Pocztówki literackie KM marzec 2021
POCZTÓWKI LITERACKIE KAROLA MALISZEWSKIEGO
Filip. To tak wygląda współczesny klasycyzm? Herbert się w grobie przewraca. Owszem, to jest nienaganne stylistycznie i „kulturowo”, lecz przy tym śmiertelnie nudne. Wciąż te same okręty wpływają do portu przeznaczenia. Zmienił pan tylko scenerię na bardziej japońską. A teraz poważnie i grzecznie. Jest pan niezwykłym erudytą, znawcą sztuki, uczulonym na każdy niuans oglądanych w muzeum obrazów. Ten tekst z Goyą w tle chyba najciekawszy. W tych wierszach jest wszystko prócz życia. Ale, zdaje się, tak miało być. To świadomy wybór. Odnoszę jednak wrażenie, że nie obejmuje on takich narwańców jak ja; ale nie zobaczył tam krwi/ ciężkiej od czynów bijącej jak zegar na tarczy serca. Tak, tak, nie zobaczył.
Natalia. Dwa wiersze, kilka linijek. O czym tu pisać? Obsesja bosych stóp idących po brudnych chodnikach (np. między chodnikowymi płytkami/ znajdę linię życia które ciągnie jak cholera). Na razie potrafi pani tworzyć nastrój, modelować swoją obsesję. Kręci się pani wokół kluczowych, dość ograniczonych, ale bolesnych, obrazów zamknięcia i zaszczucia. Ale o czym tu pisać? To tylko kilka niejasnych linijek. Proszę przesłać więcej.
Artur. Mój Boże, cóż za nieporozumienie. Z poezji pozostał jeno pusty gest. Patos i namaszczenie jako jej ostatnie objawy. Jej, umierającej poezji. Niegdyś żywej i ważnej. Powodującej przyspieszenie pulsu, ożywienie myśli, rozkwit wyobraźni. A tu co mamy? Skorupy, popłuczyny, marne resztki. I jak zawsze w takim razie niezamierzona groteska, lecz już nawet nie potrafię się zaśmiać czy zadrwić. Zrobiłem sobie herbatę z cytryną/ Zasiadłem przy stole wśród drzew/ W mych uszach dźwięczały ptasie przyśpiewki/ Mącone stukotem filigranowej łyżeczki/ Łyk pierwszy przyniósł ukojenie/ Łyk drugi ożywił kolory/ Łyku trzeciego nie było/ Rękę potwornie mi sparzyło i tak dalej – w pana mniemaniu rzeczywiście poetycko, a w moim, proszę wybaczyć, nader groteskowo. Koniec mitu poety. Idę się czegoś napić. Może być herbata.
Hiacynt. Tabliczka czekolady, butelka piwa/ Czy papieros podawany z ust do ust/ Nie biorą udziału w wędrówce dusz/ Lecz kapitału. Oto fragment naprawdę dobrego, dającego do myślenia, wiersza pt. Porno river, jedynego tego typu w zestawie. Pozostałe brzmią jak z innej epoki pisania – ckliwego, sentymentalnego, banalnego, w stylu: Oczy rozmyte łzami/ Już nie pamiętam ich barwy/ Wszystko miesza się/ Słowa tonące w łzach/ Bólu – szczęścia, rozpaczy – nadziei/ Chwila ciszy/ Uśmiech przez łzy spływające/ Po policzkach, które zamieniają się w perły/ Spadając na posadzkę/ Roztrzaskują się na drobne cząstki. Zdawszy sobie z tego sprawę, musi pan teraz wybrać własną drogę.
Łukasz. Wolność i miłość to dwie kategorie, do których opisania pan aspiruje. Tylko że zabiera się pan do tego od niewłaściwej strony. Od góry. A należy popatrzeć z dołu. I dostrzec liche, ludzkie ślady obecności tychże w naszym zwykłym, normalnym życiu. Nie opiewać pojęć, a uczestniczyć w spektaklu ich ulotnego przejawiania się tu i teraz. Po co te krzykliwe deklamacje w stylu: To wolność!/ Nie zgasi płomiennych sentencji arktyczny lód,/ rozgrzane wasze szyje, pod którymi pęknie pętla./ Twarde wasze głowy nie otworzy się czaszka,/ otworzą się usta w okrzyku, rozbiją mur./ To wolność!. Naprawdę to wolność? W jakim pompatycznym teatrze? A niechże spróbuje pan wyobrazić ją sobie inaczej… To samo z miłością. Czy rzeczywiście zasługuje na to, co pan z nią wyczynia, pisząc: Spiłowałem ci zęby byś tak mocno nie gryzła/ w mięsiste jeszcze sumienie po ostatnim twoim wybryku./ Założę kaganiec na twój pysk, więc nie waż się nawet pluć/ słowami o nadziei. Warto się nad tym wszystkim zastanowić przed następnym kontaktem z klawiaturą.
Julia. Czytam Zerwij kajdany boskiego pochodzenia/ O Lucyferze! i już mam powiedzieć „dziękuję” ewentualnie „do widzenia”, gdy na następnej stronie widzę, że ktoś przestaje się nadymać czy wygłupiać i normalnym, ludzkim głosem rzecze do mnie – Brat mój czeka na wyrok śmierci/ Narzeczona zdradziła go/ z sierżantem. Tak do mnie mów, dziewczyno. Zaczynam współodczuwać, chociaż wiem, że to gra, następna konwencja. Ale już bardziej znośna. Znajduję jeszcze kilka takich przebłysków, już zaczynam się cieszyć. I oto jak grom z jasnego nieba: Niemiłosierne ich skowyty/ co wieżyce kruszą bez łaski/ Ku zatraceniu moich i Twoich braci/ szarpią ostatnie statki nadziei/ A wzburzone morze/ Oddaje im pokłon służalczy/ Lecz ja i Ty, w kagańcach/ Do skał, macierzy diabła przybici/ Krzyżem prawd głoszonych/Przez wargi skazańców,/ Gotów złu wyrwać jego bicz/ I wychłostać namiętności/ Piekielnych czeluści serc. W tym momencie to i ja chętnie bym zaskowyczał w obliczu takiej poetyckiej czeluści. Dobiła mnie pani. Ale czy kto kiedy słyszał skowyt reaktora poczty literackiej? To nie przystoi.
KM
Poetów zainteresowanych radami i ocenami Karola Maliszewskiego prosimy o nadsyłanie wierszy (maksymalnie do 5) do naszej redakcji listownie lub mailem. Wybrane najlepsze z nadesłanych utworów będą publikowane na naszej stronie internetowej lub w „8 Arkuszu Odry”.