Wiersze wybrane we wrześniu 2018
Olga Wiktoria Wybodowska, Hanna Główka
Olga Wiktoria Wybodowska
ROZWIĄZANIE WSZYSTKIEGO
najpiękniej ze wszystkiego
umierają małe kotki
jednego
znalazłam kiedyś w mojej piwnicy, był
zimny i słodki
Też byłam wtedy mała
BĄDŹ EKO!
Bądź eko – to
napis na torbie foliowej
starszego pana który szedł ulicą
miał plaster na przedramieniu
po pobraniu krwi tak myślę
sądzę, że rzeczywiście jest eko
niedługo umrze
PRZYSZLI NIEMCY
horyzont traw nie ma końca nie
umiem już go dotknąć, zadławić się
przyszli niemcy i mnie zjedli, wsadzili do ust
mały kamień i powiedzieli: pluj
amunicja na wasze serca, zarżnąć je
wszystkie Noce były bardzo ciemne
(zapach wódki znam bardzo dobrze)
nie sznur a ręcznik na szyję –
horyzont traw nie ma końca
PROKREACJA
Mężczyzna
zapina rozporek Odchodzi od krzaka
ten krzak
teraz będzie rósł
Nim
ZUPA WIŚNIOWA
Cała byłam zupą wiśniową, którą chłeptałeś
i w której grzebałeś, aż moje serce – zgniła pestka –
utkwiło ci w gardle. Księżniczko, ten świat
jest przedpiekłem, królestwem szatana, a dziewięć
kręgów to tylko pewien odcinek kręgosłupa.
Kości tłoczą się we mnie, coś rośnie na dnie
pustego garnka. Lecz czy ktoś widział
gotować zupę wiśniową
na kościach?
Hanna Główka
UWOLNIĆ BARABASZA
Wysoki sądzie nie wiem o co poszło ale
miała tylko zadbać o konwencję
pokładaliśmy w niej wielkie nadzieje.
Zgrywała świętą to niech cierpi
– nie nasz grzech
Oskarżyciel pragnie zauważyć ze jest sobie samej winna
a Bogu ducha
Obrońca milczy bo
prawo mówi jasno:
grzesznikom miłosierdzie
a wiernym sąd.
Najwyższy Sędzio, czy uznasz wiatr za okoliczność łagodzącą?
MIASTO
Nasza czcigodna rada wydała nowe rozporządzenie
maszynki do mięsa w każdym parku domu i ogrodzie
mają stanąć w rozmiarze uniwersalnym
Uruchomić je należy na wczoraj już i tak zbyt długo zwlekamy
Z rewersu maszyny wypadną kolorowe szczątki myśli rozumu i prawdy
Posypmy je szarym popiołem ustawmy do szeregu
nowego lepszego człowieka.
DZIĘKUJĘ
Gaszą światło i łapią za rękę
marnują baterie świecąc latarką w oczy
tylko po to żeby zobaczyć
jak smukleją źrenice
Zatroskani pytają skąd ta słona woda
liczą na sublimowaną resublimację
pod wpływem sztucznego ciepła
afirmatywnych słów
Nalegają na uśmiech tak pasujący
do okładki vogue’a – bez niego jest niczym
innym niż zgasły kandelabr
Liczą na uśmiech
jedyny grymas pasujący
do wdzięcznej twarzy
Nawet nie zauważyli kiedy dłoń wypadła
spomiędzy palców
i wierzą, że zrobili tyle dobra
mili ludzie
SYNKOPA
Motyle latające po domu w środku zimy
nierealne jak kartka na blacie
przebiegle galopujące neurony
oraz dwóch panów policjantów proszących o użycie krzesła
i tylko mrowienie tych części które nie zdążyły jeszcze zemdleć
i oczy nie wierzą ustom dopóki nie zobaczą ciała
a potem jest walka o pęknięcie zamarzniętej rzeki
kolejny etap to
dryfowanie na krze i wstąpienie w morze
tam gdzie się spotkamy
wyparuję jak ty czy pozostanę solą?
PODNIECENIE
Wyszczerzone cząsteczki drażnią układ nerwowy
a rozedrgane serce spadło gdzieś w okolice brzucha
płytki oddech i rozbiegane palce wystukujące rytm raczkujących myśli
nabrzmiewanie
rozpędzanie
tworzenie
jak jazda ruchomymi schodami
stać na nich to sięgać po boskość
lekko mi
Przed samym szczytem
tajemna zapadnia: wtem
transpozycja do urwanej windy
i lekko zażenowany uśmiech
WARKOCZ BERENIKI (Granat)
Ten który świeci nie swoim blaskiem
co uczyni gdy przysłonią go chmury
zastanawia mnie co stanie się z tymi
których jest przewodnikiem
przeraża mnie kosmos
gdy skupiam wzrok
nieogarniony firmament
czarnieje i rodzi miliony ognistych oczu
należą do ciał które płonęły
pożoga wsobnej manii obróciła je w popiół
fascynujące te zgliszcza
pałają tak migotliwie
aż chce się kochać
HYMN WOLNEJ MIŁOŚCI
nerwica wegetatywna opanowała wszystkie kłódki zielonego mostu
skołatana fonia kruszy rdzę
przyciąga niechętne spojrzenia
panny maluje na wzór wiaduktu
związkowców rozczula –
zaniechane protesty
A ja się tylko dziwię
bo widziałam jak pod koniec kwartału
przychodzi grupa robocza
i wyzwala zatrzaski stalowej twierdzy gdyż
jarzmo ciągnie na dno misterne konstrukcje
a oni ciągle kluczą
OSWOIĆ
Pan szedł ulicą i rzucał cień
ten pan budził strach
nagle zniknął w bramie
zarys został i stawiał kolejne kroki
ciągle ktoś patrzy ale niewiadomokto
czuć jego obecność w południe pustego miasta
jego cień zrównał się z moim
zmiażdżył mu rękę
poprowadził do swojego domu
ciało odbiło się od szklanej futryny
a kontur zbyt mocno z nim związany
na zawsze pożegnał tęczowy portal
Idziemy razem trzymamy się za ręce
ja i on
w powietrzu czuć już zapach nocy
nie drżę choć ciągle czuje jego wzrok
nasze cienie już się poznały.
KAŻDA DROGA UCIECZKI
Odurzenie słodyczą
cukier krąży w żyłach
jeszcze chwila a uderzy do głowy
ponowny upadek – specjalnie niezaplanowany
wszechogarniająca błogość spleciona
z wyrzutem insuliny sumienia
w umysłach z szyfonu
notuje się występowania najczęstsze
cukier miał krzepić
wszystko okazało się kantem
przez chwilę nic nie czuć
a czuć przez chwilę ucisk w żołądku
to dysharmonia w symfonii bezsmaku