Udostępnij:

Wiersze wybrane w lipcu-sierpniu 2024

Katarzyna Dominik, Karolina Dziewierz, Kamil Hyszka, Agata Kosowska, Aleksandra Kuśnierkiewicz

 

Katarzyna Dominik

 

Muzyka jest twarzą Boga[1]

 

W duszy człowieka szczęśliwość zamieszka,

jeśli na ustach muzyka zagości.

Rozum zaś pojmie, że cisza upiększa

każdą minutę w odcieniach miłości.

 

Jakby to było, gdyby krzyk zagłuszył

błogosławieństwo melodii wszechświata?

Czy wówczas chorał z niebosiężnej wieży

zagrałby koncert, który więzi splata?

 

Skoro Maestro, kompozytor dobra,

dłonią rozpisał intonację życia,

być może tkliwość czysta i nadobna,

niebawem zabrzmi częściej niż zazwyczaj?

 

Akompaniament boskiego dopustu

częstokroć milczy, gdy kociokwik sprzęga

na pięciolinii tam, gdzie słów po trochu,

fałszując nuty w samym środku serca.

 

Niechajby kiedyś, w ogrodzie sumienia,

zakwitła radość, a wiosna wróciła,

by ludzie mogli psalm Bogu zaśpiewać

i świt podziwiać na skrzydłach motyla.

 

Po latach

 

Milczące korytarze

portalu do innego życia,

przyglądają się

latającym bez skrzydeł

cherubinom.

 

Odwracają wzrok na widok

segregatorów z nazwiskami,

zalegającymi

w przyciasnych szufladach,

w teczkach o układzie A-Z.

 

Na białych ścianach

krwią malują motyle,

piszą wiersze

bez daty i miejsca.

 

Krótkie biogramy,

historie tych, którzy

cierpiącym wzrokiem

podpisali zgodę na nieuniknione.

 

 

Ślad

 

Anatemą wiatru

otulana jestem

nad milczącym jeziorem metafor

W asyście wiklinowych drzew

wierszem spaceruję

z rosą między palcami

 

Kiedy milczą

 

Tischner uwiera w bucie.

 

Sponiewierane słowa

są jak zły koszmar, który nie chce zniknąć,

blokuje oddech, bym nie mogła uciec.

 

Wyciszam myśli skaleczone hejtem,

tej która pragnie być wielką poetką.

Prędzej czy później, jej pióro przeklęte,

zgnije w szufladzie – straci.

 

Z każdym kolejnym zmartwychwstaniem,

jestem silniejsza i zasobna w ufność,

że kiedy usta milczą przebłagalnie,

wówczas skarlałość będzie szybko więdnąć.

 

Tak bywa, gdy ktoś brnie po trupach,

szkalując innych, niszcząc i mordując.

Dlatego ona błąka się po kątach,

ja zaś wciąż żyję, niosąc w wierszach radość.

 

Egzekutywa

 

Tęsknota

dzieląca kilometry

jest drogowskazem

pośmiertnych ścieżek

 

mezalians nocy z dniem

klęka przed Najwyższym

 

 

Karolina Dziewierz

 

Ars poetica

 

Łóżko. Kawa. Jeszcze ciepła pościel.

 

Szyfruję słowa na białym papierze

 

I choć mnie nie ma

tu i teraz

jeszcze nigdy nie byłam tak bardzo.

 

 

Ja drzewem

 

Jak milczące drzewa

bielące się na tle zastygłych polan

zapuszczam korzenie

wyciągając gałęzie do słońca.

 

Rytm i szum oddechu

osadzają mnie na ziemi

a drishti kieruje w głąb siebie.

 

W Vrksasanie staję się drzewem.

 

 

Hypnosis

 

Myśl za myślą podąża za moimi krokami

skrzypienie zmarzłego śniegu,

szum silników zmęczonego miasta,

mroźny wiatr

porywają mnie w otchłań luminacji.

 

Krok za krokiem

obserwuje betonowe prostopadłościany,

znaki na śniegu,

pędzących ludzi.

 

Trzydziestoletni

Stoję sama

szybkim krokiem mijają mnie ludzie.

 

Jestem naga

 

rozebrano mnie z przekonań

o sobie samej.

 

Już niewiele wiem.

 

Moje ciało

bez wstydu

czeka

 

na wypełnienie w bolesnym akcie poznania

 

 

Kamil Hyszka

Puste miejsca

 

to okno na nic – jeśli nawet skoczyć to w pustkę.

jeszcze niewypowiedziane jest. a wszy już przeskakują

na drugie dno klepsydry. bawią się lalkami lalki. włosy

przeczesują w poszukiwaniu wszy – ktoś rozbił klepsydrę

i nie ma już czasu. trzeba się spieszyć: zamknij okno

wiatr szyje burze. mokre włosy lalek. peruki w kałuży.

 

zamknij okno.

upleć kamień.

ocal mnie.

Syntetyki

 

nic mi nie jest to znaczy jest mi wszystko. kiedy na ulicy

sprzedają plastik to jest właśnie o mnie. zawieszki do kurtki

sznurówki pistolety na kapiszony. nie możesz się zabić.

jest jeszcze ten budda wielki recykler dusz. jutro będę robakiem

dojem resztki ze stołu. jutro będę robakiem wyruszę w najdalszą podróż

na koniec ulicy gdzie mnie zadepczą sprzedawcy plastiku

syntetyczni apostołowie.

 

Manowce

przed świtem wplatasz we włosy

zebrane kwiaty manowców.

 

wołanie wołanie wołanie

jeszcze to co zostanie – drży:

ten chłopiec odlicza do ciebie.

 

spoglądają gwiazdami rynsztokowe maryjki:

kurz wezbrany kołami

Wielkiego Wozu.

 

Sygnatura: P.C.

POWIEKI

 

Pawłowi B.

 

uwikłany w źrenicę pęd cyklamenu – miałeś mnie pocałować: a teraz czas wypłakiwać powrotu.

 

siewka czai się w progu. skrada się świtem

przez okno. w dziobie nadgryza pestkę popiołów.

 

we włosach wesz szczęścia plecie siwe gniazdo.

język dogasa w drobnice. wciąż kluczysz

w pożegnanie. mrużone słowa

ukrywają wzruszenie.

 

pszczoły zbiorą nektar w innym wtedy.

jesteś kwiatem i ptakiem

uchodzącym w błękit.

 

 

Przebiegi

ojciec uprawia jogging ulicą alzheimera. świeżo wylana masa bitumiczna goi się w wieczornym słońcu. w niej odpryski: co ojca goni? pies schroedingera kot pawłowa. płytkie ślady w pamięci. ktoś zrobił ojcu zdjęcie w sam raz na tablicę zaginionych. trochę rozmyte ale będzie jak znalazł.

 

Kot rozdwojony

korytarzem

o zapachu czekolady i lobotomii

kot rozdwojony przebiega drogę

kot rozdwojony potrójnie prostopadły do samego siebie. wpisuje się w karton i masło.

istota wszechrzeczy egzystencjalnie miauka.

 

zagubiony chromosom albo kwark

rondel do ciasta i chemia. dużo chemii.

trzeba stąd odejść, więc mówisz:

 

weź ten chlorek istnienia

wetrzyj mocno w szczelnie

niech odgania szczurochmury i wątpieje.

 

jeszcze kartka: proszę o opróżnienie z powodu remontu.

 

 

 

Agata Kosowska

 

Lubelska Spółdzielnia Mieszkaniowa

osiedlowe szczekaczki założyły kubraczki to ostatni krzyk

w przestrzeń wąwozu mody

 

(od małego szczyla marząc o zamieszkaniu w bloku statku

zapomniałam usłyszeć już mieszka w nim wiatr)

 

 

oldriver 19:53

zmęczony chłopie się ćmisz się skwierczysz tu

jest płaz shop erotycznych bab z plastiku

wystawa najpiękniejszych na oldriver street

(ciebie deszcz nie pada smutniejszy

niż mediana szesnastolatek na lewo ćmią się po oknach)

 

umiera pies najukochańszy myszy miejskie wczoraj w jodełkę ułożyły

z papierów finansowych parkiet

 

 

Homary

bogaci jedzą homary chcę głaskać te homary jeść bogatych

spinać im ręce taśmą do szczypczyków niech skwierczą

jaki to ładny dźwięk daj to głośniej

 

chmury produkuje najmilsza elektrownia

pokazujesz palcem to niebo wie jak bardzo jestem mizerią

gubię zagubienie ciebie

wepchniętego między pudełkowe diety tłoczysz się

w papierowych opakowaniach między skwerkiem a eklerkiem

dowozisz akceptowalną formę lęku

 

twoje ręce są teraz czyste

ty kartka w kawiarnianej higieny przestrzeni zachwycona frazą

faktycznie są czyste namydlone dookreśloną

w podręczniku do spraw higieny liczbą

 

(czy mogę mieć czyste ręce żyjąc lat trzydzieści

do toalet w barach wchodzę nielegalnie

dwa razy odbieram gratisowe ciastko)

 

 

 

Na CITO

higiena dieta śmieszna pewność

chroni przed niekonsensualnym

hentajem NFZu

 

(jabłko dziennie przestało działać jakieś 10 lat temu,

praktycy medycyny wszelakiej stracili zainteresowanie ucieczką)

 

 

Aleksandra Kuśnierkiewicz

 

aleksandra

 

sęk

w tym, że rekrutujesz

nie do tego działu

 

tutaj pustka

bez pracowników

wszyscy

na strajku

 

nie do chodzenia

do ściskania

 

inny skill-set

 

jednostka

 

to jest pusty dom

jak się zamknie drzwi

wszystko mówi od środka

 

wkładam rękę w dziurę

gdzie moje książki

a gdzie krzesła?

głos cierpki

gryzie się w język

 

w pustce wszystko rośnie

jeden pokój dwa pokoje

za drzwiami drzwi

nie wariuję

 

ile to już jestem tu?

słyszysz echo

czy to ściany gadają?

głaszczę je

nie wariuję

 

lubię mój do-

m

 

zryw

 

trze skórę na tarce

trze pumeksem

rozsadza uda od środka

pompuje pyszne i słodkie

 

wyciąga łokieć z ręki

zwisa owocem nasienia

sączy ropień na trawę

oddaje płuco za żebro

 

hoppiness

 

to taki bar na chmielnej w warszawie

ale ja nie o tym

ja o skakaniu

 

przez miesiąc postanowiłam

ruszać się jak kulka

jak bąk

 

nie zatrzymywać ruszania

 

ciało to eksperyment ekstremalny

na chwilę działało

hoppiness!

 

aż upadło

teraz mam nowy szyld

już bez neonów

 

[1]Tytuł inspirowany słowami Johna Frusciantego.

 

HTML: <META NAME=”CHANGEDBY” CONTENT=”Karol Maliszewski”>

Odsłuchaj treść artykułu
Skip to content

Zapisz się do naszego newslettera

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych (pokaż całość)