Wiersze wybrane w październiku 2017
Piotr Jemioło, Agnieszka Wojciechowska
Piotr Jemioło
KILWATER
Rok rozpędzony jak powietrzna tuba, już lato, i prasa
z tłustych nagłówków straszy udarem, odwodnieniem
i innymi atrakcjami, jakie mogą spotkać nieopatrzną duszyczkę.
Przy budzie z damską bielizną facet o aparycji Bobby’ego Peru
ostrzy nóż osełką i posyła mi znękany uśmiech kogoś,
kto niechybnie zna się na swoim fachu i mógłby bez skrupułów
to samo zrobić ze mną, a rodzina, chcąc zapewnić mi rozrywkę,
w ekspresowej przesyłce wysłałaby ciało do von Hagensa,
i pewnie zjechałbym pół świata jako fikuśny plastynat
w towarzystwie goryla i żyrafy. O takim losie
pośmiertnym marzyłem całe życie, choć facet, jakby miał
gdzieś rolę, w której go obsadziłem, dalej ostrzy nóż
i nic się nie wydarza. Lekko zbity z tropu
(jak po pierwszym szczepieniu lub seksie)
skręcam za rogiem, gdzie chodniki zdobią smoliste cienie
i nigdzie nie widać ich nosicieli. Tylko tuż
przy krawężniku tworzy się wir,
kilwater krwi skręcony jak
warkocz.
30.07.2017
WIERSZ O SZALECIE
pamięci Henryka Walezego
szalet miejski wtapia się w naturalne tło okolicy i w takich chwilach
człowiek aż przystaje z wrażenia i myśli sobie: „piekielnie zdolnych
planistów zesłał nam los” lub: „wróżę tej branży wielką karierę”,
aby po krótkiej chwili namysłu wstąpić do zachwalanego przybytku
i doznać oświecenia na miarę adeptów wschodnich technik gaszenia
ego. u nas w polsce nawet ludzkie guano ma ładną oprawę, choć idą
słuchy, że japończycy są o krok od wyprodukowania specyfiku ®
dzięki któremu ich odchody staną się bezwonne, co pewnie wywoła
spore poruszenie wśród polskich potentatów tej gałęzi przemysłu.
na razie jednak mogą spać spokojnie, podobnie jak reszta narodu,
licząc we śnie owieczki skaczące przez parkan, na jawie szacując
zyski. pomyśleć, że jeszcze niedawno ludzie robili do kominków,
a trujący opar hasał po komnacie. teraz lśni armatura i dozowniki
nie szczędzą mydła. w takich właśnie czasach mamy przywilej żyć,
ale niektórzy nadal wolą mobilne toi-toie, bramy, pobliskie zarośla.
10.08.2017
ŚWIĘTA RODZINA
fenomenalnym feministkom
Córce, którą urodzę na wiosnę, mogę powiedzieć,
że będzie śliczna jak słonecznik. Dam jej imię po babce
albo jakiejś świętej. No i fajnie. Szalenie się podjarałam
tym porodem. Mam za oknem maciupkie pole lawendy,
więc ukręcimy sobie suszka, Oleńka, i zawiesimy
nad kuchenką. Niech dynda ten skazaniec, niech linieje.
Trudne słowo, ale warto je poznać: jak Gargamel
i Belfegor, jak Golgota i Godzilla. Bóg.
Zaplusujesz u kumatych, poznasz wnet
przyszłego męża. Albo zostaniesz sama. Wystrzegaj się
gołodupca i kurwiarza. Mamie nie miał kto doradzić.
Ech, nie ma co płakać nad rozlanym. Jakoś to będzie,
od czego są socjale! Tatuś nauczy cię kibolskich
przyśpiewek. Zaprowadzi na mecz, na mszę,
na cmentarz. A tymczasem słuchaj ramówki radia ZET,
bo od płyt z Szopenem torsje gwarantowane –
jakby chmara bzyczących insektów narobiła rabanu.
Taka się zrobiłam chamka na stare lata, że nic
z kultury wyższej mnie nie kręci. Chamką wpełznę
do nieba. Trochę wstyd tak się wyrzec korzeni.
Rodzona córka mnie kopnie w zadek, czyli Ty,
Justynko, Kasiu, Ewcio, Edytko, Hortensjo, Brunhildo.
Które, według ciebie, najlepsze? Przemyśl kwestię,
a teraz popij soczek, possij smoczek i wciągnij na usta
najszerszy z możliwych uśmiechów.
Wtedy może na serio cię urodzę.
04.09.2017
NIE ZAPOMNIJ PODLAĆ BUKSZPANU
Tęsknię, ale miejscowe chmury są tak
fotogeniczne, że wszędzie łażę
z telefonem, pstrykając zdjęcie
za zdjęciem, i po prostu nie wyrabiam
już z tą tęsknotą. Ostatnio, gdy
jakiś koleś uśmiechnął się do mnie
w kolejce po sery, myślałam, że to
taki wrodzony grymas lub, nie daj
boże, objaw strasznej choroby.
Ludzie są mili, nie to co w Krakowie,
w barach nie gapią się na moje cycki,
jakbym sobie poplamiła bluzkę
sokiem. Można palić w środku,
nikt się nie przyjebie: a nawet jeśli,
to z innych, nieistotnych, przyczyn.
Wiatr przegania właśnie hałastrę liści
i lepiej śledzić jego wściekłe ruchy
z bezpiecznej pozycji, choćby sącząc
jedno piwo przez cały wieczór.
Hajsu nie starcza, ale wierzę,
że prześlesz sumkę stosowną
do moich potrzeb. A więc tęsknię,
choć szału nie ma i chętnie gdzieś
bym wyszła, lecz rynek zapchany,
deszcz siecze na oślep, wiatr
zrywa dach i w sumie
to nie mam z kim.
11.08.2017
CZEŚĆ,
mój pokój wyściełany jakąś lepką mazią
nie jest dziś w szczytowej formie,
ale na dobrą sprawę mogę z niego wyjść,
wrócić, jak będzie ciemniej.
Głucha sąsiadka to atut tego lokum, gdyż mogę
głośno się śmiać, podkręcić nieco potencjometr
i nigdy nie musieć brać amfy na senność.
W nocy piszę traktat o wyższości kisielu
nad budyniem, po czym doznaję epifanii, drę go
na kawałeczki i piszę, że jest całkiem na odwrót.
Robię rozpiździel w tym grajdole autystycznym,
ale zawsze przepraszam urażone persony
(dzięki temu chodzę po świecie w jednej
części).
12.08.2017
[DROGA DYREKCJO, TO JA NASRAŁEM]
dedykuję Liceum Ogólnokształcącemu
imienia Mikołaja Kopernika w Mielcu
Droga Dyrekcjo, to ja nasrałem w salce chemicznej.
To przeze mnie fetor rozniósł się po całej szkole,
a higienista zarządził noszenie masek gazowych.
W świat poszła fama, że w mieleckim ogólniaku,
bądź co bądź szanującym się ośrodku,
panuje groźna epidemia. Dopiero po paru dniach
sprzątaczka odkryła źródło problemu. News,
że szczep nieznanej bakterii okazał się kupą,
na dobre zagościł w lokalnej prasie. Wszyscy mieli
nieziemską bekę, chłopaki jeszcze przez długi czas
latali w tych maskach jak żołnierze pod Ypres
albo japońce po krakowskim rynku.
Zdawalność matur spadła o 5 %? Moja wina.
Uczeń powiesił się na pasku w kiblu? Przeze mnie.
Pani Heleny w porę nie nawiedził okres? To ja.
Kto by pomyślał. Lata minęły, ale wciąż nie wiem,
co kierowalo moim młodzieńczym umysłem.
Jeśli jakaś kara przyjdzie wam do głowy,
prześlijcie stosowne instrukcje.
06.09.2017
Z OPOWIEŚCI PRAWDZIWYCH MĘŻCZYZN,
NIE JAKIŚ PRZEBIERAŃCÓW
Krystalicznie czysta wódka luzuje mi węzeł naprężonych mięśni
i piszę mail do anonimowego odbiorcy: tu jest zajebioza!,
choć zachodzi obawa, że niebawem wyląduję na odwyku,
rodzina się mnie wyprze, dziewczyna pójdzie w pizdu itd.
Reszty możecie się łatwo domyślić: czarny scenariusz i godzina
czarna. Po co mi była ta kroplówka z Bombay Sapphire?
Winka selected by Tesco na pamiętnej domówce u Wściekłego?
Zbyt lubiłem niuchać spida, kokę, lolka (do dziś z łezką w oku
wspominam te pieszczotliwe określenia), i co tam kto miał
po kieszeniach. Gustowałem w dziecięcych traumach,
w których przebierałem jak w kartoflach z targowiska,
a terapeuci wsysali mój hajs: nawet siemens po wymianie wora
nie jest tak skuteczny jak wyrobnik tej zbierającej żniwo sekty!
Nie gardziłem ostrym seksem, ale wolałem o nim poczytać
i dostać zdrowych wypieków (odsyłam do lektury
11 000 pałek autorstwa ni to Polaka, ni Francuza).
Zresztą nie było wielu okazji do lektur. Do seksu też.
Mądre przysłowie powiada, że to okazja czyni gwałciciela,
bądź, jeśli wolisz – zbawiciela. I ani się spotrzeżesz,
jak zamiast trafić na odwyk, zgnijesz parząc czaj,
z tatuażem węża na lewym półdupku.
03.09.2017
TAK WIĘC SAMA WIDZISZ,
nigdy nie chciałem siedzieć z nimi
przy jednym stoliku, słuchać o ich
traumach, grzebaniu wśród śmieci,
lipnych tomikach, którymi gardzi wydawca,
historii o tym, jak na podrzędnym festiwalu czytali
te swoje wypociny za marne trzysta złotych,
a potem obciągali sflaczałe fujary,
żeby podreperować budżet. Nadal spać im nie daje
wątpliwość, dlaczego kolegom po fachu nie stanął
na widok ich wiersza, dlaczego system
stypendialny się na nich uwziął, a rząd tuszuje
afery narkotykowe z udziałem polskich poetek
i fakt, że jedna z nich jest kryptoreptilianką.
Niby nic nowego – nie takie rzeczy się słyszało –
ale gdy jutro do mnie zajrzysz,
będę baczniej ci się przyglądał.
02.09.2017
PRZYŚRUBUJ, CHŁOPCZE, TEMPERAMENT
i obiecaj, że nie wjebiesz się w koszta.
Wspólników dobrać trzeba pod kątem
tak zwanego ogaru. Przyhamuj z gadką,
bo w ryj, prędko do mamci na skargę.
Na spędach stań z boku, wsłuchuj się
w kojący szmer smol tolku i snuj wnioski
jak bajkę dziecku do podusi.
Gdy cię z czasem dopuszczą do głosu,
udaj, że jesteś niemotą albo wariatem.
Jeśli oszaleć, to tylko w dobrze skrojonej
marynarze od Rizerwd, powtórz w lustro
i przypadkiem tam kogoś nie dostrzeż.
Będą ciupać w karty, ciupaj i ty.
O gołej żarówce, z kanistrem wódki przy
nodze stołu wyjdziesz w końcu na swoje.
Nie w tej ciasnej klitce na Prądniku
gnieździć się z jakimś przydupasem,
co po sobie nie posprząta nawet.
Że nie zarobisz tyle hajsiwa, choćby
nie wiem co? Bujda na resorach.
Bierz przykład z Marcinka. On jest jeden,
łatwo go opluć, ale ślina spływa mu
po plecach i jak szurnięty gołąb
Marcin łazi po Plantach i zbiera okruszki.
Ma wyjebane, miej i ty. Albo ten Wojtek.
Dobrze chłopinie z oczu patrzy.
Preparat z Rossmanna nie daje rady,
więc obnoś z dumą łupież i strząsaj
bez kozery dupom do talerza.
Druknij te reguły i wykuj na blachę.
Napisz ten wiersz,
Ulżyj se, dziecino.
05.09.2017
Agnieszka Wojciechowska
CHORE STANY
wykoleiłam się w gorączce tłum ludzi
szarpie mnie podnosi i zamyka w szpitalu
siostra wpycha pod język cudze słowa
muszę myśleć jak chcą chodzić jak każą
wierzyć gdy mówią jestem Ameryką
świat szybko kręci się w głowie
noszenie skarpetek w groszki wymaga
odwagi i otwartości albo pozerstwa
choć miało być tylko ciepło w nogi
niełatwo o amerykański sen
po zgaszeniu światła czuję straszny przeciąg
między Koreą Południową a Północną
mam zakaz wstawania z łóżka
więc tylko patrzę jak zaraz drzwi trzasną
na nic umowy międzynarodowe
rano jem dojrzałą pomarańcze
słuchając o ekologicznym boom
zbliża się obchód a po Korei ani śladu
mapy Google szaleją bez przerwy
znów dostaję Seroxat na uspokojenie
ZAKAMAREK POZA VR
na początku była to tylko znajomość przez Facebooka.
mieszkałam wtedy na wynajmowanych dziewięciu metrach kwadratowych,
nie było miejsca na demokrację i zgromadzenie narodowe.
komunizm, który przywiozłeś z ZSRR też się nie mieścił.
uczucie bliskości i plany na przyszłość podsycał Instagram.
codziennie wrzucaliśmy fotki z niezmiennym wyrazem twarzy.
w końcu zaczęłam wierzyć, że między Wschodem i Zachodem
jest jakiś środek, który naprawdę da się polakować,
lecz gdy doszło do naszego spotkania w McCafé, ktoś uznał nas za podejrzanych.
najpierw zniknęliśmy z sieci,
potem z kawiarni, ulic miasta i klatki schodowej,
będąc już w środku po ciemku zasłoniliśmy okna.
AFGANI-STAN
gdzieś w Kabulu zginął człowiek. teraz chodzi za mną po lesie,
szuka drzwi obrotowych, ale znajduje same tajne przejścia.
w drodze po zbawienie łaskocze paprociami po łydkach.
na szczęście drzewa nie mają jego szorstkiej skóry,
lecz delikatną korę brzozy jak rajstopy z włókien lycra.
tylko cienie gałęzi są coraz bardziej koszmarne,
a szerokolistny sen zbyt odległy. nie mogę zasnąć, bo ten martwy
człowiek nie chce zejść ze mnie – jego twarz kręci mi się w oku,
szkli się jak mleczna żarówka, kołysząc krople wyrwane z nieba.
i na nic nasunięta czapka, kiedy myśli są zrośnięte –
on jest tak wszędzie gdy nigdzie wokół mnie.
ZŁO-TE ZIMBABWE
jak nauczyć zasypiania
dzieci w Zimbabwe
biegną kilometry już
wystające gołe pępki
z pustych worków
jak trzecie oko
koło ratunkowe potrzebuje wody
a z nieba tylko sól
na zdarte łokcie
w błotnistych ciekach
złocą się
dziecięce języki
BEZDOM
szklane domy rozpychają się łokciami,
więc Singapur zmienia położenie,
jak Magellan opływa świat – tylko szybciej.
jest już w Mediolanie, Paryżu i San Francisco
na pierwszych stronach gazet.
nie ma czasu zwiedzać mijanych miejsc.
statua Rafflesa przy moście Golden Gate
robi selfie z wieżą Eiffla. mówią, że to fotomontaż.
po kilku latach wciąż nic nie wychodzi na jaw.
Singapur ciągle się zmienia poszukuje, oszukuje
PAŃSIDŁA
kiedy Mołdawia pocałuje Rumunię…
kto najbardziej będzie zazdrosny?
Ukraina w ramionach Rosji przetrwa
bez emfazy, ale może ktoś inny
będzie chciał się przytulić. na pewno nie
Słowacja, której ładnie w euro włosach.
Polska z Litwą do dziś przeżywają zawód.
może więc tak się nie łączyć?
może lepiej pozostać sobą Mołdawio?
nocą pić wino bez rumuńskiej kochanki,
bo wszystkie te kraje są żeńskie –
romanse niewdzięczne,
będą płodzić separatyzmy i dzielić się
krzesłami przy rozwodzie,
aż w końcu syn jak Śląsk
rosły i bogaty
zacznie słuchać z Europą Mad Season;
emigruje do lepszych United States
POT-RÓŻ
jak tutaj być sobą gdy tygrys jest w klatce
wszystkie drzewa rosną rzędami pod murem
słowiki śpiewają w monotonnym chórze
ludzie uciekają z krajów i od siebie
kupują bilety na długie podróże
a w oknach kurzą się ususzone róże
człowiek zawieszony ciągle na smartfonie
dostaje w pakiecie tani zestaw pokus
jadąc pierwszą klasą traci cały rozum
ty też czasem bywasz podłączony pod prąd
zapełniasz się cały masą esemesów
póki nie zbudzi cię łyk kawy z ekspresu
ANABIOZA
ostatnio do domu zaczął odprowadzać mnie kot –
był czarny, więc oczekiwałam nieszczęść:
używałam noża tylko w rękawiczkach,
nie wchodziłam do pełnej wanny,
a sny trzymałam pod poduszką.
ramiączko ciągle się zsuwało,
noc przy świeczce przypalała rzęsy,
znaczenia przywierały jak gęsia skórka
i najczęściej po przebudzeniu znikały –
nic więcej się nie działo;
aż w końcu biały volkswagen przejechał kota.
czerwona jezdnia pasowała do moich rajstop,
reszta świata już nie
JA-SPÓŁKA
ja, polska spółka-córka, mam osiem lat.
matka z kapitałem siedzi we Francji,
ojciec obraca fortunę gdzieś w Portugalii,
a za mną już pięć spraw dla nieletnich,
w dodatku dysfunkcja kręgosłupa,
uszkodzenie kręgów moralnych,
wielowątkowa dyskopatia rodzinna
PAŃSTWO PO ŚLUBIE
pytasz, po co mi torba kandyzowanych przygód –
one jak wiśnie w likierze puszczają kolor,
dlaczego Iran znam od środka, a Irak wyłącznie od zewnątrz.
pociąg nie chce wiedzieć, więc rusza z kopyta.
nie zdążyliśmy nawet przylgnąć do siebie na pożegnanie,
i tak nie potrafiłam znaleźć dyplomatycznej odpowiedzi.
po gwizdku konduktora mam oparcie tylko w twardym siedzeniu,
ale jeszcze się spotkamy na moście w Sydney –
od razu jak kangur schowasz mnie do kieszeni;
nie będziemy musieli już wybierać,
czy lepiej znać się od środka,
czy od zewnątrz