Wiersze wybrane w listopadzie 2019
Olga Kędzia, Piotr Pacześniak, Marta Solomej
Olga Kędzia
TWOJA NIEOBECNOŚĆ
kukurydza
kmin
kurkuma
jejecznica
moja cisza
twoja nieobecność
marzenia w
komunalnych
pojemnikach
odprowadzam podatek
to takie naturalne
pozbywać się
to naddatek
to zbędne
zalega
kurz
orzeł i reszta
w poszewkach
schowane skarby
pokłute piórami
rumieńce
opowiadam o grawitacji
przy jabłku przy
humorach
o względności
z klocków budzę
geometrię
nic jak sen
paraliżuje wolę
nic na sen
PĘCZNIEJE MROK
kroki
gdybym je słyszała
widzę ludzkich spojrzeń
labirynt w kryształkach
lodu zbitych w biel
przede mną
nikt nie był obecny
zerknął zaledwie
przeleciał szukając
ważnych potrzebnych
spraw przybywało
innym
razem będzie lżej
zbierać i cieszyć się
manną spadająca z nieba
w mroźne południe
słońce zrzuca szadź
z gałązek igieł drzew wprost
na oczy policzki nos wargi
nie zwracam uwagi
poza światłem
pęcznieje mrok
KO KO HAJ
Ko ko ko
Ko haj mię
Ko ko
jak Alf koty koko
haj mnie!
Ko ko
jak Micki Mouse
Mini
i nigdy nie mów
lepiej
Ko ko
Hamlet nie żyje
duch a może było
ich dwóch?
Ko ko
Hans i Greta
miłość przechytrzyła
babę-jagę
Ko ko
Haidi co tatę
staciła – na szczęście
dla dziadka
Ko ko
Ha ha ha
na raz na dwa
na trzy
skoczymy
z różnej wysokości
ty byłeś zawsze
przede mną
BEZ PRĄDU
Może braknąć prądu
Zdarza się
Dobrze mieć w domu
Piec
Może zabraknąć gazu
Zdarza się
Dobrze drewno, zapałki,
Świece i szachy
Mieć
Może zabraknąć wody
Zdarza się
Dobrze mieć studnie
W pobliżu sklep
Może zabraknąć sieci
Zdarza się
Dobrze mieć bąka,
Bierki, jakąś grę
Może zabraknąć mnie
Zdarza się
Dobrze mieć wiarę
Miłość i chęć
Może zabraknąć czasu
Zdarza się
Dobrze mieć koniec
I lęk
DOTYK
gdy w nocy przypadkiem
natrafiam na jej dłoń
rozpięta piąstka
zdaje się czekać
na dotyk – całuje
wyczuwalne różnice –
przepraszam
Piotr Pacześniak
ROBIĘ SOBIE
piekło
mnie oko
po cytryny strzale
miej oko
na tamtych pedałów
co rozłożyli
ręczniki po prawej
powiedziałeś
nie bo
zobaczą że patrzę
niebo
zobaczy że kradnę
i mnie ukarze
za chipsy z carrefoura
wyniesione
o drugiej nad ranem
BERLIN
Tyle razy przewiercałaś się przez
Drewnianą sklejkę z której zrobione
Jest twoje płuco dziewczęce
Ile razy przewracałaś się na
Drugi bok mówiąc że się wiercę
Gówno — mówiłem — to się nie dzieje
Wieczór wyglądał jak uroczy panicz ubrany na niebiesko
Wędrowaliśmy gościńcem w walserowskich Niemczech
Beztrosko stąpając po wysuszonej letnim słońcem ziemi
Wyprzedzani czym prędzej przez zachodzącego słońca cienie
Tyle razy przebijałaś się przez
Lodową skorupę z której zrobiona
Jest moja obojętność chłopięca
Ile razy przewracałaś kołdrę na
Drugą stronę chłodniejszą
Zostaw — mówiłem — tak było lepiej
Ranek wyglądał jak świeżo zerwane liście młodej mięty
Wracaliśmy z Tresora do ciepłych łóżek najtańszego Hostelu
Włócząc nogami po zimnem zahartowanym asfalcie stolicy
Wyprzedzani przez miasto-kolos, gotowe skarcić nas boleśnie
Tyle razy przekłuwałaś się przez
Splecione stosy tkanin z których
Uszyte grubą nicią są nasze więzi
Ile razy czytałaś do świtu w bladym świetle
Lampki nocnej, gdy ja nie mogłem oka zmrużyć
Zgaś — mówiłem — bo stłukę wszystkie żarówki
GDYBY TO BYŁ FILM
palę kiedy gra mi sasha funke
to nie jest film, tutaj nie ma kamer
gdyby to był film to byłby sen, ale
ja nie jestem sen, tu nie ma spanie
robisz disco kiedy nie ma kamer
powiedziałaś źle dalej nie spałem
gdyby to był film to byłby sen, ale
wybudzony gwałcę się nad ranem
łzy dziewczyny kiedy nie ma kamer
disco w klubie jak gra sasha funke
gdyby to był film to byłby sen, ale
to nie sen, a ja naprawdę płaczę
DWANAŚCIE SŁYSZEŃ
Słyszałem o surowej sile torsu Heraklesa.
Słyszałem też, że nie ma głowy, piersi, rąk i nogi.
Słyszałem, że zabili prezydenta wraz z małżonką.
Słyszałem, że król bez korony włada tylko sobą.
Słyszałem o młodych ciałach rzeźbionych w gimnazjonie.
Słyszałem, że ocalał jeden — w marmurowej zbroi.
Słyszałem, że bogowie płaczą, wygnani ze świątyń.
Słyszałem, że nigdy jednak nie opuścili Jonii.
Słyszałem o skulonych duszach pod wodą prysznica.
Słyszałem bajkę o ucieczce przez morze czerwone.
Słyszałem, że człowiek w rozpaczy rozbija posągi.
Słyszałem, że heros bez głowy traci też koronę.
Marta Solomej
PRIVIET ANTON
Antonovi Krasovskiemu
Nie wiedziałam, że są jeszcze na świecie dobrzy ludzie,
chociaż trudno dostrzec ich prawdziwą naturę –
pod maską cynika ukrywają wrażliwość.
Pod tęczą tak samo, jak pod latarnią – najciemniej,
a jednak kolorowo, choć, niestety, łatwo ją spalić
i zmylić uprzedzonego, uprzedzoną.
Być dobrym – całkiem niemodne,
więc często krytykując jedną ręką,
drugą hojnie rozdajesz kawałki duszy.
Tylko zwierzęta to czują, wpatrzone w pana,
który wieczorem zmienia się w Harry’ego Pottera
i czaruje na youtubie, by mogli zrozumieć idioci,
w którą stronę kręci się Ziemia,
jakie siły i moce próbują nas ogołocić.
Zgadzam się z prawie każdym słowem,
nawet: żeby książę Harry został Rosji carem.
BEZPŁATNE PRZYKAZANIE – news
Powietrze pokroili nożem
Niebo aresztowane za wiszenie
Internet zwęził się do jej ciała
Praca pod Słońcem staje się niebezpieczna
Jedzenie trzeba przeżuwać powoli i dokładnie
Pod lasem zgubiono psa rasy rottweiler
Wezwij policję zwróć się do ministerstwa
W solidarności z budującymi szczęście
Wspieramy piwowarów pijących przywileje
Ofiarom pamiątkowe kamienie
Rodzinom igrzyska i pamięć
Genetyczna – wojna hybrydowa
Wszystko zaczęło się niedaleko
Na tej ulicy pod tym domem
Muza nowa dysharmonia
Nigdy się nie poddawaj
Nikogo nie udawaj
Ślady na przyszłość
Nie bać się ciebie
Kochać i sprawdzać
Gwiazdy i Księżyc
Ostatnie doniesienia
A jednak na Marsie jest życie
23 czerwca 2019 r.
WOJNA HYBRYDOWA
(propaganda i reklama)
walka o umysły i dusze
deszcz informacji
– fakty medialne
ten moment programu
w którym potoki hejtu i reklamy
przenikają nie tylko
twoje ciało lecz ducha
zniekształcając mentalne powłoki
nie sposób odróżnić fejki od prawdy
swoboda myśli wolność wyboru? – nie pytaj
masz wierzyć ślepo jak w demokrację
ale nawet teraz jest szansa
można przełączyć kanały
wyjść z sieci
uruchomić mechanizm zmiany
jak Gene Sharp
na Majdanie
MULTIVERSE
a jeżeli ty i wszystko co widzisz wokół
jak film obserwowany w okularach 3D
to tylko drżenie kwantowych molekuł?
niematerialne jeśli przymkniesz oczy
wraca fizycznie kiedy zaczniesz patrzeć
niby dziecięca zabawa w ciuciubabkę
nie zawsze wiem czy to jawa czy śpię?
świadomość w zawieszeniu na mgnienie
piję przebudzone na bezludnej wyspie
pocałunki w tatuażach słów ocalone
od zapomnienia gdy zapada milczenie
wizja znika lecz trwają splecione dłonie
wieczorem relaks znów przy laptopie
otwiera się kolejny świat równoległy
mnożąc w nieskończoność swoje kopie
kim jesteś? dlaczego w każdej
chwili masz do mnie dostęp?
jak to się stało? był moment i
dystans zmniejszył się do zera
myślami uparcie krążyłeś wokół
aż pętla się zacisnęła – to dziwne
wcale nie czuję się uwięziona
przeciwnie – wewnętrzna wolność
wypełnia się i dojrzewa jak owoc
– wzbiera pęka rozlewa z krzykiem
muzyka we mnie przybiera kształty
jak runy i monogramy na amulecie
zapiszmy je na brzozowej korze
to przekaz z innego tysiąclecia
gliniane dzbany tańczą – w nich
surianica czerwienią się burzy
krew przodków pulsuje w żyłach
dziś wasze święto godów – Koliada
Sławianie weźmy się za ręce – płomień
popatrz mi w oczy – nie zapomniałam
POZOSTAŃ SOBĄ
Śnieg, stal, szklane wieżowce.
Zmarzniętymi ulicami miasta idą
i płyną smutni w jednakowych krawatach,
i autach, zdobywać ziemię niczyją pod górę.
Z pozoru jesteś jednym z nich, a przecież
masz własny świat – co dzień od nowa
osobiście go stwarzasz, płacąc za to
nie euro i złotym lecz walutą emocji.
Wartością bezcenną – uśmiech i szloch.
Kiedy wracasz wieczorem – ona czeka,
zapełniając problemami kawałki powietrza,
aż brak ci tchu – bierzesz kąpiel z melisą
i sięgasz jak złodziej po zapomnienie.
Drzwi uchylone – dobiegają głosy TV,
zmieszane z zapachem wczorajszego bigosu.
Coś o wojnie, weselu, bitcoinie i krachu na giełdzie.
Skończyłeś z myciem, omijasz w lustrze swoje odbicie,
nie chcąc widzieć realu, wolisz modlić się w sieci,
patrzeć w oczy komecie, składać puzzle ze snów i słów.
Tam twoje ego – pomiędzy niebem a Ziemią.
EXODUS BIAŁYCH NIEDŹWIEDZI
Białe niedźwiedzie nie śpią tej zimy
całymi stadami opuszczają Matkę Arktykę.
Podchodzą blisko, pod miejskie śmietniki
i – jak lodowce – topnieją. Co potem,
szaleństwo żywiołów, katastrofy, potop?
Zaszliśmy o krok za daleko — pora wracać,
dopóki jeszcze nie wyczerpały się baterie Ziemi
Słońce wschodzi i zachodzi a dzieci się rodzą.
Ostatni dzwonek – bieguny przemieszczone.
Księżyc świeci sztucznym światłem w oczy.
Spójrz: oto głaz wrośnięty w pagórek –
początek historii na nowo dla przyszłych pokoleń.
Cokolwiek się stanie, on, kamień – przetrwa,
nie ty, nie komputer. W kamieniu pamięć.
INACZEJ
wyścig informacji
słońce wschodzi
o jeden dzień wcześniej
epoka wczorajszych snów
wymieszanych za szkłem
współcześnie wiersz
to materia
rzecz
albo inaczej:
dualizm
korpuskularno falowy
gdy odwracasz głowę
wiersz zmienia się w fotony
zamknięty w bibliotece
szybuje w świat
tysiącem ust
oczu
mnożony w internecie
osiada energią
na youtubie
fb
tak umarli
wracają w słowach
przechodząc
przez czas
jak światło
przez ścianę ze szkła