Wiersze wybrane w maju 2023
Maciej Faliński, Monika Milczarek, Daniel Gabriel Rachwalski
Maciej Faliński
***
jestem portalem
który chcą przelecieć
anielskie avatary
zero-jedynkowe duchy
poddane boskim algorytmom
śmieję się każdemu w profil
staję frontem do okien które otwieram
dotykam chmury
z plikiem banknotów w dłoni
wycofanych z obiegu
Bóg zapłać dzieciom
co bawiły się pod balkonem
pochowane
zmieniły się
w śliczne aniołki
***
po przebudzeniu opuszczam ciało
wkładam rękę w rękę
wdzięcznego pracownika
wiem że chce dotrwać do piątku
bo w piątek zaczyna się odkupienie
w piątek około 15 umarł Chrystus
o tej godzinie umrze robol
zaś w niedzielę wstanie z martwych
razem z Jezusem
w poniedziałek musi iść do pracy
tylko w ten sposób przyniesie światu
zbawienie w fabryce drzwi
odbiorca będzie je zamykał i otwierał
przekraczał próg
to w jedną to w drugą stronę
lecz najważniejsze
nie wolno się w nim witać
bo w tedy na nic śmierć
i zmartwychwstanie
***
poruszam się
niebezpieczną komunikacją
nasłuchuję warkotu z gardeł
chowam się w ciszy
niedopowiedzeń
trzymam się poręczycieli
o twarzach obietnicy
dobrej zmiany
i staję przed wyborem
ramienia władzy
które zapisze moje imię
nadane mi przez ojca
i ciasnym korytarzem
odprowadzi do domu
***
człowiek
około 70% wody
ziemia
studnia w potylicy sąsiada
wybiło H2O
porzucona dziewczyna rozkłada się
pełna słodkiego płynu
maszerujący żołnierze pływają
słonym pocie
są ławicą instynktów
na obszarze wroga
wyłowiony osobnik
ślizga się w dłoniach
moje terytorium jest bezpieczne
mało piję
dużo pracuję
przypadkowe ciała
nie zajmują mnie
nawet rozmowami
jestem zbyt odwodniony
oni za to rozwodnieni
słodko-słoni
ani zimni ani gorący
wyrzuceni z moich ust
próbuję dowiercić się
do ich jąder
ale i tam nie znajduję źródła życia
nie walczymy
nie ma o co
zmiany klimatu doprowadziły do suszy
za rzeką jest gorąco
tam walczą
ziemia
około 70% wody
człowiek
***
ruchem koszącym
w rytmie techno
ściął znak przejścia
liminalny stan
matki żony brata dziecka
nabrał szerokości i długości
w skurczu drogi tego typa
czarny mercedes odjechał
sprzed kościoła
układając blachy
w błyszczące STOP na 9 miesięcy
według psychologów to normalne
zdrowe jak zdrowa jest 9 miesięczna ciąża
aborcja jest tu zakazana
9 miesięcy to w sam raz
dla zdrowotności
***
stoję w kościelnym kącie
w oślej ławce
z fresku za mną dosiada mnie Chrystus
w drodze do Jerozolimy
przychodzą wierni
kładą przede mną palemki
nie ośmielam się rżeć
z min jakie toczą między sobą
jak żuki gówno
konfesjonał pęka w szwach
wylewając grzechy pod moje nogi
wierzę w ich grzechy
chociaż nie widzę
czuję to
niosę im Jezusa na śmierć
próbuję się wycofać
a tym bardziej wchodzę
w swoją rolę
mogłem stanąć z tamtymi alkoholikami
zza których wygląda
Zmartwychwstały
***
przepraszam jaką ma pan godzinę
nie odpowiedziałem i tak moja była inna niż jego
nie zrozumiałby, że ta która noszę na ręku jest niepełna
zresztą jak każda tego dnia
może to z winy postrzelonego czasu od rana
nie mógł znaleźć sobie miejsca
uciekał
***
lepię sobie ciało
z dobrego wiersza
po kilku dniach umiera
gdzieś zapisane na twardym dysku
pokój jego duszy
no właśnie już przestaję marzyć o domu
proszę chociaż o stały pokój
kiedyś powiesiłem pokój wraz z innym ciałem
na wystawie w Warszawie
wernisaż był cudny
ale później wróciłem do wynajmowanego
wystawę ściągnięto
trup nie powinien za długo wisieć
może nie ma co się silić
trzeba wynajmować
w tym kraju nie zarobię
na nic własnego
nie znajdę się
w księdze wieczystej
***
mam spalony kark
jest prawie czarny
podobno jak pies ma czarne podniebienie
to agresywny
ja noszę swoje na karku
a pod nim garb co stoi gulą
na kiedyś prostym przełyku kręgosłupa
mogę już jeść tylko rozwodnione
inne przejść nie chce
zachowałem kły
długie i wystające
chcieli je spiłować i założyć aparat
ortodontyczny kaganiec
bo w mojej gminie można wychodzić
tylko w kagańcu i na smyczy
a przecież pamiętam jak za dzieciaka
wszystko się wałęsało
kiedyś babka co wzięła mnie na stopa
mówiła, że w uniesieniu powinienem
mieć zamknięte usta
żeby nie wystraszyć dziewczyn
i przez te kły właśnie
już się nie unoszę
Monika Milczarek
miasto W
wysiadam na dworcu zachodnim
drzwi automatyczne zamykają za mną przeszłość
miks języków i akcentów unosi się w powietrzu
każdy z bagażem mniejszym lub większym
po zakupy do rodziny na zwiedzanie
po lepsze życie
źrenice atakowane neonami
versace gucci kebab chińskie jedzenie
apteka sklep monopolowy
pałac kultury
osiedla ze śladami kul w murach
nowe apartamenty
na balkonach doniczki z kwiatami rowery koty
flagi biało czerwone tęczowe
prawie jak w innych miastach
jednak nie do końca
większość warszawianek chodzi w sportowych butach
jakby podświadomie czuły
że pod szkłem i betonem pulsuje blizna
jakby w ich DNA wpisane było
bądź zawsze gotowa
ofiary
Ukraińscy mężczyźni mają od osiemnastu do sześćdziesięciu lat
wywożą kobiety do Polski
później gołymi rękami przenoszą miny
Ukraińskie kobiety podpisują długopisem
swoje dzieci aby nikt nie zapomniał
(żywe epitafia tulą misie)
rosyjscy mężczyźni krzyczą
wojna jest kobietą
więc można gwałcić
rosyjskie kobiety rozpaczają
bo nie mogą publikować zdjęć wydętych ust na instagramie
jeść w mcdonaldzie
kupować torebek chanel
kobiety putina
są bezpieczne w złotych klatkach
nie mówią
nie widzą
nie słyszą
pomiędzy
mieszkam w bloku z wielkiej płyty
przy alei wolności
po prawej żarliwa katoliczka
z lewej para gejów
spotykamy się w windzie
powietrze gęstnieje
a ja pośrodku niemej wojny
polsko polskiej pod flagą biało-tęczową
wysiadam na ostatnim piętrze
podobno stąd widać więcej
oddychać lżej
syrenka warszawska
ma na imię Julka Oliwka lub Zosia
ma różowo-zielone włosy
pachnie słodkimi perfumami Ariany Grande
nosi szerokie dżinsy
chodzi z mieczem na marsze
słucha Maty
pije wegańskie latte na schodkach
rzuca się pod metro aby zmartwychwstać
jako czterdziestoletnia Julia Oliwia lub Zofia
z napuchniętymi ustami
w białym apartamencie na Wilanowie
z dwójką dzieci samojedem
i mężem tak pięknym
że wybacza mu wszystkie zdrady
nadal tęskni za babcią Heleną z Grochowa
i białą oranżadą którą razem piły pod praską kapliczką
czasami wieczorami zakłada rybi ogon
i zanurza się w wannie z hydromasażem
do Wisły już za daleko
pani weterynarz
wczoraj śnili mi się wszyscy mężczyźni
których zostawiłam
przybierali ciało węży jaszczurek i pająków
dawniej obudziłabym się z krzykiem
biegła na terapię
brała relanium
dziś jadowite zwierzęta nie robią na mnie wrażenia
wiem jak się z nimi obchodzić
na starość będę dresiarą
otulona welurem
w złotych kolczykach kołach
bez psa kota kanarka
bo przypominają o przemijaniu
w adidasach z wkładką soft foam
żadnych protez obcasów
wreszcie będę miała czas
aby napisać poemat jak masłowska
o sebixach madkach i ich bombelkach
pochowają mnie w trumnie z trzema paskami na wieku
na nagrobku w kształcie książki napiszą
a poet superstar
Daniel Gabriel Rachwalski
Ciąg dalszy następuje
Rosjanie znów mają bombę i znowu nam nią grożą
a my, znowu jesteśmy bezsilni
Powiedzcie mi, co miały zrobić te niezdolne do walki dzieci
W natłoku przemocy, rozkwitł naturalnie pacyfizm
z pacyfizmu nic nie wyszło, kwili się na chodniku
Błagając o zastrzyk morfiny, o zastrzyk mety – do mety
i tak jak wtedy
Oni kRzYcZą, więc i ja KrZycZę, my kRzYcZyMy, wy KrZyCzYcIe
krzyk to głuchy, bez wyrazu
Czy na prawdę, nadzieja białego kwiatu w lufie przepadła?
„Pół wieku „poezji” później”
Wciąż ___/\__ … !
młodość ma szuflady pełne substytutów szczęścia,
Atarax ważny do 01. 2026
(P. S. prawie tak, jakby ta data miała wskazywać dzień zgonu)
apap, ketonal i antydepresanty
Poskręcane poranki po miksowaniu
dla uśnieżenia niemocy codzienności
bo obserwujemy siebie nawzajem
zaglądając w głąb źrenicy,
chcąc znaleźć cień nadziei
W przerażeniu odwracamy od siebie głowy
w tym wzroku nie ma już żadnej iskry
Ze wstydu się izolujemy i po cichu obserwujemy грустные красные
Калашниковa w dwóch ciepłych dłoniach
tych samych, co czule obejmują dziecko lub żonę
My, jak mumie owinięci bandażami blokujących doświadczeń
Te ciała wwiercono do zbyt miękkich materaców – by się nie budzić
Te ciała wypełniono odrętwieniem, zepsuciem, odklejeniem
Te ciała wypełniono płynami przezroczystymi
By nastała rewolucja, trzeba zatamować krwawiącą ranę
Problem w tym, że przeraziliśmy się ilością krwi na materiale
teraz boimy się stanąć nago
Czas zapomnieć?
Pamiętasz nasz pierwszy wieczór?
Staliśmy przed sobą nadzy
Nie odczuwaliśmy wtedy wstydu
Po twoich niedopałkach, mam przeżarte gardło
Powoli myślę, że odklejam się od rzeczywistości
Zepsuliśmy to.
pamiętam twoje ostatnie pytanie
– Jak to było, że tak dobrze się dogadywaliśmy?
Stoję na dworze w nocy, w samym płaszczu z bosymi stopami
Zastanawiam się, jak to możliwe?
Zepsuliśmy to.
Nasza pierwsza noc była taka słodka
pełna przyjemności, niekończąca się noc
Noc, gdy pierwszy raz dotknęliśmy swoich piersi
Gdy pierwszy raz, po 4 latach znajomości
nasza mowa ciała mogła być szczera.
Z czasem stała się szczera aż do bólu.
Noc wypełniona ulotnym dymem
moja noc, wypełniona twoim dymem…
Jesteś, biało-czarny film francuskiej nowej fali
Mam 19 lat, ty masz 20, narzekasz że jesteś gruba
wcale nie byłaś, społeczeństwo mi cię zabrało
Narzekasz też na wiele innych rzeczy:
bulimię, pracoholizm, depresję, wypalenie, a ja
nie umiem ci pomóc, tylko tak mi się wydaje…
Jestem tak na prawdę zapatrzony w siebie,
potrzebujesz mężczyzny, a ja nie mam 1m 80cm,
nie znam się na samochodach i szybko się rozklejam
nasza kultura nas zabiła
przez nasze kompleksy staliśmy się dla siebie obcy
Kochanie, dostaję drgawek
Teraz mam 20, ty masz 21, kłócimy się
Cały nasz czas pożerany przez krzyki
Widzę, jak kiedyś pełna wigoru patrzysz się w martwy punkt
To widok prawie tak traumatyczny, jak zwłoki bez głowy
które kiedyś zignorowałem, gdy przybiegłaś z płaczem z kostnicy.
Nie wiem co wtedy czułaś, jak i w wielu innych momentach
Mając umysł przeżarty chorą filmografią i doświadczeniami zepsucia
Nie rozumiałem twojego cierpienia
Twoje usta były przedtem drobne i lekkie jak piórko
Gdy się rozstawaliśmy były spierzchnięte i krwawiły
to nawet śmieszne, że coś tak pięknego i wrażliwego,
jak twój śmiech, o poranku po śniadaniu,
tak szybko zamienił się w stękanie
teraz mam 21, ty masz 22
teraz nas już nie ma
nie wiem gdzie jesteś
nie wiem co się z tobą dzieje
Śnię, o naszej przyjaźni, jakby była odrzuconą nagrodą nobla
Jest 03:26, prawie rok od kiedy ostatnio cię słyszałem…
Dwie spowinowacone dusze, błąkają się w mroku
Odprowadź mnie do kraju tego gdzie kruszynę chleba
Czy pamiętasz, urwany fragment czaszki Wietnamczyka?
Czy pamiętasz, co dzieje się, za zardzewiałymi bramami
Mordowane w zapaskudzonych pokojach hotelowych prostytutki
Twoje prostytutki, twoje wożone w wózkach matek noworodki
Miały być żurnalistkami, lekarkami, prawniczkami i noblistkami
Ropieją – ogołocone z moralności nagłówki gazet
Wywieźcie nas do czyśćca
Rzędy kochanków eskapizmu
Co to czyściec? Potrzeba nam prawdy, panie ministrze.
Niech trawiąca nas „meskalina” obudzi zmysły do biegu
Start!
Czy pamiętasz! Urwany fragment! Czaszki Wietnamczyka!
Czy wspinając się, po szczeblach drabiny Jakubowej, wiedziałaś
wiedziałaś dokąd nas doprowadzi?
Wchodzę dalej w głąb ciemnego tunelu
Gdy wracam z imaginacji na ziemię, ze wsi do miasta
z sielanki do życia
Przechodzę przez Bydgoską ulicę Świętojańską
Od kiedy pamiętam, uderzał mnie tu zapach ryby
Ulica nosi go chwalebnie, chwaląc się nim namiętnie
jestem wtedy pewny
„Oj dolo, nie dolo!”
twa dziecina kwili
twa dziecina, puka od spodu do drzwi zamarzniętego jeziora
dziwi się, że nikt nie otwiera
dławi się twoją lodowatą wodą wlewaną jej do płuc
Podejdź i pocałuj mnie w policzek
Pogrążony w samotnym śmiechu, o 22:44
Kochanie, kochany, kochana, kochane, niekochana
Dla kogo piszę, te wszystkie strofy, strofoidy i strofki
Powiedz mi proszę, czy ktoś, w tym głośnym świecie jeszcze słucha.
mam pokój z jednym oknem, wystawionym na zachód
nazachódnazachódnazachódnananana
Beyond „that” window znowu zebrały się chmury, znowu pada
mam dość już deszczu i tego, że Polska jest taka szara
boPolskaboPolskaboPolskabo
przebodźcowanie
narcystyczna polityka przejmuje się hodowlą robaków
nieskończone debaty o niczym, we wzrastającej inflacji
polskomapolskoma
odejdź i odetchnij
zadbaj o siebie
chciałbym w końcu zobaczyć, jak się śmiejesz
pogrążona w kompleksach
bez przerwy, od roku pańskiego 966
pogrążona w samotnym rechocie, o 22:44
Kochanie, kochany, kochana, kochane, zakochana
Od dawna myślę, o przeprowadzce lecz jakoś mi ciężko
Czuję się zmuszany do rzeczy, których nie chcę
Wyłączam mój skrzeczący odbiornik