Wiersze wybrane na lipiec-sierpień 2019
Rafał Hetman, Laura Osińska, Mateusz Skrzyński
Rafał Hetman
1.
Kiedy już go nie było oglądaliśmy klucze żurawi sunące na południe. Buty namakały nam wrześniowym porankiem. Ostrożnie tarłem osełką klingę jego kosy. Chwasty zarosły całe kartoflisko, a trzeba było zdążyć przed deszczem. Robak, którego rano zmiażdżyłem palcem i docisnąłem ciężką szklaną popielniczką, krążył błędnie po białej serwetce w kwiaty. Dobiłem go wilgotnym kciukiem.
2.
Martwą mysz znaleźliśmy, kiedy odsunęliśmy łóżko. Powiedziała, że już coś by zmieniła, bo ciągle go tam widzi, jak śpi, a myszą śmierdziało już od marca. Tylko kiedy miała mieć czas? Szafkę z telewizorem przeciągnęliśmy na lewo od okna i dywan, ładny, a tylko za sto pięćdziesiąt złotych, się zmieścił. Potem odgrzała postną zupę, w której znalazłem martwego pajączka.
3.
– Merci masz, zjedz. Na co mi teraz tyle czekolady.
5.
Albo kiedy wieczorami
zmieniała mu opatrunek
na cukrzycowej ranie,
która nigdy się nie zagoiła
Albo kiedy
obcinała mu paznokcie
szewskimi nożycami
Kiedy
wybierała właściwe tabletki
Albo kiedy on
ostatni i przed ostatni raz
przypominał, żebym częściej dzwonił,
bo jej tego brakuje
Kiedy udawał
przed nią,
że nie ma gorączki
Wątpiłem w nas,
kochanie.
6.
Kiedy wieczorami
zmieniała mu opatrunek
na cukrzycowej ranie,
która nigdy się nie zagoiła,
odwracałem wzrok.
A mimo to zobaczyłem ich
wczoraj
kiedy trzymałem w dłoniach
twoją pierś.
9.
A kiedy obcięli jej pierś…? To była gałąź, a gałęzie się ścina, kiedy zaczynają trącać przewody nad szosą. We wrześniu w końcu przyszedł Wodyk z piłą tarczową i ściął topolę, która chyliła się nad stodołą. Nie pozwoliła mi samemu zwieźć drewna. Ma przecież dwie zdrowe ręce i jedną pierś.
Laura Osińska
ALE TO NIE MOJE
[motto z Dylana Thomasa]
mam w palcach twoje ciało, zapisane w opuszkach,
mam twoje włosy, usta, mam tamten dzień, kiedy
dwugodzinna podróż trwała godzin dwanaście
i obie miałyśmy serdecznie dosyć życia,
a jednocześnie miałyśmy życia pełne palce
i wtedy przez myśl mi nie przeszło,
żeby je obciąć czy żeby je spalić
a teraz twoje ciało kapie mi z opuszków
w samotne wieczory i noce samotne,
i coraz bardziej nienawidzę tych palców,
grobów zleżałych cieni i zjaw,
w myślach konstruuję dla nich
maleńką gilotynę, w myślach
stawiam im maleńki stos
UBOGA STRUKTURA LUDZKIEGO LASU
[motto ze Stanisława Grochowiaka]
dzielić cię tak jak rozbiera się zwierzę
najpiękniejsze zwierzę na świecie
rozbierać tak jak otwiera się książkę
pełną najpiękniejszych zwierząt
otwierać jak rozrywa się kopertę
kryjącą list najpiękniejszych zwierząt
rozrywać cię tak jak dzieli się mięso
najpiękniejszego na świecie zwierzęcia
cokolwiek teraz masz przed oczami
to właśnie jest miłość
REDYSTRYBUCJA DÓBR
[motto z Elizabeth Bishop]
zbyt grube uda i za małe piersi
wypadające włosy i włosy wrastające
jedzenie wypełniające śmietniki i dojmujący brak jedzenia
łuszcząca się skóra i skóra przyrastająca nadmiernie
za krótkie palce i za długie stopy
niszczejące pustostany i brak dachu nad głową
za krótkie paznokcie i za długie paznokcie
uzależnienie od leków i antybiotykooporne bakterie
za mało lat (smarkula) i za dużo lat (starucha)
niewrażliwość i nadwrażliwość
moja miłość do ciebie i twoja miłość do mnie
DZIEWCZĘTA W MUNDURKACH (1931)
przyjmować pocałunki jak komunię
zwracać pocałunki jak komunię
TRANSMUTACJE
[motto z Lany Del Rey]
myślę o tobie jako o największej możliwej porażce
i największym szczęściu. morze krwi przechodzącej
w różowy plastik. […]. plama plastikowych śmieci
mutująca w krew najczystszą. nie chcesz mnie znać,
a gdzieś w równoległym wszechświecie
cząstki kołyszą się i w tym kołysaniu przechodzą
jedne w drugie. z powrotem. z powrozem.
porażko, szczęście, spełnione-niespełnione marzenie
– ileż dałaby młoda adeptka alchemii za to,
żeby ugrać cokolwiek drinkiem z tynktury
Mateusz Skrzyński
[ CO ZA ULEWA ]
Flaga zawinięta na kijku
przestała łopotać
obok terkocze tęczowy wiatraczek
od dwóch dni pada
wiatr zdmuchuje gołębie z rynien
jakby były kłębkami bawełny.
Na balkonach stare pralki
składane krzesełka
donice z żywymi kwiatami
skrzynki z martwymi kwiatami
dzwoneczki
plastikowy posępny kruk na sznurku
hulajnoga
garnek z zupą.
Rozbiegły się moje miłości
zanim zdołałem je dopaść.
Włosy na twarzy skręcone z rozpaczy
włosy na głowie całe rozkrzyczane
zdechła mi paprotka
zbił się gliniany kogucik.
W oknach naprzeciwko
kolorowe pokoje dziecięce
ciasne kuchnie
facet w fotelu ogląda dokument
czterdziestka nachylona nad miską
farbuje włosy
dziewczyna jak źdźbło trawy naciera ciało
naga tańczy przed lustrem.
Włączam lampy. Rozsuwam zasłony.
Macha do mnie przyjaźnie
nieśpiesznie ubiera
w oknach jej mieszkania
zapada ciemność.
Sprawdzam czy domofon działa
nasłuchuję kroków
wyglądam na klatkę
nic.
Gaszę światła. Zasuwam zasłony.
Pech. Wielka szkoda.
Na zewnątrz ptaki nie przestają
rozbijać się o deszcz.
[ WILK STEPOWY ]
Stara pomarszczona
jadaczka
rozwarła się jak
paszcza hipopotama:
SKRZYŃSKI ZAPŁAĆ SWOJE
RACHUNKI ALBO WYWALĘ CIĘ
NA ZBITY PYSK
Zawsze gdy przychodziła
obawiałem się
że jej obwisłe piersi
wypełzną i ukąszą mnie
gdy będzie przeliczać
banknoty.
Wbiła mi do głowy, że
najpierw należy płacić
za prąd i gaz
dopiero później
za wódkę.
Nigdy nie przestajemy
być komuś winni.
Następnego dnia
po tym jak
opłacisz czynsz
musisz zacząć zbierać
na następny
inaczej hipopotamie paszcze
będą kłapać
aż rozetną cię wpół.
Takie są prawa stepu.
Nawet najwspanialszy wilk
pędzący po dalekich pustkowiach
musi od czasu do czasu
obejrzeć się za siebie.
[ MALTAŃCZYK ]
Miałem dwadzieścia dwa lata
byłem jak naostrzona włócznia
potrzebowałem tylko zajęcia
i jednego serca, które mógłbym
przebić
kiedy znalazłem je w pubie
okręcone nogami wokół barowego stołka
z takimi piersiami, że odpalały się od nich
wszystkie potarte race
zacząłem zapuszczać brodę
przestałem strzyc włosy
i zamieszkaliśmy razem.
Kiedyś, gdy będziesz spał – mówiła
dwa lata później
pociągając mnie za brodę –
przystrzygę to zwierzę
żebyś znów był tym samym chłopakiem
w którym się zakochałam.
Znalazłem sobie pracę na kuchni
nie przemęczałem się
miałem tę knajpę gdzieś
równie mocno jak jej właściciel.
Gdyby nie kredyt – mawiał
– zamknąłbym ten bajzel
i zamieszkał z jakąś Mulatką
na Dominikanie.
Kiedy wychylałem się z okienka
z głową jak maltańczyk
ludzie zaczynali jeść wolniej.
Czy on nie powinien
nosić czepka? – szeptali
między sobą.
Był tam jeszcze jeden facet
zarośnięty od kostek po szyję
gdy na kuchni robiło się gorąco
zdejmował koszulkę
wyobraźcie go sobie
jak spocony przechodzi przez bar
na zaplecze
trzyma w dłoniach skrzynkę
z flakami, łuskami i rybimi łbami
silny jak Neptun
obrzydliwy jak wilkołak
trochę śluzu zostało mu
na dłoniach.
Ludzie prawie rzygali
do talerzy.
Zrobić taki numer to lepiej
niż wygrać w totka.
Skargi zawsze kończyły się tak samo:
Niedługo
zamknę ten burdel
więc daj mi żyć, człowieku.
Czekała na mnie wieczorem
przy tylnych drzwiach
opowiadałem jej tę historię setny raz
a ona się śmiała
odchodząc spoglądałem za siebie
na to miejsce
i nie czułem odrazy.
Całkiem możliwe, że ta knajpa
działa do dzisiaj
w przeciwieństwie
do naszej miłości.
[ NAJLEPSZY MINECIARZ W OKOLICY ]
Szpargały, które
zbierałem przez lata
wylatują przez balkon
a ona krzyczy:
Nigdy nie zrozumiesz jak być
prawdziwym mężczyzną.
Spraw nie można bez końca
odkładać na później.
Musisz nauczyć się odmawiać ludziom
i tego jak ich krzywdzić.
Czasami trzeba przetrącić
kark.
Hej, Dziecinko! – odkrzykuję.
Ale przynajmniej jestem
dobry w łóżku!
Nie pomaga.
Rzeczy spadają, a ja
stoję wśród nich
dziwię się, ile tego jest.
Biorę torbę, wkładam do niej:
niebieską koszulę
najlepsze spodnie
buty z grubą podeszwą
później
wsiadam do samochodu
przekonany, że są lepsze miejsca
niż to
odpalam silnik
i ruszam ku nim.
[ SPOSÓB NA KAŻDĄ KOBIETĘ ]
Najważniejsza jest precyzja
i żebyś trzymał się blisko prawdy
swojej prawdy
nie ma niczego
bardziej odpychającego od
mężczyzny, który nadużywa słów
jeśli już musisz coś powiedzieć
to tego nie rób
uderz w stół
albo w czyjąś twarz.
Zdobyć kobietę to skłamać
że wszystko w tobie jest
jak w mechanizmie zegarka
gdy w rzeczywistości rozpadasz się
na kawałki.
Nie patrz jej w oczy
tylko na środek czoła
to stworzy odpowiedni dystans
kiedy będzie się śmiała
uśmiechaj się smutno
a później chwyć za dłoń
lub zrób coś równie
tajemniczego
gdy już będzie twoja
zabierz ją do mieszkania
jeśli nie zrobiliście tego wcześniej
to dobry moment, aby się
upić
rozbierz ją
a gdy go wepchniesz
myśl o
płonących żywcem
kormoranach
krwawej wojnie
rosnącej inflacji
własnej babci
myśl póki
nie dojdzie
później jest już z górki.
Nagle chwycił się za brzuch
jakby dosięgnął go pocisk.
To mnie przerasta – zajęczał.
O słodki Jezu, moje bebechy…
Daj spokój – powiedziałem.
Znajdziesz inną
lepszą od wszystkich
poprzednich.
Dobrze skrojone kłamstwo
to coś, co znajdujesz szybko
w przeciwieństwie do
miłości.
[ TA SAMA STARA ŚPIEWKA ]
Mówię wam, duchy są wszędzie.
Widzę je, gdy biorę prysznic
a moje rozpłaszczone pośladki
odbijają się na pleksi.
Skaczą po prażonej kukurydzy
nawiedzają moje butelki z piwem
odzywają się w ścianach
ten dźwięk, jaki wydają
nie pomylisz go z żadnym innym.
Nachodzą mnie duchy
ojca i matki, dziadków
kilku sąsiadów
i te których tak łatwo nie
rozpoznaję.
Moi rodzice wciąż żyją
dziadkowie w połowie
i jeśli myślisz, że mówię o zjawach
to się grubo mylisz.
Duchy to coś, czego inni
nie mogą spakować tobie do torby
ale potrafią do głowy.
Odnajdujesz je w sposobie
w jaki przymierzasz kapelusz
albo kopiesz dołek w ziemi
znajdujesz je między czterdziestym
a pięćdziesiątym rokiem życia
gdy chorujesz na raka jelita grubego
jak wszyscy inni mężczyźni
w rodzinie.
Żona zauważa to w tobie
i zwykle wychodzi z tego
wielkie rozczarowanie.
Za dużo się cofasz – mówi.
Zupełnie jak twój ojciec.
To prawda, nie zadaję
zbyt wielu ciosów
ale trzymam gardę.
Dzięki temu mogę pochwalić się
niezbyt długą listą zawiedzionych serc
a i moje łamało się niezbyt często.
Duchy przechadzają się
po mojej szyi
przepływają pod pachami
wodzą palcami wzdłuż żył.
Mokry zrywam się z koszmarów
wtedy sądzę, że należę do nich
a kiedy w środku nocy
po obejrzanym horrorze
odprowadzam żonę do łazienki
widzę jej wdzięczność
i myślę, że jednak one należą
do mnie.
[ GDZIEŚ ZAWSZE KTOŚ WALCZY ]
Dopadli go na długiej przerwie.
Wytarzali w psim gównie
później próbowali obszczać
ale zdołał uciec
gdy znów go dorwali
czterech złapało za ręce i nogi
a piąty próbował ściągnąć mu
spodnie.
No pokaż – śmiali się
co tam masz.
Nikt nie nadszedł z pomocą
dotknąć go
to byłby koniec
słabość jest zaraźliwa
do tego trudno ją
wyleczyć.
Do kurwy nędzy!
Trzymajcie mocniej!
Wydawało się, że wszystko
przesądzone, ale krzyknął
jego ryk to była ciężarówka
wpadająca w przechodniów
ocean, który postanowił
pochłonąć kontynent.
Zbladł, usta mu zsiniały
przewracał oczami
pięścią rozbił piątemu nos
inny mocno oberwał kolanem w brzuch
aż zaczął rzygać
reszta rozbiegła się
i nie zamierzała wracać.
To było wielkie zwycięstwo
trochę mu zajęło zanim z niego
ochłonął.
Spojrzał na mnie
coś sobie przypomniał
wziął plecak
rozpiął zamek i wyciągnął
słoik
w środku znajdował się chrząszcz
siedział zakopany w ziemi
blisko szkła.
Za piątaka możesz go
mieć – powiedział.
Zbierałem te piękności
ten był rzadki i chroniony
lubiłem je rozmnażać
potem wypuszczałem na wolność.
W porządku – zgodziłem się.
Nie odmawia się człowiekowi
którego właśnie uzdrowił
obłęd.
Chrząszcz był wielkości kciuka
i nie ruszał się
wystawiłem go na słońce
niechętnie machnął czułkami
później wybudzony i lśniący
wygrzebał się
na powierzchnię.