Wiersze wybrane w kwietniu 2019
Anna Kaltbach, Paweł Jasiński, Agnieszka Rykowska-Kowalik
Anna Kaltbach
***
tyle by się chciało rozumieć odczuć
wyszarpać z siebie
ale we łbach pokraczna niedostateczność
raczkująca myśl, ledwie jej wrażenie
niezdolne do jakiejkolwiek formy
pośród bzdurnej codzienności
w kuchniach grube żony w starych fartuchach
tłustych mężów w gębach których odbija się tylko kiełbasa i piwo
w tramwajach bełkot miernoty wśród której ja
taka sama
choćbym chciała nie godzić się wszcząć bunt
w modrych oczach zamiast mądrości najwyżej za nią tęsknota
zamiast talentu najwyżej o nim marzenie
zamiast wielkości
rosół
***
jeszcze się zbiorę w sobie
za siebie się zabiorę
(chociaż miał to zrobić tatuś)
wezmę się w garść
jak tylko wypuszczą mnie z niej demony
zbiję piątki z kumplami
odetchnę głęboko powitawszy słońce
przeczytam te książki, co miałam,
co obiecałam, a nie chciało mi się
będę się snuć ani tu ani tam
powtarzając za Obłońskim:
wszystko się ukształtuje
a może będzie mi dana litość Pana
i nagła a niespodziewana śmierć?
***
taką nam miłość dano,
że plujemy sobie w twarze
kochanka bierze kochanka
kochanek trzy dziwki
na grób i na krzyż poprzysięgamy
on z ognia wydzierać jej grzebienie
ona jemu podawać smalec i wódkę
wbijamy sobie zęby w karki
szpony w gardła
dniami
jak zwierzętom dyszą ciała
nocami
wznosimy pięść ku niebu
niebu wymyślamy
trzęsiemy się ze strachu,
że cóż jak nie warto
Fragment 1.
Wygrzebujesz ubranie, gotową do odgrzania kanapkę sprzed wczoraj, załatwiasz sprawy dla pozoru, obowiązki. Idziesz do sklepu, robisz pranie, strzepujesz, zawieszasz, odegrasz małą rólkę w teatrzyku small talku, umyjesz się, przygotujesz wszystko na jutro (czyli na co?), obserwujesz i rozumiesz kody, za pomocą których dzieją się Inni – mierzi cię przeintelektualizowanie jednych i głupota drugich, jesteś, całkiem biernie, nie uczestniczysz, nie sądzisz, ale musisz być i kawa, papieros, kawa, piwo, papieros, piwo, papieros, wódka, wódka, papieros, muzyka, wódka, papieros, papieros, wódka, muzyka, muzyka, wieczór. Wieczór.
Tak więc wylewa się w tobie wielki smutek, wylewa się szerokim strumieniem melancholia, która zawsze w tobie przecież żyła, ale cienkie ściany, w których była zamknięta pękły brawurowo i roztrzaskał się w tobie amalgamat wszystkich twoich przeżyć spektakularnie krusząc każdą kiedyś lśniącą drobinkę pogruchotanej bezlitośnie duszy. Tęskny, przeciągły kiedyś wzrok staje się pusty, stracił moc widzenia, dotykasz i nie czujesz faktury, w końcu jest ci obojętne czy dotykasz czy nie i jest ból permanentny, bezkształtny, niemalże bezprzyczynowy, nieosadzony ani w czasie, ani w przestrzeni, możliwe torsje. Nie możesz sobie nijak wyobrazić ani sposobu, ani efektu tegoż, które sprawiłyby, że mógłbyś, mogłabyś się poczuć lepiej – może na chwilę, ale wiesz, że to i tak nie jest metoda i ostatecznie konsekwentnie i już nawet świadomie poddajesz się łagodnie, przelewasz się przez własne palce, godzisz się.
Paweł Jasiński
SEANSE SPIRYTYSTYCZNE W MIEŚCIE MIŁOŚCI
przy bliższym poznaniu zawsze tracę
grunt pod stopami i pewność ciebie
[który siedzisz po prawicy Ojca] przy
bliższym poznaniu rozkopuję kołdrę
poetyckich urojeń
a oni patrzą patrzą na moje usta
oczy linie papilarne przy bliższym
[…] zawsze tracę:
grunt pod stopami i siebie z oczu
— — — dopiero wtedy zamykają knajpę
BEZ WĄTPIENIA
diagnostyka zawiodła — wyniki badań
przemilczały toczenie żywego organizmu
[zawartość chleba w widełkach — wino
na poziomie abstrakcyjnej przyzwoitości]
— — — ani słowa o wywoływaniu wierszy
ani słowa o markerach przekłamujących
kolejne tąpnięcia płynów ustrojowych
samopowielający się schemat liturgii lęku
proszę zwątpić [obwąchać obszczekać
i proszę zwątpić] stryczek mówi że poezja
to bardzo dobre drzewo
DZIEŃ DOBRY NA STÓŁ
niechętnie znikam pod flizeliną — a wie pani
że jakoś nigdy nie lubiłem zielonej farby
— — —
bierzemy formularz — zaginamy dwa rogi
i dajemy do podpisu [współrzędne
autografów najlepiej oznaczyć krzyżami
południa — no przecież nie chcemy
żeby pacjent nam „pobłądził”]
— — —
siostra wybaczy ale to nie jest optymalne miejsce
na odwiert — proszę spróbować po zewnętrznej
— — —
dzień [taki] dobry — jak się pan nazywa?
tylko proszę nie panikować — zanim
rozpoczniemy eksperyment [filadelfijski]
jeszcze kilka osób zada panu to wstydliwe
pytanie | bierzemy formularz — dzień dobry
— — — jak się pan nazywa?
[ZDYCHAMY]
zdychamy i krew nam wietrzeje to może jeszcze
po sto udając że wystarczy [odwracam głowę]
z zamkniętymi oczami powtarzasz moją sztuczkę
— — — zamawiasz udajesz otwierasz oczy | anioły
gubiące mleczne zęby lekkich obyczajów lądują
między nami grzesznymi wijąc się na pokuszenie
zamawiam dwa razy sto zamawiasz i udajemy
[…] poetów
WŚCIEKŁOKRYSTALICZNOŚĆ
wyciągnęli mnie z kostnicy a teraz obwożą od burdelu
do burdelu [gdzieś] pomiędzy spotkaniem autorskim
a pielgrzymką do ostatniej wieczerzy
[mannequin challenge schlebiający nekrofilnym gustom
wymuskanych odbiorców] oto: trupoeta
— — — można mnie śmiało podotykać [już] nie pluję krwią
patomorfolog zainstalował w moich oczodołach
szklane kulki z hologramem gaju oliwnego — teraz
patrzę na ciebie jednym okiem Judasza — Jezusa
drugim i coraz mocniej uwiera krzyż wytatuowany
na wewnętrznej stronie lodowatych zwłok
a oczy zwiedzających pakują to wszystko pod powieki
jak w trumny podlane łzawą historyjką o powrocie
marnotrawnego syna
TŁOCZNIA OLIWEK
a teraz bardzo proszę: jeden pesel jeden kamień
podchodzimy i po kolei: staramy się celować
w górne partie ciała astralnego
krioterapia nie przyniosła spodziewanych efektów
osadzony nadal odszczekuje się tym swoim węgierskim
posmakiem taśmy puszczanej od tyłu
[grając w chińczyka uparcie wyrzuca dziewiątkę]
— — — wieczory jeszcze chłodne
jeden pesel jeden kamień […] i wracamy do domów
TEN TRZECI
uśmiecham się – nie byłem na to przygotowany
co innego omdlenie przy nakłuwaniu żyły
albo skaryfikacja matryc odbijających moją tożsamość
—zawsze było mnie dwóch
ale żaden się nie śmiał
2018
APOKALIPSA
szpital pod wezwaniem | ordynator
oddziału wczesnoporonnego łapczywie
przegląda korespondencję z Tyru
—dzień jak co noc
rozkodowany anioł ze zwichniętym
kręgosłupem infekuje amulet spowiedzi
na oiom-ie wybudzają Dürera
2018
NIE MA TAKIEGO NUMERU
syndrom sztokholmski osierocił moją prawą rękę
[—nie kocha] od ostatniego samobójstwa
minęły prawie dwa tygodnie | ona znowu przemyca
donosy kreślone amarantowym atramentem
a czasu coraz mniej [siostro] proszę mnie podliczyć
płacę krwią ze świątyni
nieopatrzności mojej i jego bolesnej męki
wszystko co miałem do napisania – napisałem
jeszcze tylko dokończę Majakowskiego i idę spać
[proszę mnie podliczyć] siostro
2018
SKOWYT ROZPROSZENIA [v1.2 beta]
tym czasem – tym bardziej czasem tym którego
jesteś zatrważająco wątpliwym administratorem
nie wyłowisz miłosnych detali z okręgów źrenic
o których boscy przemytnicy wiedzą prawie wszystko
i czarne podniebienia
[z wyczuciem] pochylając głowy prawowitych
właścicieli twojego szaleństwa w okrutnej
niedoskonałości rzeczy widzialnych kaligrafują
dla ciebie nekrolog in blanco | on nie żyje
on jest martwy [komu w plecy setny nóż kto zdradził
nadzieję i dzieci jej skowytem rozproszone] on
nie żyje a chłopcy cierpliwie czekają [na Barabasza]
na ławce pod blokiem jak żołnierze w dwuszeregu
ustawione puste butelki po piwie – szklana armia
pijanych proroków – kolejno odlicz [—tymczasem]
tym bardziej czasem tym którego jesteś i który
do ciebie nie należy nie wyłowisz miłosnych detali
z okręgów źrenic [na białe wiersze struga
czerwonej farby – nie krew – nekrolog in blanco]
2018
Agnieszka Rykowska-Kowalik
REVERSAL
„na koniec wierność rzeczy otwiera nam oczy”
- Herbert (stołek)
pan mówi że w moim domu Cud nad Wisłą
pan przyniósł szablę flagę
opowiada o rzeczach ważnych wielkich
nikt nie zdziera już tynków ani podłóg
zakrwawione koszule dziadka
pozostają w pamięci u mnie czysta biel
pan przyniósł obrazek i mówi to Chrystus król
nie umiem wielkimi rzeczami się nakarmić
jeszcze nie nauczono zadręczać innych
mam inną skromną fotografię
obok dziadków na ścianie rodzice
ten pokój dla umarłych tam wiecznie zimno
potwory wyobraźni pochowałam
wrony już nie drwią
słychać tylko wyraźne stuk stuk dziob dziob
potykam się w kuchni o cień krzesła
– przepraszam – mówię do niego
ZASILANIE
– jesteś dziwką! – powiedziała do mnie mama
na walentynki umawiamy się bez tych sztucznych prezentów
w telewizji leci „frantic” potem słuchamy grace jones
zastanawiam się czy sygnał na końcu piosenki
pochodzi z karetki która nas zabierze do krainy niewyśnionych
do błędnej doliny – w niej się nie ulęknę bo żal i złość są tam ze mną
rozmawiamy do północy a może dłużej
mimo że lekarz zabrania „pani musi się starać” – mówi
znowu opowiadasz o byłych kobietach ja o mężczyznach życia
uśmiechasz się bawisz żartami
przy tobie umiłowane papierosy to zwykły szajs
za wszystko płacisz nawet za te pieprzone chipsy
a ja wychodzę z tego niepoturbowana
i nie ma już znaczenia jak nazwała mnie mama
Śladami
nie wiedziałem że będziesz klęczała u moich stóp
jestem oralnozależny więc mógłbym ssać twój kciuk
zetrzesz z czoła moje winy
potem wyjdziemy
zasłonięci krzakami powspominamy
dziecięce wyprawy w głąb ciał
w leśnej głębi przyznasz się
do biseksualnej miłości:
trzymała z wielką siłą za włosy
kazała rozchylać kwaśne wnętrze
uderzają w głowę
wspomnienia o czułych kochankach
mnogich głowach potwora do obrzydzenia
nie martw się znajdę takiego
któremu podam siarkę
a ty dmuchniesz
jakbyś chciała zgasić iskierkę
Obłęd/na marginesie filmu „Winni” G. Möllera
utożsamiłam się z głosem Iben*
który na chwilę we mnie zamieszkał
odezwały się odległe głosy
Iben puka chce mnie otworzyć
miała telefon
ja kawałek kartki
z telefonu też kiedyś skorzystałam
dzwoniąc na niebieską linię
usłyszałam szyderczy śmiech – niech pani nie żartuje
widziałam podobne do Iben słabe kobiety
zaprowadziłam czteroletniego syna do piwnicy
w kącie czarny worek
– tu są szczątki pisarki którą zabił mąż! – odezwał się głos
pisałam biogramy myśląc że nie żyję
wokół były czarne twarze w których się przeglądałam
miałam wizje: w piwnicy zobaczyłam też kobietę
pochylała się nad kranem piła wodę
to Amy Winehouse Amy i pragnienie
– uwolni ją mężczyzna w czarnym płaszczu! – krzyczał głos
Amy nasionko na liściu łopianu
chwasty rozprzestrzeniły się
dobry film nakręci później Asif Kapadia
tam poznam ojca Amy – niedobry wzorzec
w domu płonęły znicze
dużo prałam
– trzeba wszystkich umyć wszystkich wyprać
przed zagazowaniem i spaleniem – wołał płaczliwy głos
a może kiedyś to ja zabijałam?
z źle zamontowanym judaszem zabijałam siebie
dziś pozostają puste konfesjonały
i głosy w pamięci:
pan ma minę jakby siedział na kiju!
co cię to obchodzi?! w ogóle co ja cię obchodzę?!
idź daj mu wszystko co masz!
synku a teraz na śniegu narysujemy uśmieszek
pan nie słyszy?
pani jest tłumaczką?
niech pani wytłumaczy że
jestem dziennikarką
uprawiam synkretyzm rodzajowy
to tylko głos
głos
głos
głos
*Iben – kobieta właściwie jej głos z filmu „Winni”
NOIR-GŁOWA
w dzieciństwie brat bił mnie po głowie
był uczulony na słowo parobek
razy szybko przejęła matka
uderzał gdzie popadło
moja głowa nie umie pomieścić
twojej czerni nie potrafi znieść
tej pizdy menadżerki
poza tym przyciągam rozwodników
przestępców i toksycznych
więc w jakim świetle siebie stawiasz
pokój brata jest pusty
zostały tylko stare adidasy
Tokarczuk pisała że buty skrywają duszę
trącone lekko moją stopą
zmieniły kierunek: idą ku mnie?
słychać tylko
jak nerwowo
strzelam palcami
OCZY
gdy patrzysz to dzieci płaczą
powinnaś udać się do egzorcysty
unikać ludzi opętanych
zastanowić się z jakiego źródła
czerpią inspirację
ilu masz najbliższych znajomych
z którymi rozmawiasz
możesz na nich liczyć?
(zaczęła wymieniać)
– dziesięciu a gdzie w tym wszystkim
miejsce dla dziecka?
w pokoju dziecięcym
ciemność
PROTEST
„Boże mój wielki
to fakt ogólnie znany
że matka ocet piła z braku
denaturatu”
Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki (piosenka o zależnościach i uzależnieniach, VII)
podobno matka koleżanki piła denaturat
moja piła wódkę co nie oznacza
że była lepsza od matki koleżanki
smród nad kotliną z przemoczonych pieluch
odór papierosów krzyki obcych
okoliczni pijacy zostawiają pod ogrodzeniem
puste butelki na podwórku również
co nie oznacza że są lepsi od naszych matek
nie piję nie używam
wyrzucam z domu telewizor komputer tylko do nauki
słyszę trzaskanie drzwiami
syn z zawziętością jakiej nie spotykałam
puste butelki rozbija o garaż