ODRA 1/2018: Tomasz Kozłowski: WOKÓŁ #metoo, CZYLI LANS NA SMUTNO
Tomasz Kozłowski
WOKÓŁ #metoo, CZYLI LANS NA SMUTNO
Głośno ostatnio było o ocknięciu się Hollywood i świętym oburzeniu, że w Mieście Aniołów molestują na potęgę. Tajemnica poliszynela nagle okazała się newsem trudnym do uwierzenia. I okazją do przeżycia katharsis w świetle jupiterów.
Rozedrganie I
Byłem molestowany.
W zasadzie mogę chyba dopisać: #metoo.
Tak sądzę.
W pewnych kategoriach.
Jak wielu, przeżywałem dawno temu etap świętego dziecka. Niedługo po komunii, oczarowany wizją pójścia do nieba, chodziłem co niedziela do kościoła. Od czasu do czasu zaczepiał mnie jeden ksiądz. Zapamiętałem, że był młody, sympatyczny i bardzo dokładnie ogolony. I pytał, czybym nie zechciał zostać ministrantem. Schlebiały mi te propozycje. Czułem się jak protestant, któremu dobrze idzie w interesach: widocznie Pan Bóg mnie lubi. Ksiądz był tak niezmordowany w nakłanianiu mnie do posługi przy ołtarzu, że pewnego razu, przy jakiejś okazji, podszedł do moich rodziców z osobistą interwencją i aksamitnym głosem prosił, by umożliwili mu duchową opiekę nade mną. Ci, z pewną rezerwą, grzecznie odmówili. Być może zagrało im przezornie w mózgu: „bo to się zwykle tak zaczyna”? Krótka piłka. Nie zostałem ministrantem. Nie, żebym tego żałował, jako że ze świętego dziecka przekształciłem się w dziecko nieświęte. Ale dopiero po latach dotarło do mnie, że w świetle obecnych „standardów” zabiegi młodego księdza wypełniłyby dziś definicję niezdrowych umizgów. I że wielu zaświadczyłoby, że facet prawdopodobnie miał ochotę osobiście ubierać mnie w ministrancką komżę i że jego planowany dotyk powinien już teraz boleć mnie całe życie.
Jakoś jeszcze nie boli.
Rozedrganie II
Coś z innej (choć nie całkiem) beczki. W Japonii nawet 43 procent mężczyzn do 34 roku życia nie uprawiało seksu. Nawet 70 procent mężczyzn w tym przedziale wiekowym nie jest w żadnym związku. Z jakichś powodów Japonia przestała czerpać ze współżycia naturalną radość. Co więcej, sfera seksu stała się ledwie wymianą płynów ustrojowych. Mieszkańcy Kraju Kwitnącej Wiśni sferę tę traktują z rezerwą, by nie powiedzieć z obrzydzeniem. Wiśnia najwyraźniej przekwitła. Rozmnażanie staje się koniecznością, ale nie prowadzi do niego nic szczególnie przyjemnego.
Niemniej, schizofrenia Japończyków przejawia się w rosnącej fascynacji drogimi lalkami do złudzenia przypominającymi ludzi. Dokładniej – chodzi o manekiny – kobiety, szczególną popularnością cieszące się oczywiście wśród mężczyzn. Taki prawie-android posiada powłokę do złudzenia przypominającą skórę, włosy naturalne w dotyku, poraża również subtelnym spojrzeniem i kuszącym uśmiechem. Co więcej, wcale nie służy wyłącznie do zaspokajania potrzeb seksualnych, choć i w tym celu posiada stosowne funkcjonalności. Panowie najwyraźniej w swoich podopiecznych się zakochują: traktują je jak życiowe partnerki. Kupują im prezenty, zabierają na zakupy… Nie koniec na tym. Bywa, że stateczni japońscy mężowie porzucają swoje żony właśnie z miłości do ich sztucznych substytutów. Ich wieloletnie życiowe partnerki zdają się akceptować ów fakt z iście dalekowschodnim dystansem. To bodaj w reportażu Martyny Wojciechowskiej pokazany był przypadek żony, która ze stoickim spokojem zaakceptowała nową miłość męża. Z niekłamanym zainteresowaniem oglądała fotografie przywiezione z zagranicznych wojaży, zauważyła nawet, że świeżo upieczeni kochankowie mieli ładną pogodę. Czy wciąż jest to koloryt różnorodności kulturowej, czy jednak masowa patologia? Czy należałoby podobne zachowania traktować jak miejscową wariację na temat, czy może jednak zasugerować wizytę u specjalisty? Pies, który koncentrowałby swoją uwagę na martwej lub sztucznej suce raczej zostałby uznany za egzemplarz nienormalny. A jednak nikt nie bije w gong na alarm, co najwyżej pokiwa głową z mieszanką politowania i dobrotliwego zadziwienia.
Historia uczy, że zmierzch imperiów poprzedzają zazwyczaj tematy zastępcze. Na ogół jest to koncentracja na zabawie, seksie i jedzeniu. Innymi słowy, upadek, niczym w Lucasowskiej sadze, poprzedza huragan braw. A jeśli nie jest to upadek, to temat zastępczy na ogół przykrywa mocno skorodowaną warstwę. Nie mogę uwolnić się od wrażenia, że podobny przypadek Zachód przerabia przy okazji głośnej akcji skrytej pod wymownym hashtagiem #metoo. Raptem Hollywood budzi się z dziwnego letargu i niesie się skowyt, który mówi: „i mnie molestowano!”. I do teraz – a piszę to z końcem listopada – nie jestem pewien, czy mamy do czynienia z rzeczywistym problemem, czy może z grą pozorów, która skrywa pod swoją powierzchnią jakiś dwubiegunowy paradoks.(…)