Udostępnij:

Dodano:

04.05.2024 12:53

8 ARKUSZ. 5/2024

PUNK(T) ZGIĘCIA ORIGAMI

 

Papier do Japonii dotarł z Chin w VI wieku za sprawą buddyjskich mnichów. W okresie Heian popularnym zwyczajem było ozdabianie listów i prezentów za pomocą starannie zawijanego papieru. Przez kolejne stulecia sztuka origami ograniczała się głównie do użytku ceremonialnego z powodu zbyt wysokich kosztów produkcji surowca. Obecnie ma zastosowanie w różnych dziedzinach życia, od rozrywki po naukę. Jest tylko jeden warunek: nie należy ciąć, kleić i ozdabiać. Właśnie takie kryterium zastosowaliśmy przy wyborze tekstów do majowego numeru Ósmego Arkusza. Bez zbędnej emfazy, w stanie surowym, ale z niezwykłą maestrią, serwujemy Wam kompilację różnorodnych osobowości i tematów. Wojciech Kopeć napomknie o porozjeżdżanych perspektywach, Agnieszka Sokołowska o galopujących patatajach, Kamil Figas o wyrwanych kostkach bruku, Rafał Muszer o straconych puentach, Mateusz Melanowski o turbulencjach okresu dojrzewania, Adrian Tujek o pełnej mułu zardzewiałej wannie, Rafał Derda o foce w worku, Mateusz Górniak o Głupku czytającym Matwiejczuka. Zatem nie dygajcie. Udajcie się w tripową podróż ruchem szachowego skoczka. Stwórzcie z tych stronic swoje oryginalne origami.

 

Redakcja Ósmego Arkusza 

 

 

Wojciech Kopeć

 

Sonet I

 

Ludzie usypują z płci miasto. Byłem

tam. Byliśmy. Porozjeżdżały mi się

perspektywy, wagon za wagonem

ściągane miejsca. Zachwyt z cienia

 

i tory z bramy; ktoś wybija miasto.

Płeć mnie się pod światłem. Jesteśmy

(perspektywy wyżymają się parami).

Od miasta garaż czy tramwaj?

 

Przesypywaniem nigdy nie będziemy, zawsze

z miski w drzewo. Gdy się zwracam do niego,

to zawsze w trzech zdaniach: wybijałaś

 

procę. Wybijałaś miejsca i ściągałaś

z głowy kamień. Byłaś. Rozjechałaś

się z miejscem; usypałeś z ludzi miasto.

 

 

Sonet II

 

Wyszłyśmy w poprzek pękniętego miasta –

dostaw to sobie do brzegów dywizu, dopowiedz

do płci wyżeranej palcami. Bo gdybym

musiała – i mam tu na myśli swoje pierwsze

 

zdanie, zbijane z próchna jak wieżyczka z palców

(serdeczny to papier upchnięty w wersówce,

środkowy to skrzynka, która ją odsyła) – bo gdybym

musiała, wróciłabym przez oczko i zrobiła pętlę.

 

A tam drze się miasto. Zatem dostawiam –

płeć do rozstrzygnięcia, zdanie do twarzy

(górna warga to kieszeń makówki,

 

dolna to ziarno, jej gorzkawy zarys) – wyżerając

wszystko. W tym rozdaniu wyżera się wszystko

z dokładnością cegły, z łapczywością bruku.

 

 

Motyw fugi

 

Samolot nad krajanką, paląca

równa palonego. W silnikach

 

przetak, także

kiedy nie gryzie.

 

 

Agnieszka Sokołowska

 

Jest taki konik,

           czyli o obrotach sfer wyobraźni

 

Jest taki konik to zapis prywatnej hipologii autora. Najnowszy zbiór poetycki Wojciecha Kopcia odchodzi od strategii antykapitalistycznego recyklingu, znanej z debiutanckiej książki przyjmę/oddam/wymienię:. Choć konik pozostaje w poetyce dadaistycznej dziwności, to więcej jest w nim biblijnego mistycyzmu, do tego jeszcze „w sukurs przychodzi kosmiczność[1]”, a abstrakcja i absurd przewrotnie przeplatają się z duchem klasycyzującym.

Kopeć w rozmowie z Zuzanną Salą dla „Nowego Gramofonu”[2] opowiadał, że podczas pracy nad swym drugim tomem stosował odmienną metodę twórczą. Tym razem skupiał się na pracy nad poszczególnymi obrazami oraz nad ich literackim montażem, raczej skreślał, niż dopisywał. Stąd też wiersze są zwięzłe i lapidarne. Metafora placu budowy, która została umieszczona jako klamra kompozycyjna zbioru (w wierszach Dzień dobry, placu budowy oraz Pa, pa, placu budowy), wskazuje na techniczny, konstrukcyjny aspekt pisania.

Inspiracją dla poety był motyw koni w tekstach abstrakcyjnych i dadaistycznych. Na to źródło wskazuje wprost patronat surrealistycznej pisarki Leonory Carrington. Motto konika pochodzi z jej opowiadania pt. Owalna dama, w którym zażyłość ze zwierzętami oraz zakazana zabawa w konie są dla tytułowej bohaterki wyrazem buntu wobec despotycznej władzy ojca. Podobnie jak u Carrington, w koniku również absurd łączy się z aurą niepokoju oraz widmem przemocy, reprezentowanym przez figury cesarza, króla oraz książąt habsburskich. Mechanizm opresji opiera się na hierarchicznej dominacji silniejszych nad słabszymi: dużego konia nad konikami, większych koparek nad małymi, mokrej szmatki nad suchą, ojca Jana nad Janem. Również języki fafirafa tylko z pozoru brzmią niewinnie i zabawnie, lecz w istocie stanowią atrybut władzy absolutnej, ponieważ zostały narzucone poddanym przez imperatora w postaci bezwzględnego nakazu: Teraz wszyscy mają mówić językami fafirafa.

Język jest zresztą dla Kopcia narzędziem kreacji, dlatego wiąże się ze sprawczością, ale i zagrożeniem. Tom zaludniają dziwaczne postacie i byty językowe, takie jak tajemniczy butlonosi, Pan Pierożek czy Sfinks z Tarnobrzega. Autor nie wypracowuje własnego idiolektu, lecz pastiszuje i korzysta z różnych istniejących rejestrów – od stylizacji biblijnej i maniery kronikarskiej aż po współczesny język internetu i żargon techniczny – grając zaskakującymi połączeniami słów oraz składnią zdania. Nierzadko pojedyncze wyrazy, takie jak stułbia, Ferrara albo basmati rajs, wyabstrahowane od swego znaczenia i konotacji, funkcjonują w tekście wyłącznie ze względu na walor brzmieniowy – jako abstrakcja.

Ironia i absurd nie oznaczają wcale rezygnacji z poetyckiej wrażliwości. Wręcz przeciwnie, jak podkreślał w wywiadzie sam Kopeć[3], dla jego twórczości znamienna jest czułość. Przejawem empatii są stosowane zdrobnienia (myszki, fasolka, piecyk, poidełko, czapeczki i tak dalej). Autor koncentruje się na świecie zwierząt, roślin i rzeczy, zwłaszcza tych kalekich, osamotnionych, zapomnianych: Dlaczego nikt nie zagląda do piecyka, // kiedy jest mu smutno? Odwraca tradycyjną drabinę bytów i postrzega rzeczywistość z perspektywy gołębi, bakłażanów, marchewek oraz oczywiście koników, które odmieniają się przez osoby, a więc zostały uczłowieczone. Paradoksalnie to właśnie one znajdują się najbliżej tajemnicy wszechświata i mogą nawet ingerować w jego los: Czasami bydło pozostawia kosmos / bez interwencji.

Tytułowy konik to nie tylko sztandarowy symbol awangardy, ale również nostalgiczna zabawka z dzieciństwa albo po prostu poetyckie hobby. Konik kojarzy się też z gospodarstwem i wsią, a autor często odwołuje się w tomie do elementów rolniczego krajobrazu – sadzonek, kombajnów, pszenżyta czy sianokiszonki. Wspomnienie „mistrza z Nagłowic”, Mikołaja Reja, po którym puste miejsce jeszcze długo pozostanie nieobsadzone sugerować może, że Kopeć pragnie – na serio albo dla zabawy – wpisać się w tradycję poezji ziemiańskiej, agrarnej, sławiącej drobnotowarowe wytwórstwo rolne. W tomie pojawia się apoteoza chleba, który jest czymś znacznie więcej niż zwykłe pieczywo, natomiast kanapka staje się impulsem do refleksji o potężnych wierszach z kosmosu. Kopeć żartem przełamuje patos, ale jednocześnie odkrywa doniosłość spraw powszednich, które prowadzą go od pierwszego zaśpiewu chleba do ostatnich podrygiwań bułki, od prozaicznej materialności do refleksji metafizycznej.

W zbiorze obecne są także wątki autobiograficzne – nawiązania do rodzinnego miasta autora oraz do jego pobytu w Tennessee. Sytuacja liryczna wierszy ma miejsce gdzieś między Masywem Śnieżnika a San Francisco, między Giewontem a Memphis, w drodze z Tarnobrzegu do Denver. Zarówno jednak daleka Ameryka, jak i rodzima Polska reprezentują rolniczą prowincję. Rzeczywistość zdaje się być wyjęta z wyobraźni dziecka, w której zabawki ożywają i organizują swoje mikropaństwo na wzór Świętego Cesarstwa Rzymskiego.

Fragmenty prozy poetyckiej – Gliniane naczynko spod Stajni oraz Co Jan widział w Tennessee, prowincji Nowego Królestwa, i jaki to miało wpływ na niego – są zarazem proroctwem i kroniką dziejów. Fragmentaryczność, mistycyzm oraz hermetyczny język tych tekstów odwołują się do Starego Testamentu oraz Apokalipsy według świętego Jana. Natomiast Jan z Tennessee to zlepiony z różnych postaci Everyman: polski emigrant w Stanach, wędrowny trubadur, obwoźny sprzedawca, profeta i patriarcha narodu na wygnaniu, rolnik, wynalazca maszyny parowej oraz prasy drukarskiej (Gutenberg?) w jednym. W jego Widzeniach uwagę zwracają motywy muzyczne – wszak to, co najbardziej przepastne i nieskończone, musi być przez człowieka wyśpiewane albo chociaż wygrane na instrumencie.

Kopeć w swej ars poetica[4] opowiada się za wspólnotą lekturową i odrzuca „natrętny racjonalizm” jednoznacznej interpretacji tekstu. Jednakże czysta abstrakcja i zabawa dla zabawy mogą nie wystarczyć, by poezja osiągnęła (postulowany przez samego autora) poziom boss. To właśnie możliwość tropienia rozrzuconych w tomie nawiązań i łączenia ich w łańcuchy literackich skojarzeń przynoszą odbiorcy prawdziwą radość czytania. Dopiero więc gdy czytelnikom uda się przebić przez grubą warstwę „galopujących patatajów” purnonsensu, konik Wojciecha Kopcia wyrywa się zabawkowych biegunów i rusza w kosmiczny cwał.

Wojciech Kopeć, jest taki konik, papierwdole, Wrocław-Kraków-Tennessee 2023.

 

 

Kamil Figas

 

posh

 

znam smak wódki

z każdą herbatą

 

restauracje z homarem za tysiąc pięćset

modliłem się tam

home sweet home

 

igristoje zatykało mi żyły

siedziałem na schodach opery patrząc

na balkon

na tych przez których

 

zostały mi tylko puste garnitury

i białe linie

 

 

drugi był fentanyl

 

bo pierwszy był ból

i wyrwane kostki bruku

wołały braci i siostry

daj nam dzisiaj

inne od wczoraj

 

rozłupane czaszki

pasażu niepolda

nabite po brzegi

przepalone korki

wołały braci i siostry

 

hulajnogi w odrze

rozładowane akumulatory

reklamy leków na prostatę

erekcję i zapalenie gardła

wołały braci i siostry

 

zapchane śluzówki

pełne  ślinianki

szczury pasące się na polanach

śmietników w centrum i na obrzeżach

wołały braci i siostry

 

oblepione pleśnią kamienice

wszechwiedzące boginie upadku

wołały braci i siostry

 

daj nam dzisiaj

inne od wczoraj

 

daj nam dzisiaj

inne od wczoraj

 

daj nam dzisiaj

inne od wczoraj

 

 

Rafał Muszer

 

autohejt po śnie o brzoskwiniach

 

czuję że się obudziłem ale nie otwieram oczu

nie opuszczam pełnej złudzeń formy przejściowej

nie oddycham albo naprawdę o tym nie myślę

nie muszę pamiętać co ważne a co zblednie

w blasku światła iluzorycznych żaluzji

 

na rozbudzenie zgniatam sutki ból pomaga

na dobry początek przełykam gorzką ślinę

a na zmuszenie się do kolejnego kroku

cofam pamięcią do momentu narodzin

każde przebudzenie ma swoją cenę

 

 

O tym, że wszystko po sobie następuje

 

rano mnie tutaj jeszcze nie będzie

ani cienia na ścianie, ani następnego kroku

który może być ostatnim

który będzie i ostatnim

 

zabraknie jednak powietrza dryfującego przez ściśnięte gardła

które jutro będzie brudne od wszystkich słów gdy utkną

w nim i nie będą w stanie nazwać niczego naprawdę

 

za kilka godzin osoby nie przyjdą po naukę

ani nikt już nigdy nie zada dzisiejszych pytań

chociaż odpowiedzi stracą ważność wcześniej

 

i tej drogi do bieda sklepu też już nie będzie

przykryje ją śnieg potem błoto aż w końcu trupy

i żółty słonecznik zamarznie na parkingu

 

a kiedy w końcu sąsiadom urodzi się krucha nadzieja

nie będzie nas tutaj najbardziej już wtedy jedynie

odbicie w szklanej gablocie z rozkładem jazdy pociągów

wytrzyma trochę dłużej nim w końcu ktoś pęknie

 

 

ślepa ucieczka

 

autobus miał być o 19:09 ale odjechał wczoraj

nie dotrę więc na miejsce które sobie wymyśliłem

podobnie jak pretekst cel i wyższość moralną

 

podpalam latarkę znalezioną w telefonie

ale matematyka przestrzeni również jest zmyślona

dlatego z każdej strony świecę sobie w oczy

 

gdybym chociaż ufał w grunt pod stopami

mógłbym zamknąć powieki i pobiec na ślepo

ale wiem na czym budowałem go pijany

nad piekłem pustym i głodnym wnętrzności

 

nie ruszę więc dzisiaj stąd i nie dotknę

żadnego pragnienia leżąc na przystanku

fantazjował będę o straconych puentach

oczekując bladego światła brzasku

 

 

 

Mateusz Melanowski

 

Shut the fuck up!

 

„Shut the fuck up!” –

pomyślał Stephen Hawking

 

2010 roku, pewnego kwietniowego poranka w Cambridge,

a chwilę potem

w telewizji przestrzegł przed szukaniem

obcych cywilizacji.

 

„Spotkanie z Krzysztofem Kolumbem

nie wyszło na dobre rdzennym Amerykanom.” –

stwierdził.

 

Rok 1974 –

ludzkość po raz pierwszy

wysyła sygnał za pomocą radioteleskopu,

a kilka lat później

rozpoczyna się nieprzerwany nasłuch

przestrzeni pozaziemskiej.

 

Ma to sens, zważywszy na to,

że obecnie istnieje 5 milionów cywilizacji

zamieszkujących kosmos,

a 250 tysięcy z nich

– jest zdolnych nas odwiedzić

jak wynika z równania Drake’a.

 

Średnia Wieś, gmina Żółkiewka, powiat krasnostawski.

Jest druga połowa listopada.

 

Tylko skąd pomysł,

że ktoś stamtąd czuje się również na tyle samotny,

żeby wysyłać w kosmos sygnał radiowy?

 

 

Zapytałem Rafała

 

czy pamięta

jak u niego w kredensie znaleźliśmy

czasopismo z nagimi piersiami Samanthy Fox na okładce

oraz kilkanaście niemieckich marek.

 

Czasopismo wzięliśmy do szkoły

(i przyłapała nas wychowawczyni),

a marki jeszcze tego samego dnia

wydaliśmy w Pewexie na batony z orzechami

(NIGDY nie zapomnę tego smaku).

 

Obydwaj

porządnie dostaliśmy potem w skórę

i mieliśmy szlaban przez dłuższy czas.

 

To nie byliśmy my,

tylko Witek z Kubą –

odpowiedział Rafał.

 

 

Kto żyw

 

Nabijaliśmy nakrętkę saletrą,

wtykaliśmy w to rozpaloną zapałkę

i ciskaliśmy w powietrze

 

albo szukaliśmy w śmietnikach

zużytych dezodorantów,

które potem wrzucaliśmy w zagajniku do ogniska.

 

Nie kojarzę, żeby on to z nami robił.

 

Żeby przesiadywał na ławce.

Grał w Tysiąca na klatce schodowej.

Żeby łupił pobliskie ogródki działkowe

czy brał udział w ustawkach

z tymi z Grunwaldzkiego.

 

Ale ni stąd, ni zowąd

przypomniał mi się następujący obraz:

 

jest słoneczny dzień i wszystkie dzieciaki

otaczają karetkę pogotowia, wpatrując się

w jego blok, a na balkonach tkwią dorośli.

 

To obraz niewyraźny.

Zamazany. Mglisty.

Mam nawet wątpliwości czy takie wydarzenie miało miejsce.

Czy czegoś nie pomyliłem.

Zastanawiam się

czy on w ogóle mieszkał na naszym osiedlu.

Czy tak naprawdę istniał.

 

Nie istniał przez ostatnich trzydzieści parę lat w każdym razie.

 

 

Adrian Tujek

 

Kolejność, w jakiej przychodzimy na świat, wpływa na nasz charakter

 

Myślałem, że nikt nas nie rozjedzie na tej drodze,

czułem, jakby już nic nie miało się między nami wydarzyć,

a jagody będą tego lata piękne,

bardzo drogie.

 

Osoby godne zaufania

poręczają, że jeśli zimy nie było,

to tylko susza,

a miłość odwróci naszą uwagę.

Jeśli zimy nie było,

nie było miłości.

 

 

Nie fiku miku

 

Chyba najbardziej doskwierają mi dźwięki

szukające swoich świątyń,

przed którymi trzeba ściągać buty,

rozwiązywać sznurowadła,

co stało się trudniejsze niż ich wiązanie. Kiedy

muzyka przestaje być muzyką, miłością

miłość, zagadka zostanie

z nami na zawsze.

 

Przychodzisz do tego pokoju,

żeby już nie musieć,

należy tylko zgadnąć hasło. Dla kogo

jesteś najważniejszy, a kto dla ciebie –

 

 

Prywatki na łące

 

Kto wie, że Boga nie ma, jest

zdolny do wszystkiego. Nie tańczy w strachu,

że kiedyś ruch się zatrzyma,

a nawet strach,

i trzeba będzie na to popatrzeć

z bardzo bliska, ze środka

życia.

 

Noc zmyśla, że będzie

na zawsze. Łące się wydaje,

że zabiorą ją ze sobą do sypialni,

rozłożą jak dywan,

a kto wie, że Boga nie ma,

zostanie Bogiem.

 

 

Dwie jednoosobowe przygody

 

Czytam ci każdy nowy wiersz,

ale ten rozpoznasz dopiero z książki,

którą trzeba będzie wykopać z ogrodu,

spod pokrzyw oplatających wannę

z rdzą, dziurą, pełną mułu. Skąd

one to potrafią? Być razem. Nocami

 

się w niej kąpię, żeby przelała

we mnie czarę mocy,

ale jestem gorszy od dziury,

od dołu, w którym ta książka obudzi się

zakopana, zatęskni za powietrzem.

Zastanawiam się nie, czy zdążysz

ją wykopać, tylko skąd

to potrafisz.

 

 

Print screen 69

 

Od powtarzania spiera się

cokolwiek sobie zażyczysz.

Że choćby nie ma takiego słowa?

 

Podkreślam ci na czerwono

trzy i pół roku. Możesz się

kłócić, że takie coś istnieje,

takie coś jak na potrzeby tej rozmowy

liść klonu, który żeby dostać szóstkę

obramowałem na przyrodzie szlaczkiem,

a efekt był odwrotny,

był głową wbitą w ziemię.

 

Proszę pana, to drzewo w drodze wyjątku.

Proszę ciebie, co prowadzisz

już tylko do tyłu, w dół.

 

 

Rafał Derda

 

morze wypluło fokę

 

stróżówka obsługę plaży

pojechaliśmy do estonii celowo

po stylowy czar bliskiej egzotyki

zimniejsze ciekawsze plaże myśleliśmy

zimniejsi ciekawsi ludzie

okazało się że wiatr był ten sam

tak samo niemrawy i czuły

tożsamy bliźniaczce bryzie

bywalczyni puckiej zatoki

 

plastikowe zielone kosze

wymoszczono foliowymi workami

nie wiedziałem wtedy co to za litraż

chuja wtedy wiedziałem

worek wystarczył na fokę

zdziwiło mnie to i zasmuciło

nie powiedziałem niczego

co miałem tobie powiedzieć:

„foka w worku?” „patrz, kończy się życie?”

to przecież miał być nasz dzień

się okazało że dzień foki

 

***

 

1.

ukrywałem ją przed kumplami z zespołu

nie wierzyli że byłem z nią w łóżku

2.

cóż to była za dobra kobieta

w jeden dzień można z nią było być

i na ślubie i na cmentarzu

3.

o piątej rano zaniosłem ją do domu

mówiła: nie mów o tym darkowi

nie miałem pojęcia kim był darek

4.

gdy drugi raz wyszła za mąż

chciałem kupić jej kwiaty

było mi wstyd za zamkniętą kwiaciarnię

i za to że byłem pierwszym tym gorszym mężem

5.

stanęła do mnie tyłem w drzwiach

powiedziałem: jesteś śliczna

mówisz tak ponieważ jestem naga

nie pamiętam jej ubranej

 

 

nie mogę medytować ponieważ jestem schizoidem

 

największy problem miałem zawsze z mettą

 

podczas metty błogosławisz wszelkiemu żywemu

ja potrafiłem wtedy tylko płakać

 

daremne daremne ryczałem że jest daremnie

nie wystarczy współczuć

 

kiedy tak idziemy w zatratę

oddech jest zatratą

 

mięsień jest zatratą

zatratą jest karma

 

wolę włączyć death in june

krzyknąć: bujajmy się pod to

 

 

gdy juliusz cezar był młody porwali go piraci

 

obiecał że wróci do nich po uwolnieniu z okupem

wrócił z rzymską flotą

zamiast zapłacić wszystkich zabił

dzisiaj na podstawie jego pamiętników

uczymy się klasycznej poprawnej łaciny

 

 

Mateusz Górniak

 

Legenda o Pasożycie

 

Pewnego razu Głupek miał pracę w takim miłym sklepiku z porcelanowymi słoniami, ale potem sklepik splajtował i Głupek znowu wpadł w dziurę bezrobocia.

Źle mu wtedy było, chodził struty i głodny. Nic tylko czekał na telefon od potencjalnego pracodawcy. Nie umiał cieszyć się życiem, nie był sobą, jego uśmiech stracił sporo mocy. W końcu jego kochany Łukasz wpadł na świetny pomysł:

Podobno nie ma lepszej książki na czas bezrobocia niż Pasożyt Filipa Matwiejczuka!

Wyobrażasz sobie, że nigdy nie czytałem żadnej książki?

Jak to?

Normalnie.

To jak doszedłeś aż do zawodówki?

W zasadzie to było technikum.

Tym bardziej.

Moja mama miała dar przekonywania.

Spróbuj z tym Matwiejczukiem.

No dobra, co mi szkodzi.

Wyślę ci pdfa.

Dobra.

I Głupek wrócił do siebie, a potem odpalił pdfa. Najpierw przeczytał całą książkę na raz i nic nie zrozumiał, ale czuł się jakieś dwa razy lepiej. A nie, jednak – sześć razy lepiej. Coś w tym było.

Nastała noc. Zapalił lampkę, do pokoju wleciała ćma. Głupek skubał policzek, ćma zaczęła taniec wokół żarówki. Drapał się po głowie i czytał bardzo, bardzo powoli. Pochylał się nad Matwiejczukiem, a ćma ucałowała mu czoło.

Przy drugiej lekturze pokazały mu się rzeczy. Wiersz o słoikach od rodziców – rodzice mają nas za darmo i podtrzymują nasze funkcje życiowe. Starowinka też miała go za darmo, w kapuście leżał i nic nie kosztował. Do Matwiejczuka ludzcy kurierzy wiozą ciepło od rodziców. Głupek nie ma już matki, ale też mu ciepło, choć do Matwiejczuka ci kurierzy, to ciepło – nic jeszcze nie przyjechało.

Kula ziemska jako światowy dzień autyzmu. To nie jest bańka i nie jest się słoikiem / Do otwierania i zamykania. Zachowania / Nie ustawiają się w rzędzie do innych. / Tu otwieranie się, to robienie / Dziwnych rzeczy, na które ma się / Ochotę. Życie jako takie. Tłumaczenia własne. Moje meltdowny nie mają triggerów czy włączników. Kiedy tylko wejdę – psychiczna czerwona strefa. A twoja historia?

Głupek drapał się po głowie i myślał o czerwonych, niebieskich, żółtych, fioletowych, pomarańczowych, brązowych, turkusowych strefach. Mięśnie, oczy, oczy, mięśnie. Matwiejczuk to poeta garażu albo piwnicy, bo narzędzia nie mieszczą mu się w pokoiku. Sprasza różne pary oczu do tych piwnic, garaży, a one, te oczy, mogą brać co popadnie, wedle woli i wyobraźni. Głupek wkręcił się w narzędzie, które było też trochę zaklęciem i brzmiało: Tak naprawdę jest odwrotnie. Zajumał je sobie, już na zawsze. Tak naprawdę jest odwrotnie stało mu się wspaniałym wichajstrem.

Z tym Matwiejczukiem to mam niezłą gimnastykę, myślał sobie Głupek. Przemijanie prowadzi do przyszłości i wszyscy ludzie / Są prości, a anioły złożone. Tak naprawdę jest odwrotnie /

Tak naprawdę jest odwrotnie, myślał sobie Głupek. Anioły prości, ludzie złożone. Przemijanie prowadzi do przyszłości. A co!

Trzymajmy się tego. [[Oko świata]] z wnętrza patrzy / Turla się po stole i wyjada nam obiady. Stół nie [[potrzebuje / Mięśni]], jeśli nie ma ich w nogach. Oko ma usta piękne / I szerokie. Anioł porywa cię i pokazuje słońce. Słońce / Lśni w nocy i w dzień. Zaczyna się prędkość.

Głupek nie miał już odwagi choćby podrapać się po głowie. W pokoju wyrosły mu czerwone, niebieskie, żółte, fioletowe, pomarańczowe, brązowe i turkusowe strefy. Pokochał swój pokój na nowo, a tapczan pokrywał się kolejnymi warstwami. Jeszcze przed chwilą Głupek był strapiony, a pokój wydawał mu się chłodny i mały. Tak naprawdę jest odwrotnie, pomyślał i stał się podekscytowany, a pokój zrobił się przestronny, parkiet nabrał cech bieżni, ściany zaczęły się wdzięczyć. Może biegać po wynajmowanym przez siebie pokoju. I nie potrzebuje innego pokoju – ani cieplejszego, ani chłodniejszego. Ani jaśniejszego, ani ciemniejszego, ani przytulniejszego. Nie miał mieszkania, miał tylko ten wynajmowany pokój. I zaczął po nim biegać.

W końcu padł, bo skończyły mu się siły, funkcje dzikiego tańcobiegu. Jego zapyziały tapczan wydawał mu się czymś jeszcze innym, nowym, niegroźnym. To nie tylko zapyziały tapczan, to nie tylko maszyna do latania. To coś jeszcze. Ćma atakowała lampę, Głupek skubał się po policzku. Miał wrażenie, że zaraz zemdleje. Zgasił lampkę i postanowił wydać się na pastwę niepokojących snów.

Kiedy rano się zbudził, zapragnął wyjrzeć przez okno. Ludzie na mieście nie idą, a biegną / Szympans podaje Gorylowi kamień / W zamian chce od niego banana / Ktoś się poślizgnął na skórce banana.

Od okna odciągnęło go dobijanie się do mieszkania. Otworzył drzwi i od razu wiedział, z kim ma do czynienia. Oto Pedro don Peschi z wiersza Nonszalancki Pedro don Peschi! Przyszedł odwalać! U niego!

Nonszalancki Pedro don Peschi, czerwony jak czerwiec i niepojebany, wszedł jak do siebie i został dwa tygodnie. Od kopa poprosił o szklankę czegoś gazowanego i powiedział, że nie przeszkadza mu spanie na tym zapyziałym tapczanie. Co robił potem? Jak to Pedro don Peschi, co wyczynia wywijasy i robi hałasy, zajmował się przede wszystkim rubasznymi przechwałkami, gromkimi pierdnięciami i żywymi reakcjami na rzeczywistość. Urządził Głupkowi coś na kształt uniwersytetu krzykliwości, mienił się docentem dripu, układał piosenki o wyjebaniu policjantowi z bańki. Okazało się też, że ma skądś samochód, woził więc Głupka na wycieczki i śpiewał mu, że ku spasionym sępom Baal spoziera w niebo / stamtąd wypatrują ścierwa Baala one / Baal udaje trupa Spadnie sęp na niego / Baal spożywa sępa. Załatwione.[5]

Pedro don Peschi to był koleś, co sprzedaje wszystko oprócz kumpli, ale mimo to, tak jak Głupek, nie miał ani trochę kasy i chodził głodny. Głupek złapał nonszalanckiego pasożyta i było mu z tym cudownie, po wszystkim nazwał to mrożącym krew w żyłach intelektualnym romansem. Odwalali razem w pokoju i na mieście, wszędzie stosowali zaklęcie Tak naprawdę jest odwrotnie, a świat się do nich łasił, bo Pedro don Peschi to był typ, co Kiedy leci, jest korba jakiej / trzeba. Posłuchaj historii:

Jestem pełen sera, księżyca, słońca. Nawet mieszkanie mam z sera. Po latach zmagań osiadłem w gigantycznym bloku sera szwajcarskiego. Dobrze mi się tam żyło. Aż przyszło lato. Słońce nigdy aż tak nie grzało. W wyniku ekstremalnej temperatury topniało miasto. Postanowiłem odnaleźć winowajcę. Razem ze mną wyruszyli: Śmierdzący Amadeo (niegdyś pirat, ale rzucił alkohol i wrócił do domu), Parmedżonu (oj, ten to elegancik!) i Kamilek (Szalony Człowiek). Pleśniowa wyrocznia zdradziła nam, że winnego całej sytuacji odnajdziemy w Sercu. Przy Sercu siedział dziad i grał na drumli. (…)

Piraci kradną ludziom serca i oddają im własne. Każdy z nich posiada w swoim ciele od 20 do 50 serc do podmiany. To ciekawe. Niestety są alkoholikami.

Od trzech dni lecieliśmy w stronę księżyca. Przez dwa dni piłem z piratami, ale po ostatnim chlaniu uznałem, że to już przesada i dałem sobie odpocząć. (…)

okazało się że nie tylko ja muszę pić benzynę

okazuje się że wielu innych podchwyciło ten pomysł

okazuje się że przez pasożytnictwo samoloty nie latają bo nie mają na czym

ślad węglowy został drastycznie obniżony

myślę że to dobrze

mam nadzieję na to że ktoś w końcu zostanie prawdziwym samochodem (…)

I Pedro don Peschi gadał, gadał, gadał, a tak naprawdę było odwrotnie. Głupka to koiło, dostał pomoc ze świata zielonych koni i niegłupich stajennych. Pedro był czarujący, wszechmądry i przeekstrawagancki. Głupek też go oczarował, otworzyli przed sobą serca i umysły, poszli w mitomańskie tany. Te dwa tygodnie były jak witaminy, a potem Pedro don Peschi pojechał ze swoją nonszalancką misją dalej. Kiedy tylko Pedro, Pedrito kochany don Peschi ulotnił się z pokoju, Głupek znów zapragnął wyjrzeć przez okno:

Brukowany dziedziniec, gdzie jest wyschła studnia,

wygląda jak diagram, murowane wodociągi

są wymownie puste, ludzka sylwetka

ginie na horyzoncie historii lub teologii

wraz ze swoim wielbłądem albo wiernym koniem. [6]

 

 

 

AUTORKI I AUTORZY NUMERU:

 

Wojciech Kopeć – publikuje wiersze i teksty krytyczne. Wydał przyjmę/oddam/wymienię (2021), jest taki konik (2023), Klif, dywiz i sestynę (2024).

Agnieszka Sokołowska – studiuje prawo oraz kulturę i praktykę tekstu (twórcze pisanie i edytorstwo) na Uniwersytecie Wrocławskim. Lubi nową poezję i góry. Mieszka we Wrocławiu.

Kamil Figas – poeta, student i pracownik. Publikował między innymi w „Fabulariach”, „Helikopterze”, „Zakładzie”, „Epei”, „Afroncie” i na stronach Wydawnictwa J. Urodził się w Oławie, mieszka we Wrocławiu.

Rafał Muszer – mikołowianin, po drodze trochę prażanin, a ostatecznie łaziszczanin z wyboru. Autor trzech tomów poetyckich: O tym, jak wymykać się i nazywać (2002), Laboratorium (2009), Wakacje w Avignon (2012). Programista, fotograf amator, muzykoholik.

Mateusz Melanowski – publikował w czasopismach. Laureat licznych konkursów. Otrzymywał, między innymi, nagrody główne w konkursie imienia Anny Kamieńskiej na najlepszą książkę poetycką województwa lubelskiego wydaną w latach 2016 i 2017 oraz 2020. Autor czterech tomów wierszy. Ostatni to Pierwsi napotkani (2020). Perkusista heavy metalowy i przewodnik dla amstaffki i boksera. Mieszka na wsi pod Krasnymstawem.

Adrian Tujek – napisał Niebieskie nie schnie (WBPiCAK, 2019) i Pierwszą wizytę tamburynu w Alpach (Wydawnictwoj, 2022). Prowadzi kancelarię adwokacką oraz wykłada prawo. Mieszka we Wrocławiu. Odpoczywa w górach.

Rafał Derda – autor kilkudziesięciu publikacji poetyckich, prozatorskich oraz krytyczno-literackich (m.in. „Odra”, „Czas kultury”, ”Akcent”, „Topos”, „Kresy”, ‘Impart”, „Arterie”, „Chaos w Mojej Głowie”) oraz dwóch książek poetyckich: Piątę (Salon literacki, Warszawa 2014), polskie obozy życia (papierwdole, Ligota Mała 2022). Wokalista-tekściarz zespołu WSTYD.

Mateusz Górniak – pisarz, dramaturg, krytyk filmowy i redaktor „Stonera Polskiego”. Autor Dwóch powieści ruchu (Filtry, 2023) i Trash Story (Ha!art, 2022), które znalazło się w finale nagrody Nike oraz było nominowane do Gdyni i Conrada. W teatrze współrealizował m.in. Przemianę (Nowy Teatr w Warszawie) i Wertera (Teatr Polski w Bydgoszczy). W sezonie 2023/24 odbywa rezydencję dramaturgiczną w warszawskim Nowym Teatrze.

 

 

Redakcja ÓSMEGO ARKUSZA ODRY:

Krzysztof Śliwka, Sonia Nowacka, Adam Pietryga

Kontakt: osmy.arkusz.odra@gmail.com

 

[1] W. Kopeć, jest taki konik, papierwdole, Wrocław-Kraków-Tennessee 2023.

[2] Z. Sala, W. Kopeć, Nowy Gramofon #49 – mówimy językami fafirafa, „Nowy Napis Co Tydzień” 2023, nr 208.

[3] Z. Sala, W. Kopeć, Nowy Gramofon #49 – mówimy językami fafirafa.

[4] Co konik robi, kiedy pan nie patrzy. Kilka słów o moim pisaniu, „Nowy Napis Co Tydzień” 2023, nr 201.

[5] Bertolt Brecht, Chorał o wielkim Baalu (przeł. Jacek St. Buras)

[6] Elizabeth Bishop, Ponad 2000 ilustracji i kompletny skorowidz, przeł. Andrzej Sosnowski

Odsłuchaj treść artykułu
Array ( [post_type] => post [posts_per_page] => 8 [post_status] => publish [orderby] => Array ( [meta_value_num] => DESC [date] => DESC ) [meta_key] => sticky_post [ignore_sticky_posts] => 1 [tax_query] => Array ( [0] => Array ( [taxonomy] => category [field] => term_id [terms] => Array ( [0] => 470 ) [operator] => NOT IN ) ) [category__in] => Array ( [0] => 15 ) [category__not_in] => Array ( [0] => 470 ) )

AKTUALNOŚCI

Dodano: 02.12.2024 03:00

Grudniowe pokazy spektaklu „Maria Skłodowska-Curie w mowie obronnej”

13 i 14 grudnia zapraszamy do Instytutu im. Jerzego Grotowskiego na kolejne pokazy spektaklu o życiu słynnej noblistki oraz wyzwaniach i dylematach tej wybitnej naukowczyni. pokaż więcej »

Dodano: 04.12.2024 13:54

„Lista uchybień”

Spektakl powstały w ramach Kongresu Kultury Wrocławia i Dolnego Śląska opowiada o aktualnych wyzwaniach pracy w instytucjach kultury oraz oczekiwaniach i realiach jej pracowników. Zapraszamy na pokaz 18 grudnia na Scenę Kameralną Teatru Polskiego. pokaż więcej »

Dodano: 04.12.2024 13:10

Demidowski/ Zugaj: Technologia nie znosi ambicji vol. 2

6 grudnia w lublińskiej Galerii Pomost rozpocznie się druga odsłona wystawy Lucjana Demidowskiego i Piotra Zugaja „Technologia nie znosi ambicji”, która debiutowała na przełomie lat 2022/2023. pokaż więcej »

Dodano: 03.12.2024 00:00

MIĘDZYNARODOWY DZIEŃ PRZECIWKO PRZEMOCY NA KOBIETACH. WYSTAWA W MEDIOLANIE

Razem z UBIK Associazione culturale współorganizujemy w Mediolanie wystawę „Libere perfino di sparire” w ramach Międzynarodowego Dnia Przeciwko Przemocy na Kobietach. W wystawie udział bierze 17 artystek z różnych krajów. Wernisaż odbędzie się 3 grudnia, a ekspozycja czynna będzie do 15 grudnia.  pokaż więcej »

Dodano: 02.12.2024 09:00

Stråliv – Narodzenie, na sianie położone

Zapraszamy na niezapomniane spotkanie, pełne wiedzy, inspiracji i twórczości, okazję do kreatywnego spędzenia czasu i stworzenia ozdób, które wprowadzą świąteczny klimat do Waszych domów. pokaż więcej »

Dodano: 02.12.2024 09:00

Spotkanie promujące monografię Marii Michałowskiej wydaną pod red. dr Mariki Kuźmicz

Spotkanie promujące najnowszą publikację OKiS we Wrocławiu. Monografia jako pierwsza kompleksowo analizuje dorobek twórczy tej niezwykłej i unikatowej artystki, zawiera szczegółowe opracowania bibliograficzne oraz obszerne kalendarium życia i twórczości Marii Michałowskiej. pokaż więcej »

Dodano: 02.12.2024 09:00

OKiS na 32. Wrocławskich Targach Dobrych Książek

Unikatowe publikacje OKiS w atrakcyjnych, promocyjnych cenach oraz spotkania z autorami naszych nowości wydawniczych! Serdecznie zapraszamy na nasze stoisko podczas Wrocławskich Targach Dobrych Książek w dniach 5-8 grudnia 2024 w Hali Stulecia we Wrocławiu. pokaż więcej »

Dodano: 02.12.2024 09:00

Grudniowe pokazy „Limby” | Teatru Układ Formalny

„Limba” w reż. Piotra Ratajczaka to spektakl o współczesnych problemach w komunikacji międzyludzkiej, hejcie, egoizmie, braku empatii i społecznych podziałach. pokaż więcej »

Skip to content

Zapisz się do naszego newslettera

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych (pokaż całość)