Wiersze wybrane w maju 2024
Dawid Drapisz, Aleksandra Gos, Ilya Izmalkov, Elżbieta Mikołajczyk
Dawid Drapisz
rozdarta matka
od zawsze się nosiła z zamiarem bycia
dobrą na siłę
od zawsze się starała ile mogła nie dostać
życiowej roli
od zawsze miała odmienny stosunek
do spraw
które się nie przedawniły
lapis exillas
jest kamień księżycowy
jest kamień filozoficzny
jest kamień szlachetny
jest kamień na szańcu
jest kamień graniczny
jest kamień golibrody
jest kamień szlifierski
jest kamień węgielny
jest kamień piekielny
jest kamień nerkowy
jest kamień z rosetty
jest kamień ozdobny
jest kamień młyński
jest kamień w wodę
jest kamień rzucony
jest kamień w bucie
jest kamień milowy
jest kamień łupany
jest kamień z serca
jest kamień winny
jest kamień u szyi
jest lichy kamień
jest kamień
jest
a nie pozostanie kamień na kamieniu
bo to wszystko jakby takie wiadome
czy wkładam czapkę na głowę
czy głowę do czapki?
czy wkładam rękawiczki na dłonie
czy dłonie do rękawiczek?
czy wkładam nogawki na nogi
czy nogi do nogawek?
czy wkładam rękawy na ręce
czy ręce do rękawów?
czy wkładam skarpetki na stopy
czy stopy do skarpetek?
a kiedy piszę to ciało jego nadal nie ma
jest
jest ciało
jest ciało stałe
jest ciało obce
jest ciało lotne
jest ciało ludzkie
jest ciało dziecka
jest ciało kobiety
jest ciało gazowe
jest ciało martwe
jest ciało fizyczne
jest ciało astralne
jest ciało baranka
jest ciało macierzy
jest ciało z definicji
jest ciało zwierzęce
jest ciało niebieskie
jest ciało mężczyzny
jest ciało teoretyczne
jest ciało migdałowate
jest ciało modzelowate
jest ciało pedagogiczne
jest ciało doskonale białe
jest ciało doskonale czarne
a wciąż brak ciała jezusa
Aleksandra Gos
W laboratorium kolorów
noc za kroplistą szybą
drzewa zakwitły gwiazdami
Narkotyki
noc poharatana
kreskami śniegu na dachu
Noc
pas nierównych świerków
jak smok rozłożył się na polach
Depresja
odwrócona twarzą do ściany
z pępkiem którego odnaleźć nie może
Dorośli
często pilnują cieni mebli
Demon
wiatr szumi w rurach w piwnicy
Pająk
na leśnej ścieżce cienie gałęzi
jak poplątane nogi
Stopniowanie
jesteś piękny
ale piękniejszy mróz
Odbicie
po opartej na szybie twarzy
przejechał tramwaj
Zima
po szklistym asfalcie
płyną śniegowe pijane statki
Ilya Izmalkov
TRZY
Poniekąd widzę, jak zasłony zachodzą tuż po zapaleniu górnego światła.
Przed kolacją,
a może nagość mogłaby narobić wstydu.
Nie rozróżniam dziwactwa od chęci bycia sobą.
Mam więcej zaufania do kobiet ściętych na krótko
i mężczyzn o długich włosach.
Po dzisiejszym spotkaniu z mewą
prawdziwym walecznym morskim ptakiem, a nie warszawską oszustką –
w jego umyśle zakwitło marzenie
o romantycznych marynarskich podróżach.
Nie wie, że spotka go tyle chlania, że niewiele z tego spamięta.
Zbędna niewiedza o dalszych przeżyciach może spowodować szok poznawczy.
Znany również wśród hipisów jako egzystencjalny.
4tery
Hibernacja; przez poduszkę łapię wymieszany z kurzem tlen.
Polem, pamiętam, szedłem zimowym:
badyle w śniegu chrupią pod nogami i nagi przebiega przez drogę typ.
Sponiewiera temperaturę i obecny natłok rzeczy. Mniema on z dumą o tym, czego się nie odczuwa.
Czoło otarłem liściem brzozy. Chyba. Zgrzało mnie deptanie ściętych traw.
Według przesądów, nie chodzi się pod murem więzienia. Chociaż ścieżka akurat tędy prowadzi. I przebijam się przez tłumy dumnych nartobiegaczy.
Śmierdzi zdradą. Przed kim uciekasz w stroju obcisłym, puszczając parę z gęby?
Jeszcze paręset metrów i w domu. Zdejmę spodnie przez buty. Koło garaży hałas odtwarzaczy magnetycznych zabija świadome słuchanie.
Zaczyna mi się podobać to, co przeminęło.
Umarłe.
‘8’
W obliczu trwających badań, na pograniczu znanych i mniej oczywistych ról społecznych, powoli wyłonił się banalny cytat:
„Wiosną, kiedy mrówki są już w biegu, ale jest jeszcze zimno w cieniu, natura doznaje kryzysu własnego bycia.”
I tylko bycza krew bije w żelaznych żyłach; a hałasy są znośne jedynie przy mocno domkniętych oknach.
Nikt nie postawiłby na to, że wygram z Nimi. „Domino — dyscyplina dla bywałych i mądrych!” Mieli racje, przegrałem. Nie miałem zamiaru nic udowadniać, ewentualnie podbić Im poczucie własnej wartości.
W obliczu skutecznych badań, z nadmierną precyzyjnością, bawiłem się w macanie granic odkrytej niewiedzy. Jak nawiedzi was niedźwiedź – zostawcie mu na pamiątkę szalik klubowy – raczej brzydzi się sportem i da wam spokój.
X
Ile potrzeba mosiężnych śrub żeby utrzymać przy ziemi słońce?
Naprzeciwko mnie oddycha olbrzymi dąb
objęty w łaskawy mech.
A za jego plecami
nie wiadomo skąd
o świcie skłania się księżyc.
A pod nogami,
włożonymi w buty,
jęczy stuwieczny bruk.
Zaszyte zostały pomiędzy palce setki i jeden szlug.
Nie spodziewałem się, że na to spotkanie
ktoś przyjdzie.
DWA-naście
Ostatnim latem, jak zbierał truskawki prosto z krzaków do gęby,
byliśmy niby na ty,
ale wciąż w towarzystwie wysokich mówiliśmy do siebie na pan
udając szlachtę.
Dzban
po brzegi zalany lodowatą wodą
stał na stoliku w cieniu winogron.
Za ogony, pamiętam, łapał salamandry
i śmiał się jak dziecko, kiedy w palcach zostawał mu pulsujący mięsień.
Odkładał je na kamieniu przy wejściu i czekał aż się wysuszą.
To był jego patent na kruki.
Lubił je głaskać i czaić się, jak któryś zgubi dziękując pióro.
Gdzie-więć
Wilgoć. Ciągnie spod zwietrzałej szafy.
Rzut głowy w stronę ofiary, jak kobra, atakuje pleśń kąty.
Pieśń przy stole nie płynie już lekko w stroju doryckim skrzypiec.
Nie sięga się już po zdrowy sen na przypiecku; tylko czasami słychać z komina piszczące myszy.
Lubię myszy. To przez nie trzyma się koty — i jest z kim czasem pomilczeć.
Sypie się mój dom oparty o dębowe szkielety.
Zapadł się już dach i deszczówka nie ścieka strumyczkiem pod jabłonie.
Tylko w porzeczki. Polubiłem z niej napar.
Nie słodzę, bo woda ze studni jest równie słodka jak dekady temu.
Ja tego nie wiem, ale sąsiadowi zaufam na słowo.
Dawność. Jest obecna na równi z brakiem sygnału i milionem komarów.
Tu rzeka zmieniła koryto i gnijące łodzie wiszą na śliskich korzeniach wierzb.
Zapadł się mój dom. Ale nigdy przecież nie był moim.
Sprzedano go najmłodszemu z tutejszych za trzy tysiące dolarów.
Na ziemi wokół postawił trzy tysiące uli.
Jak nigdy nie jadłem miodu, to tego też nie zjem.
Wolność. Ciągnie spod ikeowskiej szafy.
Jak nie ma domu, to i nie ma gdzie wracać.
Elżbieta Mikołajczyk
Bibliofilia
wypożyczalnia wyobrażeń
mniej lub bardziej
przystających do rzeczy
skup myśli w oryginalnych krojach
nietuzinkowe grona słów
w zwojach wszechrzeczy
ubrane w zapożyczenia
tu można znaleźć
kolorowe nitki hologramów
rozwijanych z bandaży myśli
aż po sklepienie
W pułapce
między znanym i nieznanym
wypychani z małej i dużej
stabilizacji
koczują z niepewną nadzieją
na ludzki odruch
machiny imperializmu
z niemym wołaniem
o wolność
życia
Nie moc
Wśród gruzów charkowskich kamienic
pianista gra etiudy dla żywych
mała dziewczynka śpiewa o mocy życia
w piwnicznym zaduchu schronu
lider kapeli w żołnierskim drylu
wykrzykuje o mocy czerwonej kaliny
surrealizm wojny
moc życia
w obronie
Retrospekcja
wyszliśmy z lasu
leśne ścieżki
zaskakują
ściszają głos
wzrok lasu
nie zapomina
Jak bardzo zachwycają
młode źdźbła traw
ornamenty przebiśniegów
strzeliste łuki krokusów
na lazurze nieba
którym nie przeszkadza
niewidoczna agresja
zmutowanych danych
Jeszcze niedawno
ile światła w śniegu
w śladach butów i pazurów
w ścieżkach innych
w spojrzeniu za siebie
odkrywam swoją
jeszcze nie zadeptaną
Przenicowanie
szukałam ciebie
po omacku
jak łaszącego się kota
i wskakującego na kolana psa
szukałam ciebie
w ramionach mojej
drugiej i pierwszej mamy
nie znalazłam
może czasami
w rodzinnym gronie
w uśmiechu dziecka
na moją łagodność
w zapamiętaniu roślin i nieba
w żywiołach ptaków
zabrakło męskich ramion
do przytulania
moja chora czułości
ograniczona
ciałem