Udostępnij:

Dodano:

01.10.2024 11:35

8 ARKUSZ. 9/2024

ÓSMY ARKUSZ ODRY

 

TRUDNE POWROTY

 

Powrót do codziennej orki po wakacyjnym resecie zazwyczaj bywa wyzwaniem wymagającym nie tylko fizycznego, ale także mentalnego przestawienia się na nowe tory. Jak dyskretnie, bez nadmiernego wysiłku, przejść od trybu chillowego do rutynowych działań? Jak pogodzić smak Campari z kranówką? Jak zniwelować różnice między hamakiem a niewygodnym biurowym fotelem? Jak odnaleźć wewnętrzną równowagę, żeby nie bolało. Każdy na własne ryzyko powinien rozkminić tę kwestię. Niezależnie od wybranej strategii, wrześniowy numer „Arkusza” może być pewnym wsparciem w tym procesie. Znajdziecie w nim wiersze Cristiny Peri Rossi, Izabeli Kawczyńskiej, Marty Ciążeli, Pawła Majcherczyka, Bartłomieja Zdunka i Joanny Tracz. Na dokładkę głosy krytyczne od Karoliny Górnickiej, Olgi Rembielińskiej oraz Katarzyny Foks. Zapewniamy bezbolesne, miękkie lądowanie.

 

Redakcja Ósmego Arkusza 

fot. Anna Hauser

 

 

Karolina Górnicka

 

Robienie dziwnych rzeczy, na które ma się ochotę

 

Pisanie dziwnych wierszy zdaje się specjalnością Filipa Matwiejczuka, którego wydany w 2023 roku tom Pasożyt karmi się wszelkiego rodzaju bizarnością. Autorowi udało się wywalczyć fragment przestrzeni na rozwijanie własnego dyskursu poetyckiego, choć kwestie przynależności i własności są w przypadku tej książki bardziej złożone, co sugeruje już sam jej tytuł. Pasożytnictwo jako metafora współczesnych stosunków międzyludzkich, a nawet samego sposobu bytowania człowieka w świecie staje się dominantą organizującą tom, ustawiającą konteksty, kreującą wizję nieprawdziwej realności: wystarczająco wynaturzonej, by nie uznać jej za zmaterializowaną, jednak dostatecznie znajomej, by ją rozpoznać.

Symbioza antagonistyczna, jak określa się również pasożytnictwo, zdaje się więc dotyczyć nie tylko relacji człowieka z innymi ludźmi, zwierzętami, przyrodą, lecz także samej rzeczywistości, która istnieje, definiuje się i potwierdza kosztem tego, co nierzeczywiste. Matwiejczuk przygląda się zatem ewolucyjnej formie drapieżnictwa – śmierć żywiciela oznacza w niej także śmierć organizmu pasożytniczego – i trafnie wskazuje punkty styku, przenikania się i przejmowania tego rodzaju stosunków przez kapitalizm. Spojrzenie na zależności między posiadającymi a wyzyskiwanymi jak na przejaw symbiozy antagonistycznej pozwala autorowi wyjaskrawić największą dziwaczność: pasożytom zależy na tym, by utrzymać swojego gospodarza przy życiu i czerpać z niego korzyści jak najdłużej. Nie bez powodu kwestią centralną tomu jest wartość – przyćmiewa wszelkie inne formy ludzkiego dążenia do spełnienia.

Pierwszym wyraźnym nawiązaniem do pewnej formy pasożytnictwa jest otwierająca tom seria mott ustanawiających konteksty: dotyczą nie tylko społecznej wartości pracy w kontraście do nicnierobienia, lecz także niemożności uchwycenia różnicy między wyobrażeniem a rzeczywistością. W przypadku książki Matwiejczuka umieszczanie mott i cytatów, których nie brakuje na przestrzeni całego tomu, stanowi rodzaj pasożytnictwa na tradycji literackiej, kulturze. Klamrę kompozycyjną potwierdzającą takie odczytanie zabiegu można znaleźć w zakończeniu – Pasożyt zwieńczony jest Cytatem wyrwanym z kontekstu, w którym autor przywołuje słowa Izabeli Morskiej „[…] Zostać pasożytem kanonu, czerpać ze źródeł przeznaczonych nie dla niej i dla własnej przyjemności zakłócać jego procesy trawienne”. Poezja Matwiejczuka zakłóca zarówno mechanizmy istniejące wewnątrztekstowo (interpretację, ukontekstowienie), jak i pozatekstowo – wywołuje niepokój poprzez wyjaskrawienie znanych, powszechnych zjawisk do takiego stopnia, że przekształcają się w osobliwości. Warto zatem przyjrzeć się, jak budowane jest poczucie odrealnienia, zagubienia podmiotu w kapitalistycznym porządku świata  w wierszu otwierającym tom:

 

A dziś otrzymam słoiki od mamy,

Dziś mam tylko 12zł na życie,

Słoiki otrzymam paczką przez kuriera.

 

Nie lubię pieniędzy,

Dlatego je wydaję,

I z 1200zł zostało mi tylko 12zł do końca tygodnia.

 

Na podtrzymywanie funkcji życiowych kuriera łoży jego właściciel,

Bo jest nietanim cyborgiem ale też nie najdroższym,

A mnie rodzice dostali za darmo.

(Moje słoiki)

 

Nierówność między kurierem a zatrudniającym go podmiotem (określonym mianem „właściciela”) jest w wierszu jednocześnie oczywistością i zaskoczeniem – podmiot potęguje wrażenie dziwności, nieprzynależności przez postawę zupełnej obojętności wobec stosunków społecznych panujących w jego świecie. Przygląda się im z obojętnością, bo fetyszyzm towarowy i uprzedmiotowienie są dla niego zjawiskami powszechnymi, jednak kontruje tę postawę zagubieniem kuriera („kurier nie może zrozumieć”). Znamienne jest to, że jego „właściciel” staje się pustą figurą, symulakrem wykreowanym na potrzeby kapitalistycznego świata: podmiot zdaje się wpasowywać w tę ramę różne metafory, nigdy nie będąc zadowolonym z ostatecznego efektu. Wprost wyznaje jednak, że nie rezultat ma dla niego znaczenie: „Tu otwieranie się to robienie / Dziwnych rzeczy, na które ma się / Ochotę”. Dlatego też kamień, banan, mapa, ser, księżyc, Fiu-Bździu stają się słowami ustanawiającymi porządek tomu, na których pasożytuje podmiot – lepią się do siebie, kleją i dźwięczą, tworząc wizję istniejącego świata, ale niemożliwego do wyobrażenia. Antagonistycznej symbiozie podporządkowuje się więc nie tylko znaczenie, lecz także brzmienie: żerowanie na podobieństwach fonetycznych, przechwytywanie i zlepianie słów na nowo staje się główną strategią kreacyjną podmiotu. Wyznaje on przy tym, że „ustala co widzi / I tyle”, jednak jego widzenie jest dogłębniejsze, przenika kolejne warstwy, obejmuje to, co prześwituje:

 

Wszystko przenika, kiedy widać warstwy.

Ktoś się poślizgnął na skórce banana,

W tej sytuacji ludzie do mnie biegną

I mnie nie widzą, bo nie prześwituję,

Ponieważ w domu nie trzymam niczego,

Tylko przed sobą bardzo duży kamień.

(SSTN, 2:)

 

To świat antytez, w którym kamień może był półprzezroczysty, a rzeczywistość układać się warstwami, dawkując dostęp do swoich kolejnych przestrzeni. Człowiek zaś jest w nim z niczego albo nie ma go wcale – jednak ta nieobecność nie odnosi się do cielesnej absencji, a raczej braku człowieczeństwa wynikającego z nastania hiperkapitalistycznego porządku.

            Apogeum tych rozważań okazuje się poemat rozpisany na dwie części tomu – zarówno część pierwszą, przed debiutem, jak i część drugą, po debiucie – ciągnący się jak tasiemiec przez kolejne kartki, pochłaniający fragmenty rzeczywistości, zawłaszczający więcej miejsca. Matwiejczuk znów posługuje się mottem, by w pewien sposób wytłumaczyć się z twórczości – „Poemat jest niewyczerpalny” oznacza nie tylko jego pojemność, przepastność, lecz także nieograniczone możliwości żeru; podmiot staje się pasożytem na tkance poematu, przerabia go, psuje, przepoczwarza. Trafny opis procesu twórczego poety znaleźć można w recenzji Dawida Kujawy, która ukazała się na łamach „Małego Formatu”: „Matwiejczuk posiada rzadką zdolność tworzenia abstrakcyjnego środowiska estetycznego wraz z jego regułami, kompozycją i gęstością, w którym nawet najmniej łączliwy element może znaleźć dla siebie odpowiednie usytuowanie”. W ten sposób niemożliwa do zredukowania przepaść klasowa, wszechogarniający marazm i fetyszyzm towarowy stają się tłem dla nieustannie towarzyszącemu podmiotowi poczucia krańcowości, wyczerpania dotychczasowych formuł, sposobów komunikacji.

            Istotna okazuje się nie tylko przestrzeń, lecz także czas – pęcznieje i przyspiesza, co znajduje swoje odzwierciedlenie w czwartej części poematu – Akceleracja. Kapitalistyczny postulat niekończącego się rozwoju zaczyna w niej być przypisywany do kolejnych zjawisk, czynności, rzeczy w ramach przepoczwarzania i kreowania rzeczywistości tekstowej, a swoim zasięgiem obejmuje nawet sam podmiot. Warto zwrócić uwagę na metatekstowy komentarz dotyczący roli twórcy:

 

[…] Być samym pisaniem

Ale ja nie chcę tak pisać i nie chciałem

Zawsze chciałem być modernistą ale

Siła która poniża siła którą

Trzeba przebić bijącym sercem którą

Trzeba ubrać i walczyć z nią własnym

Własnym nagim ciałem Nie chcę pisać tak

Chaotycznie

(4. Akceleracja)

 

oraz

 

Tak skomplikowanego

Podmiotu nawet nie powinno

tu być

 

Przecież nawet nie można być

przyłapanym na nie

posiadaniu podmiotu

(5. Zwiad)

 

Poeta w tej wizji jest producentem fabuł oddającym się kompulsji, przymusowi tworzenia – wszechobecny nadmiar, gęstość materii sprawiają, że słowa wylewają się z niego, wydostają poza wymyślone dla nich miejsca. W ten sposób formują się wszelkiego rodzaju szczeliny, pęknięcia, prześwity, którymi zainteresowany jest Matwiejczuk. To właśnie momenty zerwania mają największy potencjał znaczeniowy – ujawniają niedociągnięcia systemu – „dzięki operacjom na materii fabularnej przemienię go w coś pomiędzy częściami maszyny a «przestrzenią» między nimi”.

            Największą przepaścią o charakterze formalnym jest w ramach Pasożyta podział tomu na dwie części. Jednak mimo tak arbitralnego gestu zerwania, poemat ciągnie się i zawłaszcza przestrzeń „po wydaniu pierwszej książki”, kontynuując poetycką wizję świata przyspieszeń i przekształceń. Objawiają się one zarówno w warstwie metaforycznej (jako pęczniejący, rozpędzający się świat), jak i formalnej (poprzez zmiany tempa i struktury poematu – fragmentami zamienia się w narracje składającą się ze zdań wielokrotnie złożonych i dialogów, a w innych miejscach staje się jednowyrazowymi wersami).

            Wielość chwytanych przez Matwiejczuka tematów, momentów naświetlenia szczegółów, retardacje i gwałtowne akceleracje sprawiają, że trudno jednoznacznie stwierdzić, o czym przede wszystkim jest Pasożyt – to tom o pracy i bezrobociu, o realnym i wyobrażonym, o poezji i prozie, o człowieczeństwie i nieludzkości, o nadmiarze i o braku. Zdaje się jednak, że to sytuacja idealna w odniesieniu do tomu, w którym najdziwniejszy, najbardziej fantastyczny i niewyobrażalny jest świat „twardych i jasno określonych zasad w których wszystko co robisz ma sens i zawsze wiesz co robisz”. Matwiejczuk wiedział, co robić.

Filip Matwiejczuk, Pasożyt, Fundacja KONTENT, Kraków 2023.

 

 

Cristina Peri Rossi

 

Namiętność

 

Wyszliśmy z miłości

jak z katastrofy lotniczej.

Przepadły ubrania

dokumenty

ja straciłam ząb

a ty poczucie czasu

Czy był to rok długi jak stulecie
czy stulecie krótkie niczym dzień?

Z mebli

z domu

połamane szczątki:

szklanki fotografie książki bez stron

Byliśmy ocalałymi

z upadku

wulkanu

wezbranych wód

I pożegnaliśmy się z niejasnym uczuciem
że ocaleliśmy
choć nie wiedzieliśmy po co.

 

 

Budka telefoniczna 1975

 

Być uchodźcą to mieć franka w kieszeni

i że automat połyka monetę

i nie chce jej oddać

— tak że ani monety, ani połączenia —

w tym samym momencie, gdy zdajemy sobie sprawę

że automat jest nieczynny.

 

 

Projekcje

 

Moglibyśmy zrobić dziecko
i zabierać je do zoo co niedzielę.
Moglibyśmy czekać na niego
przy wyjściu ze szkoły.
A on odkryłby
w korowodzie chmur
całą prehistorię.
Moglibyśmy świętować z nim jego urodziny.

Ale nie chciałabym, żeby, kiedy dorośnie
zastrzelił go jakiś skurwysyn faszysta.

 

przełożył Adrian Krysiak

 

 

Izabela Kawczyńska

 

Gdyby kamień umiał krwawić, byłabym kamieniem

 

                                   dla Angeli, która zabrała mnie do miasta Bernburg

 

O tak, ten zbyt często ignorowany etap żałoby:

przybieranie seksownych póz.

Pamiętam, kiedy mój chomik umarł, nie mogłam przestać,

przybierałam pozy przez wiele dni.

Byłam czymś gładkim jak dno wanny,

twoje prywatne małe niebo.

Wczoraj pierwszy raz weszłam do komory gazowej,

w mieście Bernburg, w psychiatrycznym szpitalu

(depresja, nerwica, schizofrenia, smutek

jak ławica rybek, bardzo dużo smutku).

Wyglądała jak nasza stara łazienka

z podłogą w czarno-biały wzorek,

ta, w której śpiewałeś pod prysznicem.

Ale tak naprawdę chciałam ci powiedzieć,

że kapituluję wobec przytłaczającej przewagi piękna,

włączając w to Pfingstrosen, po naszemu piwonie,

albo zwierzęta z błękitnej terakoty,

wszystko, co zrobiono tu, na planecie Ziemia,

pełnej starych telefonów, niezapłaconych mandatów,

swetrów twojej byłej, snów i złotych rybek,

wyblakłych zdjęć, na których ktoś uwiecznił

mnie, ciebie i niebieskie królestwo.

 

 

Myślę, że Szatan chce mi coś powiedzieć

 

Tamtej nocy umarłam.

Otaczały mnie tygrysy, otaczały mnie lwy,

kiedy umarłam tamtej nocy.

 

Ten głos w mojej głowie: wszystko w porządku,

one przyjdą, zawsze przychodzą,

ponieważ twoje serce świeci w ciemności.

 

 

Marta Ciążela

 

Jaszczurka

 

Anihilacja pola magnetycznego Słońca

Szereg procesów w obszarze gwałtownej zmiany

Ludzie mierzą wielkość obszaru objętego pojaśnieniem

Nie bez przyczyny

Dzieciom do lat sześciu suplementujemy witaminę D

I jaszczurka korzysta, i kot potrzebuje

A ludzie mierzą wielkość obszaru objętego pojaśnieniem

 

 

Robaki

 

Ziemia wchodzi za paznokcie

W zęby

To prawdziwe utrapienie

Nie pozwalam dzieciom się w niej bawić

Piasek to co innego

Większe ziarna zachowują dystans

Nie pchają się nachalnie

Jak ziemia

Albo gruz

To dopiero eleganckie fragmenty

Niezależne, niepołączone

A ziemia wchodzi do paznokci

 

 

Słowik

 

Czerń jest ciszą

Mierzymy się tu z trudną sytuacją nieprzepuszczalności

Dopytujesz czy czerń jest zimna czy ciepła

A ja nie wiem

Obiecuję jedynie, że się nad tym zastanowię

Tymczasem słowik wrócił z afrykańskich lasów deszczowych

Na drzewo pod naszym oknem

I przebił czerń głośnym trelem

 

 

Paweł Majcherczyk

 

witaminy

 

wujek spijał ćwiartkę dziennie

przepijając trzema browarami

mówił że są to witaminy

później palił w kominku

przewracał się na plecy i nie mógł wstać

„najwiecej witaminy maja polskie dziewczyny”

wujek miał więcej witaminy niż polskie dziewczyny

dlatego zmarł kiedyś nagle

 

 

wielka siostra

 

zamontowała kamerkę

dla bezpieczeństwa i higieny.

ogląda ich tylko, gdy nie odbierają

telefonów, nie odpisują na smsy.

nie śpi, słucha godzinami głosów.

rodzinnych rozmów: plotek, kłótni i wspomnień,

bo to ludzi przy życiu trzyma — przeszłość.

podgląda reality show, naturalnie,

dla higieny i bezpieczeństwa.

poznaje ich bliżej:

gości, sąsiadów, rodzinę.

co jedzą, jakie biorą leki,

kiedy się budzą i kiedy idą spać.

w tym domu opieki bez opieki

żyje jedna mała duszyczka.

niewinna, chociaż uparta.

ciocia poskramia 3-letnią Pipi,

bądź grzeczna, bo…

oko wszystkich obserwuje.

 

 

()

 

ekspres co jakiś czas

wypluwa wodę

tak się czyści

czyści wnętrzności

ekspresowe katharsis

mętną wodę wypijasz

„i możesz to nazwać

miłością jeśli chcesz”.

 

 

Tonus

 

Matka podczas porodu może przekazać dziecku swój tonus nerwu błędnego. Jeśli ma depresję przekazuje całą garść swych doświadczeń młodemu życiu. Zastanawiam się, jaki dostałem w spadku tonus nerwu błędnego, czy mój autonomiczny układ nerwowy poradzi sobie w sytuacjach krytycznych? Czy będzie zdolny uspokoić mnie przed nadejściem… Czy w porę wybiorę walkę lub ucieczkę? Czy będę w stanie zaangażować się w interakcje społeczne?

 

Mamo, czy dam sobie radę z tym wszystkim?

Czy ty sobie dasz z tym wszystkim radę?

 

Czy ode mnie możesz przejąć tonus nerwu błędnego?

Stymuluję nerw X od miesięcy.

Chciałbyś, abyś przetrwała burzę w koronach naszych głów.

Dlatego chciałbym oddać Ci go,

abyś przetrwała burzę w koronach naszych głów.

Przyjmij mój układ przywspółczulny,

powolny wdech torem dolnożebrowym

i powolny wydech, wdech nosem i wydech nosem, dłużej wydychaj…

Nasycenie tlenem krwi się zwiększa. Zmienność rytmu serca się poprawia.

 

 

Bartłomiej Zdunek

 

***

 

Żyliśmy w ferworze, walka była psem, triumf kłami

słowa-karły otwierały drzwi

 

W środku pokarm skręcał się w tubce, nie gnił

o jego wartości zaświadczał ten, tamten

 

Rodzicom stopy puchły, lekarz wskazywał na serce

choć wolelibyśmy mówić – to sny, mamo

chytrość marzeń, tato

 

_____________________________________________

 

 

Spojrzenie z dna oka ograniczone ruchem igiełek

nos psi, wargi gotowe na dotyk, nieupierzone

ulga z powodu poduszki mięśni

 

Ale piach w zębach, zmysł betoniarki –

język, wątpliwe dowody na miłość

ruch znamion i cienie

 

 

Meta

 

Gdyby ramę zwiększyć o poziom mórz a płótno wstrzymać od krzyku

obraz rozjaśniłby się

 

trudno znaleźć inną wartość niż rozmiar niekończącą się miłość

martwe ciało płetwala

 

można całość powtarzać bez końca

różnica tkwi w piachu

 

 

Safari

 

młody kosmita zamiast ust żuje w sutku

kaszkę Orion

 

spodek lata nad Moskwą

 

stary kosmita bierze tylko lego młodemu

zawraca na obłok

 

 

Salka prób

 

Lubisz nastrojony werbel? Wysoko?

I kiedy szmer jak śmierć

zabija złotem światłem neonu

drogą sprężyną garrotą

 

bohaterowi są jak podróżni

konduktor to arcyłotr

scena to kolejowy przejazd

 

ideą cyklonu jest oko

zdobyczą wody rekin ludojad

miłość to zjawa schodzę z tonu

 

sugeruję dowóz na czas

posiłek czuć morzem

wyciągam z siatki wodorost

 

 

Doncic

 

obstrukcja porządku opartego na fakcie

las rąk w odpowiedzi na kryzys

 

pomnik prezydenta zdobiony brokatem

masy porzucające wyzysk

 

zmiany w traktacie

w dogmacie luka

 

DONCIC

 

białasy trafiają zza trumny jak czarni

orki chowają głowy w nory

hunky dory

 

 

Joanna Tracz

 

kamienie

 

kamienie w brzuchu

obijają się o siebie

 

bądźcie cicho

mówię im szeptem

i przykładam palec do ust

nie wolno otwierać brzucha

to zakazane przez matkę skórę pępek

to nie dla drugich oczu

 

wkładam rękę w usta

cała chowa się przełyku

próbuję dosięgnąć kamieni

uciekają przed moim uściskiem

krzyczą

 

przebieram palcami

o jest jeden

śliski i ciepły

chodź ze mną

wyjdź

 

żebym mogła cię znów połknąć

 

 

anty

 

nie

nie oglądam się nago

nie warto liczyć do jednego

wzrok nie sprawi że połączysz

język i ciało

 

nie

nie przeciśnie się życie przez szczeliny

zatkałam je starymi szmatami

śliną i ziemią

 

nie pytam

jakich praw złamanie

boskich czy ludzkich

sprawiło że

moich piersi nie dotkną

usta dziecka

 

 

jej brzuch

 

mówili że brzuch jej puchnie od grzechów

a ona chowała tam sny

jadła je tak zachłannie

jakby się bała że jej zabraknie

ale z ciebie senny łasuch

mówiła do siebie

głaszcząc się po brzuchu

z zadowoleniem

i zasypiała

 

a oni przyszli

i zaczęli kopać

jej brzuch

wielkimi butami

aż umarła

 

 

Olga Rembielińska

 

Sztuka namysłu

 

Zwiastuny, przeczucia, sygnały przenikają

wszak nasz organizm we dnie i w nocy,

niczym uderzenia fal. Interpretować je czy

wykorzystywać? – oto pytanie. Wszelako

jednego z drugim niepodobna pogodzić

 

Walter Benjamin, Ulica jednokierunkowa

 

Wydanie kolejny rok z rzędu kilku książek poetyckich pokazuje, że Anna Matysiak jest autorką o dużym twórczym potencjale, dla której pisanie jest istotnym życiowym dryfem. Autobiografia poetki, jej doświadczenia rodzinne zdecydowanie zajmują ważne miejsce w tej twórczości i stanowią o jej sile, co autorka konsekwentnie udowadniała na przestrzeni ostatnich tomów. Wystarczy przyjrzeć się tej relacji we wczesnych książkach, zwłaszcza temu w jaki sposób Matysiak przepracowuje na przykład temat pochodzenia z rodziny polsko-niemieckiej (ojciec poetki wywodził się z grupy autochtonów mieszkających przy obwodzie kaliningradzkim), zwłaszcza w tomie tyle nieznanych ryb można znaleźć figury przepracowywania pamięci o pochodzeniu (bildung) czy cień problematycznego dzieciństwa (jej dziadek Fritz zginął na froncie jako oficer Wermachtu). W tiergarten (po polsku „ogród zoologiczny”, ale też dzielnica Berlina) echo przodków jest już nieco słabsze, ale nadal figury poetyckie, znamienne techne pozwalają przepracować w wierszu, wydobyć to, co podświadome. Właśnie toposy pamięci, próby zaglądania w czerń, w czeluść abisalu sprawiają, że jest to twórczość miejscami mroczna i niepokojąca.

W tomie przeczuwam słodycz wątki biograficzne zostały wyraźnie zredukowane, a wiersze jakby skompresowane. Nie sprawia to jednak, że tracą one na komunikatywności, zdecydowanie bardziej rozpościerają się jak rulon, który początkowo wydawał się ciasno zwinięty. Dążenia Matysiak do minimalizmu widać przecież już we wcześniejszych książkach. Szerszą frazę stopniowo porzuca bowiem we wsobnych maszynkach, w których wyraźnie pojawia się myśl posthumanistyczna, a wręcz maszynistyczna, co ma przełożenie na wycyzelowaną frazę. Zresztą dotychczasowa recepcja książki uwypukla jej zasadniczy temat w eksplorowaniu potencjału mowy poetyckiej i konwencji literackich (pisali o tym m.in. Jakub Skurtys, czy Anna Mochalska) w celu przepracowania pamięci, traumy, wątków biograficznych. Tom na setkach wioseł to z kolei, jak to określił Marek Olszewski, „poemat antropoteologiczny”, a odjazdowy komandor rattus, dedykowany szczurkowi Helmutowi, zawiera – jak określiła to Anna Mochalska – „wiersze-opowieści”, które czytać można  jako „poetycką realizację space opery”.

 

Piąta książka poetycka, wedle rachuby poetki (Matysiak debiutowała w 2015 roku Czułością liter, ale za swój pierwszy właściwy tom uważa tyle nieznanych ryb), prezentuje podmiot po transformacji i rozebraniu tożsamości na części pierwsze. Wreszcie uwalnia się on od bagażu przeszłości i biograficzności; przeprowadzony został bowiem już przez wszystko to, co traumatyczne, zgniłe, przerażające, wszystko to, co dotyka „choroba” przeszłości.

Jeśliby znaleźć coś, co wyróżnia poetykę tej książki, byłyby to na pewno: styl figuratywny i wysokokontekstowy, przez co rozumiem kreowanie obrazów i stosowanie symboliki czerpiącej z wielu źródeł kultury. Wiersze poetki nie tyle zdają się reprezentować swobodę w przepływie myśli i fraz, co raczej przy pobieżnej lekturze składają się z ławicy zbitych obrazów, cytatów i figur myśli, które dopiero  można uchwycić jako całość, jako ławicę (figura jukstapozycji).

Charles Baudelaire pisał, że artysta zgłębiając piękno toczy pojedynek, który ku swojemu przerażeniu przegrywa. przeczuwam słodycz mogłabym wpisać w taką rozgrywkę z tekstem, wiersze te wymagają bowiem drobiazgowego skubania, rozwijania wątków jak i zawierają bardzo sugestywne obrazy połączone z metaforyką szycia/rozpruwania: „Spustoszenie to miękkie słowo. / Cisi jeźdźcy w wygłuszonych salach. / Oddać linie, odpruć łuki, / odprawić pikadorów, / rozluźnić czerwone chusty”. Motyw prucia w połączeniu z dźwiękiem („cisi jeźdźcy”, „wygłuszone sale”), nasuwa różne odczytania znanego mitu. Fragment, w którym Tezeusz wydostaje się z labiryntu, porzuca Ariadnę na wyspie Naksos, a przebudzona królewna kreteńska krzyczy, badaczki takie jak Alicja Dusza uznają za przejaw silnej podmiotowości, niezgody na bierność.

Krótkie, zwięzłe, czasem jakby pozszywane z różnych kawałków wiersze Matysiak są gęsto obsadzone symbolami, co powoduje, że treść pęcznieje pomiędzy dopracowanymi frazami: „prędzej / wyrwą mi ramiona, niż poddam zaułki, / szczerbę, papilarną ranę, procesy w ranie, / trzeszczenie w niej, przeczuwaną słodycz”. Wiersz w tym wypadku ma pozostawiać po sobie ślad, być tym, co rozpruwa składnię, gramatykę, dyskurs, zostawia dźwięk, ślad po rozpruciu. Proces przepisywania się podmiotu prowadzi do utrwalenia tej operacji w postaci spisanego kodu językowego. Układ wierszy przeczuwam słodycz jest kalejdoskopowy i nie ma jasno zarysowanego lejtmotywu, wywołuje przez to wrażenie, że myśl wędruje po zakamarkach, czając się niczym Kuba Rozpruwacz, wielki ujawniacz trzewi: „Miasto portowe. Nad brzegiem / Rozpruwacz, Kubuś, Jim. / Największy okaz arapaimy nigdy go nie zdradzi / i nie zostanie zdradzony”.

Mamy zatem rozpruwanie, redukcję, kondensację; treści zazwyczaj rozległe, odległe tematy, symbole zamykane są tu w oszczędnych utworach. Na uwagę w tej poezji zasługują również porównania, które czasem pełnią funkcję metaliterackich opisów: „Statek nasz jest blizną, która porzuciła brzegi skóry”. Po śladach wielu cięć zostają blizny, w odważny sposób przyrównane przez podmiot do statku, na którym – jeśli podchwycić dalej metaforykę książki – płynąć już można tylko ku uważności, detalu.

 

W poezji Anny Matysiak wyraźnie widać ślady lektur teorii literatury, próby wkomponowania twórczości w różnego rodzaju klucze antropologiczne (od strukturalizmu po posthumanizm) i ja tutaj odnajduję więc możliwość; możliwość pogodzenia tych podejść badawczych. W pierwszej wersji mojej recenzji, szukałam klucza feministycznie, poprzez mit o Arachne i metaforę plecenia tekstu. Nancy K. Miller, która wypracowała tę metodologię przeciwstawiła ją postmodernistycznemu zanikowi piszącego na rzecz rozbierania go w tekście, egoistycznej gry czytelnika, dążenia do odnalezienia błyskotliwych fraz, przeskakiwania nudnych ustępów.

W tomie Matysiak odnajduję jednak coś w rodzaju próby złapania równowagi między wierszem a materią, z której on czerpie. Jest to zatem metaliteracka wędrówka między brzegiem logosu, uczonymi kodami, a płynnością mowy poetyckiej, której widok rozmywa się w wyobraźni. przeczuwam słodycz zdaje się wpisywać w mity o podbiciu złotych krain lub też wędrówki ocalonych na Arce, przyjemności tekstu, o której pisał Barthes i arachnologią. „Moja przyjemność może równie dobrze dryfować” pisał Barthes. Jeśli przeczuwam słodycz traktować jako zatem jako ciało tekstu, to jest ono żywe i rozluźnione. Ruch zresztą charakteryzuje wszystkie książki Matysiak. Poetka jest zawsze w trybie przepisywania siebie, swojej podmiotowości, wpisując swoje wiersze w szersze problemy: od rozliczeń z konfliktem historycznym niemiecko-polskim po katastrofę klimatyczną.

Mogłabym w tym miejscu popełnić nudny, powtarzalny ustęp o somatopoetyce i interseksualności, czy jednak dalej chcemy czytać o cierpiącym ciele? O kontekstach? Może tak jak Matysiak przekierujmy uwagę co zrobić z tęsknotą za materią, za hukiem. Może zamiast wyciszać karetkę, zwróćmy uwagę na efekt Dopplera, rozmywający dźwięk z bezlitosną mocą akustyki (patrz: wiersz o byciu).  Podmiot Matysiak jest już daleko od źródła cierpienia, potężnego wybuchu, którego fala ogarnia w zależności od odległości obserwatora: „Nadchodzi noc wielkich przemian. / Myszy rządkiem za ścianką z dykty – / stukamy w obraz z chmur. / W oku putta jest w źrenicy dziurka. Za dwa / wyskubane obole masz minutę patrzenia. / Ja w drugą stronę też, gdy opuszczę język”. Niezwykła wnikliwość Matysiak owocuje poezją, w której za metaforami stoją unikalne obserwacje naszej cywilizacji, próba zrozumienia świata z perspektywy antropologicznej; poezją pełną dociekliwości i futurologicznego vibe’u.

Tom więc stawia według mnie zasadnicze pytanie. Z czego poeci czerpią moc? To jest według mnie jego największa zaleta. Poeta to kronikarz swoich czasów, który przemierza kulturę w czasie i przestrzeni, by ostatecznie wchodzić z nią w intymną i często bolesną relację. przeczuwam słodycz uchroniło się od nudy i nostalgii, podmiot spogląda w przyszłość raczej z fascynacją. Według zaś cytowanego na wstępnie Waltera Benjamina, interpretacja i wykorzystanie  sygnałów, które do nas docierają to dwa różne podejścia, które trudno jest ze sobą pogodzić. Interpretacja to domena refleksji, co raczej wiąże się z bardziej introspektywnym i analitycznym podejściem. Wykorzystanie natomiast zakłada działanie na podstawie tych sygnałów, co jest bardziej bezpośrednie i intuicyjne. Poezja jest z kolei niezwykłym medium sztuki, które pozwala to łączyć, i co doskonale „działa” w poezji Anny Matysiak.

 

Anna Matysiak, przeczuwam słodycz, Stowarzyszenie Pisarzy Polskich Oddział w Łodzi i Dom Literatury w Łodzi, Łódź 2023.

 

 

Katarzyna Foks

 

Pogróżki czerwonym młoteczkiem

 

Do scharakteryzowania trzeciej powieści Doroty Kotas pt. Czerwony młoteczek można wykorzystać kilka wyrażeń ze słowem „gra”, czyli: „gra konwencją”, „gra na nerwach” i „gra na nosie”. Powodem dla wszystkich trzech zwrotów jest trudność z oddzieleniem książki i narratorki od autorki. Kotas nie ułatwia nam zadania nie tylko przez umieszczanie w powieści wątków autobiograficznych. W niektórych momentach narratorka identyfikuje się zarówno z fizycznym drukiem, jak i autorką, a na następnej stronie – stanowczo oddziela od obu.

Pierwsze emocje, które wywołuje Czerwony młoteczek to chwilowe zaciekawienie tytułem, które niestety szybko przechodzi w irytację, a to uczucie pozostaje z czytelnikiem do końca książki. Narracja powieści dotyka bardzo wielu tematów, ale nie zagłębia się w nie i chaotycznie skacze pomiędzy zagadnieniami. Życzliwie można określić ten zabieg jako grę konwencją – próbę przedstawienia funkcjonowania nieneurotypowego umysłu. Jednak w praktyce przemyślenia narratorki, na temat otaczającej ją rzeczywistości, wydają się niedojrzałe i powierzchowne. Chociaż nie tylko to jest źródłem irytacji czytelnika.

Głównym winnym jest przywołana wcześniej gra na nerwach. Kotas posługuje się wszystkimi chwytami, żeby zniechęcić do lektury każdego potencjalnego odbiorcę. Dyskredytuje coraz to większe grupy społeczne – zaczynając od mężczyzn (bo patriarchat), nie mając litości dla psychiatrów i krytyków, a kończąc na pani, która zadała kiedyś autorce niewłaściwe pytanie na spotkaniu. A w tym miejscu gra na nerwach łączy się z grą na nosie.

Nie ma wątpliwości, że narratorka bawi się oczekiwaniami i emocjami czytelnika. Najpierw stara się wyprowadzić go z równowagi, a następnie – równo na stronie pięćdziesiątej, czyli prawie w połowie powieści – odsłania swoje lęki i problemy, oczekując współczucia. Jeśli odbiorca pomyśli wtedy „Dobrze, Kotas ma za swoje!” automatycznie wpada w zastawioną przez narratorkę pułapkę i staje się jednym z tych złych i nieczułych krytyków albo (co gorsza) głupim, nieumiejącym czytać czytelnikiem.

Dorota Kotas, Czerwony młoteczek, Wydawnictwo Cyranka, Warszawa 2023.

 

 

 

 

Autorki i autorzy numeru:

 

Karolina Górnicka – absolwentka filologii polskiej na Uniwersytecie Wrocławskim. Publikuje w czasopismach „KONTENT”, „Strona Czynna”, „Stoner Polski”, „8. Arkusz Odry”. Mieszka we Wrocławiu.

 

Cristina Peri Rossi – urugwajska pisarka, poetka i tłumaczka. Od 1972 mieszka w Barcelonie. W 2021 nagrodzona Nagrodą Cervantesa.

 

Izabela Kawczyńska – autorka powieści Balsamiarka (2015), Jej jest ta czerwień (2021) oraz zbiorów wierszy: Luna i pies. Solarna soldateska (2008), Largo (2009), Chłopcy dla Hekate (2014), Linea nigra (2017), Rozarium (2023). Jej wiersze tłumaczono na język francuski, niemiecki, rosyjski, bułgarski, rumuński i angielski. Mieszka w Niemczech. Z pochodzenia łodzianka. Z wykształcenia psycholog kliniczny, z zawodu psychoterapeutka dzieci i młodzieży.

 

Marta Ciążela – poznanianka z pochodzenia, wrocławianka z wyboru, adiunktka w Instytucie Nauk Geologicznych Polskiej Akademii Nauk, badaczka Marsa i Księżyca.

 

Paweł Majcherczyk – logopeda, autor dwóch tomików poetyckich: Ponieważ (2018), Zaburzenia mowy (2021).

 

Bartłomiej Zdunek – pochodzi z Nowej Rudy, prozę i wiersze publikował m.in. w „Dwutygodniku”, „Wizjach”, „Małym Formacie”, „Stonerze Polskim”, „Fabulariach”, „Zakładzie”. Autor dwóch książek z wierszami: Lato w parku (2018), Psykoty (2022).

 

Joanna Tracz – filolożka, edytorka, z zawodu copywriterka. Autorka koncepcji wystaw muzealnych, animacji i teledysków. Publikowała m.in. w „Stronie Czynnej” i „Stonerze Polskim”. Mieszka w Krakowie.

 

Olga Rembielińska – z wykształcenia jest etnolożką. Open format DJ i host radiowy w

Rave Fm @djyellowmanula. Jej debiutancki tom Klaster (Ha!art, 2023) został wydany w ramach Nagrody Krakowa Miasta Literatury UNESCO.

 

Katarzyna Foks – studentka Uniwersytetu Wrocławskiego na kierunku Kultura i praktyka tekstu.

 

 

Redakcja ÓSMEGO ARKUSZA ODRY:

Krzysztof Śliwka, Sonia Nowacka, Adam Pietryga

Kontakt: osmy.arkusz.odra@gmail.com

 

 

Odsłuchaj treść artykułu
Array ( [post_type] => post [posts_per_page] => 8 [post_status] => publish [orderby] => Array ( [meta_value_num] => DESC [date] => DESC ) [meta_key] => sticky_post [ignore_sticky_posts] => 1 [tax_query] => Array ( [0] => Array ( [taxonomy] => category [field] => term_id [terms] => Array ( [0] => 470 ) [operator] => NOT IN ) ) [category__in] => Array ( [0] => 15 ) [category__not_in] => Array ( [0] => 470 ) )

AKTUALNOŚCI

Dodano: 28.10.2024 08:45

Wyniki głosowania do Rad Kultury

Znamy wyniki głosowania do Dolnośląskiej Rady Kultury oraz Wrocławskiej Rady Kultury, które w ramach trzyletniej kadencji będą doradzać Marszałkowi Województwa Dolnośląskiego oraz Prezydentowi Miasta Wrocławia. pokaż więcej »

Dodano: 20.10.2024 04:00

XVII Międzynarodowy Festiwal „Hałda Jazz” 2024 – Bolesławiec

23-31 października zapraszamy do Bolesławca na wyjątkowe wydarzenia artystyczne w ramach jesiennej edycji Festiwalu Hałda Jazz. pokaż więcej »

Dodano: 20.10.2024 02:10

Maria Michałowska. Na końcu tej drogi być może znajdę lustro

Monograficzna wystawa Marii Michałowskiej, zaplanowana na październik br., jest próbą spojrzenia na twórczość tej artystki jako na proces, którego istotnym elementem jest budowanie własnej podmiotowości i badanie relacji ze światem. pokaż więcej »

Dodano: 19.10.2024 05:30

Warsztaty „Dolnośląska Artystyczna Myśli Wymiana”

W październiku zapraszamy na cykl bezpłatnych warsztatów artystycznych pod hasłem „Dolnośląska Artystyczna Myśli Wymiana”. Podczas 15 spotkań uczestnicy wykonywać będą jesienne artystyczne formy, takie jak wianki czy stroiki. Warsztaty skierowane są do osób dorosłych i dzieci. pokaż więcej »

Dodano: 19.10.2024 05:00

Dolnośląski Konkurs Literacki o Laur Diamentowego Pióra

Zapraszamy do udziału w konkursie uczniów szkół średnich, techników, szkół branżowych oraz VIII klas szkół podstawowych województwa dolnośląskiego. Termin nadsyłania prac mija 22 listopada 2024 roku. pokaż więcej »

Dodano: 19.10.2024 04:00

„Karma Kamana. Oddech” rozmowa z Krzysztofem „Kamanem” Kłosowiczem

Książka Karma Kamana. Oddech poświęcona jest działaniom artystycznym Krzysztofa „Kamana” Kłosowicza, założyciela legendarnych grup Miki Mousoleum i The Big-Bit. Po czterdziestu latach aktywności artystycznej Kaman jawi się jako człowiek współodczuwający problemy niedoli ludzkiej, który podąża konsekwentnie wybraną drogą. pokaż więcej »

Dodano: 19.10.2024 03:30

„Jesień” – prapremiera

Najnowsza premiera Teatru Polskiego w Podziemiu to sceniczna adaptacja powieści Ali Smith Jesień w reżyserii Katarzyny Minkowskiej – jednej z najzdolniejszych artystek najmłodszego pokolenia. pokaż więcej »

Dodano: 19.10.2024 03:00

Scena ukraińska. Sezon II 2024/2025

16 listopada w Sali Teatru Laboratorium Instytutu Grotowskiego odbędzie się spektakl niezależnego teatru GAS "Wiosna, lato, jesień, zima i znowu wiosna". pokaż więcej »

Skip to content

Zapisz się do naszego newslettera

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych (pokaż całość)