Pocztówki literackie KM wrzesień 2025
Izabela. Prosi pani o rady, a ja tu nic poradzić nie mogę. Proszę przyjść, gdy odbędzie pani niezbędny staż polegający na przeczytaniu czegokolwiek, na nabyciu podstawowych nawyków stylu, rygorów poetyckiego mówienia. To, co czytam, jest niesłychanie surowe. Chyba z tego względu, że osoba pisząca słucha tylko piosenek, natomiast nie czyta wierszy. Nieraz to czemuś służy, odświeża, odnawia itp. Nie tym razem. Pani potrzebuje przygotowania, czyli wczytania się w książki poetyckie, zobaczenia, jak to się właściwie robi. Brakuje słów, pomysłów, a nieraz wiedzy na temat prawidłowości gramatycznych. Np. Serce dymi, oczy źle / Kochać siebie, nie mieć cie. Może miało być „oczom źle”? No i to „cię” bez ogonka, jakby gwarowe. W ogóle mam skojarzenia ludowe, wrażenie, że chyba chciała pani stworzyć coś, powiedzmy, regionalnego, bo i te rymy nieudolne, koślawe rytmy… Ale nie, to żadna próba, to nie jest koncept, a, proszę wybaczyć, zwykła nieudolność: A gdybym ja nie tęsknił jak diabeł za niebem / I nie kochał jak biała tafla na opadającym niebie / To choć nazwać sobą bym nie mógł / To czy bym szlochał za czymś do czego się nie przemógł. Sama pani słyszy: rytm i rymy rodem ze średniowiecza. Albo to: Bo jak kochać, to kochać szczerze / I namiętnie o poranku poczuć zapach wiosny i rumianku / A po świtach snuć nadzieje, że obudzę się w wesele, / A gdy przyjdzie czas posuchy, umrę już nie wierząc w duchy.
Marcin. Skoro już nabrałem odwagi, aby skonfrontować swoje marzenia z rzeczywistością, proszę nie zostawić na mnie suchej nitki. (…) Pisać pewnie nie przestanę, bo głównie jest to dla mnie narzędzie służące rozładowaniu emocji, ale być może zastanowię się dwa razy, czy te emocje, przelane na papier, warto komukolwiek podsyłać. Jestem świadomy, że choć bardzo pociągające jest bycie twórcą, ostatecznie równie dobrze można cieszyć się twórczością jako konsument. A któż panu broni być jednym i drugim? Proszę bezkrytycznie nie ufać oceniającym instancjom, bo te kruche są i same siebie niepewne. Mówię tu – w grubym uproszczeniu – o sobie. To wysyłający i czekający na ocenę kształtują wyobrażenie instancji, a jej „wyroki” widzą w perspektywie „być albo nie być”. Być, jak najbardziej być – w pisaniu jako czymś, co uzupełnia świat i wyostrza język. A u pana mi tego brakuje, mówię o świecie i języku. Nie ma czegoś wyrazistego i w miarę stanowczego w ustanawianiu jednego i profilowaniu drugiego. Rozpływamy się w mgiełce przyjemnych fraz, które boją się zrobić cokolwiek inaczej, cokolwiek więcej. Nieśmiałość i zawstydzenie, zastygła stosowność, zbyt daleko posunięta delikatność. Mamy taki piękny wieczór, wspomnienie Ciebie / szepcze słodko, emanuje serdeczność późnego słońca itd. Kraina łagodności rozdęta wręcz do „nieprzyzwoitości”. Tak, to jest w jakiś sposób nieprzyzwoite – postrzegać świat bez jego dysonansów i rysującej się na horyzoncie degrengolady. Zazdroszczę panu. I jednocześnie czekam na tupnięcie nogą, śmiały gest odsunięcia pięknie zdobionego marmuru, pod którym kłębią się robaki (czytaj: życie). Wtedy zacznie się zmaganie, zacznie się twórczość. Na razie mamy do czynienia ze słodkim przytakiwaniem. Ale powtarzam: proszę nie ufać oceniającym instancjom, iść swoją drogą mimo wszystko; bo może to, co pan proponuje, jest jakimś rozwiązaniem w „tych czasach”.
Arleta. Proszę przesyłać teksty w języku polskim. Tak naprawdę potrafię odnosić się tylko do takich, inne traktuję jak ciało obce. Owszem, mogę sobie przetłumaczyć, lecz nie czuję gruntu pod nogami. Proszę wybaczyć. że do nich nie będę się odnosił. Te skromne uwagi dotyczą tylko tych pisanych po polsku. Tak, są przejmujące, jak dramat, który za nimi stoi. Kiedyś się pisało „dramat rozdartej duszy”, dzisiaj wystarczy to jedno słowo na oznaczenie pęknięcia, rany, niepokoju. Są więc dramatyczne, wyczuwa się napięcie. I po trzech tekstach ma się dość, czytelnik już wie, że to wciąż to samo: zapiski z terapii, która coraz bardziej nie jest jego terapią. Ta zawziętość w rozpaczy – tak, tak, współczujemy – zniechęca. Nie znalazła pani sposobu na „urozmaicanie” bólu. Literatura to ciąg ponawianych innowacji, także w zakresie nazywania swoich obsesji. Powtarzam: mnie to poruszyło, dotarło do mnie. A teraz proszę powalczyć z ograniczonością i monotonią tej melancholii. Tak, żeby wszystko nie sprowadzało się do natrętnej frazy, że „kiedyś się zabiję”.
Lena. Nie wątpię, że pisanie jest dla pani ważne, niech tak będzie, niech leczy, natomiast z mojego punktu widzenia nadesłane teksty nie mają większej wartości literackiej, są wtórne i sentymentalne. Dusza, otchłań, czeluść itp. – to było dobre w XIX wieku, teraz pisze się jednak inaczej. Inaczej, żeby trafić, żeby poruszyć, żeby coś dla czytelnika odkryć. Tu nic takiego się nie dzieje, to prywatne pisanie, nie udało się zuniwersalizować przebudzenia, o którym pani wspomina w liście. Czytelnik śpi w najlepsze.
KM