Wiersze wybrane na lipiec i sierpień 2017
Sylwester Gołąb, Katarzyna Rosicka
Sylwester Gołąb
LUCY NIESIE LEMONIADĘ
trzymaj lejce Biały Obłoku
twoja Lucy jest jak nit jak kruk na zmarzlinie
przyjedzie w zimowy poranek zabierze z ostatniej stacji
a później będzie wiosna ze wzgórz zejdzie woda
struchleją rzeki martwi ruszą z nurtem
to już blisko Biały Obłoku
zanim Księżyc okrąży plac zanim zawyję w las
a głos jego niczym histeria śpiewaczki
niczym szarża kawalerii wracającej do przysiołków
to już bardzo blisko jak stąd dotąd
sto dwadzieścia dwa ziarnka w cewce
sto dwadzieścia dwa ziarnka piasku
Lucy niesie lemoniadę
HULA HULA
pewnie tego o mnie nie wiedziałaś
nigdy nie byłem na Hawajach
raz byłem w Teatrze Starym
tak starym że powinno się go rozebrać
a ty chyba najmłodsza też już nie jesteś
MGŁA
ucieczka wydaje się niemożliwa
a co dopiero życie
stało się przenośnią
przeciwwagą
złem byłoby sądzić
rzeczy niezwyczajne
szelest śniegu
ruch cyrkularki
przystanek na końcu wsi
zmarznięte dzieci
czekające na rodziców
ślad Boeinga
tnący jutrzenkę jak żyłę
a teraz drodzy państwo
przedstawiam ciemność
z delikatnością lisich kroków
z radością trzeźwych poranków
a teraz drodzy państwo
przedstawia się ona sama
odradzam bruderszaft
odradzam spokój
OVECKA
wybieram się do miejsca za rzeką
w tym miejscu nie rozumieją mojego języka
a nawet gdyby rozumieli na nic by im to było
gdybym otworzył usta poleciałaby z nich para
taka co bez słów zapowie pełne przytułki
która ułoży się kochana w dzióbek i powie
o zerwanych trakcjach
związkach zawodowych odśnieżaczy
w dniu spoczynku ziemia nie otworzy się
jak ciało pod chirurgicznym nożem
więc należy wrócić do starych snów
grubszej gotówki na cele doraźne
zamykające się w obrębie jednego burdelu
którego nie wiadomo dlaczego nazwali Ovečka
w którym piwo smakuje jak oratorium
a w brudnej podłodze nie ma pruderii
gdzie Jiři poznał drugą żonę
gdzie przypadkiem spotykasz polską geografkę
mylącą Rzym i Krym
RIWIERA
wcale nie jest zimno
riwiera wygląda zachwycająco
skok do basenu ociera się o schizmę
z czasem pozbyłem się kilku umiejętności
już nie potrafię naśladować puszczyka
dobrze bo zwiastuje śmierć
kiedyś go naśladowałem a on naśladował mnie
więc przesiadywałem na stacji pod lasem
narzucając mu własne zdanie własną narrację
od przejazdu pierwszego towarowego
do zmroku gdy tłoczno robiło się
w składzie z węglem i mułem
jednak jest zimno
klatka o tej porze wygląda najlepiej jak potrafi
klasyczny blok robotniczy
nadal robi na wszystkich wrażenie
pierwsze wrażenie jest najważniejsze
RYBIE OCZKA
jesteśmy w tym samym układzie
ja mam marszczone czoło
od ukrywania się przed wirem rybich spojrzeń
i taki jestem obły w oku rybim
i nie rozumie mnie nic a nic
i kusi kusi płyń ze mną
nie rozumie nie mogę
tyle jest do zrobienia
wieczorem picie może jakiś film modelki
być może ktoś przyjdzie i przyjdzie się przywitać
przyniesie ryby na kolację
może nawet będziemy rozmawiać
i powie wpuść mnie do siebie
bądź ze mną zrobię ci porządek
zrobi mi nieporządek
nie rozumie nie mogę
tyle jest do zrobienia
ogród na płaskowyżu sieci na morzu
a gdy się obudzę powiem
zasypiałem w słońcu zasypiałem w smutku
powiedz mi nic nie pamiętam
zbliżyłem się i umarłem
byłaś tam wtedy
ścięło mnie przewróciło zabrało ze snu
a teraz mnie oddałaś wyplułaś
i co mam z tym uczynić
SPUTNIK
smutny wkurwiony sputnik z pretensjami do świata
Łajka pierestrojka Róża Luksemburg przychodzą mu na ślinę
wkurwiony sputnik
prowadzi nas do Kamiennej ze stacji Marciszów
gdy forsy na taryfę brak
nad polami świeci serce mierniczego
Katarzyna Rosicka
***
przełom lata i wiosny
ten okres kiedy dziewczynkom zakłada się błękitne sukienki
a chłopcom kupuje się sportowe buty
na nowy sezon
trawa wtedy odżywa
długowieczne gówna psów w końcu użyźniły glebę
gdy dziewczynka w błękitnej sukience
czeka aż chłopcy skończą mecz
słychać cykanie koników polnych
dziewczynka chce je wszystkie mieć
(żeby tak cykały na wypadek ciszy)
łapanie w rączki to za mało
wkłada je wszystkie do butelki po coca coli
ich małe nóżki ślizgają się po strużkach słodkiego napoju
przykłada ucho do wylotu
cykają w agonii ale łatwo to pomylić z radością
chłopcy wracają z boiska
dziewczynka zakręca korek i rzuca nimi w dal
buty są zdarte
a sukienka zielona
teraz trzeba będzie czekać
na nadejście kolejnego sezonu
gdy gówna zaczną użyźniać
AUTOBUS
za oknami sylwetki
przed oknami twarze
za oknem przystanek
przed oknem droga
za oknem marsz
przed manifest naklejek
za – samochód
przed – dwu – nożni
za – mało
przed – drożnych
rozmów
na – tej – orbicie
tu – wysiadam
na tym przystanku
PIERWSZE WIDZĘ
mija trzynasta
żebracy
biją się o miejsce w głównej nawie
obok kobieta
wydziera się
na okres jesienny
zawieszone są wszelkie awanse
żul zwycięzca zdobywa
drzwi miłosierdzia
jesień pełną
mgłą
ŚWIĘTY GRAAL
przybywa
nigdy w pojedynkę
z krzykiem silnika
rycerz z pałą
o niebieskim herbie
prawdziwy etos
gdy spotyka grzesznika
mija wtedy plac zabaw
wskazuje pałą starego pijaka
i pyta
wytrzeźwiałka czy
po 5 latach
w końcu znalazłeś ten swój dom
Arturze
CZEKAŁ
gdy Romeo wyczekiwał Julii
pod balkonem w Weronie
usłyszał pulsowanie ziemi pod podeszwą butów
poczuł gęstniejące powietrze w palcach
zmieniało się we mgłę
ona naraz zakuła go w oczy
nawilżyła je tak jak żaden wcześniejszy deszcz
spojrzał wyżej
ponad balkon
pojął
gwiazdy nigdy nie śpią
nie tak jak Julia
zagłuszyć to wszystko
mógł tylko
szelest jedwabiu
***
jeszcze nie zdążyłeś przyzwyczaić się do zimna
a już wstaję
ściągam kołdrę
rzucając ją z bólem w kąt
potem pościel
cienka jak bielizna
i tak samo pociągająca
palce mi drżą
nogi obleka gęsia skórka
chciałabym móc złożyć na tobie
ostatni pocałunek
tak bardzo niedostępny
tak bardzo mnie ranisz
ale wrócę kolejnej nocy
bo nie mogę bez ciebie wytrzymać
będziesz w tym samym miejscu
w jakim cię zostawiłam
wiedz, że nie jesteś jak inne meble
kochanie
***
papieros nie jest
gruby
czarny
tani
mój portfel jest
cienki
biały
i drogi
usta
są na zewnątrz
ja
Jestem w płucach
NIEZNAJOMY
mężczyzna
jest rolnikiem
pielęgnuje ziemię
by potem wbić się w nią motyką
i zostawić nasiona.
jest poszukiwaczem złota
długo kopie by ujrzeć skarb
i musi dalej się pocić mimo
że opada z sił
bo tak trzeba
kompozytor
chce dorównać Chopinowi
pedant
stara się wyciągnąć z bałaganu
coś pięknego
polityk
szepcze mi w ucho obietnice
które muszą się spełnić
ksiądz
próbuje sam siebie rozgrzeszyć
z niemocy
profesor
ale bez wykształcenia
krzyczy żeby wszyscy w klasie się zamknęli
samobójca
skacze z najwyższego piętra
tylko po to, by odejść
z wielkim hukiem
ale
posłuchaj
ziemia wyjałowiała
złota już tu dawno nie ma
nie ma nawet instrumentów
bałagan sama posprzątałam
nie masz kolan, by klęczeć przed bogiem
nikt nie został na zajęciach
a budynek z którego skaczesz
nie istnieje
17.07.2014
Leci.
Stado kukułek.
Duże i mniejsze zdążyły już
zostawić niepotrzebny balans tam w dole.
Zza ich ciemnych ciał,
nie widziałam słońca.
Zza ich skrzydeł
nie widziałam nieba.
I dobrze im się żyło,
bo te kukułki
nie były złe.
Naprawdę.
Ale na wszelki wypadek,
ustrzeliliśmy je ze strzelby.
I to wszystkie za jednym zamachem.
Krzyczałam razem z innymi
” Pam! Pam! ”
w trytm spadania ich ciał.
Śmiałam się.
Potem położyliśmy się
na poduszkach
wypchanymi po same szwy piórami
i włączyliśmy ulubiony program,
przy którym zasnęliśmy
spokojnym snem.
TRUDNO POWIEDZIEĆ
po ogniu
który trawił me ciało
a najbardziej chyba serce
przyjęłam
kubeł zimnej wody
pierwszy szok był wtedy
gdy czułam jak spadam
a przecież zawsze stąpałam twardo
po ziemi
drugi przyszedł znikąd
wraz z drżącymi dłońmi
i wargami
a potem było już tylko zimno
tak mocne
że cała zastygłam
i tkwię tak
i krzyczę
ale nikt mi nie odpowiada
bo nie wysyłam już
żadnych znaków dymnych
bo już nikt ich nie wypatruje
W TYM DNIU SIĘ NIE PALI
nie wystarcza mi już
trujący odór
stęchłej nienawiści
dojrzewającej jak ser w szufladzie
od rocznika mych narodzin
nie szkoda mi zdrowia
na wrzaski rozbrzmiewające
późnym popołudniem
przy zimnym obiedzie
pustym żołądku
pełnym stole i rozmowach,
które są monologami:
za mało ci
uwagi gdzieś zagubionej
wśród tego bałaganu
w twoim pokoju
który powinieneś był
sprzątnąć już wczoraj?
masz gdzieś
troskę i uwagę
chowającą się
za zdartymi strunami głosowymi.
nie obchodzą cię
godziny spędzone
na rozmowach o tym
co jak kiedy gdzie i po co cię wychowuję?
tak
jestem za młody
na wnioski
które stają wam
przed oczami gdy przychodzi noc
przecież słyszę:
w tym domu się nie pali
SPOTKANIE W KAWIARNI
Młoda pani przykłada do ust
(nieśmiało, ale kokieteryjnie)
symbol czystej słodyczy i pożądania:
czekoladę.
Widzę to z pewnymi
trudnościami.
Brudna szyba i kłęby dymu z papierosów
raczej nie pomagają.
Młody pan cofa się
i spogląda na
kelnerkę, która niesie mu
babeczkę.
(kusząco kręcąc biodrami)
Młoda pani wstaje
i wybiega z kawiarni.
Widocznie pan
próbował zjeść
babeczkę z czekoladą.
Mimo wszystko wolałabym
być którąś ze stron
tego cukierniczego romansu.
Rola podmiotu lirycznego
okropnie wzmaga apetyt.