Pocztówki literackie KM grudzień 2024
Tomasz. Poza Miłoszem jest jakaś poezja. I to całkiem duża, barwna. Pan się uczepił jednego, „kulturowo nabrzmiałego”, języka, i nosa nie wychyla poza namaszczenie. Najbardziej irytuje liczba mnoga, np. Śmiejemy się przesiąknięci wonią spalonych mostów / Nabrzmiałe nadgarstki pod linami nie wyprostują. Co do diabła?! Cóż to za grupa maniaków, cóż to za towarzystwo ma problemy z nadgarstkami i spalonymi mostami, które wydają specyficzną woń? Nie widzę ich tu, na Ziemi, w Polsce, we Wrocławiu itd. O czym właściwie mowa? Krótko: kultura literacka jest, jakieś „tęskne zapatrzenie” też. Teraz trzeba wywrócić stolik, ujrzeć swoje wiersze na podłodze, z dystansu. Zacząć od nowa, nie ulegając narzucającej się tradycyjnej melodii. Spór z nią może wyzwolić w panu uśpione pokłady językowej energii. Może ona jakoś zaktywizuje wyobraźnię.
Vita. Gdzie te trzy wiersze? To wygląda jak jeden poemat, słowotok, nad którym, niestety, nie zapanowano. Wylew podświadomej magmy. Mocne to, przekonujące jako podstawa, surowiec, z tego coś mogłoby się wyłonić. Kawał solidnego marmuru (nawet żyłki widać) czeka na koncept i dłuto. Prawdziwa robota poetycka przed panią. Ciekaw jestem, czy się pani na niej zna. Kilka niezłych fragmentów udało mi się wyłowić, na przykład ten: gdybyście mnie roztopili / na ciekły plastik / odpowiadający ilości zużytych / za życia butelek plastikowych / mogłabym wtedy / zespoić uskoki w łączeniu płytek łazienkowych / w naszym domu/łatwiej byłoby wówczas / zmywać mamie podłogę.
Michał. Ja się znęcam? Przecenia mnie pan. Musiałbym być naprawdę kimś, żeby mieć do tego prawo. Ironia! Koniecznie zaznaczam, bo znowu mnie pan opacznie zrozumie. To wynika z nadmiernych wyobrażeń i oczekiwań. Też tak kiedyś miałem. A tu trzeba wyluzować. To jest bardzo proste: pisze pan wiersze, wysyła je komuś. Tak sobie trwa ta nasza komunikacja. Nie demonizujmy jej. Raz coś panu wychodzi, innym razem nie. To samo po mojej stronie. Do znęcania mi daleko. A pana pisanie staje się coraz bardziej wyraźne. Obok oczywistych pierdół o „nocy, która cofa się jak lodowiec” bardzo odważny tekst o godzinie „W”. Strategia też niczego sobie, tylko jakby za krótka, nierozwinięta. Bardzo interesujące są Majtki, ten wywód-prośba, żeby z ich zdejmowaniem partnerka nie przesadzała. Uzasadnienie owej powściągliwości wprost wyborne. Tak między nami – nie znęcam się i nie słodzę, wciąż pracuję nad złotym środkiem.
Emilia. Świeżutkie, naiwniutkie, w sam raz dla jakiegoś czasopisma młodzieżowego. „Odra” do tego kręgu nie należy. Miewa pani ciekawe pomysły – w granicach swojego nastoletniego świata – ale na razie słabo się uniwersalizują, nie docierają do szerszych kręgów odbiorczych, na przykład do takich starszych panów, jak piszący te cierpkie słowa. Ej, wcale nie są cierpkie. To jest świat pierwszych westchnień, miłości i rozczarowań, niepokojów związanych z dotykiem, erotyzmem itd. Pisze pani prosto, komunikatywnie, zgrabnie. Moim zdaniem, ma pani talent. On kiedyś rozkwitnie, trzeba jeszcze to i owo przeżyć, przeczytać. Ale ta puenta wydała mi się ciekawa, brawo: dzisiaj czytałam wiersze o prawdziwej miłości / marząc z każdym wersem // żeby czuć więcej. Właśnie!
Michał 2. Nawet niezłe początki. Nieprzekonujące pręciki i czopki, jednak zwarta i oryginalna Idylla nocna (zakłócona nieprzemyślanym użyciem słówka „ino”). Co zauważam? Skłonność do udziwnień dochodzi raz po raz do głosu, a to iglane sny, to znów styczeń bezzimny. Nie gra to należycie, nie funkcjonuje harmonijnie. Zwieńczeniem tego manierycznego nurtu jest „manifest polskości w miłości”. Tutaj całkiem zwątpiłem, chociaż początkowo wyczuwałem jakieś interesujące zarodki. Może one rzeczywiście są i kiedyś dopuści je pan do głosu. Wreszcie wyjdą z tych ust, o których pan wspomina: niech moje usta czerwienią się/ nie twoją szminką / a krwią mojej własnej wargi / tryskającą w pasji / chociażby cierpiętniczej / ale prawdziwej. O, tak, zawsze byłem orędownikiem „tryskania w pasji”, ale teraz , na starość, pomyślałem sobie „bez przesady”.
Małgorzata. Pani specjalizuje się w „mądrościowej” retoryce, teksty wyglądają, jak krótkie eseje dotyczące wyraziście nakreślonego problemu życiowego, filozoficznego, etycznego itd. Ma to swoją siłę, na pewno przyciąga. Ale mnie również odpycha, bo to jest trochę takie sadzenie się na wyrocznię, trąci zawoalowanym dydaktyzmem, ma w sobie godną pozazdroszczenia pewność jedynej prawdy. Wolałbym to w wersji soft, delikatnej i pełnej znaków zapytania. To tylko moje kaprysy. Pojawiają się wtedy, gdy mam do czynienia z rzeczą już sporej wartości. Ten fragment akurat ładny: siedem dni stworzenia świata / pierwsze sześć dni rósł w światło, / matczyny zapach, / matematyczne ciągi, wprawiające kulę w ruch / spełnioną wymianę spojrzeń między kobietą a mężczyzną.
KM