacrum miesza się w tomie z profanum, wyraźnie oddzielając to, co doniosłe, uroczyste, od tego, co przyziemne, jednocześnie podkreślając, że to właśnie codzienność, rzeczywistość wymaga podniosłego języka religijnego. Warto w tym kontekście przyjrzeć się wierszowi Pościelę ci łóżko najdroższym drutem kolczastym:

i rozmawiamy jakby tusze kroić

cieknie tani browar nie krew.

choroba głęboko schowana

w mózgu jak rodzina

w za ciepłej łazience – tam brak okien.

 

choroba głęboko jak sięga

piwnica i cichnie metro. gdy rośnie

blackout cielą się krowy

a jedna widzi gwiazdy

a druga depta groby –

wszystko łączy lont.

 

jaki dom ze mnie wyjdzie

na horyzoncie sparaliżowanym

 

od pasa w górę? jeden karmi gruz

drugi już popielec. byle spełnić

 

rzeczy które ich są.

przy rozbitym moście

stoi podobieństwo moje

i rozmawiamy. może

jestem nagi. mości się zima

 

nie jej zostawiać miasta.

powiedz – ile granic cię uszczerbia gdy lecą

odpryski jakby tusze kroić?

 

zapada choroba od nocy – pisałbym

i taki hymn ukręcił

zamiast sznura i konopi:

pod czarną rzeką czarna ziemia

nad czarną rzeką czarne niebo

gdy noc biała dzień zrabowany.

To pierwszy utwór w tomie, pod którym można znaleźć adnotację wskazującą, że chodzi o wojnę w Ukrainie (w ósmy dzień wojny), która zdaniem podmiotu wymaga podniosłego, nieadekwatnego do współczesnych realiów języka religijnego. Opisywane wydarzenia są scenami dantejskimi, które mogłyby stanowić krajobraz apokalipsy (jeden karmi gruz / drugi już popielec, wezbrane rzeki i rzeźnie, paląc wioski z miastami // widziałem: ciągnęli psa za samochodem) – ich potworność odznacza się jeszcze wyraźniej, poraża w kontekście implikowanej harmoniczności, śpiewności języka liturgicznego. Lacrimosa trip można zatem nazwać trawestacją modlitwy: adresatem wierszy nie jest Bóg, podniosła forma nie stanowi elementu estetycznego, a pieśń żałobna wybrzmiewa zarówno dla wszystkich, jak i dla nikogo. Wiersz to temat zastępczy, nośnik transmitujący słowa, emocje niemożliwe do nazwania oraz wypowiedzenia. Z tego też powodu podmiot próbuje uświadomić czytelnikowi, że powinien przyłączyć się do elegii współczesnego świata – to kapitalistyczna rzeczywistość jest grobem, do którego ludzie są składani żywcem.

Osoba mówiąca pyta zatem: kto opłaci pracę żałoby?, choć wyraźnie wskazuje, że zejście do piekła, podziemi podyktowane jest podążaniem za pieniędzmi. Logice kapitału podporządkowany jest nawet smutek, ponieważ jej zasięgi podążają nawet w zaświaty – podczas gdy robotnik odrzuca narzędzia, a bank odrzuca umowę, ktoś inny pienięży śnienie i stwierdza, że tanatokosmetolodzy będą mieli utarg. Nie dziwi zatem wykorzystanie języka religijnego: podobnie jak język kapitalizmu, tworzy on barierę oddzielającą przyziemność codziennego życia (poezja wynajętych mieszkań) od poczucia obcowania z siłą wyższą, wiedzą tajemną (rzezią założycielską / spada gwiazda umyta i czysta). Granica ta istnieje wyłącznie po to, by maksymalizować wyzysk i pogłębiać niewiedzę – strach połączony z nabożnym niezrozumieniem stanowi w tomie siłę napędową żałoby, a modlitwa stanowi sposób na zaklinanie rzeczywistości. Podmiot rzuca klątwy, błogosławi, bluzga, ogłasza nowinę, bierze w porękę i puentuje: niech będzie podpalony. Jego zmaganie z wypowiedzeniem tego, co trudno oddać słowami, nie rozgrywa się jednak wyłącznie na jednej płaszczyźnie wiersza, a przenosi na poziom meta, stąd liczne wtrącenia metapoetyckie dotyczące miejsca poezji, jej zadań, powinności, a także roli poety we współczesnym świecie. Na przestrzeni tomu podmiot opisuje raj gdzie poezja wychodzi na ulicę, zastanawia się: jakbyś teraz / napisał taki wiersz, stwierdza, że świętą jest narracja, choć to wiersz utylizuje przeciwnika, ponieważ jest zrobiony / z krzywdy […] spóźnia się.

Ta współczesna ars poetica wskazuje na kolejny dualizm ukryty w słowie poetyckim – wiersz w Lacrimosa trip rodzi się w bólu, jest formą opłakiwania, zaklinania cierpienia, a jednocześnie kołysze, uspokaja, pozwala przejść żałobę. Łączą się tu wątki apokaliptyczne i genezyjskie, jednak podmiot sprzeciwia się zaakceptowaniu historii jako kręgu życia oraz śmierci, stoickiemu przyjęciu doświadczeń. Z tego też powodu tom rozpoczyna się utworem Wychodzenie z historii: metaforę tę można odczytywać na co najmniej trzy sposoby. Po pierwsze, to odmowa biernej akceptacji historycznych wydarzeń, np. wojen – pozorny spokój wynikający z pogodzenia się ze złem określony jest jako „dom spokojnego gnicia”. Po wtóre, wychodzenie z historii jest buntem wobec przymusu zostawiania po sobie śladów: na przestrzeni tomu okazuje się, że historyczne pamiątki po współczesnym człowieku to zniszczenie środowiska, nadmierny konsumpcjonizm (wdziera się / deweloper jak gwałciciel; uwodzi ta rzeź. w publicznym / moim oku coś cieknie z kraja).

Poświęcenie się dla historii zrównuje się w tomie z poświęceniem nieludzkiej pracy (więc znów: logice zysku) składanym przez wykorzystywanych, słabszych, co wyrażone jest szczególnie w wierszu Ekloga nieżniwna: […] wymierają klatki schodowe / wymierają sienie w domach krytych azbestem. // kruszeją wargi proroka. / bardziej oni – powiesz – demonów niż matek. // ręka cofa się od nagłej a nieprzewidzianej / pracy do czarnowidztwa. Ostatecznie zaś wychodzenie z historii odnosi się do samej poezji i jej zadań – Kusiak jasno wskazuje, że miejsce jego wierszy nie jest w podręcznikach historycznoliterackich, a wśród ludzi, ich codziennego życia: gdzie poezja wychodzi na ulicę: / poniósłbym wam śmierć / jak zimną kawę i ciepłe piwo,; może wieniec / brudnej pościeli / nie sonetów.

Choć poeta stawia przed sobą karkołomne zadanie, jest świadomy możliwości poniesienia porażki, w podejmowaniu wysiłku upatruje największą wartość poezji. Akceptuje tym samym jej dualistyczną naturę – zrodzona z cierpienia, niesprawiedliwości, rozpaczy, może też przynosić ulgę i pocieszenie: każdy wiersz przypomina tren / i unoszą się duchy nad kwasami żołądka. // każdy wiersz przypomina kołysankę / i w oknie życie / w drzwiach – śmierć.

W takim rozumieniu poezja zarówno ocala, jak i nie; nie przywraca życia, nie znosi niesprawiedliwości, nie wyrównuje krzywd, ale daje pole do wypowiedzenia żałoby, doświadczenia bólu, zmierzenia się z przerażającą rzeczywistością. Mówię ci / ale bardziej sobie: nie przestawaj straszyć, bo nic nie ocala skuteczniej niż ostrzeżenie przed katastrofą.

Paweł Kusiak, Lacrimosa trip, Wydawnictwo Kontent, 2024, s. 41.

Wojciech Kopeć

Cały ten wrzask

Mogłoby się wydawać, że Belgijskie rozwiązania to książka bliźniacza wobec Mountain view – podobne objętościowo, obydwie napisane charakterystyczną zawiłą frazą naszpikowaną epitetami, zainteresowane zbliżoną paletą motywów przewodnich i problemów. I rzeczywiście, po przeczytaniu kilku-kilkunastu początkowych wierszy z tomu czytelnik może odnieść wrażenie, że będą one stanowić prostą kontynuację poprzedniczki. Najprawdopodobniej trafi na dobrze znajomy teren – nawarstwiona rzeczywistość, obrazy, w których odbijają się stale nawiedzające nowoczesność widma, martwe światełka opuszczonych samochodów i supermarketów, a to wszystko w ramach rozważań syntetyzujących te rozproszone migawki.

Nie bez powodu jednak na samym wstępie zasygnalizowałem, że kwestia podobieństwa i różnic między dwiema ostatnimi książkami Czerkasowa zasadza się na tym, co się na pierwszy rzut oka „wydaje”. Im dalej w las, tym autor coraz mniej chętnie sięga po spajające na poziomie retoryki zdania, coraz mniej „tłumaczy” (jeśli tłumaczeniem możemy nazwać wplatanie w tok wiersza rozważań o jakimś drobnym wycinku świata przedstawionego, który rządzi się swoimi interesami, często niezrozumiałymi dla podmiotu), a więcej miejsca zostawia nieokiełznanemu chaosowi i temu, co pozostaje w kwestii złudnego postrzegania właśnie.

W Mountain view czytelnik mógł odnieść wrażenie, że pomimo wprowadzania do wiersza kolejnych groteskowych elementów, rodzaj wielokrotnie złożonego zdania, którym operuje autor – chyba mało który poeta tak namiętnie układa zdania w relacji podrzędnej, dopełnia kolejne składowe, komplikuje, uzupełnia – nie bez trudów, ale pozwala jakoś nawigować pomiędzy tymi przeszkodami. Z kolei czytając Belgijskie rozwiązania, trudno nie ulec wrażeniu, że w wycyzelowany wcześniej język Czerkasowa wkrada się nadmiar celowo dezorientujący czytelnika. Paranoiczny podmiot próbuje podążać za przedmiotami i zjawiskami, szuka źródeł, danych, ciągów przyczynowo-skutkowych, ale co chwila napotyka glitche – te wrzucają go w nowe siatki odniesień i połączeń, które znowu trzeba choćby fragmentarycznie zmapować. Sedno tego dezorientującego chaosu nie stanowi jednak sama wielość upiornych bohaterów, ale ciągła potrzeba usensowiania ich obecności, dopełnianie zdań kolejnymi częściami, jakby podmiot próbował dokładnie prześwietlić: nie tyle czym jest dany glitch, ile jak i dlaczego się w ogóle pojawił. Dobrze oddaje ten mechanizm fragment Wiersza: Dość oryginalne, nawet jak na ultradźwięki / wciąż wilgotnego niedaleko lasu: świerszcze / zestrzelone z biodra światłem / czyjejś niewiarygodnie mocnej latarki.

Podmiot w skondensowanym opisie próbuje przekazać maksymalną liczbę danych – ciąg okoliczników prowadzi czytelnika od informacji o pojawieniu się samych „świerszczy”, przez domniemanie sposobu, w jaki znalazły się w tym miejscu, aż po wprowadzenie na plan wiersza mgliście ujętego bohatera, sprawcę całego zdarzenia. Podobnie nawarstwionych zdań (niech czytelnik spróbuje tylko przeanalizować składnię wybranego fragmentu i ułożyć w kształt wykresu schodkowego) jest w Belgijskich rozwiązaniach całe mnóstwo, a w zorientowaniu się, co dokładnie dzieje się z podmiotem, gdzie jest (niekoniecznie w jakim miejscu, co w jakim medium), nie pomaga szczególne upodobanie Czerkasowa do korzystania z nadmiarowych przymiotników i przysłówków. Te, bardziej niż precyzyjnemu opisowi danych właściwości („przedmieścia notorycznego Rzymu”, „brązowe wdowy na tropie nieuchwytnego Drakuli”, „kontrowersyjnie zdefiniowany palec”, „na podobieństwo ordynarnej skały”, „zaproszenie na definitywną kolację”), służą zobrazowaniu rozmachu, z jakim rzeczywistość jawi się podmiotowi w swoich kolejnych zapośredniczeniach.

Przy tak zagęszczonym obrazie niezwykle trudno ująć rzeczy w szerokiej, ogólniejszej perspektywie – co Czerkasowowi często udawało się w poprzedniej książce. Nie chcę przez to powiedzieć, że poeta rezygnuje w Belgijskich rozwiązaniach z dyskursywnego, abstrakcyjnego języka, który pozwalał mu dotąd na natychmiastowe oddalenie dystansu i spojrzenie na dany ciąg zdarzeń bardziej problemowo – w końcu nie brak w najnowszym tomie takich pojęć jak „logika”, „przyszłość” czy „społeczeństwo” – ale zdecydowanie trudniej bohaterom z nowych wierszy wyjść z zapętleń, a podmiotowi zrozumieć, jakie pobudki nimi kierują. Jak pisze na samym początku Poczwórnego nelsona:

Mieszkamy na tym ogromnym torcie, do znudzenia

wręcz reanimując swoimi wyborami czyjeś

ponure, maniakalne interesy. Nie jest słodko,

nie powiem. Wszystkie trybiki, których

nie widać od ręki, pracują w zegarkach

z najwyższych półek.

Mnóstwo jest w Belgijskich rozwiązaniach grozy – począwszy od absurdalnej militarystyki („flota pterodaktyli”), przez pojawiającą się wciąż ciemność, burze, mrok (jak w wyjątkowo narracyjnym Playing the villain: wciskając nas coraz głębiej / w paranoiczną […], lecz jakże gościnną ciemność tych wszystkich lat, / które zostawiliśmy za sobą tej nocy […]) aż po hałas: czy to pod postacią krzyczących bohaterów czy sprzężenia zwrotne wywołane przez gitarowy wzmacniacz. Niemożliwa do przejrzenia suma interesów i planów rozproszonych, niczym międzynarodowe korporacje, bezosobowych bohaterów to tylko kolejny przejaw tej grozy.

Marcin Czerkasow, Belgijskie rozwiązania, WBPiCAK, Poznań 2024, s. 92.

Adam Pietryga

Wypalanie

Po trzech latach od debiutanckiego storytellingu Antonina Tosiek wydała drugi tom poetycki żertwy. Poetka nie zmieniła dykcji, którą znać można z pierwszej książki, lecz dąży jednak do wyraźnego przesunięcia w obrębie podejmowanych tematów. O ile w storytellingu Tosiek poddawała krytyce strategie literackiej mityzacji wsi oraz wątki podejmowane w ramach zwrotu ludowego, o tyle w drugiej książce opowiada o marginalizacji problemu pracy opiekuńczej. Tosiek w żertwach nie skupia się bowiem wyłącznie na jednostkowym doświadczeniu, opisie traum czy trudów związanych z pracą opiekuńczą, ale stara się poszerzyć perspektywę, ukazując problem w kontekście systemowym. To, co łączy oba tomy, to świadomość pozycji, z jakiej poetka zabiera głos, zachowanie dystansu wobec określonej problematyki na poziomie języka i formy, a wreszcie niechęć do estetyzowania przywoływanych historii.

Tytułowa żertwa jest słowiańskim rytuałem opierającym się na złożeniu ofiary całopalnej, poświęceniu bóstwom zwierzęcia lub człowieka. Tosiek wykorzystuje żertwy jako metaforę ofiarowania (wypalenia) podmiotu wierszy w akcie troski o najbliższe osoby, które wymagają szczególnej opieki. Praca bowiem przedstawiona w książce jawi się jako trudna, wyniszczająca i w ostateczności wypalająca. Odwołania do słowiańskiego rytuału, postaci z mitologii (Hekate, Kirke) czy biblijnej Rut z kolei mają pokazać uniwersalność doświadczenia, a dobór tych konkretnych kobiecych postaci podkreślić ma również upłciowienie samej pracy opiekuńczej.

Tosiek podkreśla również, że nie chce mówić z góry (z wysokości), włączając się w modne dyskursy o traumie, które niosą za sobą ryzyko patosu czy naiwną wzniosłość. Żertwy byłyby w tym wypadku bliżej wydanych niedawno tomów, które świadomie starały się unikać takich pułapek, czyli fuzji bordo Karoliny Kapusty czy stłuc. Kręgosłup Tytanii Skrzydło Anny Adamowicz. Autorki te wykorzystują własne doświadczenia choroby, pobytu w szpitalu, po to, by opisać szersze problemy, ukazać odpodmiotowienie związane z kwestią poddania się zabiegom medycznym. W najnowszym tomie poetyckim Tosiek pobrzmiewają wyraźne inspiracje frazą Adamowicz oraz echa lektur Ilony Witkowskiej (szczególnie we fragmentach, w których Tosiek stara się wprost nazywać ważne dla niej zagadnienia etyczne).

Autorka usiłuje odnaleźć najlepszy język i odpowiednią, najbardziej precyzyjną formę do wyrażenia złożonych emocji, problemów i doświadczeń, jednocześnie nie popadając w naiwność, banał czy rzewne tony. Poetka wybrała temat niełatwy, niemający wielu (a na pewno nie wielu udanych) realizacji w polskiej literaturze współczesnej. Choć kwestie złożonych/problematycznych relacji z matką są dość mocno eksploatowane i często podejmowane w ostatnich latach, Tosiek wyraźnie odcina się od nurtu psychologizującego traumatyczne doświadczenia, starając się ująć temat bardziej systemowo.

 

Antonina Tosiek, żertwy, Biuro Literackie, Kołobrzeg 2024, s. 40.

 

 

AUTORKI I AUTORZY NUMERU:

 

Natalka Suszczyńska – autorka opowiadań, zina Sny i Pokemony, książki Dropie (2019), która była nominowana m.in. do Nagrody Literackiej im. Witolda Gombrowicza, książki Chipsy dla gości (2024), która otrzymała Studencką Nagrodę Literacką Z BUTA i Nagrodę Literacką im. Wiesława Kazaneckiego. Laureatka Konkursu Dramaturgicznego Strefy Kontaktu.

Joanna Bociąg (ur. 1989) – animatorka kultury, redaktorka, laureatka XXV Konkursu im. J. Bierezina, autorka książki Boję się o ostatnią kobietę (2020). Urodzona w Poznaniu, mieszka i pracuje w Krakowie.

Agata Jabłońska (ur. 1985) – artystka, aktywistka, historyczka sztuki, matka, muzealniczka. Tworzy wiersze, książki artystyczne, tkaniny, obiekty. Jest autorką Raportu wojennego (2017), dla moich dziewczyn (2021) i tomu Księżyc Grzybiarek (2023).

Damian Kowal (ur. 1990) – studiował nauczanie języka francuskiego, etnologię, filozofię. Wydał Najmniejsze przeboje z Tristan da Cunha (2016) i Pieśni (2020), Ćwirowidło (2023), Chamaechory (2025).

Paweł Kusiak (ur. 1998) – poeta, redaktor. Debiutował książką poetycką Grypsy proroków (2022), ostatnio wydał tom Lacrimosa trip (2024). Był tłumaczony na języki. Pochodzi z Krosna, mieszka w krakowskim Podgórzu.

Karolina Górnicka – absolwentka filologii polskiej na Uniwersytecie Wrocławskim. Publikuje w czasopismach „KONTENT”, „Strona Czynna”, „Stoner Polski”. Mieszka we Wrocławiu.

Wojciech Kopeć – (ur. 1998) – poeta, redaktor czasopisma i wydawnictwa KONTENT, okazjonalnie krytyk. Autor trzech książek poetyckich: przyjmę/oddam/wymienię: (2021), jest taki konik (2023), za który otrzymał Nagrodę Literacką Gdynia, Klif, dywiz i sestyna (2024).

Adam Pietryga – krytyk literacki, redaktor „Ósmego Arkusza”.

„Letnie Warsztaty Artystyczne – Sing, Art, Dance Gromadka”

30 czerwca ruszają „Letnie Warsztaty Artystyczne – Sing, Art, Dance Gromadka”. Dzieci uczestniczące w warsztatach będą miały możliwość rozwoju swoich talentów oraz zdobycia nowych umiejętności. Warsztaty będą prowadzone stacjonarnie w Borówkowej Zagrodzie oraz na wyjazdach plenerowych. Na koniec warsztatów odbędzie się wernisaż prac dzieci oraz ich występ. Całość zakończy ognisko integracyjne, podczas którego zostaną podsumowane dwa tygodnie wspólnych warsztatów.

 

Warsztaty Artystyczne dla dzieci z zakresu:

– Śpiewu chóralnego i ludowego,
– Tańca ludowego i współczesnego,
– Pracy scenicznej
– Malarstwa,
– Rękodzieła,
– Ceramiki
– Rzeźby,
– Fotografii
– AI
– Wiedzy z zakresu historii muzyki oraz tradycji i historii gminy Gromadka

 

Organizatorzy:
Ośrodek Kultury i Sztuki we Wrocławiu – Instytucja Kultury Samorządu Województwa Dolnośląskiego
KGIGW w Różyńcu

 

Partner projektu:
Stowarzyszenie „W stronę kultury”

Projekt jest współfinansowany z Budżetu Samorządu Województwa Dolnośląskiego

 

Spektakl „Limba” Teatru Układ Formalny

Nowe osiedle mieszkaniowe. Zamknięte, dość zamożne, elitarne. Ósemka bohaterów spotyka się podczas zebrania lokatorskiego, żeby zadecydować o posadzeniu drzewka, tytułowej limby.

Rutynowe zebranie ma dość nieoczekiwany przebieg. Lokatorzy reprezentujący różne grupy społeczne, zawody, ideologie, różny stosunek do Unii Europejskiej, status materialny i wyznania mają też różne wizje i pomysły na temat nie tylko drzewa, ale i wielu innych spraw. Kompromis wisi na włosku. Czy uda się porozumieć w skłóconym i spolaryzowanym społeczeństwie? Czy limba przetrwa zebranie lokatorskie? A może sprzeczność interesów i charakterów jest siłą tak destrukcyjną, że konfrontacja będzie nieunikniona? Pod wpływem emocji i nieoczekiwanych zdarzeń prawda o mieszkańcach wychodzi na jaw. Nikt nie jest tym, za kogo się podawał. Czy ktoś w tej wojnie na racje i argumenty może zwyciężyć?

Inspiracją do powstania spektaklu była dwudziesta rocznica przystąpienia Polski do Unii Europejskiej – jubileusz będący znakomitym pretekstem do przyjrzenia się obecnej kondycji naszej wspólnoty, sprawdzenia w jaki sposób naczelne wartości unii narodów, takie jak pluralizm, tolerancja, sprawiedliwość, czy solidarność i równość, funkcjonują obecnie. Temat wspólnoty w różnorodności znakomicie koresponduje także z tegorocznym jubileuszem 25-lecia województwa dolnośląskiego, w którym dzieje się akcja sztuki. Po 1945 roku to była „ziemia niczyja”. Nikt nie wiedział gdzie będzie granica, kto i jak długo będzie sprawował władzę. Nowi mieszkańcy czuli tymczasowość i niepewność nowej ojczyzny. Czy po latach, dzisiaj, nie odzywają się echa tamtych obaw, w nowych mieszkańcach, nowoczesnych osiedli?

Sztuka jest tragikomiczną opowieścią o niemożności porozumienia się. O hejcie, nienawiści, egoizmie, braku empatii i społecznych podziałach.
„Limba” zaczyna się jak u Barei, a kończy jak u Hitchcocka, pomiędzy jest zwyczajne polskie życie, gdzieś na osiedlu, jakich pod Wrocławiem całkiem sporo.

 

fot. Daga Włoszek-Rabska

TERMINY
26 czerwca 2025 | 19:00
27 czerwca 2025  | 19:00

MIEJSCE
Sala Formalna – Centrum na Przedmieściu
ul. Prądzyńskiego 39A, Wrocław

Szacowany czas trwania 80–90 MINUT

BILETY
https://bit.ly/limba-tuf
40 zł ulgowe / 50 zł normalne


Spektakl rekomendowany dla widzów od 16. roku życia.
TW: dym, światło stroboskopowe, wulgaryzmy, przemoc

REALIZATORZY/ REALIZATORKI
reżyseria PIOTR RATAJCZAK
scenariusz i dramaturgia PIOTR ROWICKI
scenografia MARIANNA LISIECKA-SYSKA
kostiumy NIKOLA ŁADA
choreografia ARKADIUSZ BUSZKO
muzyka TYMOTEUSZ WITCZAK
kierownik produkcji PAWEŁ ZARĘBA
realizacja światła KACPER SCHEFFLER
realizacja dźwięku WIKTOR GRZEGORZEWSKI

obsada ALICJA CZERNIEWICZ/ MALWINA CZEKAJ (gościnnie), WIKTORIA CZUBASZEK, PAULINA MIKUŚKIEWICZ, PRZEMYSŁAW FURDAK, JERZY GÓRSKI, ADAM MICHAŁ PIETRZAK, RAFAŁ PIETRZAK, MACIEJ RABSKI

Producenci i organizatorzy:
Fundacja „Teatr Układ Formalny”
Ośrodek Kultury i Sztuki we Wrocławiu – Instytucja Kultury Samorządu Województwa Dolnośląskiego

                            Logo Ośrodka Kultury i Sztuki we Wocławiu

Spektakl organizowany dzięki współpracy z Przedstawicielstwem Regionalnym Komisji Europejskiej w Polsce.

Produkcja spektaklu była współfinansowana z budżetu Samorządu Województwa Dolnośląskiego oraz środków Gminy Wrocław.

Święto Wrocławia 2025 – Wielki Piknik z atrakcjami na Pawłowicach

Taniec, muzyka, śpiew, regionalne potrawy i stroje – będzie smacznie, kolorowo i międzykulturowo. 22 czerwca w należącym do Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu parku Pawłowickim odbędzie się wydarzenie „Razem we Wrocławiu: Wielki Wrocławski Piknik” w ramach Święta Wrocławia 2025.

Motto pikniku pochodzi z piosenki Andrzeja Waligórskiego, który opisywał powojennych mieszkańców Wrocławia. Czasy się zmieniły, a Wrocław nadal tworzy mozaikę kultur, języków, religii. Taki też będzie piknik: wielokulturowy i barwny. Na scenie w parku Pawłowickim zaprezentują się zespoły z Wrocławia i Dolnego Śląska, pielęgnujące swoje tradycje i kulturę.

 

 

WROCŁAWSKI PIKNIK 22.06.2025, Park Pawłowice, g. 12-21.

 

 

FOLWARK (wejście na Piknik)

Kuchnia na ciepło:

  1. Zupa solanka
  2. Zupa rybna
  3. Zupa gulaszowa

 

SCENA (nr 6 na mapie)

  • BLOK DZIECIĘCO-MŁODZIEŻOWY
    12:00 – 12:15 Kapusta Band (Ukraińcy)
    12:20 – 12:35 ,,Kyczerka” (Łemkowie)
    12:40 – 12:50 ,,Lelija” (Ukraińcy)
  • 12:55 – 13:10 ,,Barwinok” (Ukraińcy)

 

CZĘŚĆ OFICJALNA

  • 13:15 – 13:35 Akademicki zespół Pieśni i Tańca ,,Jedliniok” (Polacy)
  • 13:35 – 13:50 Oficjalne rozpoczęcie: zasadzenie ,,Drzewka Jedności”

BLOK MIĘDZYNARODOWY:

  • 13:55 – 14:10 Mike Kulichenko (Karaimi)
  • 14:15 – 14:20 Taniec Hinduski (Hindusi)
  • 14:40 – 15:00 (Koreańczycy)
  • 15:10 – 15:50 Marta Bizon i Halina Jarczyk (Żydzi)
  • 16:00 – 16:20 ,,Afrodyta” (Grecy)
  • 16:25 – 16:55 Pokaz Flamenco (Hiszpanie)
  • 17:05 – 17:20 Nami (Japończycy)
  • Gruzini
  • Dimcho

ZABAWA:

  • 17:25 – 18:15 Rustica (Polacy)
  • 18:25 – 19:25 Coolbaba (Ua, Pl, Lem)
  • 19:35 – 20:35 Angelo Ciureja & Międzynarodowe Cygańskie Show (Romowie)

ATRAKCJE W PRZESTRZENI PARKU:

  • PASIEKA DZIADKA TOLKA (wystawa, warsztaty o każdej pełnej godzinie)
  • WARSZTATY Z TAŃCA HISZPAŃSKIEGO
  • MUZEUM ETNOGRAFICZNE – WARSZTATY Z TKACTWA
  • WARSZTATY Z PLECENIA WIANKÓW
  • KAWIARNIA MIĘDZYKULTUROWA
  • DEGUSTACJA ORAZ SPRZEDAŻ PRODUKTÓW MNIEJSZOŚCI ORAZ REGIONALNYCH
  • ETNO-FOTOBUDKA
  • FOOD TRUCKI
  • KLUB SZACHOWY POLONIA WROCŁAW
  • POKAZ MODY UA x2
  • POKAZY WALK KOREAŃSKICH I JAPOŃSKICH

 

UCZESTNICY PIKNIKU

  • BRACTWO KURKOWE
  • ROTARY KLUB
  • WROCŁAWSKIE KOŁO ZWIĄZKU UKRAIŃCÓW
  • WROCŁAWSKIE TOWARZYSTWO POLSKO-WĘGIERSKIE
  • TOWARZYSTWO POLSKA-AUSTRIA
  • STOWARZYSZENIE SAKARTVELO, GRUZINI
  • NIEMIECKIE TOWARZYSTWO KULTURALNO-SPOŁECZNE
  • TOWARZYSTWO SPOŁECZNO KULTURALNE ŻYDÓW
  • ODYSSEAS STOWARZYSZENIE GREKÓW W POLSCE
  • WROCŁAWSKIE TOWARZYSTWO PRZYJACÓŁ BUŁGARII
  • MUZEUM ETNOGRAFICZNE
  • FUNDACJA SIŁA KOBIETY
  • FUNDACJA INSIDE
  • FUNDACJA PRZYJAŹNI POLSKO- JAPOŃSKIEJ NAMI
  • STOWARZYSZENIE ROMÓW
  • ZWIĄZEK KARAIMÓW POLSKICH
  • KOREAN ASSOCIATION IN POLAND

Przejdź do treści