Pocztówki literackie KM czerwiec 2020
Daria. Każdy wiersz oparty na przemyśleniu, a często niebanalnym koncepcie, tylko języka nie staje w obróbce problemu czy myśli. Bardzo retoryczne są te teksty (dla mojego ucha – „drewniane”), rządzi nimi logika, rygor wywodu, a poetyckiego obrazu ni śladu. Są tezy, nie ma sytuacji, które jakoś zbliżałyby owe tezy do czytelnika, bardziej uczłowieczały, ożywiały. W pierwszym wierszu umieściła pani wyborną autodefinicję takiej poetyki: drewniani aktorzy/ scen zbiorowych/ stworzeni do roli/ całości// rozterka przed/ domkiem/ zamkiem/ piramidą/ z sześciennych możliwości, a znamienny tytuł utworu brzmi Klocki. Natomiast nie mam żadnej rozterki à propos utworu Przecedzony sen. On zdecydowanie przełamuje manierę i pokazuje inne strony pani talentu. Nader obiecujące. Cytuję fragmenty: jasna bierze mnie cholera/ et cetera et cetera/ kiedy własne sny rozmieniam/ na drobne/ obce/ definicje sennikowe// ce-dzo-ny/ sło-wo po sło-wie/ przez senną encyklopedię/ sen więdnie/ podrzędnie.
Mateusz. Błahe zapiski, nie ujmują mnie, nie poruszają. Jeśli panu takie pisanie potrzebne jest do życia, i może nadaje mu sens, proszę bardzo, czemu nie, ale na razie nie widzę niczego, co wybijałoby się z głębokiej prywatności. Może tylko ten fragment: Dziewczyna jest sową/ chłopak wilkiem/ leżą brudni/ na czymś co nie jest/ podłogą.
Łukasz. Różne mądrości życiowe przelatują przez te wiersze, lecz mnie interesuje obecność jakiejś podstawowej mądrości poetyckiej – umiejętności mądrego zarządzania słowami oraz ich łańcuchami. Na razie tej obecności nie stwierdzono. Rozprasza ją pańska rozrzutność, rzucanie słowami na oślep w myśl zasady „a nuż się trafi”. Moim zdaniem, na sześć przesłanych utworów trafiło się tylko raz (powstrzymał pan na moment pychę słowolejstwa?), ale też trochę tak, jakby „ślepej kurze ziarno”. To jedno trafienie wiąże się z pewnymi fragmentami wiersza Nie są to przypadkowi ludzie na tym zdjęciu. W pozostałych chaos, bezradność, pompatyczna nieudolność. Aż chciałoby się rzec bohaterowi jednego tekstu, żeby koniecznie zrobił maturę, poczytał coś jeszcze, przeżył i dopiero pisał. Cytuję: Czuję natchnienie, podniecenie dorosłością./ To już tu, to już dziś – decyduj i rządź!/ W moim ręku długopis i kartka,/ czyli zestaw małego pisarza!/ Kiedy jestem hen od Ciebie, czuję wiatr./ Ten z zachodu, i ze wschodu,/ co pomysłów goni chmurę./ Może zrobię dziś maturę?.
Zuzanna. Mikrofelietony poetyckie, o, takie określenie od razu przychodzi na myśl podczas lektury pani zapisków. Odnalazła pani własny styl, ale czuje się, że to początek drogi. Te scenki czy błyski przemyśleń z trudem opuszczają bezpieczną przystań banału. Może humor nakręciłby je i pozwolił lecieć? Na razie bez przerwy grzęzną, upadając w połowie wiersza, nie mając siły, żeby stać się czymś konkretnym, poetycko przekonującym. Ale, ale… znalazłem pierwszy nikły ślad zastosowania humoru i dobroczynne tego skutki: przy okazji niedzielnego obiadu, nabiwszy sałatę/ na widelec, zastygłam w bezruchu/ zmroziło mnie/ quo vadis/ quo vadis,/ kobieto z sałatą na widelcu.
Martyna. Pozostajemy w bardzo ograniczonej przestrzeni, w skończonym zakresie słów, w małej – przepraszam – wyobraźni. Lekarstwem byłoby namiętne czytanie współczesnej poezji. Wtedy rozszerzyłoby się coś w pani języku i skłonnościach wyobraźniowych. W tej chwili tylko „sploty”, „pajęczyny”, „korale”, ewentualnie „sieci”, „gęstwy” czy „kobierce”. Nie wierzę, że można zamknąć się w tak ograniczonym zasobie spostrzeżeń. Proszę się otrząsnąć ze splotów i zacząć coś tkać w swobodnej, pełnej powietrza, przestrzeni. Chciałoby się powiedzieć ustami klasyka – „wyżej podnieście strop, cieśle”. Należy zakończyć z tekstami tego typu: Spójrz jak srebrną nicią/ poprzez granatową noc/ tkam mój los// Kobierce zdarzeń/ spadają spod mych rąk// Spójrz jak tkam mój los// Myśli jak wstęgi/ uwijają się gdzieś w noc…// Tu i tam/ szyje się mój los// A pragnienia uderzają piersią o mrok/ a nade mną aksamitny strop.
Dominika. Mimo wszystko chce się pani wierzyć. Ma pani w sobie pokorę i jednocześnie zapał do jej przekornego przełamywania. Dobrze czuje pani potencję, wagę, smak słów; więc dlaczego „mimo wszystko”? Ponieważ pozostaje to na poziomie juwenilnych wprawek, doskonale mieszcząc się w schematach tzw. „liryki kobiecej”. Powiedzmy – wczesna, jeszcze dość niezdarna Poświatowska. Czułostkowość, sentymentalizm, wzruszenia posługujące się pierwszym lepszym banałem w stylu obieram jabłko naszej miłości ze skórki. Powtarzam: mimo wszystko chce się pani wierzyć. Szczególnie po słowach straciłam poezję odkąd zaczęłam/ używać słów do nazywania rzeczy. I po słowach z listu: Jestem świadoma części wad nadesłanych wierszy. Zastanawiałam się, czy ma w ogóle sens pokazywanie ich panu. Mimo wszystko prosiłabym o opinię, czy jest w nich pewien potencjał? Czy może kiedyś, przy ciężkiej pracy, mają szansę wydobrzeć?. Mają.
Anna. Interesujące wiersze. Czytałem z przyjemnością. Gdzieniegdzie surowe, chropawe. Skreśliłbym zdanie czy dwa. Ale to już umiejętność, to już osobowość. Chyba największe wrażenie robi Wersja dla dzieci. Zastanawiająca jest również Epidemia. Zresztą w każdym znajduję jakąś polemikę z poetyckim banałem. Proszę przesłać coś za kilka miesięcy. Opublikujemy na internetowej stronie „Odry”.
KM
Poetów zainteresowanych radami i ocenami Karola Maliszewskiego prosimy o nadsyłanie wierszy (maksymalnie do 5) do naszej redakcji listownie lub mailem. Wybrane najlepsze z nadesłanych utworów będą publikowane na naszej stronie internetowej lub w „8 Arkuszu Odry”.