Wiersze wybrane w lutym 2021
Martyna Rogacka, Kacper Młyńczak
Martyna Rogacka
Nikt nie płacze w Lidlu
tylko kasjerka w Lidlu teraz na mnie patrzy
mówi że widzi powódź
może nie czyta ale czyta mnie
jak turecki romans
najnowszy numer Party
przepis na ziemniaczane placki
blik blik
płacę i przepraszam
nie wiedziałam że tsunami widać na twarzy
***
to co się szamocze miało być najdroższe
a ty rozwijasz skarpetki na palcach
dotykasz wiszących pod sufitem majtek
sznurem prania literujesz moje imiona
rozgwieżdżam się przy tobie
razem jesteśmy ścięgnem wszechświata
strzelą – zginą wszyscy
roztopimy ich jak masło
ich zapach wypełni naszą kuchnię
otworzy nasz dach na zewnątrz
Żałoba jest wtedy jak
myślałam:
żałoba jest wtedy jak umiera dziadek
wtedy tata płacze w kuchni i śnią mi się duchy
zdejmuję pościel wysypuję zdechłe muchy
nie sypiam tu już dobrze
ze zdjęć patrzą na mnie ludzie
których twarzy nie pamiętam
mama ma smutne oczy
zamykam się w łazience żeby nie widziała moich
z tatą chodzę na pływalnię
potem długo suszę włosy żeby nie rozmawiać długo
podobno byliśmy wszyscy razem w Grecji
w upale wieczoru wracaliśmy do hotelu
cykady głośne jak przejeżdżające auta
zdawało się że drzewa same jęczą
jak można coś słyszeć a tego nie widzieć?
słyszysz jak płacze w poduszkę
nie widzisz jak kapituluje
wolę jak śmierć zabiera ciała
wtedy wolno się rozsypać i nie trzeba udawać
że żyje co umarło
Na pusto
ta matka jest żadna
od rąbka spódnicy była gruba
teraz, od kiedy przerastam ją pochwą
zdaje się szkieletem wolnym od ciąży
wspinam się po niej na pusto
wszystko schowałam w pawlaczu
kochanie
rozwiąż mi wstążki warkoczy
Ludzie o rozgrzanych sercach
cudem jest robić swoje
cudem jest rozumieć
komendy na ekranie monitora
liczenie chmur to nieliczenie ułamków
chociaż trzy czwarte moich znajomych
skutecznie żongluje rzeźbieniem w glinie
i pustkami Excela
myślałeś że umrzesz na krzyżu? wykitujesz w śmietnik
mowa ludzi jest przejrzysta i wystarczająca do opisu
nieuniknionego
serce można rozgrzać wódką jak się chce
Po co to roztrząsać
po co to roztrząsać?
ty spokojnie śpisz
ty tańczysz w energii wszechświata a ja
a ja
leci kurz
szura krzesło
wysypuję stopniowo wszystkie szuflady
ostrożnie
nalewam ciepłą wodę
nie chcę się znowu sparzyć
duchy szybują między pokojami
do szumu radia
stukotu na klatce
skreślam je sobie na zawsze
co słychać?
ugryzłam się w język
słowa wieszam na sznurku
nosiłam je za długo
Kacper Młyńczak
JEST TAKIE ŚWIATŁO
ciśnie się na usta OK. boomer w lustro
kiedy płuczę twarz słuchając nowego singla Strokesów
i rażą mnie śmieszne dyskotekowe syntezator ki
oraz brak zdzierania gardła przez Casablancasa
chociaż numer wcale nie jest zły
po prostu nie brzmi jak Reptilia
(gdy wyszła, miałem 6 lat)
rzuca się na usta polej bo mi smutno
ale odpowiadają tylko dźwięku kolejnego utworu
i pusta ściana za głośnikami, na której od 5 lat mam zamiar coś powiesić
(różne są koncepcje, a ściana pusta i pusta)
polewam, ale tylko herbatę i trochę z siebie
że ciągle mam fobię przed piciem, kiedy sam siedzę
herbata z kardamonem jest niezła, ale jeszcze lepsza
jest piosenka Morriseya, która pierwszy raz trafia mnie mocniej
Take me out tonight, because I want to see people and I want to see light
gdzieś w tę noc weź mnie, bo chcę widzieć ludzi, jakiś ruch widzieć chcę
OPORNOŚĆ
łamać zdania to nie takie proste
mówili że tylko serce rozedrzeć ojczyznę poczuć ulicę
słuchać mszy wieczornych od ulicznych kapłanów
przełamią z tobą niejedną zapiją kiepskim piwem
smutek noc nieszczerość i młodość
można przyzwyczaić się do wódki
brudnych ulic głupich rządów
banalnego brzmienia hymnów pokolenia
tych śmiesznych buntów wietrzejących z porankiem
można przywyknąć, że jak policjant coś pieprzy,
wiesz, że wbrew przepisom
to sam jesteś wbrew przepisom
czytałeś wczoraj ustawę, być może
ale teraz już jest nowa, więc do suki
albo przeproś, pan władza
woli całowanie butów niż literę prawa
można przywyknąć, że jak wyjdziesz na spacer
masz 60% szans, że wdepniesz w psie g
w Polsce łatwo do wszystkiego przywyknąć
do wszystkiego można
jaśniej jest tylko od tego
że nie każdy zwykł przywykać
WIELKOMIEJSKI
o pogardzie wielkich miast dla polski powiatowej
powiedziano już prawie wszystko
ja przyszedłem tylko dodać swoje prawie
w wielkim mieście złamano mi serce
pobito
celowano moim własnym prawie pistoletem w twarz
(na szczęście wiedziałem, że nie jest nabity
a nawet jakby
to najwyżej plastikową kulką)
ale godności już nikt mi nie odda
zatem w wielkim mieście skradziono mi replikę glocka
i wiarę we własne zdrowie umysłowe
w wielkim mieście mój chomik miał próbę samobójczą
ojciec popadł w alkoholizm
a ja, mimo starań, wciąż nie zmarnowałem sobie życia
ale w wielkim mieście nikt nie próbował w 2020 roku spuścić mi
(TU
DU
DU
DUM)
.
.
.
paliwa
z dwudziestoletniego diesla, który długo stał na parkingu
a właśnie ta tragedia dotknęła mnie w średniej wielkości mieście powiatowym
PO DRODZE
ona mówi w tylu językach
aż się gubię w gestów szelestach
i nie widzę kresów zdań ostatnich spojrzeń
coś że czas dojrzeć
ona mówi w tylu językach
aż strach pod kołem zgrzyta
toczy życie głusza pytań
i to nie dziś
to nie my dziś
toniemy w dziś czy wczoraj
czy już pora?
ona mówi w tylu językach
hamować gdy widać przeszkodę
to nie przeszkoda
krzyż na drodze na drogę
można się cofać w każdą stronę
po serpentynach do ruin domów
ja nie – ona woła o pomoc
oczywiście że w tylu językach
to już ostatni zakręt przed śmiercią
możesz kłaść się lub czekać na więcej
jak wymodlisz to przyjdzie coś więcej
ale tylko we śnie
ubłaganym w tych wszystkich językach
twoje nie bo to nie moje niebo
witaj żegnaj igła płyta obrót
ziemi dźwięku pleców ust
że akurat zabrakło języka
WŚRÓD WIELKICH
i znów tak pięknie nie patrzysz na mnie
tam w tle nocne wieżowce, metropolia
jakiś europejski lub dalekowschodni Manhattan
ten prawdziwy jest nie na ten sezon
Ameryka znów się oświeconej młodzieży źle kojarzy
w Ameryce to biją Murzynów
jak ci ładnie w tych ciuchach wielkiej i złej korporacji
szaty moralności dalej tkają niewolnicy
Iphone może designed in California, ale assembled in China
wojna handlowa, starcie kapitałów, bo się przestaje opłacać pomału
krzywisz się
a w Ameryce to duszą Murzynów
tak się jakoś stało, że „murzyn” to już ani słowo, ani człowiek
dla niektórych takie zmiany to za szybko
za szybką to wszystko się kręci za szybko
jako tako jeszcze się nie gubią
ci dla których człowiek to zawsze jest człowiek
i już
i czasem myśl, że strach już cokolwiek pomyśleć
obawa, że przeczytają cię na opak
zarzucą złe intencje, złą wrażliwość, złą wolę
chciałbym móc to pierdolić
ale świat to nadal tylko kwota
układów, uśmiechów, klepnięć w ramię
wyjmuję portfel, przeliczam
jakaś śmieszna suma
i refren
że znów mnie nie stać dziś na szczerość
że świat to nadal z wczoraj ksero
choć czasem druknie się na wspak
to nadal będzie coś nie tak
PEWNIE JEDNAK NIE
pewnie byłbym już wielkim pisarzem
gdybym poszedł na te drugie studia
inaczej pożył, więcej poczytał
pewnie miałbym już pewne uznanie
tamtych panów i tamtych pań
co ciągle mówią: przykro mi
to mi bywa przykro, jak to widzę lub słyszę
bo mógłbym być już dawno wielkim pisarzem
gdybym poszedł na te drugie studia
i Pan Menel, który co dzień prosi o to samo
mógłby urosnąć do nieśmiertelnej figury
stać się kimś innym, niż daj już spokój
przykro mi, Panie Menelu, że znowu pana zawiodłem
siebie też zawiodłem, a, co gorsza, mamę i tatę
pewnie byłbym już panem mecenasem
gdybym nie rzucił tych pierwszych studiów
a, co gorsza, mamy i taty
witaj, obawo pokolenia
jakiego byś nie miał zawodu
twoim mistrzowskim fachem jeszcze długo będzie zawodzenie starych
witaj, lęku prywatny
ostateczny, czarny śnie
niewychwycona przez kogoś ironio, jak miło znów cię widzieć
WIERSZ NA WSZELKI WYPADEK
znowu idzie na jakieś szachy dziejowe
jakieś bum-bum, choć może i bez wystrzału
w drodze wyjątku, ja poproszę takie drogie wyjątki
w każdym razie płonie
to nie ulega, bo widać na wszystkich naszych ekranach
każde płonięcie
w jeden wielki ogień z puzzli miast
po globalnej wiosce pożar się niesie najszybciej
są już ataki na wszystko i wszystkich
w dobro nie wątpię
intencje też bez zarzutu, jak dla mnie
tylko, kurwa, to wykonanie
zawsze to jedno malutkie ale, poza tym – malina
ustalmy zawczasu
nigdy nie śmiałem się z czarnych, żółtych
popielatych, różowych, ani brzydkich
śmiałem się z ludzi, różnych, bo
(lekcja gratis) ludzie są różni
a najczęściej i tak z siebie, było z czego
i rada (też gratis)
nie łapcie poety za słówka
to mądre, jak chwytanie byka za jaja
(żywego, choć tego z Wall Street lepiej też nie,
jeszcze was pomilionoży, to by było nawet gorzej)
powodzenia
wszyscy teraz za coś kogoś przepraszają
to ja też chcę
przepraszam Was przed Bogiem (dla niektórych) Przenajświętszym
że nie ma dla mnie żadnych świętości, świętokradztw i głębi
poza słowem (ponoć było na początku)
bo od każdej reguły jest chyba wyjątek
to moje jedyne oświadczenie odnośnie tej kwestii
nie będzie wywiadów
BARIERKA ŻYCIA I ŚMIERCI
przypadek nas tu spędził
nawyk, nałóg, głód, oczy, głos
każdy ma swój powód, choć
nie wskaże go w sekundę
jest filantrop, rozdaje fajki
z bólem serca nieznajomym
z przyzwyczajenia kumplom
z radością tej brunetce
chciałby żyć z taką lekkością
z jaką rozdaje papierosy
ale z lekkością, z jaką rozdaje papierosy
umie tylko rozdawać papierosy
6 metrów kwadratowych mieści tyle samo dusz
przemnóż przez obawy, alkohol i nieubłagany czas
każdy by chciał zagłuszyć takie równanie
na końcu każdy to samo, och, jak różne bywa to, co się równa
próbują zagłuszać prawami kobiet
nośny temat, w sam raz na pijaństwo
a kto się uchyla, wiadomo, mizogin
bełkotliwy patos, jakby nas wyjęli z ONR
choć oni pierdolą z taką pasją i na trzeźwo
kalejdoskop nagłówków, cudzych ocen, same leady
hej, czytałeś może Kopioską?
myślisz: czytałem, ale to nie na teraz
otóż wszystko jest na teraz, zaraz
każdy wystrzał po drugiej stronie oceanu
każda lektura szkolna, każdy Staś i Nel
tropienie spisków i ukrytych znaczeń
szok, że w XIX wieku były kolonie i rasizm, przecież to było złe
podniesiona akcyza na dymiące palce i rumianą twarz
złodzieje – w tym zawsze pełna zgoda, kto by to nie był, z kim byś nie gadał
przecież to było złe, więc nie powinno się stać
stać tak trzeba jeszcze długo, a za barierką cisza i wolność
wspomnienie o nieudanym konkursie splunięć
śmiertelnie nieudanym, więc z polityki nagle oko w oko z absolutem
absolut nie ma oka, nic nie ma, tak ci się wydaje
było wszystko, nawet śmierć i podatki, 6 metrów i bezmiar
wtedy znikąd siódma dusza, w mgiełce słodkich perfum pyta:
wolicie pizzę, kebsa, czy gyros?
myślisz: oto my, przyszłość i nadzieja tego smutnego narodu
BANDEROLA
mówią, że pierwszego razu się nie zapomina
ja nie pamiętam swoich pierwszych piętnastu
mówią, że po pierwszym razie może być tylko lepiej
i tak, i nie
bo nie można mieć w sobie więcej zapału
niż przed zerwaniem banderoli złudzeń
nie można bardziej w cokolwiek wierzyć
niż kiedy ma się siedemnaście lat i trądzik
ale też nie można bardziej się mylić
bardziej świechtać ideałów
wygniecionych w starych książkach
a i w nas się zdążą pognieść, już się zmięły
mówią, że pierwszego razu się nie zapomina
ja nie pamiętam nawet, o czym był ten pierwszy raz
i czy żyła już świadomość, że coś więcej się z niego urodzi
tak i nie
więc gdzie jesteś, ślepa wiaro
ja wciąż tutaj, mam 23 lata
i się, kurwa, czuję staro