Pocztówki literackie KM styczeń 2025
Kamil. Było zamieszanie z Michałami, teraz jakby więcej Kamilów. Zatem chodzi o autora dziewięciu utworów, poczynając od Dzień dobry, a kończąc na Widzę miłość inaczej; wszystkie, jeśli się nie mylę, rymowane. Dbałość autora o to, żeby pisana rzecz rymowała się bezwzględnie i koniecznie, jest zastanawiająca. Obsesyjny to porządek, pozorny. A w tym, co się toczy, dzieje, rozgrywa, raczej bałagan. Nie widać żelaznej konsekwencji, określonego i charakterystycznego obrazowania. Raczej od Sasa do Lasa. Co panu przyjdzie do głowy, już godne rymotwórczego zapału. Dlatego wrażenie manufaktury (trochę wysilonego trudu, a trochę zabawy), a nie autentycznej potrzeby poetyckiej. Efekty na razie marne, bo też inne być nie mogą, gdy się ktoś tak bardzo sili. Gdyby jednak zrezygnował pan z więzów, to jest rymów, może dałoby się zbudować coś własnego. I może byłoby to mniej mechaniczne, nie kręciłoby się wokół powtarzalnych skojarzeń, odwołań i konceptów. Te koślawe i niezbyt pomysłowe rymy nie dają się panu wysłowić. Na dodatek wpędzają w śmieszność. Niezamierzoną, bo pan poezji satyrycznej nie tworzy, pan chce być jak najbardziej poważny. A tu: widzę miłość inaczej/ to nie uczucie raczej/ Stan pewnej trwogi/ rośnie serce albo rogi// dla mnie miłość jest jak wśród ptaków/ bez kłamstw, dziwnych haków/ jak zakochanych gołębi chór/ jak łabędź po stracie wśród chmur. Niech pan teraz pomyśli, ochłonąwszy, o tym, co pan chciał powiedzieć, a co mimowiednie wyszło. Po prostu groteska, gdy szukając nowych określeń miłości, rymuje się trwogę z rogami, a następnie sugeruje, że w królestwie ptaków nie szuka się na nikogo haków, i jeszcze łabędzie doznają bliżej niezidentyfikowanej straty w chmurach; nonsens goni nonsens, a to wszystko z rymowej niewoli. Albo tu: Zbudowałem z miłości mur./ Zakluczyłem bramy złote/ i choć kocham cię jak Rotę…/ Twój głos z wieży słyszę,/ na barierce już prawie wiszę…/ Zamiast ciebie, przytulam zimne ściany/ Choć w serce przez nie jestem dźgany, to…/ Zbudowałem z miłości mur. No, brak mi słów komentarza. Chociaż jedno już się nasuwa: mur. Zbudował pan z lenistwa mur, którym ogrodził od siebie czytelnika szukającego prawdziwej poezji. Być może jest to etap przejściowy – gdy pan już przerobi Mickiewiczów, Słowackich i Kasprowiczów, może wpuści trochę świeżego powietrza płynącego ze strony współczesnej poezji. O, wtedy proszę coś przysłać, rymy odkładając na inne okazje (piosenki, wiersza dla dzieci itp.)
Katarzyna. Przynajmniej pani nie rymuje na oślep. To już bardzo dużo, jak na „pierwsze próby pisania poezji” (cytuję). Czuję się, że te słowa płyną z autentycznej potrzeby, i to raczej nie potrzeby bawienia się zgłoskami, upajania współbrzmieniami. Nagromadziło się tyle doświadczeń i emocji, że jest już z czego kreować monolog. Na razie owe monologi wydają się monotonne i przewidywalne, jakby na jednej nucie wyrzucane z przeżywającego-wspominającego wnętrza. Myślę jednak, że z biegiem czasu tony ulegną wzbogaceniu, i być może pojawią się też próby nasycenia melancholii jakimiś innym „stanami duszy”. Ujmuje mnie skromność i pokora, chęć uczenia się i – jak pani pisze – powrotu do tego, co kiedyś odstawiło się na bok, a za czym się teraz tęskni. Okazuje się, że po pierwszej (entuzjastycznej) formie żywota, przychodzi faza refleksyjna, która nie może odejść się bez konieczności przelewania myśli na papier. Pisze pani: dopiero się tego uczę, więc przekształcenie myśli w tekst sprawia mi jeszcze trudność i zdaję sobie sprawę z potrzeby udoskonalenia warsztatu. Na początek może dałoby się coś zrobić z szerokością frazy, z nieco „przemówieniową” retoryką, ciągnięciem myśli na jednym oddechu. Polecam zwarte, krótsze zdania krążące wokół sugestywnego jądra: sceny, sytuacji, wspomnienia itd. Tym rozłażącym się fragmentom monologów bardzo by się taka kuracja przydała. O, to niezłe, jak na pierwsze próby: nic mnie nie przeraża bardziej/ niż wyobrażenie braku twojej osoby obok mnie/ choć wiem że odnajdę cię kiedyś w sobie/ w swoich zmarszczkach ustach oczach głosie/ których magiczną moc będę próbować/ wyczarowywać na tyle/ aby obdarowywały taką samą miłością/ jaką jest mi dane otrzymywać od ciebie.
Beniamin. Z dzisiaj omawianych zestawów ten najdojrzalszy, lecz nie znaczy to, że doskonały. Przede wszystkim autor dysponuje szeroką paletą kolorów, nastrojów i tematów. Zaciekawia bogactwo, które zauważa i które stwarza. Pisze a to malarstwie, a to o ulicach miast, to znów o historii w kontekście bitew i sztuki wojennej. Nie zawsze wychodzą pointy, do których autor najwyraźniej dąży, brakuje tu jakiegoś ostatniego szlifu czy błysku. Język też chwilami drewniany. Powinien być bardziej giętki, jeśli chce poradzić sobie z obserwowanym bogactwem. Nie widzę na razie jakiegoś rysu indywidualnego, wyróżniającego, ale podstawy do czegoś takiego dość są już mocne. Na razie czytam: dobrze, gdy błędny wypłucze mnie brzask/ i mokra szaruga przykryje. Jest wyczucie.