Udostępnij:

Pocztówki literackie KM kwiecień 2024

Maciej. Nie wiem, od kiedy pan pisze. Jeżeli to są pierwsze próby, to podziwiam gotowość pana samoświadomości do tworzenia takich monologów – szczerych, okrutnych, jakby od niechcenia rzucanych na papier. Zakładam, że jest to etap, nad którym pan zapanuje, i że się coś w panu i w tym pisaniu uładzi. Że pojawi się coś tonującego, że inaczej rozłożą się akcenty: i może napiszę lepsze wiersze/ gdy poukładam sobie niemieckich filozofów; ale już w tej chwili podziwiam możliwości w zakresie „wiersza z niczego”, wyciska pan zadziwiającą, jakby koślawą, liryczność z dowolnej, banalnej, sytuacji. Czuje się, że za tym stoi mądrość nie tylko wyczytana, i też nie pierwsza lepsza emocja. Nie rozumiem Mamy i nie lubię Bólu, ale Tata i Przekręcać to w moim pojęciu coś bardziej udanego. Czekam na następne utwory. Proszę za jakiś czas przesłać.

Michał. Ponosi pana w stronę bardziej retorycznej niż lirycznej emfazy, brzmi to jak deklamacja. Od razu mówię, że wyczuwam spore zdolności w zakresie układania słów, jednak na razie służą celom dość zagadkowym. Nie rozumiem, po co ta teatralność i pompatyczność. Krótko mówiąc: jest twórcza energia, tylko błędnymi kanałami puszczona. Efekt? Proszę bardzo: Gdybym nie uwielbiał umykających zaćmień/ zakochałbym się pewnie w złocistej smudze światła,/ na której Helios robi cuda z dziewczynami,/ uczepiłbym się byle czego, by pożyć ciut dłużej. Ale o co chodzi, chciałoby się zapytać konkretnie i może prostacko, chciałoby się zapytać, o jakich cudach Heliosa mowa, i jak to się ma do pańskiego i naszego życia. Wiele już pan umie. Właściwie każdy tekst proponuje otwarcie się na inną poetykę, pójście w nowym, zaskakującym kierunku. Chyba na razie testuje pan możliwości, nie mogąc dokonać wyboru. W związku z tym przekonuje mnie tylko utwór szósty. Cytuję go w całości: Pokaż mi swoją raciczkę, a powiem ci, z jakiego piekła pochodzisz.

Magdalena. Tak, to jest już publikowalne, to może zdobywać nagrody na konkursach. Aż tyle, i tylko tyle, poprawne, przylizane jak należy, za każdym razem ładnie doprowadzone do puenty. Zdaje się jednak, że prosiła pani o radę czy też ocenę. Zatem śmiało mogę odpowiedzieć – umie pani pisać wiersze takie, jakie wszyscy piszą. Gdyby się jednak chciała pani wyróżnić, wychylić, zaryzykować, to proszę o mnie pamiętać. Owoce tej transgresji chętnie opublikuję.  Trzeba wyjść spod „ciepłego koca” dobrze opanowanej poetyki, ze średniactwa, które z niej wynika. O, na przykład to całkiem dobry wiersz, lecz człowiek czytając, wyobraża sobie, że mógłby być lepszy, i że panią stać na ten wyobrażony „lepszy” kształt: cztery ściany/ jej życia/ zatrzymują oddech/ w połowie drogi do ciszy/ pełnej czarnego ptactwa i lęków// znajome słowa umarły// nawet wiatr milczy/ gdy wdziera się pod skórę// krew w jej żyłach/ gęstnieje/ od zbyt wielu zmierzchów// dusi się/ nieprzełkniętą nadzieją/ w niemożliwe// w ciemności/ pod ciepłym kocem/ udaje że czeka/ na świt.

Marek. Ameryki to nie odkrywa, ale jest tylko pańskie, ściszone, kameralne, niemiłosiernie sentymentalne, jednak buduje więź z czytelnikiem zwyczajnym, który niewiele wie o poszukiwaniach współczesnej poezji, nie szuka jakiejś w wypowiedzi lirycznej wydumanej awangardy, tylko takich drobnych emocjonalnych śladów płynących od drugiego człowieka. Nie pasuje mi to do linii programowej pocztówek, więc prezentacji nie będzie, wskazuję tylko na ludzką, ciepłą i serdeczną stronę całego przedsięwzięcia, ograniczonego – jak sądzę – do niewielkiej gromadki wiernych słuchaczy. Niechaj słuchają, ja ich uświadamiać nie będę. Nie tym razem.

Julia. Drugie podejście. Coś się powoli wyłania z dotychczasowego gadulstwa i bezformia. Już umiejętnie zaczyna pani i kończy monolog, ładując emocję czy przemyślenie w pudełko zwane wierszem. Teraz potrzebny jest następny wysiłek i dalsza praca nad tym, co się w to pudełeczko wpycha; więc raczej czas staje się dziki/ i z rozpędu każdy termin/ traci ważność/ uciekam przed życiem/ w mniej lub bardziej udany sposób/ oglądam własną eksterminację, lecz zdecydowanie nie kolejna godzina/ w łóżku i dwudziesta siódma/ noc bez ciebie. Podsuwam to jako trop.

Elżbieta. Jako tom jest raczej nie do przyjęcia. Jakieś to rozsypane, nierówne, na razie nie widzę klarownej całości, nie widzę układu. I nie chodzi o to, że pani  „za ciasno wpisywała, może dlatego są rozsypane”. I dalej – „może zachowam większe odstępy i będzie plik bardziej czytelny”. Po prostu teksty czekają na selekcję, wybór czy namysł. Niemniej są fragmenty, które mnie zainteresowały. Te nieliczne utwory, które mnie zatrzymały, godne są wyboru do pocztówek. Wypadnie to w maju.

KM

Odsłuchaj treść artykułu
Skip to content

Zapisz się do naszego newslettera

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych (pokaż całość)