Wiersze wybrane w listopadzie 2021
Martyna Czop, Maciej Gąsienica, Kamila Korzeniewska, Magdalena Lenard
Martyna Czop
***
Drapowana spinką firana,
w przesłoniętym widoku
świeci brakująca wczoraj
część księżyca.
***
Wyrwana z uścisku dłoń
kontempluje bukiet
mrugających gwiazd,
w porwanej linii życia
światło szuka uzasadnienia.
***
Zmultiplikowane
na drzewach
transparentnie białe
plastikowe siatki
– ustępującej przyrody
wywieszonymi
flagami.
Euphorbia trigona rubra
U progu lata pod osiedlowym
śmietnikiem jedyny kwiat
który nie kwitnie.
Na chodniku w przyciasnej
donicy zostawił ktoś
dla równowagi oparty
o chropowaty mur.
Niepożądane plamy na liściu i
czerwieni wykwity
na ponad metrowym ciele.
Brunatnym pąsem nabiegły
mięsiste kanciasto-strzeliste pędy.
Z kandelabrowego pokroju uchodzą
krótkie ostre ciernie spomiędzy których
rozwijają się jajowate, delikatne liście.
Cichemu westchnieniu zachwytu wtóruje
sinusoidalny ton gruchających gołębi.
Nieobiecany kiedyś wiersz
Ktoś obok siedzi
budzi emocje,
nieudanym ukradkiem obejmuje
badającym wzrokiem
na później.
Źrenice mierzwią czarne włosy,
muskają natrętnie
nierozumiejące dłonie.
Dlaczego już,
niechętnie wstaje, wie
że za metr
do drzwi
zrozumie.
W chaotycznym ruchu bezosobowych ciał znów
zaistniała reguła, a potem
zdumienie, bo pierwszy objął ją wzrokiem i
niebo pomieszało się z morzem.
Maciej Gąsienica
DOTYK
zachciało mi się rozsmucić
przylaszczki
więc nająłem płaczki,
bo nie miały chleba,
a tylko konfiturę
z czerwonej cebuli
(poznałem po smaku,
że spod twojej ręki)
i podniosłem kromkę,
razowego, z ziemi
jak maciejkę, dla zabicia
czasu, więc zostało miejsce,
puste
(i w moich dłoniach)
ANALFABETA FUNKCJONALNY
Bóg jest milczeniem, moim
i nie brak mi niczego z mowy
ciała, mojego i jej, stąd gdy to
mówię nie ma w tym życia
ani miłości ani chleba, pół,
ani żadnej piętki, ni dupki
jest wiersz, niewysłowiony
(bo nie potrafię już mówić,
milcząc)
NIKIFOR WIERSZOWANY
ten wiersz nie jest niemy
wobec swoich uchybień
ani małomówny wobec
własnych braków, mówi:
miało być pociągnięcie
pędzlem zamiast słów,
jako samouk nie mógł
dokonać piękniejszego
wyboru (a nie mówiłem)
CHRZEST
babie lato, topiłem się kiedyś
w Jeziorze Pilchowickim,
wiem co to znaczy
ratować obcego człowieka
ALFA I OMEGA
Umiem już skracać rozmowę,
przełożyć wizytę u fryzjera,
przechodzić od razu to tego, co istotne
(uczę się od dzieci).
Kamila Korzeniewska
nietoperze wróble ryby
Na Placu Solnym
na rogu numer cztery
samochodowe opony
przyklejają się do kostki brukowej
i ten suchy organiczny mlask
w mózgu robi dym
Wy-sluchać ze świata:
postuk metalowego zapięcia torebki
piszczące jak nietoperze adidasy
wizg latającej na sznurku ryby
talerz-widelec-szklanka
i znów talerz-widelec-szklanka
powietrze sunące przez szprychy
ćwiergot ć! ć! ćwiergot
głosy
tło ze słów
potykam się o spółgłoski
I tak te pojedyncze rozdźwięki
Każdy do rąk
Każdy ma własną probówkę
moment wyjściowy
bardzo poważny podlot
sarna z dezynwolturą
od krzaka do krzaka
zedrę pazury do łokci
zdzierając skórę z ziemi
hałasują mrówki
podłoga – nieobecność
szorstkie koraliki
strużką
spadają po kolei
terkocą
o podłogę
cicho
stukocą
ten moment
gdy przez chwilę
się nie pamięta
to psie duchy
znów przeszły
po
podłogach
całego świata
pran
zatęskniłam
do mojej pranbabki
która śpiewa mi
w obcym języku
smakuję go bardziej niż słyszę
w kościach ją mam
w paznokciach
w plamce żółtej oka
kto by słuchał kamienia
ja
ja wysłyszę z niego
sobie
ją
komfort dalekiego patrzenia
potrzebna przestrzeń
niekoniecznie ładna
zwykłe pole wystarczy
tyle
żeby był widok
na sto osiemdziesiąt stopni
od lewa do prawa
normalny konkretny inżynier
to zbadał
konieczność taką
po przodkach –
komfort dalekiego patrzenia
od lewa do prawa
to dlatego ja na tym ugorze
w listopadzie
mój prehistoryczny dziadek
był chyba bardziej z łąk
niż z lasów
poczęstuj się wątróbką
Tu nawet śmierć jest taka
nieestetyczna
jest rozjechanym szczurem z flakami na wierzchu
trwa akcja-deratyzacja
Nie to co oprószony śnieżnym pyłem
martwy jeleń
składający szlachetną głowę na
poszyciu leśnym
Szczurem będzie próbowała nasycić
się wrona
Umierają szczury w wielkiej akcji-deratyzacji
Sypią się mandaty za brak udziału
***
Jeżeli się zbliżać
to do lasu
a nie od
Jeżeli pozwalać
to muchom trzmielom osom
a nie do środka
(dawać dostęp z ufności)
Jeżeli słuchać
to ogórków ostów pokrzyw
a nie tuż
(przy uchu godzić się na szept)
Jeżeli się zbliżyć
to do lasu
***
Indiański listopad
skradam się po parku
środkiem trawnika
bo na ścieżkach
złe duchy
w ustach niosą
kule wkurzonych
pszczół
Naniosę sobie
suchej trawy
i zrobię
szałas
w łazience
***
Teraz
wieczorami
między blokami
chodzą kosmici
Widać tylko świecące
kulki
podskakujące
niewiele ponad ziemią
Po samych tych kilkach
można poznać
czy są przyjaźni czy nie
Kosmici podchodzą
pod nogi
zieloni albo niebiescy
najczęściej
Kosmici czasem
spotykają innych
kosmitów
I wtedy jest kolorowo
kulki się
łączą
* * *
wkroplić się wsiąknąć
wmoknąć
zabsorbować wwilgotnieć
zwodnieć uwdonieć u-wodzić
w drewno w asfalt
w panel słoneczny
w pokrzywę w szynę
w blachę gniazdo szkło
w piasek
w piasek
w piasek
zrybieć uskrzelić się
***
w 2020 roku umarła wdowa po
weteranie wojny secesyjnej
wojny nam się zbiegły
podaliśmy sobie strach jak cegłę
***
Posłuchać jak brzmi pleśń
może mlaszcze
wchłaniając
albo ciamka
oblizując pleśniowe paluszki
zagęszcza się puszyścieje
idzie w szary
albo się zzielenia
strzępi się w strzępki
rozczochrana
Jeszcze szlafrok jej zarzucić
i dać czekolady
Magdalena Lenard
zielone jabłuszko
widuję w szybie autobusu bystre rumieńce
które się czają na rewolucję albo przynajmniej
na udzielenie rodzicom reprymendy za nieznajomość życia
myślą
co wrzucić do empikowego koszyka jak
dobrać sąsiadów czy się w ogóle rozmnażać
i czy się bić w końcu o to
życie wieczne
myślą jak by to
rozporządzić by
dojrzeć
a nie zgnić
drogi Starcze
zabijaj mnie w poniedziałki
i wskrzeszaj rankami piątkowej utopii
a zyskam iluzję kontroli
a po tym seansie szarpnij za spódnicę
wepchnij gorczycę w usta i zakończ ten pościg za
jedynym
poprawnym
kiedyś
nawyk czy
sentyment
a wyżej niż nad chmurami
i tak nigdy nie będę
asekuracja
dotykam kaktusa
kolce nadszarpują skórę
zalewa mnie wiśniowa rzeka
a ja mówię że
lubię pływać
idę się umyć
podnoszę słuchawkę
zalewa mnie wrzątek
a ja mówię że
lubię ciepło
głaszczą mnie
po głowie pazurami
zalewa mnie krew
a ja mówię że
lubię być grzeczna
lubię wyjść sobie na spacer
i się natknąć na absurd wspaniale
odwraca światopogląd i zwalnia
z rachunku sumienia
bo widzisz zło może być
złem a może być owocem
rozsądnej miłości
martwą naturą
której nikt nie ożywił pytaniem
jak było w szkole synku
wydane na świat
i odłożone na miejsce
lubię wyjść sobie na spacer
i pozwolić synkowi odpowiadać na słowa
których nigdy nie usłyszał
a może to
to całe miłosierdzie a może to
to słynne opętanie
pamięć mięśniowa
przyszedłeś do mnie
zmęczony tempem nachalnej skrzypaczki
nie zanuciłeś mi nigdy tego co ci zagrała ale
kiedy odwracasz się do mnie plecami jeszcze
przed snem słyszę wciąż w twoim oddechu jak ona
sunie po strunach
a zapal lampkę
przyłożymy powolutku palce do kości słoniowej
i może jeszcze odzyskasz
czucie w klatce piersiowej