Udostępnij:

Wiersze wybrane w styczniu 2025

Michał Filipowski, Jakub Fornagiel, Monika Karbowniczek, Krzysztof Koch, Anna Wąsowicz

 

 

Michał Filipowski

***

to chyba zależy od tego czy jestem w stanie czy nie
pokonać tę odległość granica jest płynna posiada skłonności
do emancypacji obawiam się że może mi się tylko wydawać

że mam kontrolę nad przepływem swoich myśli zwykła ludzka codzienność
na to nie pozwala by skupiać się wyłącznie na tropieniu asonansów
i ciągłych analizach miejsca swojego położenia względem słońca

droga nie polega na tym by precyzyjnie odmierzać kroki
i liczyć spalone kalorie tak naprawdę to podróż zaczyna się wtedy
kiedy sobie uświadomisz że możesz jej nie dokończyć

 

***

według mnie to nie jest pycha kiedy nabieram przekonania
że jestem zdolny do tego żeby do was mówić
wiem to może nie być proste

kiedy się ktoś nagle pojawia obok
i na dodatek jest pozbawiony skóry na ciele
która mogłaby zamortyzować bodziec

to nie jest tak że można każdego trącać kijem
bez ograniczeń jak szympansa w zoo
i się z tego cieszyć że się rzuca na kratę

zawsze się znajdzie ktoś komu się wydaje
że nikt na niego nie patrzy

 

***

dopiero niedawno to sobie uświadomiłem
całe dotychczasowe życie byłem pod nieustanną kontrolą
własnego intelektu to musiało się w końcu źle skończyć

gdy udostępnia się ziemię pod nieograniczony zasiew
nie mając żadnej wiedzy ani doświadczenia
w uprawie roli nie każde ziarno rodzi płód

do bezpośredniego spożycia człowiek ma prawo
wiedzieć co dostaje na talerzu wydawało nam się
że wystarczy wrócić do lasu

by odzyskać wolność ale lasu już nie ma
to po pierwsze a po drugie czasem to lubię
siadam na ławce przy obwodnicy i obserwuję

ruch samochodów jeszcze kilkanaście lat temu
właśnie tutaj kończył się dla mnie świat
dalej był już tylko cmentarz

***

Dla Emanueli

jest już prawie pierwsza w nocy siedzę na balkonie
mam słuchawki na uszach słucham jazzu
ciepło nie ma wiatru mimo że to połowa września

nie jestem tego pewien czy to pełnia księżyca
jasno nie widać gwiazd w niedzielę chcesz pójść
ze mną na plażę tymczasem próbuję nie myśleć

o smutnych rzeczach zapaliłem świeczkę
wyobrażam sobie że jesteś tu ze mną
właśnie zgasło ostatnie światło w oknie

naprzeciwko poszycie dachu lśni jak po deszczu
jestem ciekawy co ci się śni chciałbym jutro
znów się obudzić

Gdyby Fryderyk dożył XXI wieku grałby jazz

przede mną leży czerwony piórnik
pamiątka z Krakowa niewielki
stosik książek oczekujący

chwili kiedy będę miał czas
żeby go przeczytać nie chcę za dużo
pić minęła pierwsza w nocy

jest za chłodno by nadal siedzieć na balkonie
szkoda że nie dajesz się do tego przekonać
jazz jest jak strumień świadomości

nie wszyscy lubią tę uwagę nakierowaną
na detal to może być męczące
ciągłe zmaganie się z prądem

rzeki nie wszystkim to pasuje
by ciągle grać rolę żagla
targanego przez wiatr

Domenico Morelii Paryż 1878

krótki opis pod zdjęciem sugeruje że autor mógł mieć problem
z akceptacją wystawa odbyła się w tysiąc osiemset siedemdziesiątym
ósmym roku w Paryżu przypuśćmy że rzeczywiście miała miejsce

drugiego lutego jak podaje Wikipedia Kościół Katolicki celebruje w tym dniu święto
Matki Bożej Gromnicznej czy to mogło mieć znaczenie
dla ewentualnego odrzucenia jego obrazu

przez publiczność gdyby nie tytuł nikt by się dzisiaj tego nie domyślał
że siedzący w kucki mężczyzna to święty Antoni gdyby nie ta naga kobieta
która została odmalowana przy jego stopach nikt by nie pomyślał

że niepokój na twarzy jest wynikiem kuszenia dłonie Antoniego krzyżują się na piersi
mocno zaciska palce na brudnym habicie ma się wrażenie że się tam jest razem z nim
w tej grocie jeżeli to prawda że Diabeł istnieje to nie mamy powodu do wyrzutów

sumienia z powodu naszej bezradności że nie potrafimy mu ulżyć
w cierpieniu gdybym miał lepszą pamięć mógłbym w tej chwili wyrecytować
wszystkie litanie które niemal słychać jak się patrzy na te wzniesione do nieba mnisze

***

czasem tak się zdarza że człowiek jest
jak jeden z tych przedmiotów
którymi się otacza

można mu przydzielić miejsce
wyznaczyć granice sprawić by się poczuł
jak zdobywca ośmiotysięcznika

a przy tym nie wywoływał na twarzach
swoich dobroczyńców grymasu
zniesmaczenia nie nazwałbym tego

pokorą gdy ktoś się temu biernie przygląda
podczas kiedy przyjaciel dobrowolnie
zasłania sobie oczy potem idzie i próbuje
pokonać ostrą grań coraz częściej

zdarzają mi się takie momenty
w których mam wrażenie że powinienem coś
sobie pomyśleć i nie potrafię

każda rzecz jest wtedy jak drewniany płotek
podczas biegu przez przeszkody
który trzeba jakoś ominąć

***

wychowanko trzcin i mokradeł absolwentko
lodowisk ukrytych między drzewami archiwistko
motylego żywota wypatrująca wiecznego lotu mrówek

marząca o abdykacji i emeryturze każda twoja podróż
zaczyna się o świcie kiedy wiatr nagle zmienia kierunek
poruszania się obłoków każdy twój strach o nienaruszalność

twoich granic wiąże cię ze snem
opóźnia nasze narodziny czym sobie na to zasłużyłem
by mieć miejsce pod twoimi powiekami

niewolnik własnej historii buntownik
żebrzący o miłość szlachcic
pozbawiony imienia szukający

własnej ziemi w korytarzach ludzkich spojrzeń
moje słońce zaczęło zachodzić
o siedem lat wcześniej od twojego

***

mówisz że masz bardzo stresującą pracę
wiele spraw którymi wolałabyś się już nie zajmować
swoje ambicje i marzenia

nie jesteś jeszcze w tym wieku by nie móc
Grecja czy Hiszpania to nie są kraje dla nas
niedostępne mądrzy ludzie mówią nam

że słońce kiedyś zgaśnie lubię stare
smutne piosenki gdyby nie te blizny
nie miałbym już co rozdrapywać

***

są rzeczy które pamiętam bardziej niż inne
nie potrafię tego zrozumieć dlaczego ciągle pytasz
co się ze mną działo między dwudziestym a czterdziestym

rokiem życia to nie jest takie trudne gdyby nie lustro
w przedpokoju nigdy bym się nie dowiedział
jak w ogóle wygląda moja twarz

to właśnie wtedy zauważyłem że ludzie mają oczy
przez które można dostrzec duszę
to mniej więcej w tym czasie przestałem mówić

a zacząłem myśleć zajęło mi to potem dużo czasu
zanim ponownie zawierzyłem słowu
światy zaczęły mi wówczas przechodzić

przez głowę jak podróżni
przez hall kolejowego dworca

 

Jakub Fornagiel

***

Zaprosiłem cię do domu babci przed laty
Nie rozumiejąc uczuć które czułem wtedy
Wyłącznie wiedziałem że to coś wyjątkowego
Więc trzymałem Cię blisko
Niczym porcelanę drogocenną
Której nie wolno upuści

A ja mam dwie lewe ręce
I krzywo stawiam kroki
A mimo to i niejednej kłótni
Pośród niedźwiedzi i kojotów
Co nas przeczołgały po pokrzywach
Ile to razy nas już sprawdzano?
A mimo to
Przetrwaliśmy osobne miasta i domy
Brak czasu i nerwy
Sinusoidalną sylwetkę więzi
Zaprosiłem cię wyłącznie na film
I gdy tak leżeliśmy ujrzałem oblicze
Delikatne i błyszczące jak tysiące gwiazd
A zaprosiłem cię do babci tylko
Bo ta poleciała do Stanów na ślub córki
A to właśnie z tobą spełniam mój dziecięcy sen
By je przemierzyć ze wschodu na zachód

 

***
Wyemigrowałem
Chcąc odmienić życie
Lecz sprzeniewierzyłem kolejną z szans
Niezmiennie póki przy sobie trwam
Doświadczam nawrotów
Przeżyłem świt roboczego dnia
Gdy świat wydawał się tak paskudny
A ulice pełne pustek
I w Utah gdy słońce wstawało wyłącznie dla nas
Wpatrywałem się w zamglone spojrzenia
Córek Los Angeles
I śledziłem drżenie każdego mięśnia ich synów
Nawiedziłem nagrobek — osobistą Mekkę
Pamiętając jednak że bogów się nie nachodzi
Pozwoliłem mu umrze

Chociaż odszedł trzy dekady temu
Wznosząc kufel po raz ostatni
Spaliłem list
I zawróciłem
Wybierając tę samą ścieżkę

 

***

Język odzyskał kolor
Nie nosi znamion blizn
Nawet draśnięcia
Po ataku
Tyle że to przez brak słów
Oczy łypią zewsząd
Codzienne czynności zyskały rangę questów
Napycham uszy ciągami liter
przyspieszyła kukułka wraz z dźwiękiem
Nie odczuwam prędkości światła
Bo patrzę nie widząc niczego
Wprost przed siebie
Z głupim uśmiechem
Jak figurka z kiwającą głową
Ściszonym głosem
Próbuję złożyć puzzle
Gdy notorycznie uciszano mnie w Polsce
Tu mi wpychają w usta słowa
I nieustannie zmuszają by je wypluwa

 

***

Odłączyłem się od stada
Uciekając do lasu
Pośród zwierzyny obcojęzycznej
Czarny Kot ze środka Europy
Podpatruję zza rogu
Wyzierając ostrożnie spod powiek
Prozę życia spisaną nieznanym mi kodem
A to wszystko w nadziei odnalezienia
Właściwych słów do definicji swej duszy
Wyruszyłem za słowem danym sobie
Gdy dopadła mnie cisza
Dźwięczała w uszach niczym przester
Zawodzenie duszy cichutkie dziecięce
A więc porzuciłem stały ląd
I wyfrunąłem z gniazda
Obiecując że wrócę tej jesieni
Jeśli jeszcze będę pamiętał rodzimy język
Dziecię bez domu
Znające wyłącznie własną skorupę i jej namacalność
A chcą bym uczynił go z planety lub z wytyczonych granic kraju

 

Podeptany ślimak na chodniku

Autobus wjechał na Sunset Blvd
Czytałem o nim przed laty
Wertując pierwsze wiersze
Marząc o ruszeniu w drogę
Widok wzbudził tamtą ciszę
Co dźwięczała gdy nikt nie pukał
Nie pytał o więzi
Szkolne rodzinne z podwórka
Nikt za drzwiami nie czekał
Żadne zaproszenia nie wpadały
A więc wyszedłem z małego pokoiku
Potłukłem ramki
Zabierając wyłącznie walizkę
Obudziłem w mieście aniołów
Gdzie ludzie bez nadziei krążą po ulicach
Śpią pod bramą raju
Wygnani w ramiona bestii
Wyklęci i zapomniani
A gdyby zaszyć się wśród nich
Pisać na serwetkach
Popalać pety w bramach
Stukać na maszynie
Jakby nie miało być jutra
Bo go naprawdę może nie by

Gdy wokół gniją
Dłonie pianistów Stopy futbolistów
A kudłate brudne włosy
Skrywają w pofałdowanej mapie piekła
Chrystusowe spojrzenie
Zasypiające w objęciach betonu
Oto Yeti na podbrzuszu cywilizacji

Walmart

Pan z Polski? Jakże miło.
Barańczak

Oya! Wy z Polsky!
Ja tag dawno nie słyszała nikogo z Polsky
Na wakacjach ya?
Jeju! Ale super!
Pracowaliście ya?
I co zostajecie?
Ja tu mieszkam ze 40 lat obok Ophry
Super babka!
Mój mąż też Polak też kocha Kalifornię
Nawet na wakacje nie chce stąd wyjeżdżać hahaha
Jak tam w Polsce? Masakra co nie
Rudy ya? Masakra
Za Trumpem?
On to jest super gość!
Ja grała z nim w golfa
Naprawdę w dechę gość!
W tej Polsce bieda ya
Jak byłam ostatni raz to była tragedia
Ostatni raz?
12 lat temu
Ale jeju super!
Ja tu pracuję dla szychy ale nie mogę mówi

A dobra powiem wam w sekrecie
Tony demokrata
Na pewno widzieliście go na Ukrainie
Super gościu!
Jestem jego menadżerką
Tu to jest życie!
Nie to co w Polsce hahaha
Teraz lepiej?
Wracają ze Stanów?
Nie ma opcji
Od dwóch lat znów masowo tu przybywają
Musicie już ucieka
?
Super było was pozna
!
Ya!
Udanych wakacji ya!

***

Autobus przeciął pustynię samotną drogą
Wyskoczyłem
Obojętny wobec tego czy nadjedzie kolejny
Ruszyłem szlakiem węży skrytych w piasku
A co gdyby zgubić się pośród gór
I tu kuć słowa niczym szept krzyk szmer
Co odbijają się echem o skalne ściany?
Może tu będą bardziej słyszalne
Gdy nie wystarczy już wyjść na rynek
I dokonać słowo-spalenia
Kilka dni szumu o Tobie
zagłuszy Cię równie szybko co rozsławi
Jak w ogóle ktoś ma Cię dostrzec
W amoku doniesień
Gdy tuż obok robi to samo
Kilku podobnych Tobie
Więc nim ruszę w głąb
Pozostawię rozrzucone kartki
Przeobrażę się w miejską legendę
A potem złapię autobus
I odjadę
Nie oglądając się za siebie
Bez ostatecznego celu

 

Monika Karbowniczek

Starość

Przyszła wczoraj.
Zjawiła się nagle,
jak zapalenie krtani
kwietniowego poranka,
gdy obudził się niemy
i zdumiony.
Wątpił w jej zwinność.
Oczekiwał uprzejmego
pukania do drzwi
i cierpliwości.
A ona,
zaskoczyła go
tamtej wiosny.
Teraz do białości
zaciska palce
na jej dłoni.
Umrze z rozpaczy,
gdy tamta
odejdzie.

Gość

Wczoraj – te parę godzin, które minęło,
by zyskać to miano.
Mówię „wczoraj”
i oglądam się wstecz.
Czuję, jak moja głowa na giętkiej szyi,
odwraca się do tego „wczoraj”.
Wczoraj więc, mój strach był dużo
większy.
Tak naprawdę, nigdy do końca nie ustaliłam,
jak wygląda.
Jest prawdopodobnie zmiennokształtny.
Ostatnio przeważała w nim ostra nuta,
rodzaj pieprzności, dlatego może czułam
jak wyciska wodę z moich gałek ocznych.
Jest bardzo autonomiczny.
Przychodzi, kiedy mu wygodnie.
Może nawet śmieje się, na widok mojej zaskoczonej miny,
gdy znienacka zbliża się na odległość oddechu.
Jego śmiech jest szyderstwem. Nie daję się na to nabrać.
Nigdy go nie witam, nie patrzę mu w oczy.
Tamtego dnia, niespodzianie przyszła spiżowa tarcza, pod postacią
meksykańskiej zupy, którą nam przyniosłeś.
Doprawiona głodem, przyprawą cenniejszą niż szafran, bardzo nam smakowała.
Strach tonął przy każdym zanurzeniu łyżki.
Pierwszy raz naprawdę się zdziwił. Zniknął chwilowo.

 

Bez rozgłosu

Zestarzała się przed chwilą
ale jest ciągle zajęta tym, co będzie jutro.
Niczego więc nie dostrzegła. Jeszcze.
Pamięta jak wcześniej obserwowała ptaki,
zapamiętale wydziobujące styropian.
Mieszkalny blok, ich nowe lokum.
Rozpostarte w powietrzu żywe wachlarze ciemnych piór.
Ostre dzioby, prawie tak ostre, jak krawędzie budynku.
Może o tą wszechobecną ostrość, roztrzaskały się jej ambicje.
Ostrość czyjegoś wzroku, żyletki słów.
Patrząc w tamtym kierunku, pod słońce
i ona może już powiedzieć, że świat zmienił się
na jej oczach.
Zdążył nawet niektórych pochłonąć
a słowo „żyletka”, to prawie anachronizm.
Odkąd któregoś dnia przestała rozpoznawać
się w lustrze, przeczuwa, że odejdzie
całkiem incognito.

Blisko obłędu

Gdzieś jestem,
choć utknęłam w kompletnie
surrealistycznej przestrzeni.
Niczym głowa nosorożca
zawieszona na przylegającej do patio białej,
otynkowanej ścianie
w słonecznej Katalonii.
Gdy o tym myślę, na skórze czuję upał
lipcowego dnia.
Oślepia mnie biel tamtych ścian
w nozdrzach znów czuję dziwny zapach grubej skóry
wypatroszonego zwierzęcia.
To w żaden sposób nie pomaga.
Wpisuję więc hasła w necie w stylu: „Gdzie miło
spędzić czas z mamą”,
choć ona nie chce spędzać czasu z nosorożcem.

Oni

Bez niego nie będzie
czekać, by światło
zmieniło się na zielone.
Rytm odmierza serce.
Rzepak kwitnie na żółto,
skoszona trawa pachnie
utraconym życiem.
Mały domek
ma kształt pudełka.
Można zaszyć się w nim
grubą, ciepłą nicią.
Idealnie na zimę.
Oplatają swe serca
słowami,
dotykają umysłów.

Krzysztof Koch

Dziennik C-zapadłej
W centrum spora kolejka tych z C. Tych z C łatwo poznać po ziemistych paznokciach i szarych palcach, zaciskających C na wypisie. Dominują chusty, kapelusze i cała paleta włosia identycznego z naturalnym. Gdzieniegdzie perwersyjny skalp rzuca rękawicę. Napiszesz dziennik skazanego w godzinę. Skazanego z wyrokiem C. Słyszę, że następny proszę i widzę, jak jupiter w mojej głowie oślepia wspomnienie po rzęsach. Nie zapomniałem, nie martw się. Wychodzisz po godzinie, mówisz, że lepiej niż ostatnio i jedźmy do domu. Tam w spokoju zarzygasz łazienkę. A ja w rytm rzygania w kącie wyleję z oczu pomyje.

Cyborg

Nie było lepiej. Od dwóch lat kłamię ja, kłamiesz ty, kłamiemy razem. A tak bardzo osobno. Czekamy w kolejce po metaliczny smak z woreczka z podajnikiem. Szpaler tych na C strzela z automatu w moją nadzieję. Przekrój poprzeczny C mamy już oswojony, a ciągle nie oswoiliśmy się ze mną – cyborgiem. Chcę zobaczyć koszulę, którą mi założysz, a ty zarzekasz się, że niepotrzebna. Czas, którego nie ma, kazał leżeć w dwóch rogach prześcieradła, z murem przez środek. Czuję się jak w nocnym, którego numer zawsze mylę z tym do domu. Zapadam na C, a ty zapadasz się.

Nie lubię wspomnień

Nie pytam, za czym ta kolejka, bo żadnej kolejki nie ma. Pusty korytarz, dużo drzwi. Cienkich jak granica między „my” a „oni”. Kilka jarzeniówek. Siny klosz ukrył komara, który wbił się w sufit z nadzieją na podskórną krew. Krew pod tynkiem. Jej cząstki jak tłuszcz na kuchennej ścianie, gdy jeszcze czułam smaki. Jak nadzieja, co wyparowała z ust skażonych ołowiem z woreczka. Sinych ust, sinych oczu.

 

Anna Wąsowicz

język

mówię ci o matce i o rebecce i o noemi i o miriam
mówię ci o miriam o noemi o rebece i o matce
mówię bo język jest jak snop światła w Jeruszalaim
tuż po świcie. nocą. kiedy zamknięto mi usta
i cała pamięć stała się czarnym mlekiem poranka które piłem
co dzień i co noc i w świątyni i w kazamatach i nawet
ty jedna o mnie zapomniałaś
w azylu żyłem
w szczelnie zamkniętej kuli pamięci
z roszadą ale nie życia już a śmierci
z bogiem utkwionym w źrenicy oka
w testamencie chciałem zapisać niebo dla jednej
pindy.

wracają

weź zagryzkę do wódki i nie marudź że masz za daleko do lotniska
albo że tu już nigdy nie wrócisz
przecież wszyscy wracają

jeden z nich

teatr to kopalnia wiedzy o człowieku
wszyscy wiedzą że chcesz robić to co kochasz
w gruncie rzeczy wszyscy chcą to robić
a na pewno wszyscy chcą się kochać
co do tego nikt nie ma wątpliwości

Z Chełmońskiego

jeszcze tylko chwila
a świat zamieni się w pole bitwy
jak z obrazów Józefa Chełmońskiego
jeszcze tylko chwila i będą nas rżnąć jak świnie.

Tu
jest taki obraz Podkowińskiego a na tym obrazie
namalowana jest kobieta o źrenicach w których mieszka bóg
wczoraj spotkałam Cię mimochodem
dzisiaj już Cię nie mam

Dialog z Poetą

 narodzona o poranku zaraz po nocy w święto Purim * Małgorzato z wiersza Paula Celana* mówisz coś o godzinach i o tym, że najpierw są rachunki i trzeba to zwyciężyć* ja pracowity jak pszczołą * zapach eteru* anestezjolog* jest mistrzem * cisza to sztuka, której chirurg dodaje odwagi* by nie stać się miazgą * odważ się być silnym* ty jesteś Piotrem* Małgorzato, twoje włosy, popiół twych włosów, Sulamit* narodzona o poranku nocą w święto Purim* Małgorzato z wiersza Paula Celana * człowiek mieszka w tym domu, w którym bawił się z wężami, z wiersza Paula* przypis* pisze co noc* pisze, Małgorzato, twoje złote włosy, popiół twych włosów, Sulamit* on mieszka w tym domu, ma twoje oczy* uczysz się z nim co godzinę bawiąc się z wężami* one są płoche* Małgorzato, z wiersza Paula Celana, w tobie, jak oni.
 oni są w tobie* clitoris* oni są w tobie*bądź mądry, ty jesteś Piotrem
 oczekiwanie* być może tu po raz pierwszy* być może język cierpka słodycz* winogrono* jak ty jesteś taka* napina mięśnie* stoi przed tobą obnażony* a ja Małgorzato, z wiersza Paula Celana* naucz mnie
 widzenia nad zatoką * która nie znasz godziny* teraz albo jutro* wczoraj albo dziś* i nie będzie odwrotu* cień twej piersi, zarys bioder jest jak dzban
spokój
interwał
pani od muzyki

.
***

kochali się na zawsze
miała włosy popielate i zaledwie kilka pieprzyków na ciele
mówiła na niego: “ głuptasek”
a on śmiał się jakby to były jego urodziny
nie chcieli ferii ani tortu
chcieli siebie
i to im wystarczyło

 

Odsłuchaj treść artykułu
Skip to content

Zapisz się do naszego newslettera

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych (pokaż całość)