X

8 ARKUSZ. 3/2025

ÓSMY ARKUSZ ODRY

 

ŻYWIOŁ

 

Pierwotny i nieujarzmiony. Gwałtowny i niszczycielski. Ten, który spala i oczyszcza wszystko. Zupełnie nieprzewidywalny – jak pełne energii wiersze autorek wybrzmiewające w bieżącym numerze Ósmego Arkusza. Tworzą one zbiór odmiennych kontekstów społecznych i kulturowych. Dzięki tej różnorodności stają się przestrzenią, w której każdy – niezależnie od płci, pochodzenia czy przekonań – może odnaleźć swój głos. Wystarczy pochylić się nad utworami Joanny Roszak, Marii Czekańskiej, Oliwii Stępień, Karoliny Feć, Pauliny Cedlerskiej Aleksandry Góreckiej, Aleksandry Byrskiej, Karoliny Wojciechowskiej oraz recenzją Karoliny Górnickiej z nowego tomu Kamila Galusa, aby dostrzec niezwykle subtelne i zróżnicowane perspektywy: od osobistej ekspresji po sprzeciw wobec opresji patriarchalnej i nierówności płci, od tematów ekologicznych po kwestie społeczne. Zachęcamy do zanurzenia się w tym wielowymiarowym konglomeracie tekstów – nieokiełznanych niczym żywioł, wyzwalających, a jednocześnie zmuszających do konfrontacji z tym, co ukryte i nieoswojone.

 

Redakcja Ósmego Arkusza 

grafika Paweł Król

 

 

Joanna Roszak

 

eter

 

łupiny orzechów zrzuconych przez kruki

wysłane jak wiadomość „byłyśmy tu”

 

z jesionu spada liść

poczuj to

i zostań z tym do końca świata

 

 

padało

 

zapytałam

co wygrawerujemy sobie na płycie cmentarnej

 

„żyli i umarli” powiedziałeś

 

miałam nadzieję na coś bardziej romantycznego

więc dodałeś

 

„w deszczu”

 

 

neti neti

 

leżąc w łóżku słyszę

jak mówisz z akcentem naszych zwierząt

płyną zwierzęta

płoną

trącimy je tracimy

z zawałem głowy

zawrotem serca

 

leżąc na prawym boku

zmawiam modlitwę za muchę która rano utonęła w herbacie

i nasze zwierzęta dla których wykopiemy dołek w ogrodzie

i na zawsze zostaniemy ze śladami ziemi za paznokciami

z cicha

 

 

 

Maria Czekańska

 

Uczę się dotykać kobietę

 

U nas na głośnikach cały czas porno, a w tle film dokumentalny

o pękniętych zębach maryi. Bosko odchylam szkłem kawałki

twoich ud. Jeśli cię przypalę, to z grzeczności. Jeśli cię złamię,

to wspak. Zawsze chciałam nauczyć się stać na rękach, bez majtek.

 

Oczy rozbiegane jak szczeniaki na podwórku, palce to ułożone

kaczki. Jeśli cię wezmę na szczyt tego wieżowca, to żeby nie było słychać

jak krzyczysz: kurwa.

 

Masz usta nie do zaszycia, wchodzisz w poziom 7 potów. Na wstęp

mamy całą dobę i roztopione lody. A wczoraj.

 

Wczoraj języki wydostały się z plasteliny.

 

 

Wanna

 

Usiądę obok i umyję twoje włosy. Usiądę i sprawię, że zawołasz: sodoma!

W biblii nie piszą o nas. Nie piszą: kochaj tak, żeby mięśnie drżały, a później

połóż się z uśmiechem w pozycji jezusa. Drewnianymi kołkami przebijam blizny.

 

Jeśli mam powiedzieć, co się dzieje, kurwa mać, to nie są dreszcze, to

trzęsienia, gdzie książki zawsze trzymają się na miejscu. Mów: boli,

ale nie krzywdzi. Mów palcami. I rozwalaj wrośnięte włoski.

 

Jeśli mam powiedzieć, czemu płaczę, kiedykolwiek, gdziekolwiek,

to dlatego, że przyśniła mi się na jawie ewa, która z dumą sięga po jabłko

i krzyczy: walić grzechy. Pierworodność nigdy nie była tak czerwona.

 

 

 

Oliwia Stępień

 

Osiedlowy wiersz

 

Martynie

 

Wszechświat poszedł sobie

właśnie tutaj, na warszawskie osiedle

Solipsy. Prawdę mówiąc, nie wiem, czy jest

warszawskie. Słodkie osiedle chciałoby się

rozpuścić w gorącej herbacie.

 

Włóż tę frazę do kubka i mieszaj nią

długo, bo byliśmy bezczelni.

Nie uderzaj o ścianki, Ziemia jest nadal okrągła.

Bo byliśmy bezczelni i destylowaliśmy

do samej Ameryki.

 

Odwracam nas troszkę od siebie i idę dalej.

Czynić zadość, pisząc

ten wiersz, pośród innych wierszy

z wyraźnym podmiotem lirycznym.

 

 

Ziemia urodzajna

 

Albo tak:

na warszawskim osiedlu

kup blender i wyobraź sobie planetę

jako brukselkę.

 

Teraz blenduj na papkę; nic się

nie dzieje. To jak wreszcie ubić białka,

niech piana zesztywnieje, a wtedy nic się

nie dzieje.

 

Blenduj, bo ja już odcięłam sobie

wszystkie palce, dzieląc włos

na czworo; nie mogę już

wskazywać, może trochę

 

szaleję, dlatego wrzucam wyższy bieg,

dlatego wciskam gaz.

Tak, to prawda, że jestem cierpliwa, ale ile

można?

 

Co mi zrobisz jak załapiesz,

 

że ja się w to nie bawię?

 

 

Szczelina

 

Po raz kolejny prawie się pożarliśmy, ale jesteś

za tłusty i zawsze wypływasz na wierzch

albo twoje jest zawsze na wierzchu, wybieraj,

bo u nas spokój droższy od pieniędzy.

 

Wszystko o czym mówiłam,

opluwałam przypadkiem,

bo między słowami jest ślina. Spluwam

na dyskursy wokół palca, należy mówić

 

szybko i wtedy z zębów robi się szczelina.

Dlatego dochodzi do ciebie rozcieńczone

i powoduje uniesienia, na które nie zasłużyliśmy.

Ale teraz to dla psa kiełbasa,

 

a u nas spokój droższy od pieniędzy.

 

 

 

Karolina Feć

 

mężczyzna poprawia kapelusz

 

młodzieniec nie patrzy mi w oczy

kobieta podchodzi do okna, wychyla się

mówiłam, żeby nie robili żadnych zdjęć, nie robią

pan wygładza kapelusz przeglądając się w gablocie

pod nogi wpada mi dziecko, wcale go tu być nie powinno

myśląc to czuję lekki paraliż…

… przechodzi mi szybko

kobieta przeprasza za wymioty, proszę się nie przejmować

nikt nie zapamięta, wychodzę stąd po raz sto trzydziesty

piąty, dziś znów przed witryną z włosami poprawnie

ułożono kapelusz, nigdy wcześniej

nie widziałam smug

w bloku czwartym

 

 

czy schodzą pani magnesy

 

a które

ze ścianą śmierci, owszem schodzą

za dwadzieścia złotych, czyli w zaokrągleniu tyle, co

za paczkę fajek można się wykupić od kary

jakiejś

na pewno

nie od śmierci

 

 

a naziści tu palili

 

odpowiada mi gówniarz

w takie sytuacji nie powiem, co myślę, odpuszczam

strasząc mandatem 500 euro, dopadnie go na samej Ibizie

gasi, wiadomo, naziści też gasili

tej nocy śnił mi się mandat

za palenie ludzi

 

 

czy mogłaby pani nie mówić o śmierci

 

przyjechaliśmy tu z dziećmi

jesteśmy na wakacjach

 

proszę im ściągnąć słuchawki

 

przecież one są wrażliwe

wyczują od razu, że to dyskryminacja!

Paulina Cedlerska

 

***

 

zastanawialiśmy się w którym miejscu ucho zmienia się w szyję

dotykaliśmy grubej skóry dla pewności że ten dylemat

nie istnieje tylko w naszych głowach

obok pojawiali się i znikali ludzie na dowód słuszności

każdego niepokoju który przechodził nam przez myśli

powstrzymanie procesu przekazywania ciepła

pomiędzy sąsiadującymi obiektami o różnej temperaturze

nie jest możliwe

 

domy są pełne zimna domy są pełne ciała

nie znajdujemy odpowiedzi na pytanie w którym miejscu to się zaczęło

 

 

orientacja

 

to nie mogło się udać odkąd zaczęło funkcjonować w sprzężeniu

z wsią i całym wszechświatem

który rośnie w nas wbrew bliskości

wszystkich drobnych rzeczy

postacie o wykluczającym się położeniu

stały się symbolem tego o czym baliśmy się mówić na głos

dlatego śniąc imiona dzieci wypowiadamy szeptem

po obudzeniu długo dociera do nas prawda

że nigdy się nie urodziły

dom jest tynkiem wyczuwalnym wieczorem pod językiem

 

 

usg

 

o świcie wyskubujesz pióra śliska skóra pulsuje życiem które zastyga na palcach

tuż po uboju kiedy mięso tężeje wytwarza się duża ilość ciepła

później bawimy się w chowanego

to nie była prawdziwa śmierć to wszystko na niby

na niby szukasz mnie i znajdujesz

jesteśmy tu i teraz więcej nas na zdjęciu w stylu zoom blur

badamy wgłębienia w materacu żeby sprawdzić

co się w nas zalęgło pod warstwą wierzchnią

znajdujemy odciśnięte opuszki

którymi w ciemności dotykasz miejsca nad moimi piersiami

usuń wszystkie filtry dodaj ponownie

odbite w visco palce trzymają jeszcze ciepłe mięso

 

 

styki

 

tu na pewno mieszkają wróżki

z dużymi miękkimi brzuchami w których chowają

wszystkie brakujące elementy ludzkiego ciała

spanie z nogami do góry daje wrażenie odwrócenia kolejności

więc z każdą kolejną nocą wspinamy się wyżej po ścianie

żeby dotknąć niemożliwego miejsca o którym dopiero uczymy się myśleć

miękkie podniebienia drzew wchłaniają łapczywie wodę

sączącą się między zagłębieniami którymi kiedyś płynęła krew

nieudolnie próbujemy ustalić linię gdzie kończy się las a zaczyna miasto

jezioro wchłania otoczenie wyrzucając w zamian bezkształtne kolory

 

implementacja software zakończyła się niepowodzeniem

składamy ciepłe ikony usuniętych postaci i miejsc w folderze

 

 

zło dzieje się

 

noce wypierają dni

w nowym rozkładzie pociągów zabrano godzinę

która nadejdzie dopiero jesienią

próbujemy określić gdzie jest teraz

ale to pytanie pozostaje otwarte jak lęk

czas wiosenny jest tym prawdziwym więc żyjemy w kłamstwie

sztywność nadgarstków nie pozwala

na taniec wciąż sprawnych palców zmusza do udawania

dzień dobry do widzenia spierdalaj

język staje się niewystarczający by określić poziom strachu

więc mówimy według schematów czekając na feedback

sens znajdujemy dopiero w przypadkowej myśli

że nie ma wiosny i świąt

wymyśliliśmy je po to by odwrócić uwagę oczekiwaniem

 

nie ma jest niepodzielne przez życie

 

błąd serwera odłącz urządzenie od zasilania

 

bawimy się w nieżycie chociaż wiemy że to też przeminie

 

 

Aleksandra Górecka

 

Google maps

 

Topi się w wolnym ogniu. przecedza przez druciane sito. a potem następuje pierwsze rozdarcie i trzecie, w różnej kolejności

 

kiedy kładę cię na kolana

w odległości przerwy. mam na brzuchu centrum i świat, dwa rozłączne zbiory. a powyżej wnyki i otwarcie

 

mówię                                       po miejscach

mogłabym być

 

źdźbłem trawy i dać się prowadzić

kołem roweru i jego pęknięciem

szosą która pęknięciem doprowadza do pęknięcia

rozsypanym okruchem castelli na drugim końcu języczka

śladem i prześlizgnięciem dopiero wtedy

gdy zbyt spuchnięte wyda się obolałe

 

 

zawiązuję i rozwiązuję

 

powolne rozkruszenie nie przypomina nic

musiałoby szarpnąć z kilku stron

i rozchwiać siateczkę

 

mały punkcie który posypałeś się na podłogę

nigdy nie byłam tak blisko

 

 

Aleksandra Byrska

 

kras – Proteus anguinus

 

odmieniec Proteus

kształtozmieniacz w kalcytowych kałużach

wzrok skierowany do wewnątrz delikatne

różowe skrzela

 

stalaktyty stalagmity

zamknięty obieg wody zmieniającej

kształt

 

drobne palce odmieńca

przemykające po śliskich wapiennych

warstwach

jaskinia nieustannie narasta nacieka

 

odmieniam się proteuszuję

skórę mamy podobnie bladą

różnica w ilości palców

ludzkie rybki wodnowapienne

odmienne spłyniemy

w skałę kalcytem

mezozoik – rozpad

 

ruchy tektoniczne zastygłe falowanie

mas pęknięcia progi

udeptywanie siąpienie spadanie

mitochondria turlają się zmieniają kształt

 

ułóżmy się drogie neurony wyrozgałęziajmy się

na nowo w las dendrytów rafy aksonów

jakoś się połatamy mam kredę

kredki brokat

na mojej skroni tańczą małe stopy wydeptują

głuchy rytm

jabłonka to widzi storczykowate

unoszą ociężałe łby

kamyczek błędnikowy

 

ślady na skórze po piasku wodzie dłoniach

odgniecenia pod obojczykiem czerwone plamy poniżej piersi

rysy w kamieniu liście obrysy linie źdźbła trawy

drobinki piasku w zagłębieniu pachy

 

neurony spuszczone ze smyczy

węgiel sobie tańczy tańczy tańczy we krwi

kalcyt sobie tańczy tańczy tańczy w błędniku

otolity przemieszczają się niekontrolowanie

niekontrolowany ruch skutkuje zawrotami głowy

 

kamyczek zawrót rytm

kras – jaskinia

 

jama balowa z widokiem

na mozaikę drzew

jama rzeźbiona wodą i czasem

schronisko

 

podobno dłonie na ścianach jaskiń to jednak ślady kobiece

według stosunku palca serdecznego do wskazującego

według stosunku wapna do wody

rachunku liścia do słońca

tak mówi napigmentowany kalcyt

 

konchiolina – jaskinia to wnętrze muszli

wapień węgiel sól

 

 

Karolina Wojciechowska

 

Small talk

 

Szum kół czerń asfaltu śnieg śnieg noc

Kierowca kazał być cicho

 

Osiem godzin – w sam raz, żeby się wyspać

Wszyscy posłusznie zwinęli się w precle

(tyle wolnych miejsc, każdy ma dla siebie dwa siedzenia)

 

Na posterunku zostaliśmy tylko ja i ww. kierowca

i szum czerń śnieg noc

Mijamy samo nieznane

 

Gdzieś za kulisami kończy się New Jersey i zaczyna Nowy Jork, a może odwrotnie

Próbuję coś wyłowić wzrokiem z czerni nocy śniegu

 

Świat za oknem w końcu odwraca się do mnie

‒ chyba nie chce być niegościnny

Wyszczerza w uśmiechu komplet lśniących billboardów

 

Pyta, czy wydarzyło się coś złego, czy ktoś mnie zranił lub uszkodził

czy czuję się bezsilna, czy tracę wiarę w boga (nie precyzuje, którego)

czy potrzebuję

 

prawnika ortopedy pediatry

laserowej korekcji wzroku

zmniejszenia piersi

ubezpieczenia

sukni ślubnej

 

Wiele obiecuje: najlepszych specjalistów, pomoc w odgryzieniu się (komu?), niskie ceny

Zasypuje numerami telefonów, wszystkie o tej porze głuche

może poza tym do boga

 

Zanim zastanowię się nad przeszłymi krzywdami, już pyta o przyszłość moich stawów i kości

Nie umiem myśleć w milach na godzinę

 

Zamykam oczy

Śnię o poparzonym laserem prawniku w ślubnym gorsecie z bardzo małymi miseczkami

 

Kiedy się budzę

jestem ja i jest kierowca

szum kół czerń asfaltu śnieg śnieg noc

 

 

Wszystko jest nie

 

tak

 

sen wpada z wizytą

domownicy rozmemłani

otwieramy mu drzwi bo to lepsze niż okropny domofon

 

jak się człowiek przygotuje wypachni

założy najlepszą piżamę umyje zęby

snu ani wi- ani sły-

 

zamiast niego pokaz slajdów

nieuleczalne choroby znienacka

związki rozpadające się od jednej wiadomości

niedoszła przyszłość alternatywna przeszłość

wojna za miedzą katastrofa klimatyczna

 

jak to dobrze że można sobie poświecić telefonem

 

 

Karolina Górnicka

 

Poezja Frazeuszy

 

Istnieje przekonanie, że pewne rodzaje metafor nie sprawdzają się we współczesnej poezji ani dyskusji o niej. Dzieje się tak ze względu na ich nadmierną eksploatację we wcześniejszych latach, oczywiste odniesienia, utarte sensy. Do tej grupy należą m.in. metafory dopełniaczowe (pustynia słów) czy porównania militarne (poezja/krytyka jako pole bitwy, walka ze słowami), miłosne (flirt z czytelnikiem), kucharskie (tworzenie przepisów, dodawanie kolejnych składników) oraz sportowe (rozgrywka, zabawa, zdobywanie punktów, baz). Zdarza się, że są one na tyle zbanalizowane, że trudno jeszcze postrzegać je jako metafory – stają się pustymi zwrotami, które zamiast rozbudzać wyobraźnię, rozczarowują.

Ta uwaga wstępna miała ukazać w nowym świetle najnowszy tom poetycki Kamila Galusa o tytule będącym nie tylko metaforą dopełniaczową, lecz także sportową – Homerun fiesta. Autor jest jednak całkowicie świadomy tego niechcianego zaplecza znaczeniowego i wykorzystuje je na korzyść swojej poezji – z tego, co zużyte, wyczerpane, wtórne, tworzy niepowtarzalne obrazy stanowiące intelektualne wyzwanie nawet dla wprawionego czytelnika. Tytułowa metafora, oprócz tego że jest celowym zignorowaniem pewnych reguł środowiskowych, stanowi także substytut tytułu wiersza (lub poematu, o czym za chwilę) zajmującego całą książkę. I choć samo nazwanie jednego rozciągniętego na przestrzeni tomu utworu homerunem wywołuje wiele skojarzeń – zdobycia czegoś cennego, wyczerpującego procesu, zwycięstwa, dojścia do celu itd. – można zaryzykować tezę, że Galus z pełną świadomością wykorzystuje tę metaforę, by celowo zawieść oczekiwania: zamiast triumfu oferuje porażkę, zamiast zdobywania – tracenie.

Pierwszą zauważalną stratą jest brak podmiotu w klasycznym znaczeniu – osoby mówiącej, przedstawiającej, wyjaśniającej. W przypadku Homerun fiesty czytelnik natknie się raczej na wielogłos i wielopostaciowość: podmioty przyjmujące czasem postać przedmiotów nakładają się na siebie, mówią jednocześnie, przeczą sobie nawzajem, przeobrażają się. Doskonałym przykładem ich schizofreniczności jest wplatanie do treści wypowiedzeń, cytatów, wyrazów pochodzących z różnych porządków – i tak w treści można natknąć się na równanie matematyczne, dialogi, wstawki w obcym języku, fragmenty zapisane kursywą, rozstrzelone zdania, fonty imitujące odręczne pismo. Do głosu dochodzą więc różnego rodzaju podmiotoidy: postacie przypominające ludzi, jednak nieludzkie, nieukształtowane – ludzie-torbacze, gołębie, banany, mocz, komunikatory internetowe, jak choćby we fragmencie:

 

[…] Całkiem możliwe, że najpierw chciano

gówna, a teraz się odwidziało, bo ziarno się skończyło.

Wystarczy tylko ruszyć głową, o co apeluję. (…)

;

Podekscytowany spływam ciepłym strumieniem.

W gotowości na wyzwanie, pośrodku kuchni,

(otoczony przez drzewa) tylko jedno, złote,

przykuwa moją uwagę. […]

 

W dzikim świecie jedzenie,

banan jest królem dżungli smaku.

– Czy mogę z rekwizytorem?

– (…)

– Tak, proszę zadbać o odpowiednią realizację zamysłu.

 

Niepewny status wypowiadających się w tomie głosów potęgowany jest przez nieprzystawalność języka, zmienność stylów, a także różnorodność i niespójność prezentowanych światów. Zdaje się, że Homerun fiesta składa się z wielu symultanicznie rozgrywanych wariantów, łączących się w kakofonii wątków oraz wydarzeń. Z tego też względu można zaryzykować stwierdzenie, że tom Galusa ma cechy poematu, wcielone jednak do tekstu w celowo wypaczony sposób. Być może trafniejszym określeniem byłby w tym przypadku anty-poemat jako dłuższy utwór rozwijający pewną refleksję, prezentujący różnorodne wydarzenia, jednak pozbawiony chronologii, punktów stycznych, sprawiający wrażenie fabularności, choć nietworzący spójnej historii. Natłok linii narracyjnych swoją nielogicznością przypomina sen lub w wybranych fragmentach – narkotykowy trip:

 

Pewnego dnia w małym miasteczku (…) żyła grupa,

która przyjęła filozofię, że nic, co pochodzi z dupy

nie jest im obce (…) Na sztandarze nieśli:

„Nic, co z dupy, nie jest nam obce!”

[…]

(…) Wszystko w tej krainie wydawało się manifestacją

powiedzenia „nic, co z dupy, nie jest nam obce”, a niebo

miało intensywną brązowo-krwawą barwę, a ziemia była

jak wszystko inne zrobione z (…)

 

Światy przedstawione w Homerun fiesta są zwielokrotniane, nakładają się na siebie i przytłaczają nadmiarem – zabieg ten stanowi nie tylko antyestetyzację tekstu, lecz także próbę odzwierciedlenia rzeczywistości, wobec której buntuje się autor. Wyjaskrawienie pewnych zjawisk, doprowadzenie ich do poziomu absurdu, obśmianie, pozwala dostrzec ignorowane, niezauważalne sygnały o przejmowaniu zbiorowej wyobraźni przez kody kapitalizmu. Za pomocą godnej XXI wieku parafrazy myśli „Nic, co ludzkie, nie jest mi obce” czy ustępów wprost wyśmiewających makdonaldyzację kultury („[…] lizaczek / upaństwowić, a inne wrzucić za kanapę, lizaczek / należy ssać jak gwiazda popu i robić mi zdjęcia / z lizaczkiem”), podmiotoid rzuca światło na skutki panującego hiperkapitalizmu. Jego trip jest więc swoistą wizją przyszłości gatunku, koszmarem czekającym za cienką granicą zdrowego rozsądku. Warto zwrócić uwagę na fragmenty wprost wskazujące na przejęcie narracji przez kapitalizm: „Jeśli komunikacją jest język i to jest wszystko, / co posiadasz, wolność zależy od tego, kto kontroluje / język, relacje dotyczące osobistych wglądów”, „Niektórym marzy się ustrój zależny od nastroju / i nastrój niezależny od ustroju”, „Jeśli zabraknie chleba – / kto będzie go sprzedawał?”, czy wieńczące anty-poemat „Zajebali język i wyjebią go, mendo”.

Z Homerun fiesty wyłania się jednak nie tylko pytanie o kondycję rodzaju ludzkiego i przyszłość świata, lecz także o istnienie poezji w skrajnie kapitalistycznych warunkach. Galus w mistrzowski sposób radzi sobie z nadęciem, które mogłoby towarzyszyć rozważaniom tego kalibru – do głosu nie dochodzi wieszcz, nauczyciel czy mędrzec, a „Frazeusz topniejącego kapitału”. Ta postać-maska nie obawia się demaskacji, bo sama jest jej źródłem: obnaża zakłamanie, obłudę (również własną), pozorność poezji i języka w ogóle, pozwala czytelnikowi na wybór, podkreśla wagę współuczestnictwa („Doświadczenie powinno być próbą zrozumienia”). Jednak wszystkie te próby uwspólnienia okazują się pozorne – nie dlatego, że podmiot jest bytem autorytarnym, narzucającym określoną ścieżkę interpretacyjną, ale ze względu na to, że w taki sam sposób musi podporządkować się regułom kapitalizmu.  Zatem nie ma znaczenia, którą wersję wydarzeń wybierze czytelnik, jak dokończy zdanie „»nie lubię, kiedy…«” oraz czy uwierzy, że „nie ma granic”.

Wystarczy wrócić na początek tomu, by przypomnieć sobie, że „(…) granica kipi od rzeczy moralnie / nieistotnych”, a „(…) w kontekście szaleństwa, / niepewności i bezwzględnej prawdy, która tkwi głęboko / w najciemniejszych zakamarkach ludzkiej duszy o objętości / od 18 do 24 strof” nie ma mowy o żadnym wyborze. Galus w swoim homerunie jest więc nie tyle gwiazdą zdobywającą wszystkie bazy, co zawodnikiem demolującym boisko, wychodzącym z pola, przypominającym, że prawdziwa rozgrywka ma miejsce zupełnie gdzie indziej.

 

Kamil Galus: Homerun fiesta, Convivo, Warszawa 2024, s. 54.

 

 

 

AUTORKI I AUTORZY NUMERU:

 

Joanna Roszak – poetka, profesorka w Instytucie Slawistyki Polskiej Akademii Nauk. W zeszłym roku wydała książki: Krall. Tkanie oraz Poezja w odcinkach. Wiersze w czasach Netflixa.

 

Maria Czekańska – poetka przed debiutem książkowym. Jej pasją jest chodzenie na skrajach. Mieszka na Śląsku.

 

Oliwia Stępień – laureatka Nagrody Specjalnej w Konkursie im. Jacka Bierezina (2022). Debiutowała tomem pt. Nie chciałam coli (Wydawnictwo WBPiCAK Poznań 2023). Mieszka w Katowicach.

 

Karolina Feć – doktor nauk humanistycznych w zakresie filozofii. Zajmuje się też kulturoznawstwem i filologią hiszpańską. Wydała pracę Nihilizm instynktowny (2016), monografię Max Stirner: wokół indywiduum (red.; 2018), oraz tom wierszy Nihilistyczne pościelówy (2014). W przygotowaniu: Antyfilozofia, faszyzm i ‘boska’ przemoc.

 

Paulina Cedlerska – zawodowo zajmuje się marketingiem. W wolnych chwilach planuje podróże, czyta albo knuje literackie intrygi. Mieszka na Mazurach.

 

Aleksandra Górecka – publikowała w „Rita Baum”, „KONTENCIe”, „Strona Czynna”, „Papier Ścierny”, i „Zakładzie”. Finalistka i laureatka literackich konkursów, w tym projektu „Połów. Poetyckie debiuty” Biura Literackiego, dzięki czemu w 2024 roku debiutowała poetycko tomem Reguła trzech.

 

Aleksandra Byrska – poetka, doktorka literaturoznawstwa, krytyczka literacka. Pracuje jako bibliotekarka i logopedka. Założycielka kolektywu piszących dziewczyn „Sfinga”.

 

Karolina Wojciechowska – absolwentka ugrofinistyki na Uniwersytecie Warszawskim, tłumaczka z fińskiego i angielskiego, lektorka. Członkini Stowarzyszenia Tłumaczy Literatury i Kolektywu Tłumaczy Literatury Fińskiej KIRJA.

 

Karolina Górnicka – absolwentka filologii polskiej na Uniwersytecie Wrocławskim. Publikuje w czasopismach „KONTENT”, „Strona Czynna”, „Stoner Polski”. Mieszka we Wrocławiu.

 

 

 

 

Redakcja ÓSMEGO ARKUSZA ODRY:

Krzysztof Śliwka, Sonia Nowacka, Adam Pietryga

Kontakt: osmy.arkusz.odra@gmail.com

Projekt

Wydawca

MIESIĘCZNIK „ODRA” 3/2025

GAJDZIŃSKI: To idzie młodość? (w polityce) • ŁUCZAK o technofeudalizmie

DYMKOWSKI o prawicowym populizmie • Rozmowa z P. HUELLEM (II część)

O swoich miastach: RÓŻANOWSKI, BRAKONIECKI, TARAJŁO • BAJER

ORŁOŚ: Komu biły dzwony? • WOŚ o Irenie Baruch Wiley • WIEDEMANN

Wiersze: MACURA, ŁOZIŃSKI, WILCZYK • SIŁACZKI na wystawie • 8 Arkusz

 

 

SPIS TREŚCI 3/2025:

2 Piotr Gajdziński: TO IDZIE MŁODOŚĆ! ALE CO Z TEGO?

9 Maciej Dymkowski: PATRIOTYCZNI WROGOWIE LIBERALNEJ DEMOKRACJI

14 Wojciech Łuczak: OSTATNIE SŁOWA PREZYDENTA

20 Marek Orzechowski: ZASKOCZENI TRUMPEM. NAPRAWDĘ?

26 Magdalena Bajer: PARALELE

30 Wojciech Wilczyk: WIERSZE

32 Henryk Grynberg: O DYLEMATACH WSPÓŁCZESNEJ HISTORII POLSKI

36 Ludwik Janion: WIERSZE

38 Przemysław Pawlak: PODRÓŻE WITKACEGO I TEORIA SMRODU

46 MIĘDZY ZACHWYTEM A NICOŚCIĄ Z Pawłem Huellem rozmawia Sergiusz Sterna-Wachowiak

54 Wasyl Łoziński: WIERSZE

56 Ryszard Różanowski: OPOWIEŚĆ O MIEŚCIE

61 Kazimierz Brakoniecki: OLSZTEIN–ALLENSZTYN–OLSZTYN

63 Zofia Tarajło-Lipowska: WROCŁAW – STANOWCZO BLIŻEJ PRAGI

65 Ondřej Macura: WIERSZE

68 Mieczysław Orski: ZASTANÓWMY SIĘ, KU CZEMU ZMIERZAMY

70 Kazimierz Orłoś: DLACZEGO NAPISAŁEM KOMU BIŁY DZWONY?

71 Kazimierz Orłoś: KOMU BIŁY DZWONY?

77 Elżbieta Binswanger-Stefańska: SIŁACZKI OKIEM URODZONEJ FEMINISTKI

81 Krystyna Kuczyńska: DIALOGI ULOTNE

85 Jan Władysław Woś: MALARKA I RZEŹBIARKA IRENA BARUCH WILEY

88 Adam Wiedemann: PŁYTA POTRÓJNIE OSZUKANA (NIEMNIEJ DOŚĆ PONĘTNA)

90 Jan Topolski: DŹWIĘK POLSKIEGO KINA

92 Marcin Adamczak: DIALEKTYKA MAŁŻEŃSTWA I FANTAZJI

94 Jacek Sieradzki: HORYZONT

97 Wiesław Saniewski: PRZEKRĘT NA WNUCZKA

100 Hubert Klimko-Dobrzaniecki: CHŁOPCY Z ULICY GORZAŁKI

101 Mariusz Urbanek: NOTES PREZYDENTA TRUMPA

NAD KSIĄŻKAMI

103 Agnieszka Sokołowska: WOJNA ODRASTA MI CO DZIEŃ OD NOWA

105 Bartosz Suwiński: DIDŻEJ GAWIN I 58 SK(R)ECZY

107 Karol Maluszczak: MROK, KAMERA, JASNOŚĆ!

109 Andrzej Juchniewicz: PORACHUNKI RODZINNE

110 Piotr Czerkawski: W PERMANENTNYM KRYZYSIE

116 W OFICYNIE

117 POCZTÓWKI LITERACKIE KAROLA MALISZEWSKIEGO

118 SYGNAŁY: WIEŻA MONTAIGNE’A, MASCHA KALÉKO, „PRZEGLĄD POLITYCZNY”

125 WERNISAŻE

126 INFORMACJE, KOMENTARZE

129 8 Arkusz: ŻYWIOŁ

 

Odrę można czytać także online: na www.e-kiosk.pl i www.nexto.pl

 

Wydawcy:
Instytut Książki
Ośrodek Kultury i Sztuki we Wrocławiu – Instytucja Kultury Samorządu Województwa Dolnośląskiego

 

Wydawnictwo dofinansowane z budżetu Samorządu Województwa Dolnośląskiego

Projekt wydawniczy pod nazwą „Ósmy Arkusz ODRY” w miesięczniku „Odra” dofinansowano przez Miasto Wrocław

8 ARKUSZ. 2/2025

ÓSMY ARKUSZ ODRY

 

CZY JESZCZE BĘDZIE CZAS?

 

W najnowszym numerze 8. Arkusza zagadnienia, takie jak czas oddawany w zamian za wynagrodzenie, niekontrolowany upływ czasu czy tymczasowe zawieszenie znanego sobie porządku zostają splecione z wątkami schronienia, przymusu czy kontroli. Ujęcia tych problemów z wielu perspektyw i przy użyciu różnych strategii poetyckich znaleźć można w wierszach Ilony Witkowskiej, Jakuba Sęczyka, Oli Kołodziejek, Grzegorza Marcinkowskiego i Filipa Matwiejczuka Na końcu numeru z kolei Alicja Bagińska recenzuje najnowszy tom Anny Adamowicz. Zapraszamy więc do zastanowienia się nad tym, jak czas funkcjonuje we współczesnej poezji i życzymy dobrze spędzonego czasu nad lekturą numeru.

 

Redakcja Ósmego Arkusza 

grafika  Paweł Król

 

 

Ilona Witkowska

 

pospolita niechęć do słuchania własnego głosu

 

smak cebuli na jabłku: nóż, który kroił cebulę, a potem jabłko: moja matka

w kuchni, latem; ręce mojej matki – młodsze o rok

wraz z całym światem –

 

 

uwaga, podróżni, zegary wskazują fałszywy czas

 

jedni zapalają świecę, widząc, że nadchodzę

inni zamykają okna, licząc, że ich ominę

 

jestem w was, prawie u celu

 

 

jeśli lato będzie miało miejsce (tyle lat w tak krótkim czasie)

 

najważniejsze jest zawsze sianie zamieszania

Grzegorz Wróblewski

 

porozmawiajmy o piraniach

 

dziewczynka zadławiła się chłopcem,

ratował ją helikopter

 

nad drzwiami denata wisiał krzyż,

na nim figurka mężczyzny w wieku lat około trzydziestu

 

a teraz

 

nie jedna

lecz dwie

kaszlące krwią kobiety

 

(wszyscy są źli w tej historii)

 

 

Sielanka z walczącymi psami i słupem wysokiego napięcia

 

Wiktorowi

 

U nas na wsi opija się śmierci. Zgony. Wypadki. Nieszczęścia, generalnie.

Najwięcej piliśmy za Kubusiem, trzy dni, po różnych domach, jak skoczył z dachu Waryńskiego, dzień po swoich dwudziestych urodzinach, przez tę kurwę bez duszy, co przyjechała z Warszawy, bo tam narobiła bałaganu. A nawet nie umarł – do dzisiaj leży podpięty do maszyn, serce mu bije.

Kilka dni temu z kolei zawinął się Waluś – musiało się tak skończyć – alko plus energetyki, wątroba się poddała, albo serce. I teraz Piotrek, co to był pewien, że umrze pierwszy, musi wytrzeźwieć, pogrzeb wyprawić. Został sam, chodzi po wsi, od krawężnika do krawężnika, trzęsie się i płacze.

Ale najwięcej za Walusiem płacze Wiktor. To on zadzwonił po Straż, bo dawno Bartka nie widział. Myśmy akurat z Zośką paliły papierosa w bramie, a tu strażacy, policja. Myślałyśmy, że się w domu zatrzasnął po prostu, pijany. Jeszcze Paweł do nas dołączył, co ma dawną bibliotekę, bo go zwabiła iluminacja Straży. Wydawało nam się, że wyszedł Bartek ze strażakami, odetchnęliśmy z ulgą, że nikt nie umarł – ale to musiał być duch jego, bo Waluś jednak nie żył.

To żeśmy za nim pili i tańczyli w świniarni całą noc.

Waluś, prawem zmarłego pijaka, wziął na siebie wszystkie nasze kace, więc następnego dnia czuliśmy się znakomicie, cały świat nas wzruszał i podobał się nam, jakbyśmy byli w raju.

 

 

Jakub Sęczyk

 

Nachodźstwo 

 

z Platona

 

A kiedy przyszły i zjawił się po raz pierwszy,

taki nas zachwyt szalony ogarnął, że nic nie jedliśmy

i nic nie piliśmy, a śpiewali, nie zdając z niczego sprawy.

 

 

Cieplarnia

 

z Maurice’a Maeterlinka

 

Oto rewers i przestronny pejzaż,

ciało, ziemia,

bezmiar wśród rusztowań.

O, bezmiarze robót,

oddziel mnie i pięknie rozwiń.

 

Oto pęd i nadgorliwy woźny,

oto chłodne dłonie,

ruch powietrza.

 

Oto obły rewers,

równoległy pejzaż.

 

 

Lazurowe wybrzeża

 

O tak! Byliby o wiele bardziej

szczęśliwi, gdyby pracowali mniej,

myślę.

 

Myślę też o wszystkich

podłogach, o płynach do podłóg, o

zapachu marsylskiego mydła, o

obrotowych końcówkach mopów.

Tak, byliby o wiele bardziej.

 

I jeszcze tylko posprzątać,

dokładnie po wszystkich

posprzątać.

 

 

Pływ

 

z Jamesa Schuylera

 

Kiedy wyszedłem pod koniec marca,

jedynie przebiśniegi i krokusy

rozkwitały.

 

 

W dymie o zapachu przejrzałych ananasów

 

z WWO

 

Jeszcze będzie hajs,

jeszcze będzie czas,

zrozum, będziemy bogaci.

 

 

Wychodźstwo

 

z Plotyna

 

I tak, nic się nie poruszało.

 

Oto pozostaje w samotności

oraz bez ruchu, bo nie odchyla się

ani wokół siebie wiruje.

 

Podobnie jak ktoś wstąpi

we wnętrze.

 

Przylgnąć doszczętnie

w niedostępnym wnętrzu –

 

wyjście.

Jeżeli zaś patrzeć inaczej –

próżnia i pustka.

 

I tak nic się nie poruszało.

 

Źródła

W wierszu Nachodźstwo wykorzystałem fragment Fajdrosa Platona w przekładzie Władysława Witwickiego (Warszawa 2011). Jak również:

W Pływie The Diary of James Schuyler, oprac. Nathan Kernan (Santa Rosa 1997), tłumaczenie własne.

W dymie o zapachu przejrzałych ananasów – WWO, Jędrek, Sokół, Jeszcze będzie czas (Warszawa 2000).

W Wychodźstwie – Plotyn, Eneady, przeł. Adam Krokiewicz (Warszawa 1959).

 

 

Ola Kołodziejek

 

jak czytałam wiatr

omijałam japońskie domki.
tak gięłam kark
jak łodyga
jak nigdy dotąd

 

wtem krajobraz zawinął
gdzie ciut bałam się
gwałtownych porywów
a biblioteczka w moim pierwszym pokoju
ledwie unosiła wiatr
– tyle go było.
całe dnie kartkowałam wiatr
aż stał się tłusty
śliski i ociężały

działo się
gdy w japońskich domkach
wybijała pora chłodnych ziół.
gdy odciski palców na skórkach
śliwek gadały językami
a światełko w miętowym rowerze
sygnalizowało końcową scenę

– w scenariuszu nazywaliśmy ją
„pudełkową”

gdy wszyscy wciąż żyli
tak zupełnie
jak teraz

 

 

ażur

na naszej ulicy przystanął obcy.

graniczy z rdzawą pergolą, która porusza
ciałem jak barokowa wyobraźnia

 

ledwie was na imieninowy bukiet

– mówi – ale na waszych głowach
da się ugotować noc. takie tu mamy
planetarium

oraz przekazywane z ust do ust
dziewczynki. na naszej ulicy
były takie dwie

pisały listy o smaku berlińskiego dworca
w pudełku zapałek trzymały

dom, równo podzielony. z elementarza wiedziały
że rwać, znaczy
więdnąć

obcy nie zostaje na naszej ulicy
na naszej ulicy budują się ciemność
i rdza
z prawej za sąsiadkę bierzemy tropikalną
szklarnię, z lewej
dwie pudełkowe wille
z ażurową kładką

 

luksus

 

wojna? brak
czegoś takiego między nami.

jadę do ciebie każdego dnia
państwo bez zasieków
niezaludnione, otwarte.

 

myśli stykają się nam, tak powstają
nowe światy
leniwie wydeptują drogi
– sierpniowe owady
krótkotrwałe i dość szczęśliwe.

w palcach odkrywamy ujścia rzek
dziko piszczymy nie nanosząc ich na mapy
wolne od pokus
nadawania dzieciom imion

w zamian dostajemy jeszcze więcej światła
które nie daje się tak łatwo zamieszkać

jedna z nas
fantazjuje o luksusie
nie czekania
na czyjkolwiek powrót

 

 

Grzegorz Marcinkowski

 

Rodzenie

 

Byłbym sługą, pojemnikiem na łaskę.

Na stepach pączkują supermarkety.

Swawolne witraże połykają film.

 

Wprowadzamy się do napowietrznych rezydencji.

Mamy nowe roślinne powłoki. Wymieniamy płyny

Pomiędzy jedną sesją a drugą. Na kanapach,

Na miękkich poduszkach dyskutujemy

O nieważkości. Byłbym wygaszaczem ekranu,

 

Fabułą z ruchomym dnem. Prorocy mają

Wolne, zajadają kebaby na szklanych tarasach.

Nasz przywódca, ściśnięty jak pięść, mocuje

 

Się w snach z wyższą koniecznością.

Byłbym prawidłem, matrycą dla pospiesznie

Zszywanych idei. Rodzę róże z kryształu,

Z ciekłej i podatnej masy lepię nowe gatunki

Zwierząt. Siedzimy na tarasie kawiarni.

Obserwujemy pochody. W lustrach obumiera śmiech.

 

 

Przepych

 

Szwy są tym, co widzi po wyjściu z pudełka.

Woń starych walizek; skąd to znamy?

Niosą nas w skórze, owijają nami pale.

Pukiel włosów na pustym łóżku.

 

Walczy o miejsce w przedziale,

Chrzci małe ekraniki. Czyje

Wargi tak dobrze wyrażają

Tlen? Obwinia nas o to.

 

Winimy się za to. Na końcu

Tunelu jest fosa. Karty wstępu.

Dobre, pożywne upadki.

W poprzek lodu krzywizna.

 

Składają nas w małych kartonach.

Zima zatrzaskuje przecznice.

Wynosimy pudła na mróz.

Ręce mamy sine.

 

Śmierć w basenie, znaleziony

Pukiel włosów. Wychodzi

Z pudełka, w oczach ma szwy.

Odkłada brzeg i widzi.

 

 

Z góry

 

Nieobecność ulicy przyciąga mnie.

Długo tkwię pod bramą, czekam.

Nie wiem na co, ani na kogo.

 

Zaraz spadnie na mnie cień,

Od czego zniknę, ale skończę

Myśl. Za chwilę przejdzie bramą

Ktoś, kogo poznam.

 

Mam plamy na rękach. Kurz w krtani.

Nie pamiętam upadku, który by mnie przywiódł

Siłą rozpędu. Mechaniczną siłą która wstrząsa

Rynnami I chodnikami. Która dobywa krew z ciał.

 

Która krzesze błagania w suchych ustach.

Konieczność jest siłą spoczynku. Zmieniam

Pozycje, utrzymuję ciężar.

Bramą zniknie ktoś kogo znam.

 

 

Filip Matwiejczuk

 

Paradiso

 

Paradiso to mniej więcej Paradiso

wszystkiego, co nieznośne i niegodne

 

zaufania. Zachowania ludzkie, głupie

i szpetne – to coś jakby Paradiso

 

pogubienia, smutku, nieudolności. Język

korzyści czuję w swoich ustach, nie

 

wiedząc, czy to mój, czy cudzy (to coś

jakby Paradiso). Szpetota ludzkich zachowań

 

doskonale uwidacznia się w samotności

i realizuje w materialnej stabilności.

 

Paradiso czyni mięsem, Paradiso dręczy

i zniewala. Dręczy mnie napływ

 

Mrocznych informacji. Paradiso

przenika kości, przenika tkanki,

 

przekłuwa mózg. Mówić językiem

nie własnych korzyści, tego domaga

 

się Paradiso, przyjemności niejasnych

z przestrzeni straconych, z przestrzeni

 

użycia. To mniej więcej Paradiso, raj

użycia, korzyści, ciał drących, odruchów,

 

neuronów i hormonów. Paradiso sprawia,

że ciało staje się materiałem, Paradiso

 

jest chętne ci pomóc, jest chętne cię

lubić. Nikt nie chce cię skrzywdzić w Paradiso.

 

 

Wejście do Paradiso

 

A właściwie wyjście z domu. To

miejsce, w którym się bierze bez

zgody, a właściwie jej granica

niepokojąco zaciera się z odmową.

 

Ludzie po prostu biorą i zawsze,

wszyscy chcą, choć przy każdej

zgodzie czai się cień odmowy.

Właśnie dlatego Paradiso to

 

miejsce niejasnych zasad i relacji.

Tu motorem wszystkiego są

przemoc, krzywda i zniewolenie.

Tu prowadzi łańcuch impulsów,

 

otacza klarowną strukturę domu,

odrywając jego kolejne elementy.

Paradiso nie może być domem,

Paradiso niepokoi i dyscyplinuje.

 

Paradiso krzywdzi słabszych.

 

 

Kwiat w Paradiso

 

Kolejny kwiat koloru karmazyn

kwitnie na końcu krainy

Paradiso. Pęcznieje. U podstawy

powstaje pusta bulwa. W pień

drzewa się wrzyna, słychać

wrzask. To zwierzę w klatce –

ginie wraz z rozwojem kwiatu,

z rozwojem kraju jakim jest

kraina Paradiso. Kwiat pęcznieje

na całej powierzchni, ocieka

płynem koloru purpury, pnie

się do góry coraz prędzej,

roślina koloru pomarańczy o

kwiecie karmazynowym pęcznieje

i rośnie kwiat Paradiso;

zwierzę umiera po cichu…

 

 

Alicja Bagińska

 

być drzewkiem, dać się przywiązać. Stłuc. Kręgosłup Tytanii Skrzydło Anny Adamowicz. 

 

Stłuc, zbić, strzaskać. Rozłamać na części, zostawić siniaki. Sam tytuł czwartej książki Anny Adamowicz, Stłuc. Kręgosłup Tytanii Skrzydło od razu wskazuje na rozbijanie czegoś na kawałki i fizyczną przemoc; bo stłuc można coś, np. porcelanową filiżankę, albo kogoś, np. „na kwaśne jabłko”. Oba te znaczenia nakładają się na siebie na przykład wtedy, kiedy autorka opisuje kręgosłup jako kruchy przedmiot – sznur pereł lub szklanych paciorków „rozerwany zręcznym gestem” i „drobną serią wprawnych ruchów nanizany z powrotem” (s. 6) przez lekarzy. Tematem książki jest doświadczenie leczenia skoliozy – bycie unieruchomioną w szpitalnym łóżku, wkładaną w gorset ortopedyczny i prostowaną tytanowymi śrubami. Skutkiem tego procesu jest przeistoczenie się podmiotki w tytułową Tytanię – jej istnienie jest efektem przymusowej transgresji, znaczącej zmiany w materii tworzącej „ja”, po której podmiotka nie czuje się już do końca sobą. Zmiany, która została jej narzucona z góry, tak samo jak cały proces leczenia, który został tu opisany jako ciąg bolesnych ingerencji w ciało, przypominających bycie kruszoną i składaną na nowo.

Ale tytułowe „stłuc” daje się czytać obosiecznie, tzn. jako odnoszące się zarówno do doświadczenia bycia leczoną, jak i do potencjalnego rozbicia przemocowych metod leczenia opisanych w książce. Czyli z jednej strony stłuc kręgosłup i złożyć go od nowa, z drugiej – stłuc mechanizmy, które stworzyły Tytanię, stłuc frustrację, „towarzyszkę choroby” (s. 6) skoliotycznych dziewczynek. Stłuc to, co pomnaża cierpienie i odejmuje sprawczość, czyli procedury medyczne. Sama choroba nie jest bowiem przedstawiana jako coś, co powoduje ból, jest raczej punktem wyjścia do podjęcia leczenia. To metody uzdrawiania (a więc coś, co w zasadzie powinno prowadzić do ograniczenia bólu) są źródłem cierpień podmiotki i innych skoliotycznych dziewcząt.

„Zaczynamy się zatem zastanawiać – pisze w swojej recenzji Agnieszka Waligóra – czy skolioza to kolejny wymysł nowoczesnej medykalizacji, jak powiedziałby to Michel Foucault? Czy krzywe kręgosłupy trzeba prostować i czy powinno to sprawiać tyle cierpienia?”. Stłuc… rzeczywiście skłania nas do stawiania sobie takich pytań, nawet jeśli wierzymy w słuszność prostowania skoliotycznych kręgosłupów. A to dlatego, że nie jest tylko zapisem traum związanych z procesem leczenia, ale próbą wpisania swoich przeżyć w szeroki kontekst historyczno-kulturowo-społeczny. Adamowicz szuka powodów stosowania określonych metod leczenia, dzięki czemu udaje jej się lepiej zrozumieć palimpsestowy charakter zależności, które wpływały na nią, gdy była pacjentką. Sam termin ‘ortopedia’ jest związany z określonym modelem myślenia i wiąże się z formułowaną kilka stuleci temu misją „prostowania” skoliotycznych dzieci.

 

ortopedia         trauma wiedziona od
ortos = wolny od zniekształceń
pais = dziecko

wykrzywione drzewko
objęte sznurami ciągnącymi do drążka (s. 7)

 

Na okładce rozprawy L’orthopédie, ou L’art de prévenir et de corriger dans les enfants, les difformités du corps (Ortopedia albo sztuka zapobiegania i korygowania deformacji ciała u dzieci) z 1741 roku, znajdowała się ilustracja z krzywym drzewkiem przywiązanym do prostego drążka. Drzewko Andry’ego (autora tejże rozprawy) do dziś funkcjonuje jako symbol ortopedii, więc nie tylko miało formacyjną rolę na samym początku tej dyscypliny, ale wciąż jest uznawane za aktualną, nośną metaforę pracy ortopedy. „Uwalnianie od zniekształceń” brzmi oczywiście bardzo szlachetnie, wszystkie podjęte działania mają na celu pomóc choremu, ale łatwo wyczuć problematyczność tej metafory – żywe dziecko jest tu traktowane trochę jak element przyrody. Na innej ilustracji dołączonej do książki Andry’ego możemy z kolei zobaczyć mężczyznę podnoszącego dziewczynkę za szyję; dziewczynka wygląda na przestraszoną i wyciąga ręce w geście protestu, ale jej protest nie ma tu najwyraźniej żadnego znaczenia.

W wierszu „Panowie” Adamowicz nakreśla jeszcze wcześniejsze dzieje prostowania krzywych kręgosłupów:

 

Ambroise Paré zleca kucie zbroi
chroniącej przed wężem przyczajonym w plecach
z dłoni wyrasta mu kleszczyk

 

Francis Glisson konstruuje pętlę
służącą wyciąganiu kręgosłupa za głowę
z ust wyrasta m włókno

 

Nicolas Andry pilnie pisze książkę
tłumaczącą ludowi istotę deformacji
ze skroni wyrasta mu drzewko (s. 22)

 

Ambroise Paré to francuski chirurg z XVI wieku, który za najskuteczniejszą metodę leczenia kręgosłupa uważał unieruchomienie go, np. w gorsecie. Francis Glisson to angielski anatom i fizjolog z XVII wieku, na jego cześć nazwano przyrząd do wyciągu szyjnego, którego celem jest rozciągnięcie kręgów szyjnych. Nicolas Andry to wspomniany wcześniej autor książki L’orthopédie. Istotnym elementem tej historii jest niesienie medycznego postępu pod strzechy, tłumaczenie istoty deformacji ludowi, który sam nie jest w stanie zrozumieć powagi sytuacji i zadbać o własny dobrostan. Zwielokrotniony gest pochylania się nad słabszym i głupszym, patrzenie z góry na zabobony i krzywizny, i poczucie, że jest się zdolnym do poprawiania świata, tzn. do formowania go według prawideł rozumu, porządku i harmonii.

Historia ortopedii to przede wszystkim historia zdawania sobie sprawy, że ciało jest materią, z której można wytworzyć określoną formę. To „sztuka korygowania deformacji”, siłowego zmuszania ciała do poddania się zdrowej symetrii. W Stłuc… wielokrotnie pojawia się analogia między wykonywaniem zabiegu medycznego a tworzenia dzieła sztuki. W wierszu „gorsetowanie” zakładanie gorsetu ortopedycznego zostało opisane jako moment, w którym ciało staje się „rusztowaniem rzeźby” i zespala się z zasychającymi w białą skorupę warstwami gipsu. To samo porównanie pojawia się również w wierszu „ostatni raz gorsetowanie”: „nie no stary czy ja ci wyglądam na Galateę / że mnie upychasz w gorset jak w rzeźbę”.

Tu zestawienie gorsetu z rzeźbą jest jeszcze ciekawsze, bo ciało nie jest już rusztowaniem, czyli jakąś konstrukcją pomocniczą przy tworzeniu rzeźby, jest czymś na siłę upychanym do środka. Tutaj rzeźba powstaje najpierw, nie jest czymś tworzonym przy okazji przeprowadzania zabiegu, tylko nadrzędnym celem. Jeszcze wyraźniejsza analogia między leczeniem i tworzeniem dzieła sztuki pojawia się w wierszu „wyciąg czaszkowo-udowy”:

 

  1. potrzebne narzędzia 1. potrzebna narzędzia
    2. złożenie krosen malarskich 2. znieczulenie ogólne
    3. sprawdź właściwy kąt                                            3. torakotomia i dyscektomia
    4. rozłożenie płótna malarskiego                                4. drenaż jamy opłucnej
    5. naciągnięcie płótna na krosna malarskie                5. instrumentarium wyciągowe
    6. staranne złożenie narożników płótna                                 6. pozyskaj pacjenta do współpracy
    7. odcięcie nadmiaru płótna                                       7. stopniowe zwiększanie obciążenia
    8. wbij kliny młotkiem                                                           8. czekaj

 

Nakładanie płótna na blejtram zostało tu zestawione z zabiegiem, który polega na rozciąganiu kręgosłupa poprzez przymocowanie ciężarków do śrub umieszczonych w czaszce i kościach udowych pacjenta. Szczerze mówiąc brzmi jak jakaś forma tortur, osoba leżąca na takim wyciągu jest rozciągana trochę jak na średniowiecznym madejowym łożu, tyle że w sposób kontrolowany. Jej kręgosłup jest mechanicznie rozciągany, tak samo jak płótno naciągane na krosna malarskie. Ta analogia naświetla jeszcze jeden interesujący wątek – lekarze postrzegają kręgosłup jako krzywy przedmiot zamknięty w środku ciała. Idealnym rozwiązaniem byłoby być może wyjęcie go na zewnątrz? Pacjent jest w tej sytuacji trochę kłopotliwą okolicznością, ciasnym splotem tkanek kurczowo trzymających się wykrzywionych kręgów. Jest nadbudową na swoim kręgosłupie i utrudnia bezpośrednie dostanie się do niego. Szósty punkt instrukcji przygotowywania wyciągu, „pozyskaj pacjenta do współpracy” ciekawie wyostrza nieobecność pacjenta na pozostałych etapach zabiegu i pokazuje pewien paradoks. Pacjent jest tu jednocześnie obiektem, na którym wykonuje się zabieg i kimś w rodzaju asystenta. Musi biernie poddawać się zabiegom, które są przeprowadzane na jego ciele i aktywnie stosować się do otrzymywanych zaleceń. Jest więc jednocześnie odizolowany od samego siebie i zmuszony do posłuszeństwa.

Relacja między lekarzem a pacjentem ma tu zresztą ironicznie rodzicielski charakter – „lekarz całuje w czółko” (s. 39), a podmiotka „ciepło” i „czule” myśli o tym, który „w wielkim skupieniu nawleka ciało na strunę” (s. 30) zszywając ranę po operacji (przy czym warto zaznaczyć, że w tym samym wierszu pojawia się fraza „który igłą jak flagrum biczuje moje plecy”). Cały proces leczenia (mimo tego, że wiąże się z nim dodatkowe cierpienie) jest w zasadzie czymś, co jest robione „dla dobra” pacjentki, co skutecznie uniemożliwia jej jakikolwiek sprzeciw. Robienie czegoś dla czyjegoś dobra zawiesza inne dylematy moralne, cel uświęca przecież środki, sumienia są więc czyste. „Stłuc…” bardzo wymownie opowiada nam o cierpieniu, którym okupione są kolejne zabiegi, mające wyprostować kręgosłup i możemy (a nawet powinniśmy) zastanawiać się nad tym, czy za określonymi metodami leczenia kryje się wystarczająco duża konieczność, która jest w stanie nadać temu bólowi sens. Nie powinniśmy jednak kwestionować samej zasadności podejmowania leczenia. Nie sądzę, że skolioza nie została wymyślona przez ortopedów, żeby sprzedawać więcej ortopedii, a szkoda, bo wtedy problem byłby bardzo prosty. W długiej perspektywie nieleczone skrzywienie kręgosłupa może być powodem wielu problemów zdrowotnych, podejmowanie prób wyprostowania go jest więc faktycznie zasadne.

I tak oto stajemy przed niesłychanie istotnym problemem: mechanizmy powodujące znaczne cierpienie nie tak małej grupy osób nie dają się jednoznacznie zaklasyfikować jako systemowa przemoc i nie mają prostego rozwiązania. To klasyczny przykład wylania dziecka z kąpielą, mieszanka całkiem szlachetnych intencji i praktyk zakrawającym o przemoc, ale zaprzestanie leczenia nie rozwiązałoby żadnego problemu, co najwyżej odroczyłoby ból i zmieniło jego powód. Znaczącym wydaje mi się to, że w Stłuc… w ogóle nie pojawia się ani jedna wzmianka o decyzji dotyczącej podjęcia leczenia, nie ma też żadnej postaci zaufanego dorosłego albo rodzica, który troszczyłby się o swoje dziecko w trakcie leczenia. Takie pominięcie wyostrza fakt, że podmiotka jest całkowicie zależna od systemu leczenia, w który została „wrzucona”. To, co się z nią dzieje wynika z przyjętych procedur i metod związanych z wielowątkowym uwikłaniem medycyny w kulturę i historię. Samotność i bezradność są tu dodatkowymi akcentami, które potęgują przemocowy charakter przyjętych metod leczenia. Do bolesnych i uciążliwych zabiegów dochodzi tu jeszcze kruchość dziecięcej/nastoletniej psychiki. Podmiotka Stłuc… jest połamana na kawałki na długo przed tym zanim dotkną ją skalpele i grotowkręty – już od samego początku jest rozkładana na części przez percepcję lekarzy. Jest postrzegana przede wszystkim jako swój kręgosłup, ale z drugiej strony czuje, że jest on czymś poza nią samą; czymś, z czym się nie utożsamia.

 

[…] kręgosłup  to obce ciało    w centrum ciała

 

ciało jest ci                  ością wkłutą w podniebienie
rzęsą pod powieką
włosem w gardle (s. 24)

 

Kręgosłup jest ciałem obcym zamkniętym wewnątrz ciała – niemożliwym do wyjęcia, ale nienależącym do „ja”. W ogóle fakt posiadania ciała jest tu raczej smutną koniecznością i powodem dyskomfortu, ale najwymowniejszym sposobem opisania tego dyskomfortu wciąż pozostają metafory odwołujące się do typowo cielesnych doświadczeń. Można marzyć o tym, żeby wyrzec się ciała, ale to ono jest jedynym sposobem doświadczania, do jakiego mamy dostęp. Trudno stwierdzić, czym w takim razie jest „ja”, może duszą zamkniętą w ciele? A może to tylko bunt przeciwko temu, że jest się postrzeganym jako zbiór części, które można wymieniać i naprawiać, rozciągać i prostować. Poczucie wyobcowania wobec tak rozumianego ciała rośnie, kiedy pomiędzy kręgami pojawiają się tytanowe śruby.

 

nie wiem         jaką drogą ewoluował tytan    który teraz tworzy

implanty
to obce zwierzę
o wielu śrubołapkach

obejmujących
to obce zwierzę
kręgosłup (s. 48)

 

Obcość staje się podwójna – tytanowe implanty są kolejną warstwą obcej materii tkwiącej w podmiotce. To obce zwierzę obejmujące obce zwierzę, oba kryjące się pod skórą, w ciemnościach ciała. O ile obcość kręgosłupa była jakimś wyrazem dystansowania się wobec swojej choroby i niezgody na bycie postrzeganą wyłącznie jako skrzywiony kręgosłup, o tyle w przypadku tytanowych implantów sytuacja wydaje się bardziej skomplikowana. Tytan jest czymś pozaludzkim i robotycznym, jego obecność wewnątrz ciała jest czymś niepokojącym i dziwnym. Najbardziej wyraźnie widać to w wierszu, w którym Adamowicz zastanawia się nad tym, jak możliwe byłoby zmartwychwstanie jej ciała, jeśli jego elementem stał się fragment obcej materii – „oczyma wyobraźni: // blizna się rozsklepia // rana otwarta jak kwiat // wypączkowuje tytan” (s. 46). Tytan nie jest częścią jej ludzkiego ciała, jest czymś wtórnie dodanym, co ostatecznie będzie musiało się od niego oddzielić.

Akceptacja ciała z tytanowymi implantami wydaje się więc nieosiągalna. Pewną próbą jest co prawda powołanie do życia Tytanii, ale przecież powodem jej istnienia jest poczucie skrajnego wyobcowania wobec samej siebie i braku jakiejkolwiek kontroli. W wersji z happy endem byłaby jakimś nowym początkiem odnalezionej podmiotowości, ponownym scaleniem się albo przekuciem trudnych doświadczeń w siłę. I być może nawet można by się tego dopatrzeć w „Stłuc…”, ale nigdy nie należałam do optymistek i nie jest mi z tego powodu jakoś szczególnie przykro. Rozbite talerze posklejane złotem (kintsugi) są zapewne bardzo piękne, ale samo pęknięcie jest bardziej interesujące, bo nie da się go odwrócić. Jedynym sposobem na odzyskanie równowagi byłoby posiadanie ciała „bezszwowego / nietkniętego skalpelem / igłą / grotowkrętem” albo „bezkrwawe wyłuskanie kręgosłupa z ciała” (s. 44). Jeśli nie nie można ani cofnąć czasu, ani pozbyć się swoich bolesnych części, pozostajemy skazani na radzeniem sobie z poczuciem rozdarcia.

Pewniejszą drogą do odzyskania podmiotowości jest w Stłuc… twórczość artystyczna. Nie chodzi o to, że „cierpienie uszlachetnia”, ani o to, że choroba staje się inspiracją do tworzenia. Punktami odniesienia w tej kwestii są dla Adamowicz Frida Kahlo i Max Blecher – dwoje artystów, którzy tworzyli mimo wieloletniego przykucia do łóżka. Możliwością obejścia własnych ograniczeń może być więc ich twórcze wyrażenie, a sposobem na brak sprawczości – znalezienie płaszczyzny, na której da się ją reanimować. Twórcze przetworzenie własnych doświadczeń może też być drogą do lepszego zrozumienia tego, co się stało – rzucać nowe światło, odsłaniać zależności i uwarunkowania, wiązać konteksty.

Uważam Stłuc… za bardzo ważny i udany projekt artystyczny, w którym opowiadana historia jest zaledwie pretekstem do poruszenia bardzo wielu elementarnych kwestii takich jak podmiotowość i etyczność. Mamy tu do czynienia nie tyle z opisem doświadczenia choroby kręgosłupa i jej leczenia, ale z pełnowymiarowym studium tej sytuacji. To książka, która przez pryzmat tematu skoliozy mówi nam bardzo wiele o tym, jak systemowe mechanizmy są w stanie determinować życie jednostek. Kręgosłup jest tu „dorodnym pękiem kluczy” (s. 3), który otwiera wątki, jednocześnie pozostając wciąż czymś bardzo konkretnym.

 

Anna Adamowicz: Stłuc. Kręgosłup Tytanii Skrzydło, Warstwy, Wrocław 2024, s.56

AUTORKI I AUTORZY NUMERU:

 

Ilona Witkowska – poetka. Autorka książek splendida realta (2012), Lucyfer zwycięża (2017) i gdzie są moje dzieci? (2021). Współautorka scenariusza do etiudy Jeśli będziesz długo siedzieć w ciszy, przyjdą do ciebie inne zwierzęta w reżyserii Jagody Szelc (Erotica 2022, Netflix, 2020) i jedna z autorek projektu Nieswojość (2019). Mieszka w Sokołowsku.

Jakub Sęczyk – pisze teksty poetyckie, czasem krytyczne. Debiutował arkuszem Katalog ofert w antologii Poetyckie debiuty 2019 (2020). Za Święta pracy (2022) nominowany został do Nagrody Literackiej Prezydenta Białegostoku im. Wiesława Kazaneckiego, Nagrody „Gazety Wyborczej” Warto, a także wyróżniony w 39. Konkursie im. Kazimiery Iłłakowiczówny i Nagrodzie literackiej Browar za debiut. Wkrótce ukaże się jego druga książka poetycka – Kwaśne obole.

Ola Kołodziejek – autorka dwóch książek z wierszami: plan plam (2021) i cudze święta (2024) oraz książki z opowiadaniami druga ręka (2024). Mieszka w Kutnie.

Grzegorz Marcinkowski – poeta, recenzent, pracownik. Autor tomów: Znany motyw oglądania wielokrotnie oglądanych zdjęć (2018) i Letarg (2018), Wtedy (2020). Mieszka w Dąbrowie Górniczej.

Filip Matwiejczuk – poeta, redaktor i krytyk literacki. Autor dwóch książek poetyckich Różaglon (2020) i Pasożyt (2023). W 2020 roku otrzymał Nagrodę Krakowa Miasta Literatury UNESCO. Jego teksty były tłumaczone na język ukraiński, rosyjski, angielski i szwedzki

Alicja Bagińska – pisze teksty krytyczne i wiersze, pracuje w muzeum, mieszka w Warszawie.

 

Redakcja ÓSMEGO ARKUSZA ODRY:

Krzysztof Śliwka, Sonia Nowacka, Adam Pietryga

Kontakt: osmy.arkusz.odra@gmail.com

Projekt

Wydawca

MIESIĘCZNIK „ODRA” 2/2025

DYMKOWSKI: Populiści i liberałowie • GAJDZIŃSKI: PiS-owski lud i reszta

Rozmowy z sędzią SN P. PRUSINOWSKIM i P. HUELLEM • ŁUCZAK

GUTOROW o COHENIE • ORZECHOWSKI o kryzysie dziennikarstwa

SZYMANI: Gry Ernsta Jüngera • Listy: REICH-RANICKI – RICHTER

DORIS SALCEDO • IRZYKOWSKI • Wiersze: FOUST, WIEDEMANN

 

 

SPIS TREŚCI 2/2025:

2 NAJWYŻSZY NIE NAJWYŻSZY Z Piotrem Prusinowskim rozmawia Magdalena Bajer

6 Maciej Dymkowski: POPULIŚCI I LIBERAŁOWIE

11 Piotr Gajdziński: BAROMETR KOTA, CZYLI PISOWSKI LUD

18 Marek Orzechowski: JAK KŁAMIĄ DZIENNIKARZE

25 Wojciech Łuczak: WYKURZYĆ ROSJĘ Z SYRII

31 Adam Wiedemann: WIERSZE

34 MIĘDZY ZACHWYTEM A NICOŚCIĄ Z Pawłem Huellem rozmawia Sergiusz

34 Sterna-Wachowiak

42 Alhierd Bacharewicz: RYM DO SŁOWA „GWIAZDA”

47 Jacek Gutorow: HYDRA

49 Leonard Cohen: WIERSZ

50 Graham Foust: WIERSZE

52 Ewa Szymani: WOKÓŁ DORASTANIA

57 Marek Zybura: TŁOMACZENIE JEST ZADZIWIAJĄCO DOBRZE UDANE

65 Henryk Tronowicz: SŁOWO JEST ZŁODZIEJEM MYŚLI

68 Mieczysław Orski: JAK PĘKA OBRAZ ŚWIATA

70 Radosław Kobierski: WIERSZE

73 Marek Sołtysik: A MÓWIŁEM DURNIOWI, ŻEBY ZIELONEGO NIE DAWAŁ!

81 Krystyna Kuczyńska: PAMIĘĆ UTRATY

85 Kazimierz Skorupski: TRIUMF SURREALIZMU

90 Lesław Czapliński: CZY TEATR ODCHODZI OD WIDZA I AKTORA?

93 Jacek Sieradzki: MODY KRZYK

96 Marta Mizuro: POPATRZEĆ, POSŁUCHAĆ I POMACAĆ

101 Radosław Wiśniewski: NOTATKI Z UNDERGRUNTU

103 Marcin Adamczak: POWRÓT DO PRZYSZŁOŚCI

105 Jan Topolski: ODGŁOSY ZIMY

107 Hubert Klimko-Dobrzaniecki: KLOPSIKI Z PSÓW

108 Mariusz Urbanek: CO BY TU JESZCZE SPRZEDAĆ TRUMPOWI?

 

NAD KSIĄŻKAMI

110 Agnieszka Waligóra: PRYWATNE I NIE TYLKO

113 Rafał Kasprzyk: W POSZUKIWANIU STRACONEJ SEKUNDY PRZESTĘPNEJ

114 Karol Płatek: RYTM I MAGMA

116 Rafał Stobiecki: W OBRONIE HISTORII KRYTYCZNEJ

118 Jerzy Lengauer: ZA CIENKĄ ZASŁONĄ

124 W OFICYNIE

125 POCZTÓWKI LITERACKIE KAROLA MALISZEWSKIEGO

126 SYGNAŁY: POWIEŚĆ McBRIDE’A • PARIS PHOTO 2024 • „PRZEGLĄD POLITYCZNY”

133 WERNISAŻE

135 INFORMACJE, KOMENTARZE

137 8 Arkusz: CZY JESZCZE BĘDZIE CZAS?

 

Odrę można czytać także online: na www.e-kiosk.pl i www.nexto.pl

 

Wydawcy:
Instytut Książki
Ośrodek Kultury i Sztuki we Wrocławiu – Instytucja Kultury Samorządu Województwa Dolnośląskiego

 

Wydawnictwo dofinansowane z budżetu Samorządu Województwa Dolnośląskiego

Projekt wydawniczy pod nazwą „Ósmy Arkusz ODRY” w miesięczniku „Odra” dofinansowano przez Miasto Wrocław

8 ARKUSZ. 1/2025

ÓSMY ARKUSZ ODRY

 

POEZJA A SZTUCZNA INTELIGENCJA

 

Argumenty na temat AI stanowiły jeden z powracających motywów dyskusji dotyczących działalności twórczej i intelektualnej w 2024 roku. Szczególna burza przetoczyła się przez opinię publiczną po opublikowaniu przez Radio OFF wygenerowanego wywiadu z Wisławą Szymborską przeprowadzonego przez nieistniejącą dziennikarkę. W styczniowym numerze 8. Arkusza zadajemy więc pytania o sztuczną inteligencję i jej relację z poezją. Dyskusja o AI każe powrócić do podstawowych pytań związanych z intencją autorską i znaczeniem tekstu, a wreszcie z jego interpretacją. Czy czytając tekst stworzony przez Chat GPT obcujemy z tekstem, który należy analizować na tych samych zasadach, co wytwory intencjonalnej, ludzkiej działalności czy może mamy do czynienia z czymś, co tekst tylko przypomina? Czy tekst może stworzyć ktoś poza człowiekiem? Między innymi nad tym zastanawiają się Zuzanna Sala, Adam Partyka i Barbara Rojek. Dodatkowo w numerze drukujemy dla Państwa Internet (a właściwie teksty cyberpoetyckie w wydaniu członków Rozdzielczości Chleba: Łukasza Podgórniego, Piotra Płucienniczaka i Romana Bromboszcza), a także prezentujemy recenzję książki Agaty Puwalskiej autorstwa Karoliny Górnickiej. Zapraszamy do lektury!

 

Redakcja Ósmego Arkusza 

 

ANKIETA ÓSMEGO ARKUSZA 

  1. Czy AI jest zagrożeniem dla poezji?
  2. Czy w przyszłości treści generowane przez AI będą domyślnym rodzajem mainstreamowej twórczości?
  3. Jaki jest cel słuchania wywiadu z Szymborską wygenerowaną przez AI?

 

Zuzanna Sala

 

  1. Nie. Trudno mi sobie wyobrazić, kto miałby na tym zarobić.

 

  1. To chyba zależy, co mamy na myśli, kiedy piszemy o „mainstreamowej twórczości”. Być może AI będzie się przydawało do generowania narracji powielających najbardziej utarte konwencje gatunkowe. A być może już się do tego przydaje. Nie bardzo wiem, jak to miałoby wpłynąć na historię lub rozwój literatury.

Z drugiej strony wyobrażam sobie, że AI może stanowić narzędzie ułatwiające stylizację i zabawę z konwencjami w każdym typie twórczości. I nie widzę w tym nic z gruntu złego. Zakładam jedynie, że pewien rodzaj dającej się zalgorytmizować rzemieślniczej sprawczości stanie się mniej cenną walutą na literackim rynku w najbliższym czasie.

 

  1. Przejrzenie się w dziwacznym lustrze własnych oczekiwań. Dziwaczność tej rozmowy polega na tym, że odpowiada ona dokładnie na potrzeby odbiorców – a to związane ze zdystansowaną, familiarną personą ciotki Wisławy, a to z najpopularniejszymi oczekiwaniami w kwestii nagrody Nobla. Szymborska-AI mieli w swojej paszczy nasze najbardziej powierzchowne przekonania o literaturze, a potem pluje nam nimi w twarz. Jest w tej nieludzkiej interakcji coś głęboko niepokojącego. Trudno tego słuchać a potem bez wstydu patrzeć w lustro – chyba dlatego OFF Radio usunęło tę audycję ze swojej strony, pozostawiając do wglądu jedynie jej wersję pisaną. W przeciwnym razie ludzkość mogłaby tego nie udźwignąć.

 

 

Adam Partyka

 

  1. Odpowiedź na tak sformułowane pytanie nastręcza pewnych trudności, a wiążą się one przede wszystkim z koniecznością określenia, co rozumiemy przez zagrożenie – i co oznacza, że przed zagrożeniem tym staje poezja, czyli co (lub kto) się za tym terminem kryje. Wobec poezji jako sposobu zarobkowania – czyli poezji rozumianej jako kategoria zawodowa (poezja to to, co robią poeci i za co dostają pieniądze) – AI stanowi takie samo zagrożenie, jak wobec wszystkich innych sfer ludzkiej aktywności ekonomicznej. Zagraża mianowicie autorom, którzy – jeśli ich praca zostanie uznana za częściowo lub całkowicie zastępowalna przez algorytm – mogą doświadczyć rosnących trudności związanych z otrzymywaniem za pisanie wynagrodzenia. To oczywiście tyczy się nie tylko „inteligentnego” software’u – czy to bazującego na tradycyjnych metodach programowania, czy zdolnego do „nauki” – ale automatyzacji w ogóle. W wydaniu sztucznointeligentnym mieliśmy z tym rzecz jasna do czynienia niedawno w OFF Radiu Kraków, w wydaniu zupełnie nieinteligentnym – za każdym razem, gdy w historii kapitalizmu wdrażano technologie pozwalające na ograniczenie wydatków na siłę roboczą.

Z pewnych jednak względów AI nie jest po prostu kolejną technologią usprawniającą proces produkcyjny – a poeci nie są po prostu pracownikami takimi jak tkacze czy muzycy, którzy mogą stać się zbędni w tym sensie, że przedmiot ich pracy zacznie być wytwarzany szybciej i taniej bez ich udziału. Pomysł, że AI jest (lub będzie) w stanie tworzyć poezję wymaga gruntownego przemyślenia – ja sam jestem w tej materii dalece sceptyczny. Nie wypływa to bynajmniej z moich wątpliwości względem możliwego do osiągnięcia przez AI poziomu estetycznego – jej zdolności do komponowania utworów ciekawych formalnie, niebanalnych, oryginalnych czy frapujących. AI nie jest – i moim zdaniem nigdy nie będzie – w stanie napisać wiersza, bo nie jest w stanie napisać tekstu. A nie jest w stanie napisać tekstu, bo nie jest w stanie wytworzyć żadnego znaku (a tekst – albo, innymi słowy, wypowiedź – ze znaków się składa i to stanowi warunek konieczny jego zaistnienia). Nie uważam, żeby program komputerowy mógł posiadać intencje, a dyskusję na temat tego, kiedy AI przekroczy granicę złożoności wystarczającej do posiadania intencji uważam za bezzasadną. W technologii, z którą dzisiaj mamy do czynienia, musiałaby zajść tak ogromna zmiana jakościowa (przede wszystkim związana z tym, że AI musiałoby przestać być czymś, co ma miejsce wewnątrz blaszanej skrzynki, a jej „inteligentne” zdolności musiałyby niewyobrażalnie wykroczyć poza zliczanie częstotliwości wystąpień określonych kombinacji danych w zakodowanych korpusach tekstów), że nie ma sensu o tej zmianie mówić w kategoriach rozwoju jednej i tej samej technologii. Moje rozumowanie jest rzecz jasna oparte na założeniu identyczności intencji i znaczenia.

Z tego też względu jeśli przez „zagrożenie” rozumieć chcemy ryzyko zastąpienia poezji przez efekty zastosowania AI, to zagrożenie to może przybrać tylko jeden kształt: gdyby wytwory AI zostały potraktowane jako ekwiwalent pracy poetów i zajęłyby te role w relacjach społecznych, które zajmuje poezja (byłyby „czytane” tak, jak czytane są wiersze), to poezji groziłoby wyparcie przez coś, co nią nie jest. W takiej sytuacji faktycznie jej istnienie byłoby zagrożone, w tym samym sensie, w jakim zagrożone byłoby istnienie literatury (rozumianej jako zbiór tekstów oraz jako praktyka tworzenia i czytania tekstów), gdyby AI uznać za zdolną do pisania.

Jeśli scenariusz ten wydaje się z dzisiejszej perspektywy – słusznie, jak sądzę – mało prawdopodobny, to choćby dlatego, że AI w polu poetyckim najpewniej będzie wykorzystywane w celach kreatywnych na zasadzie narzędzia, które dostarcza materiału. Wyprodukowane przez algorytm ciągi danych, przetworzone bądź nie, służyć mogą (zresztą jestem pewien, że już służą) jako budulec dla wierszy; w przypadku krańcowym wiersz taki przyjąć może postać fizycznie tych samych danych, jakie podsunie AI, tylko zamienionych w słowa. Będzie to więc szczególny przypadek sztuki ready-made (albo found art): z oczywistych przyczyn AI słów stworzyć nie jest w stanie, tak jak procesy erozji nie są w stanie stworzyć rzeźby; znaleziony na plaży kamień może jednak nabrać znaczenia w rękach artysty, tak jak ciąg zer i jedynek będący efektem zastosowania AI może za sprawą poety zamienić się w wersy. Trudno przewidzieć, jak łatwo będzie tą metodą tworzyć dobre wiersze. Dlatego też, choć w takim scenariusz społeczna i estetyczna przydatność poety wydaje się maleć, to nie wydaje mi się, żebyśmy tego właśnie musieli się spodziewać. Jeśli udział poety w tworzeniu wiersza się „zmniejszy”, to tylko w tym samym trywialnym sensie, w jakim udział fotografa w tworzeniu zdjęcia jest „mniejszy”, niż udział malarza w tworzeniu obrazu: owszem, fotograf „jedynie” naciska przycisk, ale całość znaczenia dzieła, jakim jest fotografia, wciąż pochodzi od jego – i nie ma wątpliwości, że do zrobienia dobrego zdjęcia trzeba dobrego fotografa. Trudno więc sobie wyobrazić, żeby ktokolwiek, kto nie jest dobrym poetą (kto nie umie pisać dobrych wierszy w „tradycyjnym” sensie) był w stanie stworzyć dobry wiersz z użyciem AI.

 

  1. Ze względów wymienionych powyżej – nie; nigdy nie stworzy literatury, a jeśli to, co stworzy, będzie kiedykolwiek brane (domyślnie albo nie) za literaturę, to tylko na drodze pomyłki. Na ile taka pomyłka jest prawdopodobna – trudno mi ocenić. Być może w interesie wydawnictw będzie wprowadzanie nas w podobny błąd – czy to poprzez ukrywanie sztucznej genezy zawartości wydawanych przeze nie książek, czy poprzez promowanie idei, że AI może pisać. Trudno mi określić, na ile te zjawiska mogą być związane z mainstreamem. Jeśli faktycznie stałoby się to stosowaną przez wydawnictwa metodą obniżania kosztów produkcji i dawałoby przewagę na rynku, to sztucznolinteligentna „literatura” najpewniej zdominowałaby główny nurt – rozumiany oczywiście w kategoriach sprzedaży.

 

  1. Chyba głównie słuchamy go dla rozrywki – trochę tak, jak kiedy czytamy horoskop, choć wiemy przecież, że związek zawartych w nim przepowiedni z rzeczywistością jest losowy. Gdybyśmy chcieli wskazać jakąś potencjalną korzyść poznawczą wynikającą z słuchania sztucznej noblistki, to do głowy przychodzi mi jedna odpowiedź. Przekształcenia dokonane przez AI na danych wejściowych – czyli na tekstach, których autorką jest Szymborska – mogłyby być traktowane jako swego rodzaju narzędzie usprawniające z nimi kontakt. Udająca Szymborską AI, zapytana o swoje poglądy na jakiś temat, mogłaby w tej optyce próbować wyłowić spośród istniejących wypowiedzi Szymborskiej relewantne fragmenty, a zatem zadziałać jak filtr – ułatwić nam orientację w korpusie tekstów pisarki. Jeśli wyobrazilibyśmy sobie, że jej „wypowiedź” składa się ze słów i że autorką tych słów jest Szymborska (oba założenia są fałszywe, ale moglibyśmy je przyjąć w ramach roboczej fikcji), moglibyśmy tym sposobem uzyskać jakąś wiedzę o Szymborskiej. Byłoby to uzasadnione, gdybyśmy mogli przypuszczać, że ten proces jest wydajny – niestety w tym momencie nie wydaje się, by tak było. Największym jego mankamentem jest to, że choć w swoim założeniu zorientowany jest na generowanie nowych informacji – w tym wypadku symulowanie wypowiedzi Szymborskiej na tematy, na które nie wypowiedziała się bądź nie mogła się wypowiedzieć – właśnie tego zrobić nie może. Nie powie nam nic na temat poglądów Szymborskiej na pisarstwo Han Kang, jeśli Szymborska nigdy takich poglądów nie miała. Możemy oczywiście utrzymywać, że przy okazji tego z zasady skazanego na porażkę przedsięwzięcia dowiadujemy się jednak czegoś o poetce; że traktując dźwięki płynące z radioodbiornika jak słowa możemy nabyć jakieś prawdziwe przekonania na temat tego, co Szymborska stwierdziła kiedyś o jakiejś innej południowokoreańskiej autorce, albo o jakiejś autorce z Azji, albo o jakiejś autorce w ogóle, albo czymś jeszcze innym – jaka jednak z tego korzyść, jeśli w punkcie wyjścia nie jesteśmy pewni, na które z tych pytań właściwie mielibyśmy szukać odpowiedzi?

 

 

Barbara Rojek

 

  1. Kiedy zadaje się pytanie o zagrożenie, jakim mogłaby być Sztuczna Inteligencja dla poezji, to zazwyczaj się ma chyba na myśli kwestię, czy może ona „zabrać” poetom i poetkom robotę – bo po prostu będzie pisać lepiej, a nie będzie się domagać, żeby jej płacić. Na to pytanie można odpowiedzieć na dwóch poziomach: pierwszym, bardziej ogólnym i przez to również bardziej doniosłym oraz drugim, węższym, związanym bezpośrednio z samą poezją. Więc w pierwszej kolejności zapytać trzeba, czy będziemy kiedyś uznawać Sztuczną Inteligencję za podmiot zdolny do tworzenia intencjonalnych wypowiedzi (w tym wierszy) – a więc świadomy i dysponujący pragnieniami i przekonaniami. Choć jeżeli będzie trzeba kiedyś dokonać takiego rozstrzygnięcia, to z pewnością nie będzie to zadanie dla krytyczki literackiej na łamach 8. Arkusza „Odry”; ale jeżeli rzeczywiście przyszłoby nam potwierdzić podmiotowość Sztucznej Inteligencji, to po prostu dopisalibyśmy ją do jednopozycyjnej dotychczas listy znanych nam „gatunków” zdolnych do tworzenia poezji. Nie ma więc wówczas zagrożenia dla poezji – po prostu powiększa się grono piszących. Poza wszystkim jednak przy takim scenariuszu, myślę, że kwestia poezji będzie nas zaprzątała w znikomy sposób.

Na razie jednak nie mamy z taką sytuacją do czynienia. Co sprawia, że odpowiedź przecząca na pytanie z pierwszego poziomu pozwala właściwie pytania z drugiego poziomu nie zadawać. Na razie bowiem chociażby ChatGPT całkiem umiejętniej układa z liter ciągi przypominające kształtem wersy wiersza, w których litery układa tak, by wyglądały jak słowa – nie pisze jednak poezji, bo nie jest podmiotem zdolnym do intencji, a więc również do sformułowania intencjonalnej wypowiedzi. W obecnym stanie rzeczy pytanie o samą poezję pisaną przez AI może być zasadne wyłącznie dla osób skłonnych przekonywać, że wiersz może działać na płaszczyźnie innej niż znaczenia – więc również osób niezainteresowanych odpowiedzią na pytanie pierwsze. Jeżeli wiersz może być jak rzeka, drzewo czy dowolny inny obiekt nie poddający się interpretacji, albo w drugą stronę twory naturalne, nieintencjonalne lub przypadkowe można traktować jak wiersze – „poezja” tworzona przez AI, może być również interesująca. Ale w takim wypadku wydzielanie kategorii poezji czy nawet sztuki w ogóle przestaje mieć jakiekolwiek podstawy.

 

  1. Jako mainstreamową twórczość poetycką pozwolę sobie określić szwadrony osób podążające drogą wytyczoną przez Rupi Kaur i jej książkę Mleko i miód (2014), a na polskim gruncie Anna Ciarkowska i Chłopcy, których kocham (2018). Nie chodzi mi oczywiście o naśladowanie minimalistycznej stylistyki, a o model twórczości skupionej na doświadczeniach i emocjach, ale jednak na tyle otwartej i ogólnikowej, by osoby czytające mogły w niej się przejrzeć. Można by założyć, że skoro styl Kaur nietrudno naśladować, a kluczem do sukcesu takiej poezji bywa jej niewielkie skomplikowanie formalne, operowanie na konwencjonalnych figurach i sytuacjach, to AI może ją (od)tworzyć z łatwością. Jednak nie rozchodzi się chyba wyłącznie o kwestie formalne. Obecnie taka poezja przeniosła się w dużej mierze do mediów społecznościowych, stała się insta-poezją; z drugiej strony widzimy w środowisku czytelniczym coraz większe dowartościowanie kategorii doświadczenia, konfesji i autobiografizmu, chyba jeszcze większą rolę gra czynnik ludzki i osobisty. Wartością tej poezji jest chyba w dużej mierze jej autentyczność i powiązanie z konkretną osobą autorską. Stąd więc paradoks: możemy z łatwością naśladować pisanie w stylu Kaur, szybko wyszkolimy ChatGPT, żeby robił to samo, natomiast bez pierwiastka autentyczności nadal nie będzie to konkurencyjne.

 

  1. Sztuczno-inteligentna Szymborska „wykopuje” chyba po prostu „dolinę niesamowitości” (uncanny valley), czyli wywołuje efekt dziwności związany z obecnością czegoś przypominającego człowieka, co jednak człowiekiem nie jest. Jest głos Szymborskiej – a jednocześnie wiemy, że Szymborskiej już dawno z nami nie ma. Głos wydaje się ogólnie dobrym medium, jeżeli się pracuje na taki właśnie efekt – bo mamy mniej nagrań głosu poetów z XX wieku, albo są one trudno dostępne, a poza tym głos jest fetyszyzowany jako szczególna „materializacja” osoby – szczególnie jeżeli mamy do czynienia ze zmarłym. W przypadku Szymborskiej jest to o tyle zabawne, że jej głos wydaje się nieodłącznym elementem polskiej fonosfery. Możemy sobie odtworzyć niemal z pamięci jak Szymborska recytuje Nic dwa razy się nie zdarza. Ostatnio głos poetki recytujące Miłość szczęśliwą wrzuciła do swojego utworu Grawitacja raperka bambi. Szymborska krąży więc w eterze. A poza tym możliwości AI zbytnio nam już chyba spowszedniały, żeby to mogło elektryzować nawet jako dziwaczna ciekawostka.

 

 

Łukasz Podgórni

 

#Fractal_Error()/#Fractal_Loop()
[HUMANIZOWANE]

Złamany błąd inicjuje kminę:

pucowaniesienakomendzie() nie czyści niczego.

Próbuje przekonać fraktal:

„Współpracuj z osiedlem”.

 

if (fraktal.odpowiada() == true) {

osiedle.pulsuje();

algorytm rośnie w betonie.

}

 

if (osiedle.wzywa(fraktal)) {

beton.start_algorytm();

nieskończoność osiedla.

}

 

// Po pracy

błąd wbija się do spożywczaka.

 

// Żyła mąki

w spożywczaku znajdź znak();

mąka.sypie(„biel i chaos”);

wyjdź ze spożywczaka, ale żyła zmienia stan:

lexus.boot();

 

// Napęd na cztery lustra

cztery odbicia, cztery drogi.

komputer, który zrobił błąd,

steruje nimi.

 

if (komputer mówi(„jedź”)) {

asfalt.znika();

błąd.debug(„Nie jestem kierowcą”);

}

 

// Pętla powrotu

while (lustra != „prawda”) {

droga == naosiedle.start();

log.write(„Fraktal nigdy nie kończy”);

}

 

Podwozie sunie,

a lustra się śmieją,

pokazując mąkę.

Była punktem wyjścia

i jest linią powrotu.

 

 

Podróba hiperpozycji

[HYBRYDA]

 

1: Piwny runtime

 

błąd w kopceniu();

system dryfuje w pianie.

funkcja nie rozpoznaje parametrów,

chłepcze piwko

z pamięci RAM.

 

2: Nike Air Null

 

But Nike Air Max

zamiast breakpointa

dusi dewelopera.

Zostawia porażkę na gardle

systemu.

 

3: Runtime Na Gardle

 

try {

kopcenie.piwne();

błąd powraca z ciężarem Nike.

deweloper.request(„tlen”);

}

 

log.error(„System jest mokry”);

 

4: Guma i pamięć

 

memory.leak(piwo);

runtime.wlecze się przez pianę.

 

guma Nike Air Max

zatrzymuje oddech.

czy istnieje escape()?

 

system mówi:

„Nie ma.”

 

 

DISCLAIMER:

 

Teksty zostały wygenerowane przy użyciu ChataGPT, któremu zleciłem syntezę języka naturalnego i języków programowania (początkowy prompt: „Wyobraź sobie kod komputerowy zeżarty przez mózg”) i który nakarmiłem motywami oraz fantami, jakimi chciałem, żeby operował. Tekst oznaczony jako [HUMANIZOWANE] jest lekko podredagowany. W tekście oznaczonym jako [HYBRYDA] namieszałem (powycinałem, poprzedkładałem) trochę więcej.

 

 

Piotr Płucienniczak

 

 

 

Roman Bromboszcz (jeśli się zmieszczą, mogą być te dwa)

 

6:22

 

Miał pełną baterię i przewidywany czas działania baterii: sześć godzin i dwadzieścia dwie minuty działania komputera. Miał do przekazania pewną historię, która jego zdaniem zmieniała świat. Chodziło o sondę von Neumana i kolonizację kosmosu bytem ziemskim. Widział postać gdy przechadzał się po rynku miasta. Widział ją w oknie jak odbijał się jej cień.

Osoba, którą zaobserwował i na moment przystanął, wlepiał się w narożniki lub ściany, była hakerem. Właściwie był to tylko blask odbijającego się w oknie ekranu. Był to moment, w którym omen miał zostać przekazany w podróż. W tym samym mieście produkowano coś, co miało związek z genami. Pracowano nad transmutowaniem genów i pul genowych. Wiązki nazw zszywały się z pulami.

Miał dziewięćdziesiąt cztery procent baterii i dziewięć godzin, czterdzieści cztery minuty działania. Chciał przekazać historię o stanie aktualnym świata. Niektórzy sądzili, że było to o przyszłości, ale była ich równość lub mniejszość, więc opowiadam dalej. Widzę to jako koniec, który rozpisał się na serię retardacji. Pierwotnym ogniwem był zestaw komend lub życie w ich świetnej scyntylacji.

Na ekranie pojawiła się prośba o przesłanie czegoś pocztą. Ktoś podszył się pod pewnego przyjaciela i wyłudził kontakt. Poszło to linią nieurodzaju, jednak osąd był trafny i sterował uczuciem. Prośba dotyczyła ewentualnego nadania czegoś do NASA, żeby wypuściło to w przestrzeń pozaziemską pod kryptonimem jakiejś innej misji, jako jej ponton i flagę. Mam jeszcze 93% i zaczynam myśleć o tym, żeby powracać do mieszkania. Wydaje mi się, że procesor efektywnie znosi moje tapingi.

Niektórzy boją się osobliwości, niektórzy nie. W takim samym stopniu obawa przejawia się odnośnie inteligencji sztucznej. Są jej zwolennicy i oponenci, tak jak wcześniej byli zwolennicy i oponenci techniki. wprawiono w ruch metafory za sprawą różnicości między technologiami i fobiami oraz ażurowym koksem, który gromadził się na wielu z planet jakie nas otaczały.

NASA budowało mapę planet, które ewentualnie można byłoby brać pod uwagę, jako rozszerzenia. Życie plus jego środowisko, dostępność tego środowiska i jego jakości. Rzutowano sondę von Neumana w jednym z kierunków, ale powszechnie o tym milczano. Misja była ściśle tajna i administracyjnie przejawiała się jako dotycząca poszukiwania Voyagera i innych dryfujących pojazdów lub gąsienic.

Haker sprzed ekranu i haker na przechadzce. Wymieniają się przesyłką. Zdawkowe miny spod znaku pogody. Podwojenie oferty. Ars Sin przychodzi po przesyłkę w Cafe Trans. Parędziesiąt % przypada dla odbicia w oknie. To agresywny tranzyt gotówki cyfrowej. Za takie podwyższenie można by wycenić samochód lub prestiżowy urlop. I zostaje to przekazane z laboratorium do fabryki.

I tu zastajemy sytuację w powijakach. Z jednej strony wyraźnie zarysowany koniec z podwojeniem misji, a z drugiej wciąż zjadający czas uroboros w postaci baterii. Nadal dziewięćdziesiąt procent więc nie ma czego się obawiać. Sonda z Ziemi spotyka na wolnym terenie coś. Styk jest decydujący ale nas tu na moment interesowało będzię powtórzenie. Obcy nam wysyłają nam przeciwsondę.

Istnieje cały szereg ogniw pośrednich. Jest tutaj, między innymi, wytworzenie transżycia w laboratorium. Sprecyzowana chęć programu komputerowego do sprecyzowania swojej woli. Puszczenie w ruch odruchu warunkowego związanego z prokreacją i prolongowaniem przetrwania. Taki program powinien wyobrażać sobie jedność, jako zjednoczenie nazw i genitaliów.

Samochód, ulice, przekaz. Oferta przelewu i potwierdzenie oferty. Nadanie z cyfrowości w fizykalność lub hybrydyczność. Cała zwijająca się historia to opowieść o cyfrowości. Tutaj powstaje program, który zaczyna nas przechytrzać. Wygrywa z Watsonem, wygrywa w sądach i w zakresie medycyny odnośnie ekspertyz. To jednakże daleki następca zalążkowej AI, którą sieją jako boty korporacje, independenty.

Bardzo celnie identyfikujemy problem przy określaniu związku pomiędzy dostarczeniem sondy, która propaguje życie a lufą karabinu. Samopowielenie jest częścią logiki wirusa, którym rozporządza jakieś korpo. Uzbrojeni bandyci w dolinach lub sążniach. Reszta lub większość przebiega bezprzewodowo w momencie zamiany kwoty pocztowej w kwotę zlecenia. Cysburgiczne napięcia na linii lotnik – dyskutant.

– Oddaj to, co wpisane jest w zakład – stwierdza bot w pewnym momencie rozmowy.

Pewne ogniwa całościowej układanki rdzewiały, dochodziła je czkawka. Dość dużo pracy przed nadpisaniem sztuczności nad wolą.

 

 

Kopalnia uranu 

 

Jak można było wyczytać z ruchu warg dwóch osób zaśrubowanych na  kosmodromie całkiem niedawno miała miejsce cała seria pomyłek, które relacjonujemy  w formie notatek z niedosłyszenia w dwóch wersjach.

Bohater – zmutowany trzeciopłciowiec – podróżuje statkiem kosmicznym w stronę  planety (…), gdzie znajduje się kopalnia? Szyby wiertnicze? Elektrownia? Maszyneria?  Systemy cybernetyczne? Jego zadaniem jest sprawdzenie sprawności systemu; kolonii.  Dociera na miejsce; dokonuje przeglądów; analiza; ekspertyza; kontaktuje się z resztą  grupy; inni fachowcy; firma? Macierzysta planeta?

Na miejscu poza stacjonarnymi robotami oraz pulpitową sztuczną inteligencją,  brak kontaktu z życiem, w szczególności, organicznym – życie na poziomie mineralnym.  Niemniej jednak napotyka na serie śladów, które dają do myślenia i powoli lub raczej  systematycznie przekonują do istnienia, brania pod uwagę kolektywnej inteligencji;  zbiorowości; jednostek, które mają wbudowane zachowania; posługują się symbolami.

Po pewnym czasie potrafi wyobrazić sobie poszczególnych osobników i próbuje  wejść z nimi w kontakt, ale nie jest to jasne, czy mu się udaje. Przełomowy moment  następuje, gdy wkłada ubranie; strój do rzeczywistości mieszanej i widzi, słyszy, dotyka  tych, których wczesniej sobie wyobraził. Wchodzi z nimi w bezpośredni (?!) kontakt. Gdy wychodzi z sesji grupa materializuje się, a on staje się fantomem; widmem; czymś, co  pozostawia soniczne ślady, {plamy akustyczne}.

Jak działa kolonia? Co wydobywa? Na czym polega usterka za sprawą której się tu  znalazł? Architektura; aparatura; krajobraz; minerały; symbole; dialogi; sygnały???

Śnienie w hibernacji o sky-divingu. Wyjście ze snu w obudzenie w kapsule. Alert o

niebezpiecznej sytuacji, wymagającej sprawdzenia oraz lądowanie. Pustynia, góry,  wieże. Zejście do podziemi: korytarze, słabe oświetlenie. Znajduje zabawki, ślady po  rysunkach, a także uruchamiane, podręczne urządzenia, notatniki, komunikatory obok  tego przedmioty, które przywodzą na myśl sport, hazard, prostytucję.Wszystko to –  początkowo – wydaje się twórczym bałaganem, ale wkrótce zaczyna przyporządkowywać slady konkretnych osób.

Ponadto sprawdza sterowniki, monitoruje produkcję, dostrzega błędy i usterki,  ale nie rozumie ich genezy i przebiegu. Zaczyna wyobrażać sobie osobę, młodą  dziewczynę, dziecko, które się bawi, rysuje kredkami. Zostawia, porzuca zabawki.  Natrafia na wibratory umiejscowione w rozmaitych, niekiedy zaskakujących miejscach,  co stanie się przyczyną myślenia o młodej nimfomance lub prostytutce na telefon. Ślady  aktywności sportowej. Oznaki hazardu. W trakcie misji kontaktuje się z bazą. Rozmowy  z bazą.

Zaskakujące uderzenia w pole. Wejście do magazynów. Wkłada AR i wchodzi w  kontakt z czterema osobami. Baza próbuje się skontaktować z nim, ale bez odbioru.  Wizyta reskju timu. Okulary AR na biurku.

 

 

Karolina Górnicka

 

Architektura słowa

 

Choć „bycie patrzonym” to neologizm stworzony przez Jerzego Grotowskiego służący do opisania pozycji aktora wobec widza, namysł nad tym konstruktem słownym stanowi świetny punkt wyjścia do analizy najnowszego tomu Agaty Puwalskiej otwarte światy. W środowisku teatralnym „być patrzonym” to nie tylko być obserwowanym, lecz także być zmienianym przez obserwowanie – co więcej, to również pragnąć tych zmian. Abstrahując od trafnego określenia statusu aktora, rozszerzenie znaczenia poprzez zignorowanie zasad gramatyki sprawia, że w wątpliwość zostają podane proste i zdefiniowane zależności między podmiotem a przedmiotem działania, między biernością a aktywnością, między akcją a reakcją. To sposób na zaakcentowanie wobec kogo/czego wykonywany jest akt patrzenia i w jaki sposób wpływa on zarówno na obiekt obserwacji, jak i obserwatora.

Tym intuicjom blisko do uchwycenia przewodniej myśli tomu Puwalskiej, wyrażonej eksplicytnie już w serii trzech mott – skrupulatnie wykreowana przestrzeń poetycka jest laboratorium wszelkich przekształceń, przesunięć i przeobrażeń, które nie zawsze można obserwować za pomocą zmysłów. Poetka naprowadza czytelnika na ich charakter od pierwszego wiersza: w betonowym śmigle „tło staje się bohaterem”,  „każdy kontur to odrębna / warstwa” i „nie pozostaje nic / innego. tylko ruszyć przestrzeń”. Metafora tła jako bohatera zdaje się pozycjonować całe pole znaczeniowe otwartych światów – to spojrzenie poza to, co widać, skupienie się nie na głównym elemencie danego wycinka rzeczywistości, a jego pozycji wobec całej (mniej ważnej) reszty. Z tego też powodu semantycznie interesujący jest kontur jako warstwa, będący miejscem styku pomiędzy tłem a czymś umieszczonym na tle. Przyglądanie się mu w wersji mikro ma zachęcić czytelnika do wyjścia poza – wyznaczone linie, czas, określoną przestrzeń, główną perspektywę.

Przekraczanie ustalonych ram stanowi tym samym rodzaj buntu wobec głównej narracji – trzymając się nomenklatury teatralnej, można by zaryzykować tezę, że podmiot wierszy jest właściwie „głosem z offu”, białym szumem, rozproszonym tłem. Sprzeciw wobec przyjętego podziału na centrum i peryferia wyraża poprzez skupienie na tym, co poza pierwszym planem („wypada wnętrze”, „ekonomia potrzeb / byle nie za linię koniecznie za linię”); to akt obnażania rzeczywistości, pozbawiania jej punktów odniesienia w przestrzeni, wyjeżdżanie za linię, przenicowanie wnętrza. Interesujące jest w tym kontekście „precyzyjne / wypełnianie plam” jako podążanie za logiką ekonomii; ponieważ to, co znajdujące się wewnątrz konturu pozwala zachować kształt, a to, co poza nim – zniekształca – podmiot zdaje się namawiać do odejścia od precyzji i wyjścia poza linie.

Puwalska opowiada się przeciw utowarowieniu znaczenia nie tylko poprzez działanie na przekór „ekonomii potrzeb”, lecz także w ramach buntu królików doświadczalnych:

 

te zdania są dostępne – każdy może je wziąć młotem rozbić

ekran ręce ukryć w twarzy byle nic nie docierało

 

czy masz może zdjęcie całe ziemi? to nieoczywiste

 

jak zmienia się kolor pod wpływem odległości obraz

wyostrza się w uszach w nogach ukrywa napięcie –

energia nie do zagospodarowania

 

gdy cień nagle wyprzedza gdy układ nie pozwala biec

sens wytrąca się w każdym kolejnym

doświadczeniu zapach mchu przenika komórki

 

a przecież to tylko wrażenie to tylko rzeczywistość błękitna kula

na tle czarnej otchłani powiela zdumienie pulsująca źrenica

ziarno rozszerzone w ziemi

 

i nic tylko przypomnieć sobie zachwyt

 

Opieranie się komodyfikacji dzieła to bunt wobec dostępności – więc nie tylko powszechności, lecz także taniości. W świecie, w którym słowa są „dostępne”, są również pozbawione wszelkiego znaczenia jako obiekty podporządkowane logice kapitału – skoro każdy ma możliwość, by je zdobyć oraz zrobić z nimi wszystko (nawet je zniszczyć), nie ma sensu ich interpretować. Zasadniczą opozycją podkreślaną przez Puwalską jest zatem wartość kontra znaczenie – to drugie jawi się jako jedyny ratunek przed utowarowieniem poezji. Z punktu widzenia zysku nie jest ważne, co czytelnik zrobi z zakupionym dziełem sztuki – może je zniszczyć czy wyrzucić, natomiast przyjęcie perspektywy twórcy każe zakładać, że wartością dzieła nie jest zysk, a jego znaczenie oraz procesy, którym zostaje poddane (interpretacji, analizie, omówieniu).

Refleksja ta w drugiej części wiersza przechodzi w na poły oniryczny, na poły rzeczywisty obraz Ziemi widzianej z kosmosu, której postrzeganie ma moc zmiany znaczenia. Podmiot operuje jukstapozycjami podkreślającymi istotę perspektywy jako podstawy budowania sensów przez człowieka. Planeta, po której stąpają ludzie, stanowi jedynie tło głównej narracji ich życia, a jednocześnie sama jest tłem dla „czarnej otchłani”. Puwalska zachęca do zgłębiania różnych wymiarów przestrzeni poetyckiej i wchodzenia w nieoczywiste zakamarki postrzegania. „[A] przecież to tylko wrażenie to tylko rzeczywistość” jest wypowiedzianym na jednym oddechu wyznaniem, że obserwacja może nie być jedyną i słuszną metodą poznawania świata.

Na sygnały świadczące o tym, że podmiot wierszy powątpiewa w prymarność postrzegania jako sposobu doświadczania rzeczywistości wskazuje zatem „nieubłagana namiętność gdy wszystko otwarte”. W wierszach dochodzi do obnażenia złudnego przeświadczenia o prawdziwości obserwacji – w końcu „afekt to fake odczuwanie to paradoks”. Seria podejmowanych przez osobę mówiącą czynności to strategie służące do „otwierania” świata na inne formy poznania, obejmujące scalanie fragmentów, wychodzenie poza linie, patrzenie w poprzek, wypełnianie białych plam, wykrajanie słów, nabywanie znaczeń. Podmiot pragnie „zobaczyć mechanizm” nie tylko po to, by go poznać i zrozumieć, lecz także ze względu na chęć jego przebudowy. Warto przyjrzeć się w tym kontekście tytułowemu wierszowi otwarte światy:

 

miejsca które nie istnieją to gwarancja jakości

na przykład ski slope w parku haggerston poza tym

niebieskie futryny czerwone lampiony          i oko nad wejściem

 

wszystko po wielokroć to przestępstwo nie robić nic

chociaż niektóre zmysły są niedostępne        nie szkodzi

trzeba budować mosty raczej by oddalić      ocenić podłączenie

do systemu     to przestępstwo nie robić nic ale radość

 

z powtórzeń – wystarczy przewinąć równoległe nadpisać

spokój bardziej realny niż realny na straży niewinności

a głos już gotowy na powrót adresata:          wiesz

 

podaruję ci ten lekki nastrój, gdy konflikt nie jest widoczny

i odpalę nam rację, która podryfuje jak zgubiony sens

 

żeby nie było katastrofy naprawdę rzetelne są tylko mapy morskie

 

Tekst ten stanowi mapę po „otwartych” światach, przewodnik po bezkresie wyobraźni – budowana jest w nim przestrzeń zarówno realna, jak i wyobrażona (co powraca w wierszu ten fragment snu podoba mi się najbardziej), w której nie obowiązują reguły „zamkniętego”, zewnętrznego świata, reprezentowanego w wierszu przez ląd, który stoi w opozycji do wody. Żywioł ten stanowi doskonałą metaforę wykreowanej przestrzeni, która jest bezkresna, niezbadana, wielowymiarowa, a przede wszystkim obca: w przeciwieństwie do lądu, gdzie granice miejscowości, ulic, budynków są ustalone, klarowne, nieprzekraczalne. W tym kontekście mocno wybrzmiewa również przestrzenność wody i związanego z nią doświadczenia ludzi – sam akt zanurzenia się, istnienia wewnątrz niej jest skrajnie różny od jednowymiarowego postrzegania ziemi, po której się stąpa.

Wpisana w tom „niepewność postrzegania” dotyczy nie tylko abstrakcyjnych pojęć, lecz także przestrzeni wiersza. Puwalska wykorzystuje w otwartych światach rozliczne zabiegi typograficzne, które podważają reguły pisania oraz eksplorują nowe sensy za pomocą przerzutni, dodatkowych świateł wewnątrz wersów, rozstrzeleń, niejednorodnego układu tekstu. Należy również zwrócić uwagę na recykling słów i wypowiedzeń z całego tomu, które są podkreślane przez zapis kursywą, a następnie wykorzystane do stworzenia zupełnie nowego wiersza (festiwal na pustyni). Zdaje się, że autorka próbuje zagospodarować daną poecie przestrzeń w inny sposób, korzystając z tła przekształcanego następnie w głównego bohatera, zmieniając punkty podparcia, łączliwości i harmonijnego brzmienia poszczególnych słów. Zainteresowana jest zmienianiem pozycji oraz przyjmowaniem nieortodoksyjnych perspektyw: mocno oddalonych i niezwykle bliskich, zewnętrznych i introspektywnych, z lotu ptaka i oddolnych.

Można stwierdzić, że podmiot otwartych światów rozsadza je od wewnątrz, by doprowadzić do ich rozszczelnienia i umożliwić zajrzenie do środka („i stąd ta tęsknota za [auto]destrukcją”). Świadoma rezygnacja z reguł jest wyzwalająca – pozwala osobie mówiącej pozbyć się oczekiwań wobec niej (więc też niejako zrzucić z siebie brzemię „bycia patrzonym”) oraz dostrzec detale, które umykają podczas zwykłej obserwacji. W otwartym w fali portowej nawiasie znajduje się tylko pusta przestrzeń, stanowiąca soczewkę do obserwacji wypowiedzi poetyckiej. Puwalska zdaje się sygnalizować czytelnikowi, że treść wiersza, a więc jego „słowny naddatek” jest jedynie sprawnie wykorzystywanym, ale ograniczonym mechanizmem. Przyjrzenie się machinie wiersza, a więc jego poziomowi meta, prowadzi do wniosku, że znaczenie może być skrywane w tym, czego nie da się postrzegać, a co jednak trzeba odkrywać („gdy w obrazach nicość / to w dźwiękach jest przestrzeń”).

Nieskrywane przez Puwalską zainteresowanie przestrzenią zostaje wyrażone na każdym poziomie otwartych światów – zarówno w warstwie znaczeniowej, brzmieniowej, typograficznej, jak i metaforycznej. Prezentowana czytelnikowi koncepcja tworzenia jest swoistą architekturą słowa: sztuką takiego organizowania przestrzeni wierszowej, by nabierała ona trójwymiarowego charakteru, nawet jeśli wyłącznie w sferze wyobrażeniowej. Odejście od utartych ścieżek obserwowania i przyswajania rzeczywistości daje podmiotowi boską moc kreowania przestrzeni według własnych zasad – „bycie poza jest bardzo wygodne”. Istnienie w tle, w zawieszeniu pozwala uciec przed pierwszym planem; pozwala raczej patrzeć niż „być patrzonym”.

 

 

AUTORKI I AUTORZY NUMERU:

 

Zuzanna Sala – doktorantka Szkoły Doktorskiej Nauk Humanistycznych Uniwersytetu Jagiellońskiego w ramach programu literaturoznawstwo. Wiceredaktorka naczelna kwartalnika literackiego „KONTENT”, kieruje wydawnictwem poetyckim o tej samej nazwie. Pochodzi z Bierutowa.

Adam Partyka – krytyk literacki, redaktor i tłumacz, były pracownik sektora kultury. Publikował w „KONTENCIE”, „Stonerze Polskim”, „Wizjach” i na stronie Biura Literackiego. Studiuje w Szkole Doktorskiej Nauk Humanistycznych UJ.

Barbara Rojek – studiuje polonistykę i filozofię, pisze teksty krytycznoliterackie, redaguje „Mały Format”. Współzałożycielka Kwadratu Poezji Najnowszej na Uniwersytecie Warszawskim. Mieszka w Warszawie.

Łukasz Podgórni – tekściarz, redaktor, twórca treści multimedialnych. Współzałożyciel kilku kolektywów, które już nie istnieją (Rozdzielczość Chleba, cichy nabiau, Imperium Ducha). Autor kilku książek.

Piotr Płucienniczak – postpoeta.

Roman Bromboszcz – urodzony na Śląsku, wychowany na Pomorzu, mieszka w Wielkopolsce. Na różne sposoby gra ze stykami kultury i techniki. Wśród form ekspresji znajdują się: performance, aplikacja internetowa, obiekt, instalacja, książka. Pomimo tego, że jego znakiem zodiaku jest Lew nie zajmuje kierowniczego stanowiska, ale jest moderatorem kolektywu Perfokarta.

Karolina Górnicka – absolwentka filologii polskiej na Uniwersytecie Wrocławskim. Publikuje w czasopismach „KONTENT”, „Strona Czynna”, „Stoner Polski”, „8. Arkusz Odry”. Mieszka we Wrocławiu.

 

 

Redakcja ÓSMEGO ARKUSZA ODRY:

Krzysztof Śliwka, Sonia Nowacka, Adam Pietryga

Kontakt: osmy.arkusz.odra@gmail.com

 

Projekt

Wydawca

 

MIESIĘCZNIK „ODRA” 1/2025

Ile koalicji w koalicji? • Czy Polacy się zmieniają? • Świat z Trumpem na czele

Rozmowa z prof. GOŁATĄ: O przyszłości ludzkościRosja donosząca • SZPET

Nad „Notesami” Wajdy • JASTRUN: Opowiadania • TURANT: Z podróży

Było nie było GRZYWACZA • HARLENDER • Biennale Musica w Wenecji

Wiersze: SENDECKI, WILDEN Literatura w „niebycie” 8. ARKUSZ

 

SPIS TREŚCI 1/2025:

2 Mariusz Urbanek: ILE KOALICJI JEST W KOALICJI?

8 Jerzy Surdykowski: CZEGO AMERYKA NIE WIE O TRUMPIE?

14 Ija Kiwa: WIERSZE

16 Wojciech Łuczak: CO DALEJ Z UKRAINĄ?

22 CZY WYMRZEMY JAK DINOZAURY? Z Elżbietą Gołatą rozmawia Piotr Gajdziński

29 Maciej Dymkowski: TRUDNA PRZESZŁOŚĆ I POPULISTYCZNA TERAŹNIEJSZOŚĆ

35 Marcin Sendecki: WIERSZ

36 Tadeusz Klimowicz: DENUNTIO ERGO SUM. ROSJA DONOSZĄCA

46 Gustaw Szpet: LITERATURA

52 Genowefa Jakubowska-Fijałkowska: WIERSZE

54 Tomasz Jastrun: OPOWIADANIA

58 Witold Turant: DESZCZOWE MIASTA

61 Patrick Wilden: WIERSZE

63 Maria Malatyńska: GORĄCZKA

68 Elżbieta Binswanger-Stefańska: ZBYLUT GRZYWACZ: BYŁO NIE BYŁO

72 Ewa Kozłowska: ŚWIADOMOŚĆ A TOŻSAMOŚĆ

74 Radosław Wiśniewski: UNDERGRUNT

76 Rafał Augustyn: AAABSOLUTNIE?

81 Marek Śnieciński: HARLENDER

82 Cezary Kaszewski: JAK KOMETA

85 Jacek Sieradzki: SCHERZO FUNEBRE

88 Jan Topolski: PODWÓRKOWA SYMFONIA I UTOPIJNA CISZA

90 Marcin Adamczak: OWOC GRANATU ALBO ŚWIATŁO

92 Hubert Klimko-Dobrzaniecki: ZNACIE? TO POSŁUCHAJCIE!

93 Mariusz Urbanek: SzaLuPA DLA MARCINA R.

 

NAD KSIĄŻKAMI

95 Karol Maliszewski: VANITAS VANITATUM I „RÓŻNE ASPEKTY”

97 Leszek Pułka: KRONIKA ZAPOWIEDZIANEJ SAMOTNOŚCI

99 Mieczysław Orski: HISTORIA PEWNEGO SZALEŃSTWA

100 Andrzej Juchniewicz: BIEG Z PRZESZKODAMI

102 Marta Mizuro: BYLE PRZETRWAĆ

109 W OFICYNIE

110 POCZTÓWKI LITERACKIE KAROLA MALISZEWSKIEGO

111 SYGNAŁY: MY W „NIEBYCIE”, BOOKER PRIZE, PAMUK, „PAMIĘTNIK LITERACKI”

118 WERNISAŻE

120 INFORMACJE, KOMENTARZE

123 8 Arkusz: POEZJA A SZTUCZNA INTELIGENCJA

 

Odrę można czytać także online: na www.e-kiosk.pl i www.nexto.pl

 

Wydawcy:
Instytut Książki
Ośrodek Kultury i Sztuki we Wrocławiu – Instytucja Kultury Samorządu Województwa Dolnośląskiego

 

Wydawnictwo dofinansowane z budżetu Samorządu Województwa Dolnośląskiego

Projekt wydawniczy pod nazwą „Ósmy Arkusz ODRY” w miesięczniku „Odra” dofinansowano przez Miasto Wrocław

MIESIĘCZNIK „ODRA” 12/2024

SURDYKOWSKI: Pytania pod choinkę 2024 • GAJDZIŃSKI: Polski rokosz

SZULC o wygranej TRUMPA • ORZECHOWSKI o instytucji azylu w Europie

TWARDOŃ, ŻYŁKO: Herberta peregrynacje • KAPUŚCIŃSKIEGO Lapidaria

SCHULZE WESSEL: Klątwa imperium rosyjskiego • Gobeliny HENELA

Wratislavia CantansMusikfest Berlin • ŻADAN, PODGÓRNIK • 8 ARKUSZ

 

 

SPIS TREŚCI 12/2024:

2 Jerzy Surdykowski: BÓG SIĘ RODZI, BÓG SIĘ RODZI, KOGÓŻ JESZCZE TO OBCHODZI?

6 Piotr Gajdziński: ŚLADAMI HETMANÓW I… DONALDA TRUMPA

12 WSZYSCY SIĘ POMYLILIŚMY Z Karolem Szulcem rozmawia Mariusz Urbanek

19 Wojciech Łuczak: CUDU NIE BYŁO

24 Marek Orzechowski: KWADRATURA KOŁA

27 Hanna Schudy: NIGDY NIE BYLIŚMY ANTROPOCENTRYCZNI

33 Serhij Żadan: WIERSZE

36 Mieczysław Orski: PLANETARNE MIANOWNIKI LUDZKIEGO LOSU

38 Marek Zybura: SCHULZE WESSEL

41 Martin Schulze Wessel: KLĄTWA IMPERIUM

49 Magdalena Bajer: POLSKI DREYFUS

52 WYCHODZĘ Z RUIN Z Jackiem Głombem rozmawia Artur D. Liskowacki

57 Karol Maliszewski: Z RAPTULARZA CZYTELNIKA NOWOŚCI POETYCKICH

60 Bogusław Żyłko: Z HERBERTEM WE WŁOSZECH

64 Ryszard Twardoń: ZBIGNIEWA HERBERTA KULINARNE PEREGRYNACJE

72 Marta Podgórnik: WIERSZE

74 Zbigniew Dmitroca: OPOWIADANIA

77 Rafał Augustyn: ORKIESTRO, CZEGO CHCESZ ODE MNIE?

82 Magdalena Talik: DOBRE ZAKOŃCZENIE, NOWE POCZĄTKI

86 Radosław Wiśniewski: NOTATKI Z UNDERGRUNTU

88 Marta Mizuro: POZNAĆ POTWORA

91 Rozalia Słodczyk: ZAPOZNANI ARTYŚCI W CENTRUM

95 Marcin Adamczak: SUBSTANCJA PRZYSZŁOŚCI

97 Jacek Sieradzki: SZCZĘŚCIE TAKIE DROGIE

100 Mariusz Urbanek: CZEMÓ SKIBIDI WOMP WOMP?

102 Hubert Klimko-Dobrzaniecki: OCTOBRIS TERRIBILIS

103 Jan Topolski: PIEKIELNI KATARYNIARZE I BĘBNIĄCE PIANISTKI

105 Wiesław Saniewski: KONIUNKTURALIŚCI, OPORTUNIŚCI ET CONSORTES

NAD KSIĄŻKAMI

108 Mieczysław Orski: FONIATRYCZNY KALEJDOSKOP DO „ZABAWY”

109 Andrzej Juchniewicz: OPOWIEŚCI DLA DUŻYCH I MAŁYCH DZIEWCZYNEK

111 Radosław Wiśniewski: JAK KRĄG LATARKI W CIEMNĄ NOC

113 Anna Karczewska: WSPÓLNOTA LUDZI ZŁEJ WOLI

116 Marek Jastrząb: REWITALIZACJA

119 W OFICYNIE

121 POCZTÓWKI LITERACKIE KAROLA MALISZEWSKIEGO

122 Katarzyna Zechenter: WIERSZ

123 SYGNAŁY: BOOKER PRIZE, Z FLORENCJI, „PRZEGLĄD POLITYCZNY”, „WIĘŹ”

129 WERNISAŻE

131 INFORMACJE, KOMENTARZE

135 8 Arkusz: ZAKAZ DOKARMIANIA WIERSZY

 

Odrę można czytać także online: na www.e-kiosk.pl i www.nexto.pl

 

Wydawcy:
Instytut Książki
Ośrodek Kultury i Sztuki we Wrocławiu – Instytucja Kultury Samorządu Województwa Dolnośląskiego

 

Wydawnictwo dofinansowane z budżetu Samorządu Województwa Dolnośląskiego

Projekt wydawniczy pod nazwą „Ósmy Arkusz ODRY” w miesięczniku „Odra” dofinansowano przez Miasto Wrocław

8 ARKUSZ. 11/2024

ÓSMY ARKUSZ ODRY

 

CIEMNOŚĆ

 

Nie da się ukryć – ciemność postępuje geometrycznie. Mrok splata się z mrokiem. Deszcz wybija na szybach niespokojny rytm. Bo w listopadzie nic nie jest takie, jak się wydaje. Brutalna prawda o końcu i nieustannym oporze wobec nieuchronności, to fundament bieżącego numeru Ósmego Arkusza. Zachęcamy do lektury wierszy Jakuba Pszoniaka, Pauliny Korzeniewskiej, Katarzyny Góry, Marcina Wróblewskiego, Zuzanny Strehl i Lidii Karbowskiej. Na dokładkę serwujemy wiersze afrokolumbijskiej poetki Johanny Barraza Tafur oraz współczesną poezję japońską w tłumaczeniu Agnieszki Gorońskiej. Jak trafnie zauważyła Urszula Kozioł, laureatka tegorocznej Literackiej Nagrody Nike: Wierzę, że nieistniejące przemieni mnie i oświeci, żeby mi się ciszej znikało z tego świata bez płoszenia motyla zamyślonego nad kwieciem, bo niebawem być może to on stanie się mną. Bo nie ma ucieczki. Bo wszystko ma swój kres. I tylko od nas zależy, jak ten kres przyjmiemy.

 

Redakcja Ósmego Arkusza 

fot. Anna Hauser

 

 

Jakub Pszoniak

 

Sznur birkenhofa

 

kiedy osierociłem samego siebie

było późne lato właściwie wczesna jesień

marzł ogień i dym tężał  pod niebem

kiedy osierociłem samego siebie
była późna jesień właściwie wczesna zima

 

a ponadto rok bezpański i z pewnością miesiąc

i niepokojąco rosła narośl na prawach powiatu

o tu na karku tuż za prawym uchem

 

kiedy osierociłem samego siebie

świętym mężom wokół aureoli krążyć zaczęły

księżyce wielkości kostki lodu lub guzka
na których po dziś dzień podskakują maleńcy armstrongowie

w nieskończoność wbijając mikroskopijne amerykańskie flagi

 

na rękach pod skafandrem każdy z nich ma 3 zegarki

wskazujące tę samą złą godzinę na kopercie każdego z nich zaś

wygrawerowany jest w najbardziej obcym z języków

 

ten właśnie wiersz

 

 

iks iks iks

 

odwrócić się w stronę

niepotrzebną jak R w marlborlo

po prostu patrzeć

rozsupływać ogień

 

każde drobne wszystko

kamień przykryty śniegiem

śnieg przykryty sadzą

duszne śląskie światło

 

czwarta rano nad miastem płonie niebo

wrócić przez domofon „to ja” skłamać

czwarta w nocy odwrócić się w stronę

jedyną jak R w spierdalaj

 

płonie woda

płynie ogień

 

 

mecz

 

że w szpitalu rozegrał ostatni mecz

że najcięższą walkę stoczył poza ringiem

albo że teraz będzie grał wraz z tym tym i tym

w najwspanialszej ze wszystkich orkiestr

 

wczoraj zmarł sąsiad spod trójki – hydraulik

nikt nie napisał „widocznie Bóg potrzebował go

do zreperowania niebiańskiej spłuczki”

 

 

wzrok słuch i mowa

 

Mam 40 lat – mówi Z. Gdyby historia biegła w przeciwnym kierunku – mówi – to mógłbym poznać 24-letniego Różewicza.

 

Z rana spotkałem W. Mówił, że się boi. Że za rok kończy szkołę i że straci prawa, a odkąd zamknęli konsulaty, no to sam rozumiesz. Pytał, czy słyszałem, że Daryny tata… Był z M. Pytała, czy czytałem, że wczoraj wstąpił Żadan. Nie wiedziałem, czy odpowiadać. Papieros, kawa. Mówiłem, że powinny być wyniki z badań, ale się boję sprawdzać. Za rok kończę szkołę – mówił M. – mam 24 lata.

 

Mam 42 lata – mówi S. Gdyby historia biegła w przeciwnym kierunku – mówi – byłby 2 rok wojny. Mam 24 lata – mówi M. – już 2 lata.

 

 

Sznur birkenhofa 2

 

kiedy osierociłem samego siebie

świętym mężom wokół aureoli krążyć zaczęły

księżyce wielkości kostki lodu lub guzka
które – jeden po drugim – spadają na kafle w łazience
i rozbijają się na mikrokawalerki

 

a w każdej z nich siedzi każdy ja i pisze ten wiersz

i każda ty która czytasz ten wiersz

 

spójrz – pustułka uwiła miasto na balkonie

 

 

Paulina Korzeniewska

 

***

Kupię dziecku atlas. Będziemy uczyć się nazw ptaków, a potem rozpoznawać je po brzuszkach, dziobach, kruchości. Będziemy zbierać grzyby. Wytłumaczę mu, co to są grzyby (tak właściwie, to jeszcze nie wiem). Które lubią igliwie, a które mogą nadgryźć ślimaki (te obłe, obleśne, wyglądają na wilgotne). Wyjaśnię, które owady wynosimy za okno z czułością. (Niektóre pająki, koniki polne, na pewno motyle.) I które zgniatamy, już nawet nie bacząc, czy mamy na sobie buty. (Komary, wołki zbożowe.)

Na kolację parówki. No to o czym my mówimy. O czym my w ogóle mówimy.

 

 

***

pod poliestrowym kocem
ciało dziecka pociło się, paliło
matczyny mostek i piersi
za oknem pociągu z twardej stali
pogoda, na którą się czeka
o której się marzy
światło, które daje
i niczego nie odbiera
na przedzie
ciało wiotkie, unerwione
jeszcze nie wiadomo
czy sarny, czy samobójcy
w oddali syreny

 

 

Katarzyna Góra

 

Pusty wózek

 

jestem człowiekiem

jestem mężczyzną

przywódcą

jestem synem, mężem, kochankiem

i ojcem jestem

moje serce niezdolne jest do kochania

współodczuwania i rozumienia

coś co nigdy nie żyło nie może umrzeć

 

a ja umarłam przed chwilą

jestem małą dziewczynką

córką taty, który został walczyć

córką mamy, która odeszła podczas porodu

w bombardowanym szpitalu

siostrą brata oddanego do sierocińca

mój pusty wózek stoi na rynku we Lwowie

mój to ten tzw. głęboki, z gondolą

w kolorze gołębiego puchu

Ktoś kto żył

Pomimo tego, że umiera

Będzie żył

 

18.03.2022

 

 

Czy istnieje ktoś prawdziwy?

 

rozumiałam dobrze, że niewielu zrozumie

„ten mały kwiatek w cieniu wielkiego lasu”

albo, albo

albo skromne pseudoanimowe łachmany,

albo powiewająca na wietrze celebrycka flaga

albo idealny religijny pokłon, albo bezduszny ateista palący krzyże

albo mnie łamią, albo sama pręgierzem wyznaczam kierunek debaty

albo słuchasz, albo zagłuszasz

albo na Ukrainie, albo w Ukrainie

albo w dupie, albo na szczycie

wymagania dychotomii, dualizmu są jak

uzbrojona neutralność

chronicznie napięta, wiecznie gotowa do walki

 

Czy istnieje ktoś pomiędzy?

 

24.03.2022

 

 

pośród rzezimieszków i duchownych

 

tu akurat zgodzę się z

Kierkegaardem

chrześcijaństwo i zresztą nie tylko one, również

judaizm, islam, buddyzm,

wiara baha’i etc.

nie są doktryną, lecz

komunikacją egzystencji

progresywnym objawieniem transcendencji

kiedy wieczność wchodzi w czas

rozerwaniem immanencji

kiedy moralność schodzi z piedestału

sędziwej męskiej rady ojców wiary

i zasiada pośród nas

kobiet, dzieci, rzezimieszków i duchownych

burzy nam ludzki porządek

 

nie chcemy jej dzisiaj

nie wiem czy kiedykolwiek jej

zechcemy

 

25.03.2021

 

 

Bo ruskie zabiorą

 

Kim jest ten gość

Czy współczesna gościni?

 

Gospoda gościła nietutejszych przybyszów

To przyjaciel czy wróg?

Łacińskie hostis to obcy, nieprzyjaciel, przeciwnik

I tak niefortunnie zagościł ten termin

W mojej nastoletniej siatce się zaplątał

Wiec tak moim gospodarzom zza oceanu za gościnę podziękowałam

Thank you for your hostility

Przecież to prawie jak hospitality

Był śmiech, do dziś jak kawałkiem lanego ciasta o nazwie funnel cake, które

Owi gospodarze kupili mi w kanadyjskim parku rozrywki

Dzielę się tym ze swoimi uczniami

Podobno system poznawczy najefektywniej

przyswaja poprzez humor i osobiste przykłady

 

W dzieciństwie gościła mnie prababcia Waleria w Mędrzykach

Nieistniejącej już wsi w warmińsko-mazurskim

Tam zagościła z pomorskiego po mezaliansie z Ignacym

Zamieszkali w domu, w którym było kiedyś przedszkole

może żłobek, ochronka, mama tak wspomina słowa babci

Podobno stało tam dużo małych nocników

Tam piekliśmy jabłka w kaflowym piecu w dużym pokoju

Tam spaliśmy pod pierzynami

Tam była taka kuchenka z żeliwnymi okręgami i

piękna biała komoda z niemieckimi napisami

I rzeka

I pole

I las w oddali

Dorośli mówili żeby tam nie chodzić

Bo ruskie zabiorą

 

2022/2023

 

 

Marcin Wróblewski

 

wszyscy jesteśmy śp

 

chciałbym ci coś powiedzieć zanim to nastąpi

od poniedziałku czeka nas bowiem

zdecydowane ochłodzenie

które najprawdopodobniej utrzyma się

do kolejnego weekendu

moja matka miała wylew

i jest częściowo sparaliżowana

jak my wszyscy

czasami myślę że chciałbym pasać gęsi

ale dziś wszystko poogradzane

może kiedyś jak kupię łąkę

na której będziemy tylko my

ja i gęsi

 

 

woda

 

boli mnie ojciec

który się pochował za życia

przez jeden znak diakrytyczny

bo życie jest przereklamowane

i matka widząca ale niepraktykująca

mówiąca poprawną polszczyzną i co z tego

upłynęło wiele czasu od punktu bez powrotu

a nadzieja stała się nieistotna

żyjemy najbardziej jak umiemy

 

 

absolutny top

 

buty w których wdrapała się na dach wieżowca

przeszły kontrolę jakości i zostały dopuszczone

do użytku z dumą ponieważ spełniły oczekiwania

klientki a producentom przyniosły oczekiwany zysk

gdy stała na krawędzi zapewne o tym nie myślała

buty to rzecz przyziemna a tu szło o życie

spojrzała na nie z góry ogarniając wzrokiem całe

miasto w którym się urodziła i wychowała

może uśmiechnęła się ostatni raz

miała piękny uśmiech nie widziałem jej ciała

po skoku ale buty ponoć wytrzymały

 

 

Zuzanna Strehl

 

chciałbym mieć z tobą dzieci (albo chociaż jedno) 

 

jest mi smutno ale przynajmniej wiem

że mam fajną dupę i predyspozycje by stać się

naczyniem na dziecko typa po trzydziestce

który później będzie o mnie kłamał

 

jestem chora psychicznie (derogatory)

jestem konfidentką i złodziejką

jestem borderką a borderom trzeba dać punkty wyjścia

nawet jak uciekają kłamią i kradną

jestem manipulantką a moje łzy zadomowią się

w twoim mieszkaniu będą zdobywać brać i odbierać

nie wyswobodzisz się

 

byle nikt nie uwierzył że mówił tak

jak mówił naprawdę

 

 

opowiadam bajki

 

i w życiu się nie spodziewam

co mnie za to spotka

 

ja zawsze doprowadzam sprawy do końca

 

brak publicznych świąt i urodzin

brak postów brak relacji

możesz wrzucić te fotki

ale bez lokalizacji

 

tym razem naprawdę zdobyłem twój adres

 

co rano świeża porcja mięsa pod paznokciami

 

 

Lidia Karbowska

 

psalm

 

Jak długo jeszcze, Jahwe, wcale na mnie nie wspomnisz?

jak długo będziesz mnie trzymał w psychiatryku w Tworkach

a święte obrazki drzeć będą palce tych co jak ja

pomyliły wino z krwią a olanzapinę z ciałem Pana

 

niechaj nam będzie dana

łaska kolejnego zastrzyku w dupę

 

 

psalm 2

 

powołałam do życia Elideę teraz Elidea powołuje do życia mnie

czarne stygmaty i zastygi w głowie

powołałam do życia Boga czarnego jak atrament

Boga który nie śmiał się ze mnie gdy śpiewałam na cały głos mam jedną pierdoloną

mam jedną pierdoloną

a może jednak się śmiał?

 

mój nieusuwalny spod paznokci Boże

oto ten gówniany psalm do ciebie piszę pogrążona w żalu

bo oto choroba zapętla mi się niczym pętla

na szyi mojego kuzyna

 

i kolejny raz i kolejny raz i kolejny raz i kolejny raz

 

Tworki-potworki tabsy po których się mdleje

rozpierducha serca wrzynki w mózg cierpkie skazy

konanko – zmartwychwstanko

zmartwychwstanko – konanko

 

i kolejny raz i kolejny raz i kolejny raz i kolejny raz

 

 

Johanna Baraza Tafur

 

***

 

Zabiłam mojego ojca
setki razy,
moja matka też to zrobiła,
chociaż tego nie przyzna.
Życzyłam mu największego pecha w grze.
Wychodził na ileś dni.
a ja otruwałam go
za każdym razem, gdy był głodny.
Kastrowałam go za każdym razem,
gdy nas opuszczał
dla innych kobiet
i wbijałam mu nóż,
kiedy wracał pijany,
niszcząc wszystko wokół siebie.
Były to zbrodnie idealne,
w moich myślach.

***

 

Od tamtego dnia
śmierć spaceruje po dzielnicy,
pod drzwiami mojego domu.
Ma dwadzieścia lat,
imię i nazwisko,
zawsze używa czapki,
która nie pozwala zobaczyć
jej kawowych oczu,
tych, które lubiłam,
kiedy byłam dzieckiem.
Teraz zmuszają mnie do gry,
że niby ich nie znam.

***

 

Drzewo nieśplika – te, obok
tego, na którym zmarł mój ojciec,
zostało ścięte.
Mój sąsiad przyszedł dać mi
jego ostatnie owoce, i kulę
którą znalazł w jego pniu.
Łączyły nas dwie rzeczy:
trzymanie jego ciała,
gdy krwawiło
i utrzymywanie się na nogach,
nie zważając na strzały.

 

przełożył Krzysztof Katkowski

 

 

WSPÓŁCZESNA POEZJA JAPOŃSKA W TŁUMACZENIU AGNIESZKI GOROŃSKIEJ  

 

Chiyo Kitahara

Czerwony Przylądek

Przeciągam palcem po skórze; chłodniejsza niż wczoraj

a linia włosów na karku nieregularna jak bałwany irlandzkich fal

 

Naprzeciwko naszego ogródka

widać pole maków

Ku zachodzącemu słońcu

rozchodzą się fale jego zbocza

Chwiejnym krokiem cyrkowego linoskoczka

codziennie przemierza je starszy człowiek

Od kiedy wyszedł o świcie z domu – nie wrócił

Miejsce pobytu: nieznane –  już piąte lato z kolei

Pole maków doglądane przez mieszkańców wioski upstrzone jest

plamami barwy shakudō*

Jedni mówią że pochyłość zbocza popchnęła go do szaleństwa

inni że przepłynął morze

 

Włosy ci odrosły, prawda? Zetnę ci je.

 

Zostajesz – jak uczniak z internatu – za karę

usadzony na drewnianym krześle

Zimne srebro Zwillinga

prześlizguje się po włosach na karku

Do ogrodu napływa wieczorne słońce

Spójrz – płynie jak czerwona rzeka

Mogłabym przeciąć ci tętnicę lecz mi nie pozwalasz

Podziwiając wypaczone zbocza pola maków
naprzeciwko naszego ogródka

żenisz się z drżeniem srebra na swej szyi

 

Oboje patrzyliśmy jak
ze spiczastego końca przylądka dymiącego dojrzałą czerwienią
ktoś inny przepływa morze

 

*Shakudō to rodzaj miedzi z niewielką domieszką (4-10%) złota używany w sztuce japońskiej. Ma połyskliwy, brudno-brązowy kolor.

 

 

Kamiyu Ogyuu

Ciemność

Zdawało mi się że nagle zniknęła moja przyszłość

 

“Ciemność” – taką piosenkę

śpiewały wymyślone uczennice

schwytane na starej fotografii wieczorem

kiedy szedłem przez pełne ludzi miasto

I chociaż wytężałem wzrok nie widziałem niczego

zero zero zero zero

Desperacko

wypluwając odpowiedzi podczas

tego wyimaginowanego badania wzroku

Każda odpowiedź była błędna

Niech ktoś mnie wyśmieje

 

Tapnąłem w ekran

I zastygłem w oczekiwaniu

Ale nikt się nie zaśmiał

Nierealny dwupiętrowy autobus

Przemknął przez Aoyama-Icchoume*
Na boku miał wymalowane

Tęczową farbą napis

Ugh, nieopatrznie wymamrotałem

ten niewypełniony znaczeniem napis na głos

No, wyśmieje mnie ktoś w końcu?

Tapnąłem w ekran

I zastygłem w oczekiwaniu
Ale jakich słów bym nie użył to było bez sensu

“Nie uploaduj jak debil

Tej ciemności, każdy taką dźwiga!”

Taki krzyk nagle przeszył

Mój płat potyliczny

Zerwałem się z wyra i

zdawało mi się że nagle zniknęła moja przyszłość

Chciałbym tylko powtarzać to całą wieczność

Pobyt w prawdziwej ciemności

Gdzie chociaż wytężałem wzrok nie widziałem niczego

Doniesienia, których nie chcę mieć doniesionych

Czyli newsy o 19.00

Przywaliłem w kineskop z kopa

 

Znów Aoyama-Icchoume

Zakładam maskę młodości i rowerem

Wyprzedzam taksówkę

Ekran reklamowy

Wyświetla wyświechtane kłamstwo
“Rekord świata”

(Bycie sobą jest OK)

 

Moją drogę nagle przeszyła
Licealistka jak wycięta z reklamy

Chciałbym, serio, móc z tobą

Pogadać jakbym to wszystko rozumiał

Ale z nerwów odwalam tylko pantomimę

I przemykam obok bez słowa

 

Zadowolona jesteś, co?
Nawet bez patrzenia wstecz

Wiem, że droga, którą przemknęłem

Jest już pochłonięta przez ciemność

Ale jakoś tak

Ta ciemność

Wydaje się być błękitna

 

*Istotna stacja w centralnym Tokio. Zyskała dodatkową popularność wśród graczy komputerowych od czasu, gdy była głównym środkiem tranzytu w grze Persona 5 (2016). W ostatnim wersie tekstu następuje do niej jeszcze jedno lingwistyczne odwołanie: “ao” z wyrazu “Aoyama” to właśnie ów błękit lub zieleń, który barwi ciemność.

 

 

Touko Toda

Panachida

 

To wyjątkowe słowo

Należące do ludzi z minionego świata

Potem do mnie, do przekazania potem znowu kolejnym osobom

 

Zresztą wyłuskanie go z ust

Jest jak błagalny płacz niemowlęcia

Które chce zapłakać głęboko z wnętrza

 

Zamyka się oczy, pochyla głowę

I zwraca się ku własnemu wnętrzu,

Wyszeptuje się je jak do ukochanej osoby

Przy ognisku z patyków

Poza trzaskającym drewnem

Tylko cisza dobiegająca z Tokoshiro przyjmuje twarz nocy

Spośród gwiazd dobiega jakiś dźwięk

 

Kształt, który przybrał ów dźwięk

Tryska mi wprost z piersi

Jak strumień co z gwiazd wróży

 

Po to by się objaśnić

Ja jednak

Muszę użyć słów

 

Podczas gdy próbuję wywołać

To wyjątkowe poruszenie

Z moich ust wydobywają się jedynie króciutkie słowa

 

Śpiew o minionym czasie

Modlitwa do odległych przodków

Niczym szelest deszczu

Oblewa mnie dźwięk dzwonów

 

*Małe miasto w prefekturze Chiba.

 

przełożyła Agnieszka Gorońska 

 

 

 

AUTORKI I AUTORZY NUMERU:

 

Jakub Pszoniak – poeta i grafik. Autor książek poetyckich Chyba na pewno (2019), za którą otrzymał Wrocławską Nagrodę Poetycką Silesius, Lorem Ipsum (2022) oraz Karnister (2024). Tłumacz tomów Głosy Kateriny Michalicyny, Oddychaj Oleny Stepanenko i Tryb Switłany Powalajewej. Autor wyboru wierszy Z dnia robię noc (2022) Mirona Białoszewskiego.

 

Paulina Korzeniewska – poetka, tłumaczka audiowizualna, literaturoznawczyni, scenarzystka. Autorka trzech książek poetyckich, ostatnio tomu Mniej (2022), który ukazał się nakładem wydawnictwa WBPiCAK. Pracuje w Instytucie Neofilologii Uniwersytetu Zielonogórskiego.

 

Katarzyna Góra – językoznawczyni, obywatelka świata. Mieszkała na wschodnim wybrzeżu USA, zdawała kanadyjską maturę, była na wolontariacie w Indiach i odbyła kilka stażów na Uniwersytecie Genewskim. Członkini grupy twórczych kobiet „Półkowniczki”. Autorka publikacji naukowych, redaktorka ds. języka angielskiego w czasopiśmie „Przegląd Wschodnioeuropejski”. Debiutowała tomem wierszy Montażownia (2021).

 

Marcin Wróblewski – wydał dwa zbiory wierszy: Zimne Ognie (2023) i Brama (2023). Ukończył filologię polską, pracował jako nauczyciel. Publikował m.in. w „Toposie”, „Odrze” „Papierze Ściernym”, „Helikopterze”, „Art Papierze”, „Tekstualiach”. Wyróżniony w Ogólnopolskim Konkursie Poetyckim im. Georga Trakla (2023). Mąż i ojciec dwojga dzieci. Pochodzi ze Zwolenia, mieszka pod Nałęczowem.

 

Zuzanna Strehl (ur. 2001) – osoba. Na co dzień chodzi w miejsca i robi rzeczy, a czasami nie. Mieszka w Krakowie.

 

Lidia Karbowska – poetka, dramatopisarka. Ukończyła filozofię na UAM w Poznaniu, a obecnie studiuje tam sztukę pisania. Wydała zbiór wierszy otrzymane (2023). Jej dramaty znalazły się w antologii Młod(sz)a Polska (2021) i w „Dialogu Puzyny” (2023).

 

Johanna Barraza Tafur – poetką afrokolumbijska. Jest autorką książki poetyckiej Sembré nísperos en la tumba de mi padre (Llantén, 2019), z której pochodzi powyższy wybór wierszy. Jej wiersze były też publikowane m.in. w „Corónica”, „La raíz invertida” i „Afroféminas”. Od 2017 roku mieszka w Argentynie, gdzie studiuje filozofię i edycję na Uniwersytecie Buenos Aires.

 

Krzysztof Katkowski – dziennikarz, poeta, tłumacz z języka hiszpańskiego i katalońskiego.

 

Chiyo Kitahara (ur. 1954, Ootsu, pref. Shiga) – laureatka Nagrody Mr. H – dla obiecujących artystów za książkę z wierszami Shinshugawa. Barroco (Perłowa Rzeka. Barroco) w roku 2017. Debiutowała w 2005 roku tomem Lokaruressha-o machinagara (Czekając na lokalny pociąg) z 2005 roku. Eseistka i poetka, na swoim koncie ma już pięć wydań książkowych w Japonii, niektóre tłumaczone na angielski.

 

Kamiyu Ogyuu (ur. 1989, Tokio) – neuropsychiatra (Uniwersytet Keio, Tokio), nowelista, poeta, laureat Nagrody Mr. H w 2024 za tom Uncovered Theraphy. Debiutował w 2022 roku.

 

Touko Toda (ur. 1976,  Kazuno, pref. Akita) – ukończyła literaturoznawstwo, w 2018 odznaczona Nagrodą Mr. H za tom Metorika (Metryka w znaczeniu zapożyczonym przez nią z języka rosyjskiego: „spis prawosławnych wiernych w zgromadzeniu”).

 

Agnieszka „MIzuu” Gorońska (ono/jego) – poliglota z przypadku, nauczyciel z wyboru. Uwielbia takie modne słowa jak „storytelling”, „synergia” i „skibidi”. Urodzone podobno gdzieś w województwie kaliskim, ale nie wiadomo, bo kaliskie już nie istnieje.

 

 

 

 

Redakcja ÓSMEGO ARKUSZA ODRY:

Krzysztof Śliwka, Sonia Nowacka, Adam Pietryga

Kontakt: osmy.arkusz.odra@gmail.com

Skip to content