Wiersze wybrane w czerwcu 2022
Agnieszka August-Zarębska, Martyna Czop, Sylwia Jaworska, Adam Pietras
Agnieszka August-Zarębska
Libertango
Wilczyca we Wrocławiu. Ten jak Buenos Aires. Deszcz dudni
na asfalcie, na dachach, na szybach – odskakuje. Dopiero potem wsiąka
w konieczność kanałów, krat i interlinii. Metronomiczny pośpiech
gna do rozszczepu mgły odbitej od ziemi. A jej też spływa strumieniami
w korytach makijaż, czarne cząstki złapane w sieć sklejonych włosów.
Zimno staje się letnie, wilgoć płaszcza – sierść. Więc biegnie potrącając
korę parasoli. Płoszy ją szorstkość: marynarki, łydki, buty, szprychy,
struny w wodzie wprawione ręką w ruch.
LAMENT DYDONY
laid in earth
Złożone w ziemi skrzydło ważki nie waży więcej
ani mniej niż słowo przecięte na pół, pomarańcza
z której cieknie sok, twarda kropla żywicy
w zagłębieniu, para na mrozie w kresce ust.
Między warstwami przysypane kurczy się,
mieni, nabiera znaczenia. Prawdziwie.
darkness shades me
Wypalone dni. Ślad po ostatnim żarze na szkle.
Miałka szarość, bibuła, stempel szminki, filtr,
przeźroczysta pustka chłodnego uścisku
w dali gdzie było światło – nic.
Rozmyta perspektywa kolejnych dni.
Połykam słońce, miękką kulę, sprężyste żółtko
kurczy się i wraca do pierwszej formy. Nie kłamie.
a welcome guest
Fale pierwszego przypływu wchodzą między deski,
butwienie ma smak światła w łódce na dnie ręki. Trzyma go
mocno w ósmym roku życia, żeby nie wybiegł w przyszłość
i nigdy nie wrócił. Pies skacze na szybę, nie ma listonoszy,
kurier przyniósł karton z kurzem i z zarostem. Dni idą po drabinie
tych samych ulotek, zniżki na drugą pizzę, koli za złotówkę,
brakuje szczebla, zepsuł się domofon. Facet z fajką
w tunelu wrzyna jej się w skórę. Remember me no trouble
no trouble in thy breast
Thy hand Belinda
Wchodzi w źrenicę rozproszone światło przepuszczone przez rytm
w punktowanych pochodach, spięty belką. Umowna równoległość
znaków, litery, kartka i przepis na las. Grawitacja nie działa nagle
leci w otchłań, jest lina – linia życia, ręka, ciepło, pot.
Trze tkankę jak marchewkę, w tętnicach ciężka rtęć.
Za oknem biegnie życie. Ściana, kredowy skos.
On thy bosom let me rest
Martyna Czop
***
spraw, że poczujesz się komfortowo przeklinając u swoich stóp
w przypadku trampek wręcz przeciwnie
zastanawiasz się czy można to poskładać, bo pojawił się na świecie
zwykle jest zbyt zwyczajny i zbyt szorstki, jeśli wygląda na to
że nie jest dobrze użyj pumeksu
***
nocą wciąż
ścisłe rozwiązanie analityczne jest niewyprowadzone
co pewne i konieczne jest poza
jak oddech śpiącego w nogach kota
to abstrakcja prędzej
najuboższa jednowyrazowa synteza
dosadna w treści – miłość
o najszerszym szczerym zakresie
***
podsłuchałam istot
nadprzyrodzonych rozmowę
na świecie – mówili
znaleźli ci miejsce
ciasne – wielkości pięści
i lekkie – waży dwieście pięćdziesiąt pięć gramów
leży w worku zwanym osierdziem
w śródpiersiu dolnym środkowym
na poziomie kręgów piersiowych
jeśli lubisz
poza w worku kotami
jest twoje
Przedwiośnie
niewyróżnioną
i nieśmiałą porą roku
dziwię się i czekam
na kolejny niepasujący
do wcześniejszego obrazu
kadr życia
drżąc z zimna o świt
***
w pozorną noc wchodzę
z upiętymi włosami
wplątują się w spojrzenie
je rozplatające
podżegane kawałkiem chwili
jego życia
by się w nie wżyć
Sylwia Jaworska
NIELUDZKIE TRAGEDIE
Tylko kot i Jezus
przetrwali huragan w Luizjanie.
CUDZE NIESZCZĘŚCIA
Pozbywa się przedwojennego papieru.
Mówi, ze cała ryza
mogłaby stać się rysą na jego przyszłości.
Pyta, czy chcę zestaw kolędowy.
Kropidło, świece w małych lichtarzach, krzyż.
Nie, krzyż nie. Noszę swój.
On chce usunąć trupy z szafy.
Nawet sławne.
Ratuje się przed nieszczęściem.
A ja je chętnie przygarnę.
MISTRZ
Świecki pogrzeb jest o zmarłym.
Mistrz ceremonii przeprowadza wywiad z rodziną na temat zmarłego.
Pisze przemówienie, które wcześniej rodzina autoryzuje i akceptuje.
Są wspomnienia, może być muzyka, mogą być wyświetlane zdjęcia.
Wiele wzruszeń, bez tego nadętego pieprzenia.
Moja babcia umarła mając dziewięćdziesiąt lat, chorowała.
Ze dwadzieścia lat przed śmiercią przestała chodzić do kościoła.
Na pogrzebie ksiądz nie powiedział o niej nic.
Kompletnie nic.
Bo co miał powiedzieć jak jej nie znał.
Pogrzeb był o Jezusie.
PLANY
Jesteśmy przesłuchiwani w aptece
na okoliczność nienarodzonego dziecka
i literówki.
Inne nazwisko, trójkowy numer telefonu –
lojalność względem podwójnej litery.
Nie mamy broni.
Wspólne ręce trzymamy w twojej kieszeni.
Trzęsiesz się jak twój pies.
Dopiero kiedy on umrze,
zamieszkamy w naszym domu.
ŁĄCZY NAS ŻÓŁTY SZALIK I ZMARŁY POETA
W święto trzech króli ogłoszenie –
poszukuję zakładu pogrzebowego z ludzkim podejściem do klienta.
W radiu ktoś mówi, że gdyby teraz dali dzieciątku dary,
byłby to słoik z przetartą marchewką i paczka pampersów.
Nad moimi drzwiami zamiast Ka plus Em plus Be
wije się Martwy sezon kredą pisany na ścianie.
Mówisz, że tabletki jednak ładniej wyglądają niż wódka.
Masz akurat ten czas dialogowy.
OBRAZ ALICJI
Jakiś czas temu dostałam zlecenie na Jezusa Miłosiernego.
Według wizji Świętej Faustyny, córki rolników.
Historia połączeń, a nawet proces.
Światło pojawia się tam, gdzie cień.
Skandal miłosierdzia, absurd krzyża.
Umarlibyśmy na zawał, gdyby nam się ukazał.
SPRAWY BOSKIE W SĄDZIE POLSKIM
Proces w sprawie matki boskiej.
Wyrok –
matka w tęczowej aureoli nie obraża uczuć religijnych.
Zdecydował sąd.
Wstawiły się za nią inne matki:
Ostrobramska, Częstochowska, Szkaplerzna, a nawet te zagraniczne.
Z daleka listy pisały Fatimska i z Guadalupe.
Kobieca solidarność.
ULOTKI
Żeby we właściwej kolejności przyjąć tabletkę,
uczę się po hiszpańsku dni tygodnia
wypisanych pod każdą z nich.
Potem uważam tylko na strzałki –
zgodnie z ruchem wskazówek zegara.
Każdy dzień staram się wymawiać z właściwym akcentem.
Czasem tłumaczę również na włoski,
a z nudów i na angielski.
Zapobiegając, rzadko mówię po polsku.
Biorę je po nic.
Nikt mnie nie interesuje,
tylko nauka języków obcych.
Na dobry sen uczę się łaciny i chemii –
pierścieni benzenowych.
Adam Pietras
DYPTYK
I
Beton i żółte światło. Mieć wrażenia jest treścią życia.
Wieczność robi spore wrażenie. Instagirls jak torebki
Foliowe – oddaję je niebiosom.
Wieczność robi spore wrażenie. Nie do końća poważne.
Pieczętować swoje działania pojęciami tej rangi
Robi wrażenie.
Ikar leży pijany na klatce schodowej. Jest łysy, napakowany
I nagi.
Wszystko faluje w rytmie skrzeczącej, ponowoczesnej
Modlitwy, gdy wypijam kolejną mocną kawę.
Taka dal, wydawało się, nie może znaleźć uznania.
II
Jakże piękna jest brzydota! kzyknął jakiś recenzent
Umberto Eco.
Stanisław Brzozowski był nietzscheanistą, marksistą
I katolikiem.
Ten podziemny strumyk to ja – to moje słabe serce,
To moje tchórzostwo.
Oddaję je niebiosom, które stają się tym bardziej tkliwe.
Chciałbym potrafić
Zapisywać treść moich modlitw.
***
I
Gąszcz, badyle, czerń i błoto
Na świętych przedmieściach
Krew, gówno, syf Gonią mnie
I słońce za chmurami i niebo
W kolorze palnika od gazu
I śpiew węgierskiego ekspresjo-
Nisty.
W łazience porcelanowej i czystej
Przeraża kratka za którą stoi cały
Pion – to mi się śni! Co innego ot-
Warte wieczorem drzwi od klatki
Gdy pali się ciepła żarówka i papie-
Ros – to dom.
Pod czaszką istny tor wyścigowy!
A treścią mego życia tak długo było
Gdybać! Bo uczyłem się.
II
Kable w powietrzu
Ptaki na płocie
Wektory z Atari
Carl Gustav Jung
Moja modlitwa
Po dobrej diecie
W wieczory śliwkowe
Jest kameralnie
I trochę betonu
W pokoju świeczki
Meble z paździerza
Na basówce ktoś ćwiczy
III
Co?
W oddaleniu – wszystko.
Nie przeżresz tego swoim kwasiskiem, nie da rady. Można tylko się bawić, tylko pracować.
Kwiaty mojej wewnętrznej brzydoty przeistaczają się w pogodne niebo.
***
I
ta witka
pęczniejąca
ku odpowiedzi
źródło bólu
pęd
zaszczepiony w ciele
żywiący się
krwawiącym
światłem
gdy każdy nerw rozrywa aporia
może lepiej nie mieć zbyt wiele
i niczego nie rozumieć
żeby łatwiej było rozstać się
z samym sobą
już jutro
albo dzisiaj po południu
w ogłuszającym huku
metamorfozy
być to bykiem
to ptakiem
to wołającą próżnią
to najszczęśliwszym
samounicestwieniem
własnej szczurzości
wyciągać z tego odwieczne
i jakby raczej banalne wnioski
żyć jakby się
obierało ziemniaki
II
zapadam się w siebie
z każdą kolejną myślą
jak budyń
jestem więc chodzącym budyniem
interesują mnie rzeczy bardzo ważne
jak sens mojego życia
jeśli taki istnieje
pędy ziemniaków z nawiedzonej ziemianki
pływają w tym budyniu
jestem tutaj
a jakbym był gdzie indziej
nawet przestały mnie interesować kobiety
chcę tylko wiedzieć
jakie jest moje miejsce
w ewentualnym planie
ponoć po wszystkim
wszyscy będziemy szczęśliwi
będziemy pędzić konno przez step
admirał odda honory majtkowi
czasem wszystko jest takie piękne
jak w wysoko budżetowym filmie
każda chwila uwalnia aromat
bezpośrednio z własnego ziarna
serca
ale to mija
zostaję z lękiem
zostaję z przerażeniem
III
po co tak?
bo taki jestem
kiedy wyruszałem w drogę
byłem o wiele młodszy
choć nie wiem czy mój wybór
miał tu znaczenie
gdyby miał
to byłby już zalążek sensu
cieszyłem się
że droga będzie trudna
choć może prowadzić do nikąd
chciałem przewędrować step
przepłynąć morze
wysiłek miał nadać wartość
pustemu z natury światu
teraz piękno bywa nieziemskie
szalone
bolesne
i jakiż smród ode mnie bije
przyodzianego w worek ziemniaków
z drobniakami na sikacza
czasem okazuje się że moje najdroższe błahostki nic nie znaczą