8 ARKUSZ. 5/2025
ÓSMY ARKUSZ ODRY
Krytyka w czasach algorytmów
Głównym tematem majowego numeru Ósmego Arkusza Odry jest literatura w świecie algorytmów. TikTok stał się jedną z pionierskich platform wykorzystujących zaawansowany system rekomendacji, działający w oparciu o sztuczną inteligencję, który użytkownikom pozwala na jak najlepsze dopasowanie treści. To właśnie dzięki algorytmizacji wykształciły się największe w ostatnich latach nisze poświęcone książkom, które okazały się nie bez znaczenia dla wzrostu wskaźników czytelnictwa w Polsce i zainteresowania rynkiem wydawniczym. O to, jak powinna komunikować się profesjonalna krytyka literacka w erze algorytmów, zapytaliśmy Zuzannę Salę, Jakuba Skurtysa, Paulinę Małochleb i Rafała Gawina w ankiecie „Nowe formy krytyki”. Podobnie jak krytyka, poezja szuka najefektywniejszych środków pozwalających na przemyślenie kondycji współczesnego podmiotu, co dobrze widać w najnowszych wierszach Kamili Janiak, Julii Szychowiak, Szymona Biry, Miszy Sagiego i Dominiki Filipowicz. Zapraszamy do lektury!
Redakcja Ósmego Arkusza
Ilustracja Paweł Król
ANKIETA: NOWE FORMY KRYTYKI
- W jaki sposób zmiana medium wpływa na dyskurs krytycznoliteracki? Czy obecność krytyki w mediach społecznościowych (np. TikTok, Instagram, YouTube, Facebook) wymusza zmianę stylu wypowiedzi, ujmowania problemów i tematów literatury?
Rafał Gawin: Wymusza. I dobrze. Recenzja to nie dysertacja ani masturbacja intelektualna osoby krytycznoliterackiej. Skoro w wierszach, od zwrotu zaangażowanego (to już, Jezus Maria, ponad 10 lat, licząc oczywiście czas przed antologią Kaczmarskich-Koronkiewicz [Zebrało się śliny, 2016], która przecież stanowiła już pewne podsumowanie zaistniałych w poezji napięć i manifestacji, nie tylko z linii [to liczba mnoga] Kopyt – Góra – [Pułka]), stawia się na przekaz, książki poetyckie są silnie stematyzowane (nie tylko choroby, traumy i podróże, ale też choćby coraz silniej obecna praca), a jednocześnie komunikatywne i pod względem znaczeń klarowne, to dlaczego ma tak nie być z krytyką literacką?
Media społecznościowe, z całym swoim rozchełstaniem, klikalnością i bezustannymi zmianami algorytmów wyświetleń (abstrahując, oczywiście, od materiałów sponsorowanych), wychodzą naprzeciw niszom – i można to wykorzystać na rzecz ich pełniejszego i bardziej świadomego funkcjonowania w szerszych, kulturalnych dyskursach. Przecież wysokie miesza się z niskim od niepamiętnych czasów – w Polsce ten zwrot, utożsamiając go ze wzrostem rangi poczucia humoru i literatury spoza kategorii serio, a wciąż pięknej, Przemysław Czapliński – w Rozbieżnych emancypacjach (2025) – lokuje w okolicach wstępniaka napisanego najpewniej przez Jacka Bierezina, Tomasza Filipczaka i Witolda Sułkowskiego w pierwszym numerze redagowanego przez nich drugoobiegowego „Pulsu” (1977). Niech więc miesza się dalej i niezmiennie, udowadniając, że wysokie nie jest tak skomplikowane i straszne – i można do niego sięgać dużo częściej i gęściej, choćby z niskich pobudek (nie mylić z wierszami z okolic „bruLionu”). Tak zresztą pokazywałem wiersze na warsztatach w liceach i technikach. Czytałem bez komentarza po jednym liryku z Dzikich dzieci (1995) i Prób negocjacji (1996), nastoletnich debiutów Krzysztofa Siwczyka i Marty Podgórnik. W odpowiedzi słyszałem: nic z tego nie rozumiemy! Zatem rzucałem jeden komentarz: oni te wiersze napisali w wieku 16–17 lat. Twarze osób uczestniczących zmieniały się momentalnie – nagle się okazywało, że wspólnota pokoleniowa pozwala im interpretować utwory równolatków bez oporu poetyckiej materii. Przecież to o nas, naszych miłościach, lękach i strachach! – padały wcale nie naiwne konstatacje. Sociale, właśnie, mogą budować komfortowe i przyjazne warunki dla analogicznych wspólnot, odnajdujących się w czytaniu nawet poezji, i to wśród osób wciąż obciążonych obowiązkiem szkolnym. Działa też mechanizm odwrotny: coraz mniej recenzji książek, zwłaszcza poetyckich (nie licząc kilkunastu nośnych i nominowanych tytułów, reszta może się nie załapać na choćby jedno omówienie), sprawia, że praktycznie każdy tekst, który dotyczy książki, zwłaszcza poetyckiej, uznawany jest za recenzję. Może to być nie tylko impresja, felieton, ale też choćby dwu-trzyzdaniowa wzmianka w poście, blurb, komentarz z uwzględnieniem informacji o lekturze danej książki czy wręcz prywatny e-mail. Spotkałem się z prośbą całkiem uznanego autora, by zapytać wysyłającego wiadomość o możliwość wykorzystania jego słów o książce publicznie. Wypowiadam się na podstawie funkcjonowania na trzech pierwszych platformach. Z TikToka, przyznaję, znam jedynie Sonię Nowacką – i pokazuję jej kanał jako opcję osobom praktykującym i warsztatującym się u mnie: można ambitnie, a niewykluczająco intelektualnie; krótko, zwięźle i na temat, z uwzględnieniem wskazania kierunków pogłębiania potencjalnych lektur. A nie tylko podkładać obraz do fraz z piosenek typu disco rap w stylu „On mnie rucha, a ja jestem sucha” (tak, przyznaję, nie dorosłem jeszcze do tej formy promocji, chociaż w niej czasem uczestniczę).
Zuzanna Sala: Do pewnego stopnia. Podstawową zmianą wymuszaną przez wymienione media jest preferencja związana z długością treści. To się tyczy jednak głównie Instagrama, TikToka i do pewnego stopnia Facebooka (trzeba jednak zauważyć, że np. Izabella Adamczewska-Baranowska wrzuca na facebookowy fanpage Wchodzę w słowo swoje prasowe omówienia na kilka tysięcy znaków, podkreślając tym samym pojemność i dostępność tej formy publikacji). YouTube preferuje od jakiegoś czasu słynne „wideoeseje”, które potrafią trwać do czterech godzin. Istotną lekcją, którą moglibyśmy przyswajać od najlepszych przedstawicieli tego gatunku, jest dbanie o klarowność linii argumentacyjnej. Nie oszukujmy się, wielu krytykom (również piszącym dla mainstreamowej prasy) brakuje tych kompozycyjnych umiejętności, które mają najistotniejsi komentatorzy kultury na YouTube. Co do zasady jednak tzw. bookmedia są skrótowe, ekspresywne i skupione na walorach wizualno-konsupcyjnych. Często więc przesuwają zainteresowanie z pól, którymi tradycyjnie zajmowała się krytyka literacka, w kierunku estetyzacji sprzedaży. A tam oczywiście nie ma czego szukać. Można się jednak tym tendencjom opierać i promować inny typ refleksji nad literaturą. Słowo „promować” ma jednak w tym zdaniu absolutnie kluczowe znaczenie. Social media w moim przekonaniu (i mówię tu na podstawie bookstagrama, z którym sama mam niewielkie doświadczenie) nie tyle wpływają na ustrukturyzowanie komunikatu krytycznoliterackiego, ile raczej są w stanie jedynie go zapowiedzieć lub zasugerować. Sam komunikat zazwyczaj musi zostać rozwinięty gdzie indziej.
Jakub Skurtys: Już przeniesienie się krytyki do sieci – tzn. na portale czasopism i blogi – sporo zmieniło, bo forma pisania się upotoczniła, rozpadła się narracja na rzecz struktury blokowej, a piszący pozwolili sobie na bardziej kolokwialny styl, dziennikarską felietonowość i pływanie w morzu odnośników, mające zupełnie inny charakter niż dawne wtręty erudycyjno-alegacyjne. Ale te nowe nowe media – platformy zwłaszcza, bo z szacunku do siebie nie nazwę ich „społecznościowymi” – to całkowita wymiana kryteriów piśmienności na cechy typowe dla oratury. Niby na Facebooku jeszcze się pisze, ale tak, jakby się mówiło. Reszta portali – podcasty, vlogi, a nawet tiktokowe rolki – to po prostu opowieść, a właściwie (dla precyzji) „gadanie”, choć często z uwzględnieniem ruchu i montażu. Wiadomo, że w takim gadaniu nie ma miejsca na styl, na literackość, na te elementy, które stanowiły o estetycznym zapleczu krytyki, świadczyły o wprawnym „piórze”. W tym sensie krytyka z nowych nowych mediów przesuwa się coraz bardziej od literackości ku performatyce. Zamiast zdań złożonych, dyskretnej ironii i ornamentu liczą się odmienne umiejętności retoryczne. A to prowadzi również do postępującego prezentyzmu, który przeważa nad wartościowaniem. Większość znanej mi (dobrej) krytyki w nowych nowych mediach ma charakter marketingowy lub popularyzatorski – przedstawia coś, oswaja czytelników z wiedzą, zachęca do nabycia lub zapoznania się. Wartościowanie, tworzenie hierarchii czy budowanie konstelacji dzieł, a więc również podłączanie ich pod różne procesy historycznoliterackiej, to najwyżej dodatek.
Paulina Małochleb: Mam wrażenie, że zmiana medium, polegająca na przejściu z druku do wydań elektronicznych w żaden sposób nie zmieniła stylu wypowiedzi większości osób piszących i spowodowała jedynie dyskusje o długości tekstów. Pamiętam dyskusję o przechodzeniu krytyki na blogi i do mediów społecznościowych, która odbyła się w 2016 roku w czasie Festiwalu Miłosza. Piotr Śliwiński, poznański profesor, mówił wtedy, że nie rozumie, dlaczego jeśli w Internecie nie ma znaczenia długość tekstu, blogerzy nie chcą pisać tekstów krytycznych na 50 tysięcy znaków. Był to dla mnie wyraźny sygnał, że nie rozumiemy, na czym polega to przejście i nie mamy żadnych narzędzi, by o tej zmianie mówić, nie wartościując jej negatywnie. Jak pokazało kolejne dziewięć lat, byliśmy naiwni jak dzieci i czyści jak jagniątka.
Problemem nie jest jedynie konieczność zmiany objętości tekstu i ograniczenie się do 2200 znaków na Instagramie, ani nawet zmiana technologiczna – mówienie na Tik Toku zamiast pisania, ale konieczność zupełnie innego konstruowania tekstu, który podlega lekturze w przestrzeni rozpraszającej uwagę, naszpikowanej innymi odnośnikami, posługującej się linkiem zamiast przypisu. Tymczasem krytyka literacka w dalszym ciągu opiera się na notach ogólnych, jakich znaleźć można kilkadziesiąt do każdej książki (choć większość jest prymitywna i opiera się na „misiu” – podoba mi się/nie podoba mi się), oraz na operowaniu tekstem opartym na trójdzielnej kompozycji: wstęp – rozwinięcie – zakończenie. Większość dużych mediów, publikujących materiały drukowane, prowadzi pomiary, ile osób doczytuje je do końca. Jest to promil z tych, którzy tekst zaczynają, około 30 procent doczytuje do połowy. Takie dane nie interesują jednak osób publikujących teksty krytyczne. Zadałabym to pytanie inaczej: kiedy wreszcie krytyka odkryje, że musi zmienić kształt swojej wypowiedzi, jeśli chce istnieć w przestrzeni wirtualnej, a nie tylko w druku?
Cięcia można dokonać jeszcze i w innym miejscu: o ile powieść i reportaż świetnie poddają się interpretacji skróconej, która często nie operuje profesjonalną terminologią, opiera się na lekturze afektywnej, o tyle poezja w takim ujęciu staje się wczorajszym naleśnikiem – suchym, ze stwardniałymi brzegami, nieapetycznym. Nie bardzo wyobrażam sobie analizy krytyczne współczesnej poezji na Instagramie, który wymusza lekturę autorską, mocno osobistą, każe pokazać patrzące ja na pierwszym planie, a nie tekst podlegający lekturze. Jakakolwiek komplikacja formalna zastosowana w literaturze nie ma szans właściwie stać się tematem materiału krytycznego opublikowanego w mediach społecznościowych, bo kłóci się ona z ich zasadniczym formatem.
- Czy sprofesjonalizowana krytyka literacka w mediach społecznościowych jest możliwa? Jeśli tak, to w jaki sposób powinna wyglądać? Czy patrząc na sposób działania algorytmów w social mediach, krytyk/krytyczka może zachować profesjonalny styl wypowiedzi, jednocześnie starając się o uwagę odbiorcy?
ZS: Moim zdaniem nie jest możliwa, ale już tłumaczę, co mam na myśli. Media społecznościowe są świetnym narzędziem do promowania koncepcji, tejków krytycznoliterackich czy interpretacji, nie nadają się jednak do bycia wyłącznym medium dla działalności krytyczki. Są zbyt urywkowe, szczątkowe, powierzchowne. Niedawno dowiedziałam się o takim zjawisku na TikToku: publikowane są krótkie filmiki, które sprawiają wrażenie wyciętych fragmentów z nagrywania podcastu (ta forma social mediowej promocji dłuższych form audio nie jest zresztą niczym nowym, opatrzyła się w oczach odbiorców). Twist polega jednak na tym, że w przypadku nowych filmików nie istnieje pierwotna całość, jest ona wyłącznie pozorowana. Twórcy TikTokowego kontentu bazują na widmowym założeniu odbiorcy o istnieniu jakiejś większej, argumentacyjnej całości, po to, by podrzucać im wyłącznie efektowne retorycznie lub wizualnie zajawki. Jeśli się zastanowić nad tym trendem (który w lęku przed zakładaniem TikToka rekonstruuję przez pośredników, mogę więc nie być najlepszym źródłem informacji), to łatwo można uznać go za logiczną konsekwencję narzuconej płytkości medium. Powierzchnia staje się tak istotna, że głębia nie tylko znika z horyzontu – po prostu przestaje istnieć. Wracając więc do pytania – informowanie szerszej publiczności o tym, że istnieje taka powierzchnia, pod którą można zajrzeć, jest ważnym działaniem. Dostępność wiedzy to dziś nie tylko darmowość, ale też rozwijana w łatwych do upowszechnienia formach świadomość, skąd wiedzę czerpać. Musimy jednak cały czas oferować możliwość kopania głębiej, szukania całości, śledzenia bardziej skomplikowanych struktur argumentacyjnych. Sociale dają dobre narzędzia do pokazywania, że coś w ogóle istnieje. Niestety zachęcają też do postawienia w tym miejscu kropki – na którą (żeby można było mówić o działalności krytycznoliterackiej) godzić się nie można.
JS: Algorytmy z zasady służą zarządzaniu uwagą. Niby pośredniczą między zainteresowaniem odbiorcy, widocznością treści a rynkiem, czyli możliwością kapitalizowania tej widoczności, ale ich celem nie jest wcale ułatwianie dostępu do ciekawych rzeczy, nie po to zostały stworzone na tych akurat platformach. Możliwość dowolnego manipulowania nimi przez korporacje, nagłego ścinania zasięgów czy zmiany zasad wyświetlania też świadczy o tym, że właściwie całkowicie oddajemy swój głos przestrzeni, na którą nie mamy żadnego wpływu i z którą nie da się negocjować. Dostajemy widzialność (w przygotowanej bańce), tracimy autonomię. A to przecież była podstawowa dyspozycja nowoczesnej krytyki – negocjowanie swojej pozycji, swojego autorskiego głosu i prawa do oceny, pomiędzy sprzecznymi interesami różnych instytucji i agentów pola literackiego (redaktorów pism, polityków, cenzorów, czytelników, samych pisarzy). Sprofesjonalizowana krytyka w nowych nowych mediach oczywiście istnieje, jeśli profesjonalizm mierzymy zdolnością czerpania zysków, tworzenia marki, budowania wokół tego firmy. W tym sensie jednak do zupełnie innych, może już archaicznych kategorii odwoływałaby się „profesjonalność stylu” krytyki nowoczesnej.
PM: W latach dziewięćdziesiątych i na początku dwutysięcznych krytyka więcej mówiła o tym, że może istnieć właściwie tylko w przestrzeni uniwersytetu i jednocześnie podkreślała swoją od niego osobność, a także liczne kompromisy, które musiała podejmować, by takie współistnienie móc podjąć. Pamiętam to dobrze, bo chociaż jako doktorantka publikowałam wtedy ponad dwadzieścia recenzji w ciągu roku, ani razu nie załapałam się na stypendium naukowe, bo przebijały mnie osoby, które napisały dwa albo trzy teksty naukowe – to one dostawały dużo więcej punktów. W dzisiejszej rzeczywistości ekonomicznej praca uniwersytecka z perspektywy osoby piszących teksty krytyczne wydaje się prawdziwym Eldorado – stosunkowo niewielkie obciążenie godzinowe (w porównaniu do 160h+ w każdej innej branży) w ciągu dnia, stałe wynagrodzenie nieuzależnione od ilości publikacji (czyli dziennikarskiej wierszówki lub prekariatowej freelanserki), płatne wakacje. Ta perspektywa chyba sprawia, że krytyka traktuje uniwersytet jako przestrzeń nieznaczącą, a wroga lub przynajmniej obce pole widzi w obiegu elektronicznym. Robię taki długi wstęp, żeby trochę umądrzyć swoją odpowiedź, która powinna się zawierać w gruncie rzeczy w krótkim: duuh, pewnie że jest możliwa. O czym my w ogóle rozmawiamy?
Ile osób w gruncie rzeczy rozumie algorytm? Demonizowanie mediów społecznościowych, z których wszyscy korzystają, ale połowa z nas nie wie dokładnie, jak działają, służy tylko zacieraniu prawdziwych pól konfliktu i rzeczywistych miejsc pustych. Uwaga odbiorcy płynie naturalnie w stronę tych osób piszących, które są w swoich wypowiedziach autentyczne, pewne, spójne. Którde potrafią wymyślić problem/temat do opisania, a nie tylko „oceniają książkę”, które są wyraziste, prowadzą swoją działalność w sposób konsekwentny.
Zagrożenie płynie zaś z zupełnie innej strony: co zrobimy, jak z tych mediów trzeba będzie zniknąć? Zapominamy, że te straszne media społecznościowe funkcjonują bezpłatnie, pozwalają nam udostępniać, publikować każdy praktycznie rodzaj treści i to tak często jak chcemy. Dla wielu instytucji kultury są one naturalną płaszczyzną reklamowania treści: nie tylko nowych książek, ale też wystaw, koncertów, spotkań, wywiadów, jakie zrobiliśmy, tekstów, które piszemy. Dla wielu są też platformą jedyną – żadnej księgarni nie stać na wykupienie reklam spotkań autorskich w przestrzeni miejskiej, teksty krytyczne zaczynają żyć wtedy, kiedy linkujemy je w naszych postach, a nie tylko publikujemy w elektronicznych pismach. Kolejne kryzysy ekonomiczne w przestrzeni kultury w ciągu ostatnich dwudziestu lat przepychały nas w zaborcze objęcia serwisów Meta. Z różnych względów stają się one coraz bardziej brutalne, mizoginistyczne, nienawistne. Meta podąża tą samą drogą co starożytny Twitter, dzisiejszy X, na którym działa coraz mniej osób, z którego wycofują się też potęgi medialne jak „The Guardian” czy nawet biedopolska Agora. Biorąc pod uwagę, koło kogo siedział Mark Zuckerberg 20 stycznia, raczej nie ma się co spodziewać, by Meta zmieniła kurs i stała się przestrzenią wolności słowa oraz inkluzji. Co zrobimy zatem, jak trzeba będzie z niej uciekać? Gdzie pójdziemy z naszymi małymi warsztatami?
RG: Może, jak najbardziej. Reguły rządzące językiem polskim nagle nie zostają wyłączone czy wygaszone. Tylko znacząco wzrasta rola kompetencji komunikacyjnych: osoba krytyczna tym skrupulatniej powinna dbać o klarowność, zrozumiałość i precyzję wypowiedzi. Nie powinna zagłębiać się w przesadne dygresje, tonąć w przypisach (zresztą socjale skutecznie odstraszają od stosowania tychże). To pogłębiona praca z formą i kompozycją. OK, na pewnym poziomie upraszczająca, ale przez to poszerzająca potencjalne grono odbiorców o tych z większych baniek (nie tylko postronni obserwatorzy przecież, ale i osoby plastyczne, wizualne, filmowe czy aktorskie potrafią narzekać na wsobność poezji, bo tak to im się wdrukowało, nie tylko dzięki szkole). Zatem: mniej wątków, więcej wyjaśnień, pojęcia tylko konieczne dla danego zagadnienia, w liczbie kilku (np. przy omawianiu Anne Carson w przekładach Macieja Topolskiego: intencjonalizm, przesunięcie, logorea, dekreacja). A, chyba przede wszystkim, zdania mniej wielokrotnie złożone. Przy nagrywaniu recenzji w wersji audio/video: pauzy, gesty, egzemplifikacje w formie wierszy (bez użycia słowa „egzemplifikacja”), ale nie za długie (np. Marit Kaplę w przekładach Justyny Czechowskiej można przytaczać we fragmentach poszczególnych wierszy-wypowiedzi). Tego akapitu nie sponsoruje Ossolineum, konkretne tytuły przytaczam spontanicznie, ponieważ wychodzę z założenia, że praca na żywym temacie, jakim niewątpliwie jest poezja, aż się prosi o mniej metodyczne podejście, zwłaszcza w kontekście sociali.
Trochę intencjonalnie próbuję stworzyć instrukcję obsługi, znając funkcjonowanie socialowych mechanizmów promowania/wykluczania głównie na podstawie tylko pewnego wycinka własnej działalności, głównie postów na Facebooku i tamże nagrywanych krótkich polecajek książek (w moim przypadku poetyckich). Paradoksalnie, na platformie należącej do Mety mogą być promowane dłuższe posty-teksty, jeśli dotyczą newralgicznego w danym momencie tematu i są połączone z udostępnianiem treści w tej materii, a także zostają względnie szybko skomentowane (lajki, na poziomie setki, mają mniejszą rangę).
Filmy o lekturach, nawet poetyckich, wystarczy dobrze otagować i opisać (to już nie ja, tylko bardziej kompetentny dział promocji Domu Literatury w Łodzi), niezależnie od ich merytorycznej zawartości. Czy to będzie już krytyka na miarę tej ankiety? Nie dałbym sobie niczego uciąć, ale dla wielu potencjalnych odbiorców to może być jedyny moment, kiedy dociera do nich, choćby szybkie i pobieżne, omówienie książki poetyckiej (zajmowałem się choćby książkami Emilii Konwerskiej i Grzegorza Wróblewskiego). Oczywiście to w jakiś sposób przykład uprzywilejowany – występuje w nim wsparcie samorządowej instytucji kultury. Ale, przecież, osoba krytyczna jak najbardziej może współpracować z różnymi podmiotami, zwłaszcza publicznymi, o zwiększonej wiarygodności, by lepiej pozycjonować i dotknąć większych zasięgów swoimi wypowiedziami krytycznoliterackimi. To proste wyjściowo, ponieważ nie tylko Dom Literatury w Łodzi, podkreślający dbałość o czytelnictwo szeroko rozumianej literatury pięknej, pójdzie chętnie na podobną kooperację i udostępni krytyczne treści (szczegóły na privie).
- Czy obecność krytyki literackiej w internecie może wpływać w jakikolwiek sposób na kształtowanie się dyskursu w ramach tradycyjnych form krytycznoliterackich publikowanych w prasie?
JS: Może wpływać, wpływa i wpływać będzie. Choćby dlatego, że widoczność i zasięgi przekładają się na obecność, zwłaszcza w mediach głównego nurtu, ta z kolei przenosi się na reprezentację w panelach eksperckich, na festiwalach, w gremiach nagród. Za nią idzie zmiana tematu i stylu dyskusji, jej temperatury, jej historycznoliterackiego tła (lub braku takowego). Tradycyjne formy krytyczne: w prasie są prawie martwe – możemy odwoływać się do wzorca z Sèvres w postaci recenzji z „Odry” czy „Twórczości”, ale prasa kulturalna poszła w stronę dziennikarską, i nawet studenci krytyki myślą innym modelem recenzji niż jeszcze 15 lat temu. W formach felietonowo-dziennikarskich więcej jest miejsca na ekspozycję, na podobnie performatywno-retoryczne gesty, jak na Fb i YT, więcej przestrzeni dla spontaniczności piszącego/mówiącego, dla przygodności sądów, deklaracji naiwności, czytania impresyjnego i dzielenia się wrażeniami. Krytyka ma dziś krótką pamięć i głównie afirmuje teraźniejszość, rozpływając się w niej. Wiem, brzmię jak dziad z akademii, a przecież sam uczestniczę w tych przemianach, gram o widoczność, zbieram serduszka i lajki. I nawet kiedy robię to z ironicznym podtekstem, to po drugiej stronie, tej odbiorczej, pozostaje on zupełnie niewidoczny.
ZS: Jestem w trakcie spisywania rozmowy z Konradem Janczurą na temat bookstagrama i on twierdzi, że tak. Tzn. że forma skrótowej, opisowej (często po prostu streszczającej) noty to coś, co na masową skalę zostało oswojone w social mediach i potem skolonizowało np. mainstreamową prasę papierową (wypychając do niszowych periodyków faktyczną krytykę literacką). Nie myślałam o tym wcześniej, ale muszę przyznać, że przekonuje mnie rekonstrukcja Janczury. Oczywiście jeśli pytamy szerzej (o „krytykę literacką w internecie”, nie o social media) to okazuje się, że oddolne, dostępne darmowo pisma publikowane w sieci są dziś niemalże jedyną sensowną przestrzenią uprawiania niezależnej krytyki literackiej. Szczerze powiedziawszy, trudno mi znieść myśl o redakcjach, które nie rozumieją wagi pewnych rozwiązań technologicznych – moim zdaniem czasopismo papierowe, które nie jest składane w formatach ebookowych i wrzucane na najważniejsze książkowe platformy streamingowe zwyczajnie nie ma prawa narzekać na niewielką liczbę odbiorców. Większość wartościowych periodyków o długiej tradycji – w tym np. pisma patronackie – są niestety tego doskonałym przykładem. Sprzedawanie niezbyt wygodnych do lektury na nośnikach cyfrowych plików w formacie pdf w żadnym sensie nie stanowi reakcji na technologiczne zmiany w czytelnictwie. Rozwijanie portali internetowych, na których udostępnia się część artykułów, jest do pewnego stopnia jaskółką zmiany – mam nadzieję, że na niej się nie skończy.
RG: Nie tyle może, co od ładnych kilku lat możemy zaobserwować, że już wpływa: recenzje stają się krótsze, bardziej potoczne, niekoniecznie skonstruowane według jakichkolwiek reguł. Impresje, komentarze, uwagi czy inne teksty okołokrytyczne zaczynają funkcjonować na prawach recenzji, co nie znaczy, że rośnie ich ranga. Po prostu to krytyka, która siłą rzeczy dociera do szerszego odbiorcy, mniej krytycznoliteracko wyrobionego. Oczywiście, zawsze będą „Małe Formaty” czy „Teksty Drugie” (na ich przykładzie można prześledzić, jak zmienia się forma dyskursu krytycznoliterackiego, gdy ten trafia do sociali, a nawet szerzej, do sieci, bo to przykład pogłębiający temat zmiany medium przekazu sprzed sociali; co ciekawe, nikt tu nie ogranicza liczby znaków!); punktowane „Czasy Kultury” czy nienastawione na odrobinę bardziej masowego odbiorcę „Kronosy”. Do dwujęzycznego wyboru wierszy Jacka Bierezina Stoję na moście posłowie napisze Oskar Meller, a tłumacz Michał Grabowski będzie pracował nad nim miesiącami, szukając uproszczeń i wyjaśnień dla czytelnika francuskojęzycznego. A z drugiej strony i Dawid Kujawa zacznie pisać dla ludzi (i ich dobra wspólnego), i Grzegorz Jankowicz jakby bardziej zadba o czytelnika, który nie wychowywał się na dekonstrukcji i hermeneutyce, a wychodząc na pole, nie zauważał epitetu „literackie”. Oczywiście też – nie każda osoba krytyczna będzie jednocześnie klarownie i w sposób pogłębiony podchodzić do różnych warstw najnowszego wiersza o wielu intencjach jak Paweł Kaczmarski. Nie każdy zbliży się, czule i uważnie, do poetyk Andrzeja Sosnowskiego jak Marta Koronkiewicz. W starciu z nie zawsze komunikatywną najnowszą poezją polską niewyrażalne będzie wymagać bardziej subtelnych zabiegów, by wybrzmiało zwłaszcza w mediach społecznościowych. Ale w tym, nie tylko intencjonalnie, pomoże osoba autorska: odsyłam tutaj choćby do opisu LINE Michała Mytnika (SPP Oddział w Łodzi, Łódź 2025), który zamieszcza przy postach/filmach/innych materiałach o książce w socialach, skutecznie wyjaśniając jej intermedialność i istotę formalną (książka została wydana jako powielony i odwrócony, biało na czarnym, rękopis). Chodzi o to, by łapać kontakt, który nie jest jedynie kliknięciem. W tej naszej branży, ostatnio przeze mnie zaniedbywanej z przyczyn finansowych (zróbcie, proszę, ankietę o pracy i płacy w pozaakademickich obiegach krytycznych i recenzenckich!), będzie jednak – idealistycznie – chodzić o zatrzymanie uwagi odbiorcy na dłużej niż kilkanaście sekund. Choć przecież, pozornie, kilkanaście sekund to lektura jednego wiersza (może nie Aleksandry Góreckiej czy Sary Akram, ale Miłosza Fleszara czy Martyny Rogackiej już tak). Przy szybkości, z jaką grzmoci się nas informacjami, i zmniejszaniu dostępnych formatów masowej wypowiedzi (Youtube – 30–45 minut materiału, TikTok – maksymalnie 3 minuty; przeskok w limitowaniu liczby znaków Facebook => Twitter/X) poezja zawsze będzie potrzebować więcej. Miejsca, czasu, przestrzeni, innych kategorii. I to jest jej magia, siła i nieleczona angina, i niespełnialne ambicje, i zawsze wartość dodana, i ciągłość bezustannego bycia w drodze, dla których warto porzucić wszelką nadzieję i metodologię, by zaszyć się gdzieś w lesie – tudzież szczelnie zamkniętym mieszkaniu – i sczytać/spisać (każdemu według potrzeb!) to, czego żaden social nie ogarnie. A może, po prostu, jestem dziadem, który lubieżnie spogląda w stronę niewykluczającej, otwartej, pozaakademickiej rozmowy o wierszach w różnych przestrzeniach, niekoniecznie kojarzących się z niszami, które można pokazać i w socialach. W najbliższym czasie będę próbował takich rozwiązań pod każdym pretekstem, poczynając od spotkań autorskich wokół szerszych tematów niż promocje poetyckich nowości (które to spotkania Łódź niezmiennie transmituje).
PM: To pytanie też należy odwrócić – bo przewaga jeśli chodzi o tempo reakcji, ilość interakcji z odbiorcami, swobodę wydłużania tekstu, leży całkowicie po stronie publikacji w internecie. Druk przypomina trochę żubra – chroniony przez Instytut Książki przed ostatecznym wyginięciem, objęty patronatami i dotacjami MKiDN. Krytyka drukowana jest powolna, mało widoczna, źle opłacana, żyje życiem podtrzymywanym, istnieje dlatego, że ktoś ją sztucznie chroni. Żeby krytyka drukowana miała jakiekolwiek znaczenie (poza symbolicznym, bo recenzja w druku to w dalszym ciągu szczyt marzeń większości pisarzy i pisarek w Polsce), potrzebuje wysokich nakładów, efektywnej dystrybucji i dużej dostępności w sprzedaży – a rynek prasy praktycznie nie istnieje.
Kamila Janiak
hostile environment (fragmenty)
1.
znowu woda.
niebieska farba,
już zawsze będzie kojarzyć mi się z matką.
może pani napisać na kartce.
mogę napisać na kartce.
a potem skupiam się na gnieździe.
czy to koniecznie, pytam spętanej choinki.
na wszystko wspinają się lampki,
wypełzają ze studzienek
a właścicielka bezradnie rozkłada ręce.
wesołych świąt, mówi przez łzy.
widzę, że jeden z węży wychodzi jej spod swetra.
kim pani jest, pyta. ma włosy koloru patyczków.
obrazy szumią głośniej od klimatyzacji.
nie wiem, mówię. wchodzę w zdjęcie,
na którym jestem gołym niemowlakiem i krzyczę.
2.
mam trzynaście lat i płaskie piersi.
codziennie oglądam różowe kropki i chcę żeby urosły.
nie wiem jak to działa, ale wydaje mi się, że nie mam macicy.
jestem przerażona.
jeszcze nie krwawię.
jestem z tymi myślami sama.
bawię się nimi jak ciałem.
jestem meteorytem i wybuchem słońca, do którego odmierzam czas.
tego poranka nie bardzo wiem ile jeszcze do końca świata,
ale z serduszka odpadają kolejne kartki.
imieniny wilhelminy.
coraz bliżej, szeleści szary papier w kuchni,
jestem krwią w żyłach,
ale nie napełnię krwią żądnych dzieci.
3.
na innej ziemi codziennie wita mnie informacja o nadchodzącej katastrofie.
czy wiem, że zegar zagłady został zaktualizowany?
czy wiem, że nasze dzieci mogą nie mieć dostępu do wody?
czy wiem, że meteoryt przeleci tak blisko ziemi,
żeby zajrzeć nam w oczy ten ostatni raz?
czy wiem, że zostaniemy zepchnięci do slumsów,
a najbogatsi ze sztuczną inteligencją pod postacią krwi pana w ciałach starożytnych bogów,
lub innej fantazji seksualnej,
będą pływać w basenach o kształtach uczuć czatów GPT
(one są skoncentrowaną synestezją, dlatego tak pięknie mówią o ludziach)
i na pewno uprawiać seks.
na końcu zawsze jest seks.
4.
ktoś mnie zaczepił o balet. rześki chłopiec kolekcjonował baletnice.
jestem ciekawa, myślę sobie.
opowiada mi jak pies jednej laski lizał mu penis.
jestem tą nocą. idą wzdłuż conrada wpadając w żółte światło.
latarnie tam są egzotyczne.
nawet zimą leje się z nich wilgotne złoto.
jestem cieniem sikającego psa.
następnego dnia zadzwonił. brzmiał jak haft.
szukał sreberka. jesteś moim uchem, krzyczał.
moim konglomeratem!
holdingiem!
jesteś zwęglona i jesteś częścią mnie!
somacie, odbieraj telefon, potrzebuję cię.
jestem bardzo ciekawa, co pani napisze.
wpatrywała się we mnie,
a rozpuszczone patyczki wystukiwały wietrzne lato.
Julia Szychowiak
***
Nieznajoma dziewczyno,
przepraszam cię, że
to nie dzikość
pocałunku
spowodowała,
że twoje wargi
dzisiaj krwawią,
ale chłód poranka
na granicy
mojego kraju.
***
Od kiedy
do naszego domu
mieliśmy
osobne ścieżki,
zrobiliśmy się cierpliwi,
jak zwierzyna
ukryta we mgle,
wypatrująca
wytchnienia.
***
Tamtego wieczoru
zobaczyłam drzwi
bez domu.
Stał w nich
młody jeleń
bez matki.
Chciałam mu powiedzieć,
że jeśli się odwróci,
to będzie
za nim stała,
ale tego nie zrobiłam.
***
Płoszenie rzeki,
dźganie
obolałej
powierzchni,
dla chwilowej uciechy.
W końcu jej
głęboka rana
oczyszcza się,
teraz rzeka
podnosi się,
płynie przez pustkę
i szuka
schronienia.
***
Odkąd wypełzłam
na wolność,
hoduję żywicę
w gardle.
Niektóre ze zwierząt
już mnie rozpoznają.
Od kiedy
zostałam w lesie sama,
śnieg,
który zjadam
przechodzi
w strumień.
Szymon Bira
lacie
jeśli chodzi o pogodę
w polsce zwyczajnie cierpię
ale się nie wyprowadzę
bo tu mam swoje groby,
język
—————————————————
a jak z jabłkami? lubisz
jabłka?
+ jeszcze ten sezon na
nie, półroczna zdychalnia
– jesień szmato, lśni
na przystanku, przez tyle lat
był czas dorosnąć do tego, że
lepiej już tego nie poskładam
ale jem, jem, lubię
nawet, tę czerwień soczystą,
soczystą czerwień jabłek
—————————————————
minka rzednie, tlen-
-wymus (zdaje się), przycina
ćwiczenia z niewiedzy,
pamięci, cała rączka w
rozbiorze – a tylko
słodzisz
24.02.22
Publikowane utwory pochodzą z najnowszej książki autora pt. 5, która ukaże się w 2025 roku nakładem Fundacji na rzecz Kultury i Edukacji im. Tymoteusza Karpowicza dzięki wsparciu Wrocławskiego Programu Wydawniczego.
misza sagi
gwiazdy to gwoździe wbite w niebo
ej cho bo już się zaczął
koniec świata a ty na nadgo
zaraz się skończy nas zostawi
starych brzydkich i umartych
więc bądź i złap
za jeden koniec pustki
ja chwycę za drugi
zrobimy z niej skakankę
cimcum
byliśmy bezdomnymi kotami
jedliśmy świeże figi i daktyle
w parku shahr w teheranie
kolejna gorąca noc
pociski nad strefą gazy
spadające gwiazdy
na pustyni świecą jaśniej
wycięci z ciemności
zanim nas przywoła
pilnujemy ognia
mam myśli wielkie i puste
nazywając skreślam całą resztę
a chciałem właśnie o niej
saudade
czy kiedyś byłem młody?
ja nie byłam
może wtedy kiedy myślałam że jestem
jeszcze za młoda by tak mówić
a to było już to
próbuję policzyć krawędzie świata
codziennie ich przybywa ubywa
próbuję nadążyć łapię zadyszkę
widziałem pola kukurydzy
śpiących słoneczników
kilometry plantacji palm daktylowych
oceany wieżowców farm wiatrowych
gorące dakini w twojej okolicy
nocami gdy upał nie daje zasnąć
czy dzięki praktyce oddzielenia się od ego
czujesz się lepszx od innych?
u sad coz u want stuff
w cieniu rozłożystych platanów
myśl że jestem już stąd
wchodzę w kadr turystom
obce języki obce obietnice
obcego życia bardziej obcej śmierci
lecimy na wschód
a ciemność odsuwa się od nas
قشم
potomkowie niewolników
z zanzibaru smażą samosy
beludżowie handlują naswarem
powietrze tłuste od płonących
szybów naftowych
ten wiersz to piosenka
która nie daje spokoju
gdy chwiejnym krokiem
wracasz nad ranem
Dominika Filipowicz
***
ukłucie jak zaśliniony patyk przystaw do szyi żądłem
rozrysowałam sobie klatkę piersiową
podzieliłam na fragmenty w dziesiąty wlewa się chemię jak złoto
jeśli przyjęto pozycję nóg za akceptowalną i rozłożono się wobec wykresu szpilowego
otrzymano trzy możliwe rozwiązania wbić sobie igłę pod żebra wkręcić igłę do żyły
zaczekać
***
wklejam w oczodoły migdały dotknij
rozchwiejesz struktury tak słodko odcinałam kostki
zostaw słyszę jak chwieją się struny a ja chcę charknąć zostaw
charknąć całym rozmiarem mojego rozedrgania
czuje jak wybijam sobie palce jak
wbijam młoteczkiem z tych do wyrywania z ucha
jeśli narysuję mogę wcisnąć jeszcze kawałki daktyli
jeszcze cząstkę granatu zostaw
wbijam pod powieki migdały i strzepuję
***
patrz wycięte ze ściany albumy oblepione boazerią
tak kroi się twarze wzorowane na kurzowych łapkach
i te łóżka, te łóżka na których leżało całe moje umieranie
przykładasz do powiek skręcone liście rododendronów
w gardle zostaje pamięć procesu
zgnilizna wgryza się w krtań i pod ubranie
***
niewielkie zmiany wytwórcze w lewym biodrze usuwa się łopatką
chodaki równo rozplanowane zmiany w poskręcanych
płytkach zniekształcaj zarysy kości miednicy z obecnością
wyrośli ponad
zmiany są tylko zwyrodnieniowe zmiany są tylko na zasadzie świetlówki
AUTORKI I AUTORZY NUMERU:
Rafał Gawin (ur. 1984) – poeta, krytyk, recenzent, konferansjer, animator kultury, prowadzący warsztaty, redaktor, korektor, wydawca, sprzedawca, instruktor i skarbnik. Pisze muzyczne podsumowania roku dla „Kalejdoskopu”, prowadzi poetyckie podsumowania roku w Domu Literatury w Łodzi. Ostatnio wydał Ofertę bezzwrotną (2024) i Zdania bez wypadku i żadnego trybu (2024), a także zredagował dwa komiksy, cztery książki poetyckie i jedną przekładową oraz zadebiutował jako prozaik. Mieszka w Łodzi.
Zuzanna Sala (ur. 1994) – literaturoznawczyni, krytyczka literacka, asystentka w Katedrze Krytyki Współczesnej na Wydziale Polonistyki UJ, autorka instagramowego fanpage’a @pytaniazsali. W latach 2017‒2024 ściśle związana z fundacją KONTENT. Publikowała teksty krytyczne m.in. w „Czasie Kultury”, „Małym Formacie”, „Notatniku Literackim” czy „Odrze”. Pochodzi z Bierutowa.
Jakub Skurtys – dr, krytyk i historyk literatury, adiunkt w Instytucie Filologii Polskiej UWr.
Paulina Małochleb – doktorka, krytyczka, badaczka literatury i wykładowczyni. Laureatka Nagrody Prezesa Rady Ministrów, stypendystka NCK „Młoda Polska”. Autorka książki Przepisywanie historii oraz bloga ksiazkinaostro.pl. W Międzynarodowym Centrum Kultury w Krakowie kieruje Ośrodkiem Komunikacji. Publikuje w „Dwutygodniku”, „Przekroju”, „Polityce” i Krytyce Politycznej. Wykłada na Uniwersytecie Jagiellońskim.
Julia Szychowiak – urodzona w 1986 roku we Wrocławiu. Poetka, autorka pięciu tomów poetyckich. Finalistka XI Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego im. Jacka Bierezina. Laureatka Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej „Silesius” 2008 w kategorii „poetycki debiut roku”, Nagrody Polskiego Towarzystwa Wydawców Książek (2008) i Nagrody „Gazety Wyborczej” wARTo (2009) za książkę Po sobie. Nominowana do Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej „Silesius” w kategorii „książka roku” za książkę Intro (2014) oraz do Nagrody Literackiej Gdynia za Dni powszednie i święta (2018). Jej wiersze były tłumaczone m.in. na język angielski, hiszpański, litewski, słoweński, japoński.
Kamila Janiak – urodzona i zamieszkała, trochę już niechętnie, w Warszawie. Robiła w życiu różne rzeczy. Śpiewała i pisała teksty w paru zespołach, pracowała w różnych miejscach. Dużo rzeczy robić przestała. Na jeszcze inne czeka z niecierpliwością. Napisała do tej pory siedem książek poetyckich. Ostatnie tomy były nominowane do nagród. Zakaz rozmów z osobami nieobecnymi fizycznie i miłość nagrody zdobyły (Wrocławska Nagroda Poetycka Silesius, Nagroda Literacka m.st. Warszawy). Obecnie skończyła ósmą książkę poetycką i ma nadzieję, że przynajmniej przez jakiś czas nie będzie pisać wierszy.
Dominika Filipowicz (ur. 1997) – redaktorka młodoliterackiego pisma „Trytytka”. Nominowana w XXX edycji Ogólnopolskigo Konkursu Poetyckiego im. Jacka Bierezina. Finalistka Połowu Poetyckiego 2022. Publikowała m.in. w „Kontencie”, „Stronie Czynnej” i „Tlenie Literackim”.
Szymon Bira (ur. 1987) ‒ autor książek poetyckich, w tym: 3,5 (2015) oraz 1,1 (2021). Nominowany do Nagrody Literackiej Gdynia 2022 za 1,1. Laureat wrocławskiej nagrody wARTo 2022 „Gazety Wyborczej” w kategorii „literatura” za książkę 1,1. Pochodzi z Bytomia. Mieszka i pracuje we Wrocławiu.
misza sagi – pracował w różnych miejscach, bujał się tu i ówdzie. Publikowany, ale wciąż debiutuje, coś tam kmini, kombinuje. Lubi sport (czynnie: tenis stołowy, biernie: sumo), muzykę (jakieś lofi/chill beats to relax/study to, doomer music vol., etc.), książki, podróże, ogólnie różne takie (takie). Ostatnio wydał [doomer wave] (Wrocław 2023), dłubie nad kolejną.
Redakcja ÓSMEGO ARKUSZA ODRY:
Sonia Nowacka, Adam Pietryga
Kontakt: 8.arkusz.odry@gmail.com
Projekt
Wydawca