Udostępnij:

Dodano:

25.09.2017 11:29

9/2017: FELIETON-Jacek Łukasiewicz

Notatki literackie

Jacek Łukasiewicz

JAK DRZEWO MA ROSNĄĆ…

 

Skończył się lipiec, zaczyna sierpień 2017. Benefis Janusza Stycznia. Kogóż tam nie było. Literaci, władze, w powietrzu aż gęsto od Muz. Rozenfeld i Pluta, Kamiński i Okoń, Degler i Machnicki, Urszula Kozioł i Urszula Benka, Ewa Sonnenberg i Bogusław Bednarek wygłaszający orację-laudację. Nie wymieniam pań, które dominowały. Przemawiano, odznaczano, filmowano. Solenizant otrzymał medal (tak właśnie się mówi, otrzymał) Zasłużonego dla Wrocławia. Medal wielki, masywny i ciężki. Z zadowoleniem czytał swoje wiersze. Poezja, ta się nie kończy, choć mijają pokolenia…

Zakończyły się (na razie) manifestacje przeciw ustawom o Sądzie Najwyższym, Krajowej Radzie Sądownictwa, ustroju sądów powszechnych. Prezydent dwie z nich zawetował. Oglądałem manifestacje w telewizji – te w Warszawie, Krakowie, Katowicach, Wrocławiu, a także w mniejszych miastach i tę na Helu – szeregi idących lasem, poboczem szosy, w milczeniu, ciepło ubranych, bo było chłodno, całymi rodzinami pod prezydencką rezydencję, w której właśnie przebywał Andrzej Duda.

Teraz w skupieniu pracują eksperci-reformatorzy. A żeby nie było smutno, dla osób, które nie rozweselają się dostatecznie Przystankiem Woodstock i Lekkoatletycznymi Mistrzostwami Świata w Londynie, śledczy dziennikarze z TVP Info znaleźli dalszy ciąg rozmów, które niegdyś (kiedy to było?) wiedli politycy podczas konsumpcji w warszawskiej restauracji „Sowa i przyjaciele”. Nagrywający dla rozrywki kelnerzy byli jednak niezmordowani. O czym opowiadali sobie politycy, używając nieco wulgarnych określeń – nie wiem, bo zmieniam kanały. Moja kablówka daje mi możliwość wyboru. Jest upał, patrzę przez okno, jeszcze nie usunięto wszystkich konarów odłupanych z drzew przez niedawną wichurę. A już reformatorzy ogołocili ze wspaniałych gałęzi śliczny, rozłożysty tamaryszek na trawniku obok kościoła. Jakby koniecznie trzeba było uczyć każde drzewo, jak ma rosnąć. Same przecież wiedzą.

Dopiero teraz przeczytałem (niemal jednym tchem) książkę Małgorzaty Dzieduszyckiej-Ziemilskiej (recenzowała ją Iza Jóźwik w 10 numerze „Odry” z 2015 roku). Opowieść Dzieduszyckiej toczy się, jak pisze ona, na pograniczu fikcji i rzeczywistości. Prawdziwe są imiona i nazwiska wielu występujących tu osób. Tytuł trochę cudaczny: Tysiąc wiatrów w biegu. A wśród tych wiatrów epoki, wiatrów historii, ludzkich pragnień, dążeń, namiętności główna bohaterka, Zosia. Należy do wojennej generacji moich rówieśniczek i rówieśników, narratorka jest o kilkanaście lat od niej młodsza. W 1939 roku, pozostawiona na opiece ciotki we Lwowie, Zosia została wraz z ciotką wywieziona do Kazachstanu, potem wyjechała z Andersem do Persji. Uznana za sierotę popłynęła z Persji do Nowej Zelandii. Tam odnalazł ją ojciec, sprowadził do Polski. Dom ojca i macochy okazał się nieprzyjazny, też niesympatyczny był internat u urszulanek. Zamieszkała więc u swego wuja, Wojciecha Dzieduszyckiego, ojca autorki i narratorki zarazem, na wrocławskich Krzykach. Praca. Śmierć ojca. Małżeństwo, które się rozpadło. Wyjazd za granicę. Londyn, Nowa Zelandia, Kanada, Paryż. Los to nietypowy i typowy jednocześnie. Zosia jest kochana, ale nie tak bardzo, jakby pragnęła, jak sama zdolna jest kochać innych. Pragnie czułości i podziwu, chce być jak niezwykły egzotyczny ptak, wyróżnia się strojem, także w Polce Ludowej. I pragnie, żeby głaskano ją po ręce. Tylko tyle i aż tyle. Kolejni mężczyźni nie spełnili jej oczekiwań: ani ojciec, ani zdradzający ją mąż, ani boyfriend George. Tylko podziwiany wuj Tunio. I wreszcie ten wspaniały, niezwykły i opiekuńczy Krzyś, który otoczył troską ją, starą kobietę, samotną w paryskim mieszkaniu, on, ze złotym sygnetem i tlenionymi włosami łowca kont bankowych i testamentów – umiał stać się najbliższy, niezastąpiony, aby odciąć ją od jej lekarza, od świata i rodziny.

Narratorka zna wiele z tych osób, wśród których są też jej rodzice, wujowie, kuzynki. Wszyscy oni nie są jej oczywiście obojętni, i nie jest obojętna Zosia, poznana w dzieciństwie. Właśnie mapa uczuć i wynikających z nich zobowiązań jest w tej książce najważniejsza. A właściwie dwie mapy: narratorki i bohaterki. Nakładają się te mapy na siebie, ale przecież – co oczywiste – się różnią. A wynikający z tych różnic konflikt, będący też konfliktem moralnym przenika całą opowieść. Czytelnik zaś towarzyszy owym zmaganiom, i śmierci Zosi nie wśród rodziny, lecz w „nie najgorszym Domu Opieki”, gdzie odebrawszy z pułapki zastawionej przez pana Krzysia, umieściła ją narratorka Małgosia.

Znałem niektóre z występujących w tej książce postaci, mam je w trakcie lektury przed oczami, widzę ich ruchy, słyszę ich głosy. I samą narratorkę także pamiętam, kiedy była małą dziewczynką, zostawiono ją wtedy na krótko, bardzo króciutko, może na parę godzin pod moją opieką. I znałem tych, którzy, jak Zosia, dziećmi byli w Kazachstanie, Persji, potem w Afryce. Widzę i słyszę Jurka Krzysztonia, autora Opowiadań indyjskich i Wielbłąda na stepie. Bogdana Czaykowskiego… Większość z tych osób już nie żyje. Umarli nie tak dawno, a jak się zastanowić, było to przed ośmiu, dziesięciu, dwudziestu laty lub jeszcze wcześniej. I nic w tym dziwnego, taka jest rotacja ludzkich pokoleń na naszej planecie. Kiedyś wszystko, co wiem, myśli Zosia, wysypie się ze mnie z przepełnienia, albo, co gorsza, poplącze i niektóre wydarzenia nagle wynurzą się z niepamięci, staną mi sztorcem w mózgu i będą uwierać i sterczeć, albo leżeć połamane i rozrzucone, w najzupełniej przypadkowych i nieodpowiednich konfiguracjach.

Tak rzeczywiście się dzieje. Tak albo trochę inaczej. Każdy jest kowalem swojego losu, ale nigdy od początku do końca. I nie może powstrzymać prądów historii, wichrów dziejów.

Ostatnio w czytelni IFP czytałem czasopisma z lat sześćdziesiątych. Cmentarzysko umizgów i ambicji, niewydarzonych wierszy, czczych recenzji. Jakże niewiele tam widać w tej warszawskiej „Kulturze” czy „Współczesności”. Nie tylko dlatego, iż papier zżółkł, a czcionka niepokojąco zmalała. Pamiętam, nie wypadało wtedy tam drukować (w pewnych latach tu, a w pewnych gdzie indziej). I nie chce się wierzyć, że tyle świetnych książek wówczas napisano i wydano w kraju. Właśnie w latach sześćdziesiątych: Białoszewski, Herbert, Przyboś, Jastrun, Ważyk, Grochowiak, Różewicz, Andrzejewski, Buczkowski, Iwaszkiewicz, Mrożek, Błoński, Kołakowski, Lem, Konwicki i jeszcze parę nazwisk wypadłoby dołożyć. Troszkę wolności, widać, się przydaje, nie za wiele, ale w sam raz, trochę kontroli, dbałość o właściwe (politycznie) kadry kierownicze. Najlepiej wprowadzić centralny system finansowania. Nie, nie postępować, jak dziesięć lat wcześniej, gdy reżim był stalinowski pełen błędów i wypaczeń, ani nie daj Bóg, jak w latach osiemdziesiątych, kiedy system zmurszał i się walił, dwa obiegi nie komunikowały się ze sobą, a książki natychmiast rozlatywały się na luźne kartki. Kiedy sądy będą nasze, jak wojsko i policja, samorządy rozsądnie nasze, wtedy i w kulturze się poprawi, wprowadzi się reformy w równie rozsądnych, oczywiście, granicach, tak aby powstawała literatura, rozumnie kontrolowana, na miarę Polaków. Wysoką miarę. Tak sobie kombinuje obecna władza. Może będzie tak, ale zapewne będzie inaczej.

Wróćmy do poezji. Jest ona wolną domeną, ale ileż ma ograniczeń. Wymyśli się coś nowego, a to już było i, co gorsza, znaczyło co innego, niż mi przyświeca. Ogranicza więc dziedzictwo form, ogranicza język, w którym się myśli i pisze. Ogranicza moda, której każdy ulega, nie zdając sobie z tego sprawy. Nie wspominając już o własnej biografii piszącego, którą poezja chce przekroczyć, ale nie może, bo jest jej częścią. A z drugiej strony – poetyckie dzieło, które się kiedyś rozpoczęło, jest już osobne, wymaga od autora konsekwencji, narzuca mu swoją autonomię, i za tę konsekwencję nagradza, a za jej brak karze. Owa autonomia nieraz jest widoczna, a jej wartość oczywista. Tak jest w wypadku poezji Janusza Stycznia. Ma on duszę liryka, mówi więc o sobie, rzadko jednak – jak mi się wydaje – wprost. Wprost bowiem liryk mało może o sobie powiedzieć. Potrzebne są przeto zapośredniczenia. Służą temu w poezji Janusza Stycznia koncepty, dedykacje, wszelkie przekomarzania się z Muzami, przyjaciółmi. Cała ta towarzyskość i swoista „salonowość” obecna w tej poezji. Ma ona jakby „szpary” i dopiero przez te szpary (a nie przez „bebechy”) można zajrzeć w głąb psychiki, do głębi duszy. Czasem z tych przekomarzań Poety (prezentującego się od możliwie największej litery) rodzi się balladka, z tych co to „straszyłem Marylę” (a tradycja to bardzo dobra, owo „straszenie” dało przecież początek Dziadom). Dużo wierszy fabularnych pochodzi z innych zamiłowań Styczna, do epiki psychologicznej, tej z XIX i z pierwszej połowy XX wieku. To też jest zapośredniczenie, z niego wzięły się chyba najlepsze utwory poety. Ta dojrzała twórczość rodzi owoce, którymi jeszcze wielu będzie mogło się pożywić.

Jacek Łukasiewicz

Odsłuchaj treść artykułu
Array ( [post_type] => post [posts_per_page] => 8 [post_status] => publish [orderby] => Array ( [meta_value_num] => DESC [date] => DESC ) [meta_key] => sticky_post [ignore_sticky_posts] => 1 [tax_query] => Array ( [0] => Array ( [taxonomy] => category [field] => term_id [terms] => Array ( [0] => 470 ) [operator] => NOT IN ) ) [category__in] => Array ( [0] => 15 ) [category__not_in] => Array ( [0] => 470 ) )

AKTUALNOŚCI

Dodano: 20.11.2024 14:15

Uroczystość z okazji Święta Narodowego Austrii

W dniu 20 listopada 2024 w Auli Leopoldina Uniwersytetu Wrocławskiego odbyła się uroczystość z okazji Święta Narodowego Austrii. pokaż więcej »

Dodano: 18.11.2024 14:39

Fotorelacja z prapremiery spektaklu „Jesień” w reżyserii Katarzyny Minkowskiej

Fotorelacja z prapremiery spektaklu „Jesień” w reżyserii Katarzyny Minkowskiej, która odbyła się 15 listopada 2024 w Centrum Sztuk Performatywnych we Wrocławiu. pokaż więcej »

Dodano: 11.11.2024 06:00

Spotkanie z Martą Hożewską w Wałbrzychu

Spotkanie z Martą Hożewską na temat książki „Miejsce życzliwe. Rzecz o Targu pod Młynem Sułkowice" w Bibliotece pod Atlantami w Wałbrzychu odbędzie 9 grudnia br. pokaż więcej »

Dodano: 11.11.2024 04:00

„Muzyczne Czwartki” w Jeleniej Górze 2024

„Listopadowe krople deszczu” to koncert kameralny w wykonaniu uczniów i pedagogów PSM I i II stopnia w Jeleniej Górze, który odbędzie się 21 listopada w Galerii Karkonoskiej. Serdecznie zapraszamy. pokaż więcej »

Dodano: 11.11.2024 03:00

„Maria Skłodowska-Curie w mowie obronnej” – PREMIERA

Już 22 listopada zapraszamy do Instytutu im. Jerzego Grotowskiego na premierę najnowszego spektaklu o życiu słynnej noblistki oraz wyzwaniach i dylematach tej wybitnej naukowczyni. pokaż więcej »

Dodano: 11.11.2024 03:00

Dolnośląskie Salony Muzyczne

W listopadzie w ramach cyklu Dolnośląskich Salonów Muzycznych, który jest wzorowany na tradycji dziewiętnastowiecznych salonów muzycznych, organizowanych przez szlachtę i elitę finansową, na terenie Dolnego Śląska odbędą się koncerty muzyki inspirowanej poezją Goethego i Mickiewicza. pokaż więcej »

Dodano: 11.11.2024 02:00

Dzień pamięci i Pojednania

Zapraszamy na uroczystości związane z obchodami 35. Rocznicy Mszy Pojednania w Krzyżowej, które odbędą się 23 listopada we Wrocławiu. W programie obchodów m.in. koncert wokalno-organowy oraz wykład. pokaż więcej »

Dodano: 11.11.2024 02:00

One Love Wrocław Music Festival 2024

Przed nami One Love Wrocław Music Festival 2024! Ponownie zapraszamy na halowy festiwal muzyczny, który w nowej formule łączy koncerty najpopularniejszych polskich artystów z najlepszą selekcją muzyki elektronicznej z naciskiem na drum’n’bass. pokaż więcej »

Skip to content

Zapisz się do naszego newslettera

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych (pokaż całość)