Udostępnij:

Wiersze wybrane w listopadzie 2023

Dawid Drapisz, Michał Filipowski, Artur Król, Krzysztof Nurkowski, Iwona Wlazło

 

Dawid Drapisz

 

w imię ojca i syna

 

ojciec często wychodził

z siebie po czym manifestował siłę. bił

 

na oślep. pianę z piwa zawsze odtrącał. matkę też

dlatego zaszywała się u sąsiadki. próbował tego

kilkukrotnie ale nie pomogło. babcia była mocno wierząca

w niego.

 

nic to mimo słów pełnych matczynej piersi. siary

nie miał a my wszyscy dusze na ramieniu nosiliśmy

i wkładaliśmy do żelazka żeby ładną koszulę ubrał. wtedy

 

wychodził sobie. a nam na spokój.

 

*

nie potrafię ciebie wyrazić jesteś od wschodu

i tyle ile musisz być co po zachód odra-

pana warta północy. kiedy zawracasz kijem cierp-

nie krew głowy. oto prawdziwa ty.

 

nie potrafię ciebie pisać pełnym zdaniem. miast być

brniesz w miasta światłem. płyniesz w to

zlewisko w jeden akwen. bez obmytych brzegów imion

potocznych kamieni . oto prawdziwa ty.

 

*

chyba muszę być o czymś skoro za dnia czuję lizanie pięt i odgłos

powietrznych syren płynących z metalowych kogutów

 

chyba muszę być o czymś skoro za dnia potrafisz mnie z pamięci

wyrecytować od stóp do głów bez przerwy na wdechu

 

chyba muszę być o czymś skoro tak chętnie sięgasz do robienia

co wyrasta najlepiej ułomną łodygą gdy jest już w porę

 

chyba muszę być o czymś skoro przypadłem do gustu wybrednego

 

jest

 

jest język

jest język buta

jest język ciała

jest język obcy

jest język ognia

jest język światła

jest język własny

jest język w gębie

jest język martwy

jest język migowy

jest język ojczysty

jest język braille’a

jest język wymarły

jest język połknięty

jest język teściowej

jest język za zębami

jest język geograficzny

jest język programowania

 

jest brak wspólnego języka

 

 

księga wyjścia

 

jest nie źle, jest nie gorzej, będzie nie lepiej

zapominamy nigdy, pamiętamy zawsze, mówimy trawa

dzień to, noc to, jemy to, pijemy to, trawimy to, krwawimy to

robimy bo każą, robimy co każą, robimy jak każą, robimy bo karzą

śpimy tym, śnimy tym, myślimy tym, plujemy tym, dymimy tym, darujemy tym…

darujmy sobie

 

*

wyciąłeś słowne drzewa

i skroiłeś na swoją miarę

które w istocie nie były

 

zostawiłeś połamaną korę

bez pełnej śmierci pnia

i roztrzaskane dookoła słoje

 

nad wyraz martwy punkt

wyrębu

 

 

Michał Filipowski

 

***

może być tak że cena jaką będę musiał zapłacić

za znalezienie miejsca na nocleg

będzie przewyższać ewentualne korzyści

pamiętasz co mówił nauczyciel

 

raczej zniewagi i ciągania po sądach

może trzeba było słuchać ojca

dopóki miał jeszcze złudzenia

 

czy to jest miłość kiedy się szuka

dla siebie usprawiedliwienia

gdy umiera pamięć

 

czasem ma się wrażenie

że bardziej zależało tym

których już nie ma

 

rzeczy dają się obiektywnie ująć pisał Schopenhauer

ale tylko wtedy kiedy staną się dla nas obce

 

***

 

to wydaje się takie proste obudzić się

o odpowiedniej porze by zdążyć

przed pierwszym ciosem

 

teraz gdy zbliżam się do tego miejsca

gdzie wszystko się rozstrzygnie czas

wydaje mi się tylko wypadkową

 

kilku czynników na wystąpienie których mam

niewielki wpływ mogę jedynie robić uniki

uodporniać kości na przypadek gdy ktoś będzie

 

chciał miażdżyć je kołem uwrażliwić słuch

na pewne dźwięki napływające z nieba

by zdążyć sprowadzić rodzinę

 

do poziomu gdzie nie dosięgnie nas ogień

o tyle mi jest łatwiej to pisać że jestem

kilka tysięcy kilometrów na zachód od stolicy

 

państwa gdzie narodziła się nienawiść

to nie oznacza że gdy stanę na rampie

nie dowiem się czy jestem

 

na tyle wartościowy by mi powierzyć pracę

w lazarecie czy przy segregacji odzieży

osób których przeznaczeniem jest popiół

 

***

to może być objaw histerii wywołanej zwątpieniem

desperackim poszukiwaniem sensu
by odzyskać poczucie ciągłości istnienia

butelka półsłodkiego imiglykos

w piątkowy wieczór może posłużyć
jedynie jako załagodzenie

skutków długotrwałego bombardowania

mózgu przez świat przedstawiony
zmysłom nie jest źle

jak dobrze pójdzie to do sześćdziesiątki

powinienem przekonać świat
że warto mi zaufać

 

Artur Król

 

Gwiazdozbiór

 

Kosmos posiał we mnie

 

 

ziarno zielonej muzyki. Trawa w moich snach

jest świeżo skoszona. Zawsze źdźbli się upadle. To

dobra ziemia. Ogród jaskrawie dojrzewających gwiazd.

Na doskonale utrzymanych mgławicach graniczy z sadem,

po którym buszują bluszcze komet. W sezonie

 

 

tylko kilka drobnych planet, których nikt nie zbierze.

 

 

Zapis

Nocą sodowa smuga światła jest osią

symetrii miasta. Spóźniony autobus

lekko kołysze senne postacie

 

na zakrętach. Wypływasz z niego

w mrok bocznej ulicy. Klnie

w każdym słowie zmęczony

 

przechodzień. Ukrywasz w pięści

srebrność kluczy. Schodami do łóżka

tam,  która daremnie przyozdabia suknię –

 

co wieczór bezimienna tobie uśnie.

 

 

Z księgi wniosków i zażaleń

 

                                             „Poezja jest chorobą niektórych ludzi,

                                             Podobnie jak perła jest cierpieniem ostrygi”

  1. Heine (1797 – 1856)

 

gdybyś był zdrowy

rozrzuciłbyś wersy zgrabnie

my byśmy je drukowali ze zrozumieniem

a tak ci wartko słowo przesiąka przez gąbkę

niedoczerpanego tokiem mózgu

 

gdybyś był zdrowy

pracowałbyś jasno i pewnie trafiał comiesięczną

kwotą w wyznaczone cele

a tak o tyle zapijesz żyły ile z nich wyprułeś

talentów i szans

 

gdybyś był zdrowy

spłodziłbyś mi gromadkę pewnego dnia

usiedlibyśmy w kucki dookoła trumny

a tak bez sensu będę czesała włosy

czekając na swoją kolej

 

ten wiersz nie ma puenty

gdyby ją miał obyłoby się

bez zaciskania

palców i powiek

 

Widowisko

Wstaję. Obserwuję wgłębienie

na obiciu fotela. Dzień odbywa się

bez zakłóceń. Jest wiosna.

Tęsknię za śniegiem,

ścieram kurz z półek.

Rozpuszczam biały proszek. Pranie

mózgu usunie część szarych komórek.

 

Żona uśmiecha się. Zdąży

przed zimą pochować me ciało

w swetrzanej zieleni. Druty migają

sprawnie w jej rękach. Jesień stygnie

powoli w zimnych pocałunkach. Moja

 

historia kończy się

prawdziwie. Ktoś wam kłamie,

mówiąc że zwariowałem.

 

Dożywocie

Chciałem powiedzieć moim rodzicom, żeby tyle nie pili. Nie było mnie

wtedy jeszcze na świecie, więc nie mogłem. Dlatego otrzymali dożywocie

za nieumyślne spowodowanie życia. Wyrok był surowy ponieważ fakt,

że byli pod silnym wpływem alkoholu nie został policzony

jako okoliczność łagodząca. Poezję pisze się na trzeźwo.

 

 

Poezję na trzeźwo się czyta. Pije się pomiędzy. Trzeźwym

się tylko bywa. Podobno świat na trzeźwo

jest nie do zniesienia. Zawsze w to wierzyłem. Wiara czyni cuda.

 

CV

jestem doświadczony i systematyczny

 

dzieciństwo w normie ospa świnka

stan wojenny uśmiechnięta matka

w nocnych kolejkach po meble

ostre zapalenie zatok z przemieszczeniem

gałki ocznej dwa razy

matura profil humanistyczny

kompleks zaburzeń afektywnych

o charakterze neurotycznym

wojewódzka poradnia uzależnień lekowych raz

otwarcie naczyń krwionośnych z naruszeniem

tkanek miękkich na dużej powierzchni trzy razy

zdarzenie drogowe z udziałem ofiar dwa razy

oddział zamkniętej opieki psychiatrycznej dwa razy

i że cię nie opuszczę aż do śmierci raz

magisterium z socjologii ogólnej

społeczne centrum do walki z chorobą alkoholową dwa razy

sto lat czterdzieści razy

kace z tysiąca i jednej nocy

 

śmiało patrzę w przyszłość szura

do mnie kapciami przeziera przez nią biel

na mankietach i na łokciach

 

 

Krzysztof Nurkowski

Śladami żywego poety

 

rynek trotuar cmentarz

duchy przodków

 

do korekty

chyba nie trafiona właściwie alejka i oś czasu

 

nazwa pospolita

ściśnięta kolosami miast

 

nazwa pospolita

na rzeczy

 

rzecz pospolita

plebejska jakaś

 

staw most

rzeczka skłamana

 

miała być samotna

sierotka

 

a wyszedł Giełtrzew

 

dąb pamięci

w wolną Polskę

o wolną Polskę

o wolną Polskę

 

zapytana sklepowa

Patek odpowiedziała stąd był

 

kupiłem dwie cisowianki

dla kronikarskiego paragonu

 

 

*

 

szukać uniwersum w lokalności

szukać cienia geniuszu

w przeciętności

znajdować piękno w niedoskonałości

budować żywe z martwych idei

ciepłe posłania z twardych desek

 

 

Na koronokrację

 

Do opactwa weszły same biedactwa,

a arystokraci – błąkają się po polach, bez gaci.

 

Po ulicach zaś frustraci,

czekają kto zyska a kto straci.

 

Kto będzie przytulony,

a kogo się postawi blisko ogona.

 

Kogo się kopnie w rzyć,

a kto otrzyma królewski cyc.

 

 

Noc

 

wygaszam wszystko

zapalam świecę

otwieram balkon

rzęzi deszcz

obejmuję krople

dłońmi

zraszam całe ciało

dziękuję niewidocznemu niebu

za najpiękniejszą muzykę świata

oddycham

 

Zielono mi

 

Włóczęga polny gnany ciepłym wiatrem

jestem w podróży po swojej samotni.

Gdzie wiklin kępy i trawa zielona,

wierzb ikonicznych szarość i strumyk co kona.

 

Zielono mi.

 

Stoję przy Włodziu. On mówi do siebie.

Tkając swe słowa, jak prządka tkaninę.

Bardzo logicznie w obłokach buszuje,

Próbując łapać ptaka i przyczynę.

 

Zielono mi.

 

Jesień powoli rozcapierza palce,

Słońca i deszczu proporcję wykuwa.

Mgła nad Nidzicą poranny tren rozwija,

Widokiem nieziemskim Ponidzie spowija.

 

Zielono mi

 

Włodziu chwiejnym krokiem, rzeźbi swoje życie,

Wielkiej historii w oczy nie zagląda.

Stały w przekonaniach, myślach i poglądach,

Nic go nie obchodzi, kto nań zeń spogląda.

 

Zielono mi.

 

A nam czas mija nadgryzając ciała,

Oferując darmowe obawy i lęki.

Pod próg podrzucając nuty świętej pieśni,

Tej co nie zginęła i się ucieleśni.

 

Zielono mi.

 

Iwona Wlazło

  

*

Pytałaś, co jest pod twoją górą?

Szukałaś pod mchem

tym miękkim i tym suchym?

Nieobecność zwierząt

Napis Rezerwat przyrody

załatwił sprawę

tylko dla ludzi

Pytałaś polityków?

Ci sprzed paru kadencji dobrze pamiętają

Gdy ty już dawno zapomniałaś

Mamy krótką pamięć

Obrasta ją ciasny splot zmian

Życie zbyt nawarstwione

żeby

pamiętać

kupę gruzu

śmietnisko

syf

 

*

Czyli ja póki co jeszcze młoda

Mylą mi się zjazdy

na autostradzie

Mimo wielu znaków

na niebie i ziemi

Jak wół stojących

Błądzę

I dzwonię do ciebie

ze strachem

że nie znajdę już

domu

 

Przesiewałem II

 

Co się stało z babką lancetowatą

albo zwyczajną Konrada Góry?

Czy dwumilimetrowa przestrzeń

Mostu Warszawskiego

pękła od wody i czułości?

Co się stało z babką lancetowatą

albo zwyczajną?

Czy ktoś jeszcze pochylił się nad nią?

Czy wszyscy mieli coś ważniejszego

do roboty?

Może niczego

nie nauczyliśmy się

przez te lata

 

*

Mówiła, żebym założył kapcie,

bo nabrudzę.

– Przecież zakładam – denerwuję się.

– To są buty, tu masz kapcie.

– Przecież wiem – odburknąłem, choć

nie wiedziałem.

O czym?

Coś trzeba rozwiązać,

zdjąć, założyć.

A może jakoś inaczej?

W tej kolejności? Czy innej? Pobrudzę.

Ale co? Przecież ubieram kapcie.

Podsuwa mi coś do stóp bez słowa.

Wsuwam na stopy. Dokądś idę.

Bezpamiętnie.

Odsłuchaj treść artykułu
Skip to content

Zapisz się do naszego newslettera

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych (pokaż całość)