Pocztówki Literackie KM styczeń 2022
Halina. Przyzwoity poziom. Widzi pani sceny, buduje sytuacje liryczne z wprawą, z wyczuciem. Azorka z pierwszego wiersza zamieniłbym na Azora, bo to bardziej pasuje do grozy, którą wymyśliła pani w tym tekście. On jest chyba najlepszy: ogień podkłada się inaczej/ niż poduszkę pod głowę/ lub jajka pod ciepłe skrzydła kwoki itd. Dwa ostatnie obeszły mnie średnio. Może właśnie obeszły mnie bokiem (mówiąc pani językiem, skłonnościami idiomatycznymi). Robi wrażenie suchość formy przy drugim, trochę to Różewiczowskie, ale nic tam – ta kobieta wypadać będzie z okna hotelu już wiecznie. Tajemnicza sprawa z Jezusem i trzodą w trzecim tekście. Coś w tym jest, zatrzymuje wzrok i myśli, ale na razie nie potrafię tego poskładać. W sumie interesująca przesyłka. Proszę za jakiś czas przypomnieć się.
Eryk. Monotonne pisanie. Akcję ratunkową zacząłbym od składni. Wyszedł od zdań pojedynczych (innych pan nie zna?) i poprzerabiał na współrzędnie złożone, a jeszcze lepiej na podrzędnie złożone. Może coś drgnęłoby w tej jałowości. To samo z pomysłami, tematami, ideami. Przytupują sobie w bardzo wąskim kręgu. Jakby im było zimno i nijako. A rozgrzać to, roznieść, uruchomić… Nie trzymać się kurczowo wypracowanej pewności. Rozumiem psychologiczne tło tej postawy. Jeśli jednak pyta pan o radę, to znaczy, że już panu samemu ciasno w tym grajdołku. Zatem przewracamy ten zamek z klocków, a potem mozolnie zbieramy je z dywanu. To nieraz pomaga.
Markéta. Przedziwna mieszanina bardzo konwencjonalnego z mniej konwencjonalnym. Mamy więc banalne „okruchy wspomnień”, „plamy marzeń”, i to wcale nie jako świadomy zabieg parodystyczny czy ironiczny. W innej konwencjonalności, którą pani testuje, pojawiają się „gorące usta młodzieńców” i „dłonie skostniałe czekaniem”. Takie właśnie odnoszę wrażenie – wprawki, ćwiczenia, zaliczanie kolejnych konwencji, demonstracja sprawności. Obok tego płyną pierwsze niespodzianki, skromne, ciche, zaskakujące. Do nich zaliczam teksty – Ona oraz twój długi czarny płaszcz.
Marcin. Oj, stroszę się niebezpiecznie, gdy zaraz w pierwszym utworze coś chce zrobić zastrzyk „w prawy lub lewy pośladek własnej istoty”, i to w ramach puenty utworu zaczynającego się od słów gwiazda ma to nędznik tłoczony na barykady. Na miły Bóg! Gwiazda i nędznik siłą osadzony na jakieś barykadzie mają to? Cóż to takiego? Wodór, krzem, wspólnota interesów? A tłoczenie nędznika? Jak to się odbywa? Zagadka niedająca mi spać. Bo jeszcze i te psy w drugim utworze – ona zapładnia ciebie żywą/ jak ślady psów dawno przestałe szczekać (pisownia oryginalna). Oho, robi się gorąco, jeśli już ślady zaczynają szczekać. Też tak miałem w młodości z powodu pewnych substancji. Krótko mówiąc: zanim rzucimy się z motyką na księżyc (poeci jednak wybierają księżyc), nauczmy się właściwie korzystać z tego pożytecznego narzędzia. Samo bezładne wywijanie nim nie wystarczy. Tu chodzi o język, o jego precyzję. Wbrew pozorom bez logiki ani rusz. Tak, tak, to ta jednoczęściowa kobieta wołana tobą/ i wbrew tobie w miejscach publicznych. W takich miejscach trzeba wyrażać się jasno.
Marek. Nadesłał pan dwa wiersze. Dołączył krótki list, w którym słowa – Mam nadzieję, że nie sprawią zbyt wielu problemów. To i ja króciutko… Wiersze nie sprawiły
żadnych problemów. Nie były w stanie. Są nijakie, zdawkowe, notatnikowe. Z tego można kiedyś zrobić poezję (choć bliżej temu do prozy), ale trzeba mieć na to jakiś pomysł.
Anna. Tego typu odpowiedzi wiele mnie kosztują. Chodzi o odpowiedzi negatywne. Po drugiej stronie nadwrażliwa osoba, która „przesyła mi swoje bezdomne serce”, a ja widzę nieporadną paplaninę. Cóż mam począć? Powołano mnie do mówienia prawdy, mam ją wygarniać prosto w oczy. No, ale to serce na dłoni… Ach, boli, boli. Doskonale wiem, że to moja prawda, że mnie się coś tam wydaje, że czytam przez siebie (a jak inaczej?). Skoro ktoś wysłał, to chyba chce tej prawdy, a nie umizgów. Zatem do rzeczy: słowa leją się bez umiaru i nie wiadomo po co. Nawet pozorów terapii nie ma. Takie sobie historyjki dość chaotycznie opowiedziane. Nie ma pomysłu, napięcia, energii czy dramaturgii. Mam nadzieję, że nie uraziłem. I tak starałem się być delikatny.
Marta. Dużo dobrego tu widzę. Świeżego. Interesujący talent. Ściskam kciuki za dalszy rozwój. Jednak przestrzegam przed hodowaniem w sobie tej podobno bardzo poetyckiej naiwności. Ona raz po raz dochodzi do głosu, lecz chyba najmocniej w tym utworze:
Nie lubię
Metafor, inwersji, epitetów i parabol
Wielkich słów i małych rzeczy
I tych, którzy się na tym znają.
Udają
wszyscy
Jak jeden mąż.
Lubię łąkę, ziemię i niebo
i ciszę.
I białą kartkę.
I długopis obok.
Myślę, czego nigdy nie zapiszę.
Bo po co?
KM