Udostępnij:

Pocztówki Literackie KM wrzesień 2021

POCZTÓWKI LITERACKIE KAROLA MALISZEWSKIEGO

 

Michał. Nie „czaję” tego i nie czuję, zalatuje bełkotem, z jednym niezłym wyjątkiem, fragmentem o muzie nie większej od muchy: „Muzo, moja muzo,/ jesteś najmniejszą ze wszystkich muz/ i najdokuczliwszą. Nawet rozmiar masz/ dokuczliwy, bo nie jesteś większa/ od muchy robacznicy./ I może wcale nie jesteś muzą./ Nie przylatuj tu więcej, bo/ możesz sobie opalić skrzydełka/ o płomień zapalniczki”.

 

Adrian. Za przeproszeniem Szanownego Państwa… „Wysrałem pestkę/ uniesień. Nareszcie!”. Bohater uwolnił się od zbędnej egzaltacji? Co mu zatem zostanie? Wolałbym coś więcej wiedzieć o tym, co wzniosło się, by tak sromotnie opaść. Tytuł „Zatwardzenie” też jakby przesadzony. Wydaje mi się, że pan o prawdziwym zatwardzeniu nie ma żadnego pojęcia.

 

Patrycja. Najpierw razi graficzny kształt wierszy – takie „choinki” czy „jodełki” wysyłają nastolatki na swój pierwszy w życiu konkurs poetycki. Niczym nieumotywowane rozchwianie linii wersów jest interpretowane jako wersyfikacyjna ignorancja, proszę od tej chwili o tym pamiętać. To niefrasobliwe rozchwianie wersowych schodków rzutuje na treść (albo odwrotnie w ramach wymyślonej przez panią struktury), która jawi się jako równie niejasna i mętna, błaha. Te „więzione w ich duszach skowronki”, ów skalny mężczyzna, któremu „chodzą po głowie ulotne jak myśli safanduły” (co właściwie mu chodzi?), te „ślady dzikich domowników” (a więc chodzi o zwykłą wszawicę?). Aż chciałoby się zawołać „Halo, tu Ziemia” i przywołać do nas na dół, wskazując na tysiące spraw czekających na poetyckie zaiskrzenie. A więc, proszę wybaczyć, nie akceptuję pani kosmosu, tej fałszywej alternatywnej rzeczywistości. Nie pociąga mnie, nie obchodzi nic a nic. Bardzo dużo pracy przed panią. Na początek podstawowe olśnienie, że coś tu nie tak, gdy ogłasza się odkrycia w stylu: „Memento mori/ co dzień myślę/ czas ucieka jak/ wypalający się papieros”.

 

Natalia. Ujmująca jest w tym zestawie bezpośredniość, coś w rodzaju „aroganckiej” szczerości, ale już na przykład „prostota” nie bardzo. Nie pasowałaby do opisu. Tu nic nie jest proste, a już szczególnie skomplikowana (i ciekawie opisana) wydaje się relacja „kościół a społeczeństwo”. Ta propozycja to świeży głos, tylko, że takich głosów jest w tej chwili wiele; bezceremonialne dziewczyny szorstko rozprawiające się z różnymi urojeniami społecznymi, a tutaj szczególnie kościelnymi. Mnie to zaciekawiło, w pewnych momentach poruszyło. Wiem jednak, że to trochę za słabe, zbyt podobne do innych. Wpisuje się w jakąś niestety typowość. Wierzę, że kiedyś uda się pani z niej wyrwać.

 

Beata. „Kwitostan otrząśnięty/ w porę, nic, tylko/ wołać ahoj!”. Lekkość bohaterki pozbywającej się kwitów? Czy to aluzja do aktualnych wydarzeń politycznych? Potem ten przeskok do żeglarstwa. Dość niepokojący.

 

Jan. Kilka bystrych obserwacji, gniewna kontestacja „stałych” systemowych, chwilami szyderstwo, częściej ironia – ciągle za mało, żeby być zauważonym. Ten model rozpowszechnił się ostatnio. Tak piszą przeciętni. Nie wiem, co mogę poradzić na wyjście z przeciętności. Może nie rozgadywać się, nie wyjaśniać wszystkiego po kolei, a raczej skumulować napięcie i obserwacje, „ścisnąć gardło”, bardziej przerazić, wstrząsnąć? Nie wiem. Bo na razie to poziom nieco zaangażowanej pogawędki.

 

Czesław. „Przerabiać poetę/ na mydło, którego poeta/ i tak nie używa”. Moim zdaniem, drobnomieszczaństwo nie powinno w żaden sposób osaczać prawdziwego poety. Jeśli ten chce mieć brudne paznokcie, niech ma. Mydło jest przereklamowane. W obliczu geniuszu oczywiście.

 

Dominika. Słodkie te pani baśniowe odloty, te „dżungle przygód”, „ucukrowane” napięcia i konflikty wyrażone skonwencjonalizowaną mową, pozorem poetyckiego wyrazu. Ślizga się (ona, mowa, i ona, pani, „podmiotka”) po tym wszystkim, zaledwie muska, nic ważnego nie wyrażając. Ważne jest dla pani nieważne i na odwrót w teatrzyku od niechcenia. Po co to wszystko? Dlaczego ja to miałem przeczytać i publicznie wyrazić dezaprobatę? Mam wrażenie, że i to było skalkulowane, moje żachnięcie domknęło zaplanowany przez panią spektakl. „Suweren sunie po dyskotekowym parkiecie,/ gdzieś w głębi sali z konfetti zamiecie,/ sens wszystkich istnień i bytów/ na zapleczu bez zgrzytów/ wyjaśnia proszalny dziad nieproszony”. Ech.

 

Danuta. „Zaopatrzeniowiec/ brzasku wywija suchą/ nogą”. Chromy pracownik handlu obwoźnego? Tak pani widzi jego samotny, bezradny taniec? A co na to „zegarmistrz światła”? Czy tańczą w jednej drużynie?

 

KM

Odsłuchaj treść artykułu
Skip to content

Zapisz się do naszego newslettera

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych (pokaż całość)